wtorek, 31 grudnia 2013

O złotej rybce….

A może tak przed końcem roku wypadałoby spełnić swoje trzy życzenia... Hmm, gdzie znaleźć, raczej złowić złotą rybkę?
 Są jeszcze gdzieś złote rybki spełniające życzenia?
 W dzisiejszych czasach ludzie potrzebują złotych rybek...?

  Nad piękne jezioro przyjeżdża pewien pan. Robi dużo hałasu swoją złotą limuzyną i nie wygląda na człowieka, który przyjechał łowić ryby. Wystrojony kosztownymi łańcuchami, pierścienie na palcach, w ręce kosztowna wętka i cała reszta.
 Siedzi sobie na złotym krzesełku, popala cygaro...
 Ptaki przestały śpiewać, patrzą przekręcając ptasie głowy raz w prawo, raz w lewo i... czekają.
 Po długim siedzeniu przy wędce poruszył się spławik. Wreszcie ryba! Powiedział sam do siebie rybak złoty!
 Patrzy, złowił złotą rybkę, ogląda ją z pogardą i już ma wyrzucić, kiedy rybka nagle się odzywa trzepiąc długimi rybimi rzęsami i mówi:
 - Poczekaj, a trzy życzenia?
 – No dobra, byle szybko – co chcesz?






P.S
Potrzebujemy złotych rybek czy raczej nie...?
Moje życzenia spełniają się i bez złotej.
A Wasze życzenia spełniły się tego roku?
„Istnieją dwa powody, które nie pozwalają ludziom spełnić swoich marzeń. Najczęściej po prostu uważają je za nierealne. A czasem na skutek nagłej zmiany losu pojmują, że spełnienie marzeń staje się możliwe w chwili, gdy się tego najmniej spodziewają. Wtedy jednak budzi się w nich strach przed życiem rzucającym nowe wyzwania, strach przed utratą na zawsze tego, do tego do czego przywykli.” /P.Coelho/
Czy prosiłabym złotą rybkę o zdrowie?
Prosiłabym raczej o moc ducha w przyjmowaniu tego nowego wyzwania, o wolność od choroby, bo nawet do kataru można być przywiązanym grubym łańcuchem...
Wiem jedno, że błogosławieństwo, na które się nie godzimy, z czasem obraca się w przekleństwo.
Dni w życiu nie są jednostajne... Życzę Wam, abyście zawsze pamiętali o tym, że kiedy czarne chmury zasłonią Wasze słońce trzeba, jak orzeł, przedzierać się przez te chmury i dać poznać innym, że słońce jednak nie gaśnie...   

niedziela, 29 grudnia 2013

O kolędowaniu...

W Rudniku nad Sanem mamy Dom Dziecka.
 W Boże Narodzenie dzieci z najmłodszej grupy przed snem śpiewają kolędę, która staje się kołysanką. 
Kołysanka kolędowa śpiewana jest przez Ciocię czyli siostrę zakonną każdemu dziecku. Znacie tę kolędę: Lulajże, Jezuniu, moja perełko... ,
 ale zamiast Jezuniu śpiewa się:
 lulajże, Antosiu, moja perełko,
 lulajże, najśliczniejsze świata słoneczko,
 lulajże, moje pieścidełko,
 lulajże, prześliczna oczom gwiazdeczko...
 Ostatnie dziecko ululane kołysanką kolędową i ciocia pomyślała, a właściwie miała nadzieję, że Małe Towarzystwo zasnęło snem ludzi szczęśliwych, a tu znad poduszki rozlega się zaspany głos:
 Ciociu, raz jeszcze Bartusiu...




P.S
Jedna z wychowanek została adoptowana i spędzała pierwsze Święta Bożego Narodzenia w nowej rodzinie. W czasie trwania świąt zadzwoniła nowa mama dziewczynki i chciała rozmawiać z siostrą, która była odpowiedzialna za Wandzię.
- Siostro, Wandeczka płacze i mówi, że źle śpiewamy kolędę „Lujajże, Jezuniu...”, i nie potrafi nam wytłumaczyć, jak trzeba ją śpiewać.
Jak śpiewacie tę kolędę w Rudniku?

                                Lulajże, Wandeczko, moja perełko,  
          lulajże, prześliczna oczom gwiazdeczko...

sobota, 28 grudnia 2013

O spotkanych ludziach...

                                      Człowiek jest zawsze niespodzianką.
                                      Otchłanią, którą można zgłębić.
                                      poznawać lub...
                                      ominąć.






P.S
Nie wiem, jak Wy, ale ja zdecydowanie, bez usprawiedliwiania... za często omijam. Można rozmawiać, patrzeć w oczy, nawet dobrze radzić, pisać długie listy, a jednak... omijać.

wtorek, 24 grudnia 2013

O drzewku...




Chciałabym 
 przygotować w tych dniach,
drzewko Bożonarodzeniowe
bardzo specjalne
 i zawiesić zamiast prezentów,
 IMIONA
 wszystkich moich przyjaciół. Tych z bliska
 i tych z daleka. Tych „od zawsze” i tych, których
   mam teraz.
 Tych, których widuję codziennie, i tych, których spotykam
 czasami.
 Tych, o których zawsze pamiętam i tych,
 o których często zapominam.
Tych stałych i tych niestałych. Tych z czasów
radosnych i tych z czasów trudnych. Tych, których niechcąco zraniłam,
 i tych, którzy niechcący mnie zranili. Tych, których znam
 głęboko, i tych których znam tylko z widzenia.
 Tych, którzy coś mi zawdzięczają i tych, którym ja zawdzięczam wiele.
 Przyjaciół cichych
 i przyjaciół ważnych. Dlatego wymieniam ich wszystkich, wszystkich przyjaciół, którzy
 przeszli przez moje życie. Tych, którzy czytają tę wiadomość i tych, którzy jej nie otrzymają.
 Drzewko z głębokimi korzeniami, aby Waszego imienia nikt nigdy nie wyrwał.
 Drzewa, które zakwitnie w przyszłym roku, przyniesie nam radość, zdrowie, miłość i pokój.
 Obyśmy dzięki Bożemu Narodzeniu mogli spotkać się na nowo dzieląc najlepsze życzenia
 nadziei,
dając coś
 ze szczęścia tym,
 którzy je całkowicie utracili.

RADOSNYCH ŚWIĄT







P.S
Zabieram Was na Pasterkę i oddam Bogu, który przychodzi w tę szczególną NOC, bo co innego mogę zrobić..., jak nie oddać Waszych radości, smutków Temu, któremu zawierzyłam swoje życie i zawierzam Wasze, bo nie znajduję
innego pomysłu na to życie tutaj i teraz...


                                         ..., bo u Boga droga
                                                  i masz tyle, ile dasz...



Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata i wyciągasz do niego ręce, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad, które jak żelazna obręcz uciskają ludzi w ich samotności, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei „więźniom” , tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego, moralnego i duchowego ubóstwa, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze, jak bardzo znikome są twoje możliwości i jak wielka jest twoja słabość, jest Boże Narodzenie. Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg pokochał innych przez ciebie, zawsze wtedy, jest Boże Narodzenie /Matka Teresa z Kalkuty/


Dziękuję za wszelkie przejawy życzliwości, życzenia... Zapewniam raz jeszcze: PAMIĘTAM, i pamiętać będę zawsze z UŚMIECHEM! 
Wasza Judyta

poniedziałek, 23 grudnia 2013

O ubieraniu choinki....

Wigilia, Boże Narodzenie… i choinka!
 Pogański to zwyczaj, ale ile daje radości!
 W moim rodzinnym domu choinkę ubierało się 24 grudnia rano.
 Co roku szata choinki była trochę inna, bo choinka także lubi się stroić i patrzy na modę /nie?/! 
Jaka była najpiękniejsza?
 Hmm, nie umie powiedzieć. Na ten czas była najpiękniejsza!
 Wczoraj dzieci z naszej parafii ubierały z rodzicami choinkę parafialną. Każde dziecko COŚ na choince pozostawiło, i tak wspólnymi siłami, została ubrana parafialna choinka!!!













P.S
Ktoś przyniósł pierniczki, aby przyozdobić choinkę... Powiesił, pierniczki dyndały na wietrze, ale za chwilę już ich nie było! Ile było rączek, które dyskretnie ściągały pierniczki z choinki... nie liczyłam /śmiech/! 
Wyglądały bardzo apetycznie. Zapewne poszłabym w ślady dzieci, gdyby nie aparat /śmiech/!!!
Wiadomo, że wiszące na choince łakocie są po to, aby je zjeść!!!

sobota, 21 grudnia 2013

O rybie....

Zastanawialiście się dlaczego na wigilijnym stole nie może zabraknąć ryby. 
Wigilia bez ryby...?
 Karp po żydowsku, śledź w buraczkach, ryba w galarecie, i łosoś marynowany,
 co tylko chcesz!!!
 Nie ważne, jak podana, ważne, aby była!
 Tradycja tej wigilijnej potrawy sięga dawnych czasów i jest związana z początkiem chrześcijaństwa. Ryba symbolizuje Jezusa i była znakiem rozpoznawczym pierwszych chrześcijan.
 Symbolika ryby ma dwojakie znaczenie: z jednej strony odwołuje się do chrztu, gdyż żywiołem ryby jest woda; z drugiej strony symbolizuje eucharystie. Ryba znacznie wcześniej od krzyża została uznana za symbol chrześcijaństwa.
 Nie tylko chrześcijanie dopatrywali się w rybie świętości. 
Babilończycy, Egipcjanie uważali ryby za istoty święte,
 którym należy się cześć. 
. Wigilijna wieczerza dla chrześcijan jest ukoronowaniem czasu adwentu
 i przypomnieniem, że zawsze była uroczystą ucztą i symbolizowała przygotowanie do odpoczynku świątecznego.
 Najczęściej podawaną rybą podczas Wigilii jest karp. Zgodnie z wierzeniami jest on symbolem długowieczności. Kto go kosztuje będzie żył długo. Karp na wigilijnych stołach zaczął się pojawiać  jeszcze w średniowieczu. Był on wtedy rybą dość drogą i uchodził za przysmak na wyjątkowo ważne okazje.
 A tak właśnie była traktowana wigilijna wieczerza.
 Niezależnie jednak od tego, jaka ryba znajdzie się na wigilijnym stole,
 jej obecność jest oznaką obecności i wiary w Chrystusa.
Osobiście za karpiem nie przepadam więc nie grozi mi długowieczność
 /śmiech/! Nie będę wyglądać i szukać na wigilijnym stole karpia smażonego, 
w galarecie, po żydowsku czy na słodko...
 Może znajdzie się jakiś okoń lub płotka...





P.S
Mąż mojej koleżanki jest zapalonym wędkarzem. Wyobraźcie sobie, że chciał swoją pasją zarazić żonę, aby w domu zapanował pokój. Jagoda do świętego spokoju wybrała się na ryby w towarzystwie swojej drugiej połowy i na tym pierwszym razie się skończyło!
Początek wspólnego połowu był fatalny. Za głośno rozmawiała, nie umiała założyć przynęty, za wcześnie podcinała rybę...
Najgorsze jednak było to, że złowiła trzy razy tyle ryb, co on!
Więcej na ryby Jagody nie zabrał...

czwartek, 19 grudnia 2013

Jedno słowo...

"Tak, często w życiu chodzi o jedno słowo.
 Uczymy się na pamięć całych ról, a nieraz naszym życiem wstrząsa jedno słowo. Byłem u mojej mamy w szpitalu, kiedy leżała pod kroplówkami po zawale serca, nieprzytomna, ale lekarz prosił, żeby do niej mówić, bo ona wszystko słyszy.

  Pielęgniarki gonią wte i wewte, nie mogłem wypowiedzieć nic istotnego. Patrzę na moja mamę, która miała koszule w serduszka czerwone,
 ręce całe pokłute.
 Coś jej tam tłumaczę, ale nie ma kontaktu.

 Nagle mi się wyrwało słowo "kochanie" i w tym momencie zobaczyłem, jak moja mama przeniosła zaskórniakami energii oczy ze stanu nieprzytomności, spotkaliśmy się wzrokiem, polały się jej potężne rzeki łez.

 To było jedno z najpiękniejszych spotkań miłości w moim życiu. Wiedziałem,że widzimy się po raz ostatni. Byłem wdzięczny, że moja niemoc wywołała słowo "kochanie".
 Na to słowo moja mama w chwili osamotnienia czekała.
 To jest bezmiar oczekiwania ludzkiego na to słowo."
                                                                                          /Wiesław Komasa/


 



P.S
I dlaczego czekamy z tym słowem... Możemy nie zdążyć.