wtorek, 27 listopada 2012

O niedźwiedziu….


W Polsce niedźwiedź podlega całkowitej ochronie gatunkowej więc nie zapolujesz na niego.
 Inaczej rzecz się ma z misiami brunatnymi na Kamczatce.
 I kto wybierze się w tak odległe strony? Myśliwy oczywiście, bo największe trofeum myśliwskie to niedźwiedź brunatny. I nie ważne, że dotarcie na Kamczatkę jest przedsięwzięciem więcej niż trochę skomplikowanym. Jak już tam się znajdziesz to czeka cię wspinaczka w wysokie góry, bo niedźwiedzie lubią świeże górskie powietrze.
 Najlepiej polować na niedźwiedzia na przełomie kwietnia i maja więc będzie jeszcze śnieg, co nie ułatwi polowania.
 O warunkach mieszkaniowych i braku połączenia ze światem
 lepiej nie wspominać.


 Nic to dla myśliwego!

 Wszystko zniesie, aby wytropić i zapolować na niedźwiedzia.
 Poluje się na samce, które muszą mieć 6 lat.
 Zastanawiam się po czym poznaje się, że wałęsający się niedźwiedź
 ma 6 lat?
 Wiosna jest porą, w której można zobaczyć niedźwiedzice z małymi, które bawią się na śniegu zjeżdżając po nim na swym tyłku.
 Samce szukające samic są bardzo agresywne i niebezpieczne dla małych niedźwiadków.
 Mogą nawet zagryźć młode niedźwiadki, aby zrobić miejsce dla swego potomstwa. W tym czasie zmniejsza się populację samców i dlatego można na nie polować.
 Nie wiedziałam, że małe niedźwiadki przychodzą na świat podczas zimowego snu samicy, zwykle między grudniem a lutym. Maluchy są całkowicie niesamodzielne. Pierwsze tygodnie życia spędzają wtulone w futro matki, że nawet nie dotykają podłoża, co pozwala im przeżyć w zimnym otoczeniu.


 Co sprawia, że dzieci lubią niedźwiadki? Sama miałam, jako dziecko misia, który stracił ucho, potem inne części swego pluszowego ciała.
 Cóż, gruba i gęsta sierść, w której chciałoby się zanużyć ręce, brazowe oczęta, i nos, i po prostu chce się przytulić do niego...
 Niedźwiedź, nieświadomy sympatii,
 jaką jest darzony przez najmłodszych przedstawicieli ludzi, nie szuka kontaktu
 z ludźmi.
 Sam nie zaatakuje, jeśli nie będzie niepokojony w swoim naturalnym środowisku.
 Niedźwiedzie maja doskonały węch, potrafią szybko biegać, pływać, wspinać się na drzewa.
 Jak trzeba potrafią działać w postawie dwunożnej, aby przestraszyć przeciwnika.

 Zima tuż, tuż więc niedźwiedzie pójdą spać, a może już spią?
 W zimowy sen zapadają w tzw. gawrach – specjalnie przygotowane jaskiniowe legowiska i nic ich nie obchodzi, zapominają o pięknych lakach, niebieskim niebie, miodzie i rybach z górskich potoków. A moze to wszystko im się sni?




P.S
Chciałabym pospać takim zimowym snem... nie wiedzieć, nie widzieć, nie czuć tylko śnić same dobre rzeczy...


niedziela, 25 listopada 2012

To tylko Miłość….

Cóż, bywa i tak, że i Siostry Karmelitanki Bose opuszczają swoją klauzurę za pozwoleniem swoich przełożonych.
 Karmelitanki Bose, które na codzień i od święta zajęte są wychwalaniem Boga przyjechały do Gdańska, aby przez kilka dni nagrać płytę do tekstów św.Teresy z Avila z muzyką s. Katarzyny i aranżacją pana Pawła Bębenek. Chór składał się z 9 Sióstr, które przyjechały z kilku karmelitańskich domów na terenie Polski.
 Była harfa, skrzypce, wiolączela i flet i dużo radości ze wspólnego spotkania. Skąd ten pomysł nagrania płyty?
  W tym roku Karmelitanki Bose obchodzą 400-lecie przybycia do Polski.
 W 50 lat od założenia pierwszego klasztoru Karmelitanek Bosych św.Józefa w Avila, zostały przeszczepione do naszej Ojczyzny pierwotne tradycje Karmelu Terezjańskiego.
 Pomimo, że każda ze wspólnot /w Polsce  27/ stanowi w Kościele odrębny organizm, wszystkie łączy wspólny terezjański charyzmat. Następna rocznica to 450-lecie od założenia pierwszej zreformowanej fundacji Karmelitanek Bosych i w 2015 będziemy świętować  500-lecie narodzin św. Teresy z Avila.
 Zachęcam przy tej okazji do poczytania albumu pt. "Zajęte wychwalaniem Boga 400 lat Karmelitanek Bosych w Polsce 1612 – 2012".
 Album przybliża wszystkie istniejące fundacje na terenie Polski i ich codzienne życie oraz te wspólnoty, które powstały poza granicami Polski z inicjatywy polskich fundacji.
 Płyta nie ma jeszcze tytułu i okładki... Uczestnicząc w nagraniu, słuchając  i patrząc na to całe muzyczne „zamieszanie” tytuł koniecznie musi wiązać się z Miłością....
 I tekst jednej z pieśni Wam przesyłam szkoda, ze bez muzyki. Tekst z muzyką oddaje piękno... Miłości.













Pociągnij mnie za sobą, pobiegnijmy!
 Ty, którego miłuje dusza moja.
 Mój umiłowany jest mój, a ja Jego, a ja jestem Jego...












Pragnęłam żyć, gdyż nie żyłam
 A jedynie zmagałam się z cieniem śmierci
 Nie było nikogo, kto by dał mi życie
 Sama wziąć go sobie nie mogłam.


















Panie ode mnie samej mnie uwolnił
 Teraz to On żyje we mnie
 Pragnął była czysta i samotna,
 Z wielką miłością zwrócił mnie ku Sobie.
















Wszystko dla Boga pozostawiłam,
 to on przemienił swoją służebnicę.
 Moja dusza poderwała się do lotu,
 Pan dał jej wolność i siłę.
















Pan obudził ze snu moją duszę,
 Pozostaję z Nim, wpatrując się w Jego spojrzenie.
 Noszę Go w mym wnętrzu obecnego,
 cała coraz bardziej rozmiłowana.


















Pociągnij mnie za sobą, pobiegnijmy!
 Ty, którego miłuje dusza moja.
 Mój umiłowany jest mój, a ja Jego, a ja jestem Jego...












P.S
Mam wszystkie wyniki od kilku dni.... W środę zaczynam chemię... i piję sok z buraczków i jabłek, i nawet mi smakuje, ale jak znam życie nie będzie mi smakować  /śmiech/

sobota, 24 listopada 2012

Hmm, a gdzie w tym wszystkim jestem ja?

Moje Siostry i Przyjaciele dbają o to, aby nie zabrakło mi odpowiedniej lektury /śmiech/ na ten rozdział w moim życiu, który się już na dobre rozpoczął...
 S. Grażyna, która pracuje w Kongo /mają tam teraz wojnę domową/ zadzwoniła do mnie i na wszystkie możliwe sposoby zachęcałą mnie do kupienia i oczywiście do przeczytania książki napisanej przez Tiziano Tereziani dziennikarza, którego Kapuściński uważał za wielkiego reportera, którego twórczość można czytać jak poezję.
 Oczywiście poszłam szukać tej zachwalanej pozycji między jednym  a drugim odwiedzaniem szpitala /ściąganie chłonki – nic miłego a raczej utrapienie/ i znalazłam.
 Tytuł specjalnie dla mnie, bo jak mi wiele osób mówi powtarzam te słowa bardzo często „Nic nie dzieje się przypadkiem”.
 Cóż, przejrzałam i  stwierdzam, że nie żyjący już Terezani zostawił po sobie swoje przemyślenia i drogę jaką przebył zmagając się z nową sytuacją, w której postawił go nowotwór.
 Muszę Wam powiedzieć, że nie raz nie dwa pojawił się na mojej twarzy uśmiech i śmiech do łez. „Trzeba umieć patrzeć w niebo i być chmurą, trzeba słyszeć meodię”. Przyjdzie czas, że zacznę czytać ten dziennik od początku do końca....

„...Napisałem mu, aby się cieszył, że nie ma raka, ale gdyby chciał przeprowadzić ciekawe doświadczenie, niech przez jeden dzień sobie wyobrazi, że jest inaczej, i zastanowi  się nad tym, jak nie tylko życie, ale wszystkie osoby i rzeczy wokół nas jawią się wówczas w zupełnie innym świetle. Być może tym właściwym.
 W dawnych Chinach wiele osób trzymało w domu trumnę, żeby pamiętać o nieuchronności śmierci; niektórzy kładli się do niej, kiedy musieli podjąć jakąś ważną decyzję, zyskując w ten sposób jakby lepszą perspektywę wobec przemijalności wszystkiego. Dlaczego nie udawać przez chwilę, że jest się chorym, że nasze dni są policzone – jak przecież jest w istocie – aby zdać sobie sprawę, jak bardzo są one  cenne?

 Hindusi przypominają sobie o tym, przytaczając historię człowieka, który goniony przez tygrysa, stacza się w przepaść. Spadając, biedaczysko chwyta jakiś krzak, ale i ten zaczyna się osuwać. Nie ma ratunki: nad nim paszcza tygrysa, w dole otchłań. W tej samej jednak chwili, dokładnie tam, na wyciągnięcie ręki, między kamieniami urwiska, mężczyzna dostrzega piękną, czerwoną i świeżą poziomkę. Zrywa ją i... nigdy żadna poziomka nie wydała mu się tak słodka jak ta ostatnia.
 Gdyby to mnie miała przypaść rola tego biedaka, poziomka owych dni, tygodni i miesięcy spokojnej samotności w Nowym Jorku była bardzo słodka. To nie znaczy, że pogodziłem się ze skokiem w przepaść; przeciwnie, szukałem wszelkich sposobów, aby sobie pomóc.
 Tylko ja? Czyż mogłem , siłą umysłu albo w jakikolwiek innych sposób, spowodować, by krzew, którego sie uchwyciłem, wytrzymał pod naporem? A jeśli to ja sam ustawiłem moje ciało w tak niewygodnej pozycji, co mogłem zrobić, żeby je stamtąd zabrać? Lekarze, którym między jednym a drugim badaniem zadawałem to pytanie, nie znajdowali na nie odpowiedzi. Niektórzy z nich wiedzieli, że należałoby go poszukać, jednak nikt tego nie robił. Podobnie jak dziennikarze, również lekarze brali pod uwagę wyłącznie fakty, a nie owo nieuchwytne „coś”, co mogło się za nim ukrywać, i postrzegali tak, jak się im jawiły. Ja byłem ciałem – chorym ciałem, które należało wyleczyć. Miałem też jednak coś ważnego do powiedzenia: przecież jestem także umysłem, może również duszą, a już na pewno zbiorem nagromadzonych historii, doświadczeń, uczuć, myśli i emocji, które z moją chorobą miały prawdopodobnie wiele wspólnego!
 Nikt nie zdawał się chcieć – czy też móc – wziąć pod uwagę.
 Nawet podczas terapii. Zwalczano raka, chorobę dobrze opisaną w podręcznikach, ze swoimi statystykami występowania i procentami wyleczonych przypadków, która może dotknąć każdego. Ale nie mnie! ... Czy przynajmniej wiadomo, co powoduje, że komórka w ciele zaczyna wariować? Co każe jej porzucić funkcję życiową i przeobrazić się w zagrożenie dla życia? Poszłem zapytać o to młodziutkiego szefa pionu badawczego MSKCC, o którym przeczytałem, że nie dość, iż znał odpowiedź na moje pytania, to znajdował się u progu ważnego odkrycia: klucza do kodu, który niczym przełącznik powoduje, że zdrowa komórka staje się chorą i na odwrót.

 – Jesteśmy na dobrej drodze, ale osiągnięcie celu wydaje się operacją bardziej skomplikowaną niż wysłanie człowieka na Księżyc – wyjaśnił mi.

 To, co zdołałem pojąć, było fascynujące. Czystym zbiegiem okoliczności ów młody człowiek specjalizował się w moim typie schorzenia.
 Im dłużej go słuchałem, tym wyraźniej jednak zdawałem sobie sprawę, że eksploracja tajemniczego świata życia oddalała szefa pionu badawczego MSKCC nie tylko ode mnie jako integralnej osoby, ale też ode mnie jako ciała. Drążąc i analizując najdrobniejsze szczegóły, dotarł do wnętrza jednego z milionów kodów zawartych w DNA jednej z miliardów komórek ciała. Ale gdzie w tym wszystkim byłem ja?
 Chyba miałem jakiś udział w tym, że ten mój przełącznik źle zadziałał?

 –Nie. Nie było w tym żadnego pańskiego udziału. Wszystko zostało już zawarte w pańskim kodzie i wkrótce będziemy w stanie na nowo 
zaprogramować tę część, która u pana szwankuje – odparł.

 Wniosek był pocieszający, choć odchodząc pomyślałem, że on i jego koledzy łudzili się: gdyby już znaleźli klucz do tych drzwi, wnet spostrzegliby, że za nimi znajdują się kolejne drzwi, a jeszcze dalej następne i jeszcze jedne – każde z własnym kluczem. Bo w gruncie rzeczy tym, do czego starali się dotrzeć moi drodzy uczeni, był klucz wszystkich kluczy, kombinacja kombinacji „kod Boga”. Jak zatem mogli się spodziewać, że go odkryją”



Tizano Terzani po usłyszeniu, że jest ciężko chory wyruszył w podróż... i zrozumiał co dla niego jest najważniejsze. Myślę, że każdy z nas szczególnie ten chory, którego życie dobiega do kresu musi sobie na to pytanie odpowiedzieć... ma czas, ograniczony, ale mam CZAS. Na dzisiaj wiem, że trzeba żyć świadomie, wykorzystywać czas tak intensywnie, jakby dzień dzisiejszy  był moim ostatnim i nie zmienia to faktu, że istniejesz tu i teraz, i ma to swój sens.

środa, 21 listopada 2012

O powalonym drzewie….

W każdym samochodzie poruszającym się po afrykańskich drogach znajdziesz: maczetę jedną lub dwie, linę i to długą,
 latarek kilka – sprawnych oczywiście, może jakiś trójkąt odblaskowy najlepiej dwa.
 I jeszcze koniecznie zapakowany dobry humor z domieszką rozwagi i podejmowania dobrych decyzji – na wszelki wypadek,  gdyby „coś” po drodze – nie tej asfaltowej, wydarzyło się, to masz, jak znalazł maczetę i torebkę z zapakowanym humorem...
 Za dnia pół biedy, zawsze ktoś się znajdzie, aby pomóc usunąć powalone drzewo, wyciągnąć  auto z rowu czy z błota, i zmienić koło... i co najważniejsze świeci słońce.
 Zdarzyło się nam nie raz nie dwa, złapać  gumę.
 Jedną to rozumię, ale dwie? Trzeba mieć po prostu szczęście!
 Wiadomo mamy zapasowe koło więc w kilka minut sprawa rozwiązana. Szczęśliwe ruszamy dalej i za kilka minut stwierdzamy, że mamy następne koło do wymiany... Droga była uczęszczana więc koło pod pachę i do najbliższej osady... 
Za kilka godzin można było ruszać dalej. Gorzej bywa nocą w środku afrykańskiej dżungli, która żyje swoim rytmem, pełna dziwnych odgłosów i jak to w nocy bywa widzisz i słyszysz więcej niż trzeba i jak znalazł na takie okazje torba z dobrym humorem i całą resztą...






























Owa przygoda na załączonych zdjęciach zdarzyła się w biały dzień, „najechałyśmy” na pracę w toku, i były dwie piły do cięcia drzewa. Poradzono sobie z przeszkodą szybko, jak na afrykańskie warunki czasowe: wszystko da się zrobić we właściwym czasie, a czasu tutaj się nie liczy, bo czas po prostu jest w tym przypadku na usunięcie drzewa z drogi! Czekaliśmy tylko około 2 godzin - szczęście było całkowite! Zainteresowani przejazdem zrobili składkę dla Panów od piły... !!! 







P.S Trawa z ostatniego wpisu to znak dla kierowców, że trzeba zwolnic, coś się wydarzyło, najczęściej to wypadek...
Coś, jakoś dziwnie się męczę... nie poznaję siebie, nie podobne do mnie... Afrykańską sjestę „uprawiam” popołudniami pod przymusem /śmiech/ dla zdrowotności oczywiście!  Nie umie się powstrzymać od łapania chwil... nad morzem, w kaplicy, w parku przy piciu kawy a właściwie wody z kawą... Mówię Wam: cieszcie się tym, co macie! Może być gorzej...


poniedziałek, 19 listopada 2012

O znaku na drodze…


Świat pełen jest znaków…
 I co robi trawa na środku naszej kameruńskiej autostrady, która łączy północ z południem i zachód ze wschodem... ?


Może ktoś chce, aby zapuściła korzenie w twardym asfalcie...
przy pomocy czarów oczywiście...?





P.S
Istnieją chwile, które nas oczarowują, ilekroć wracamy do nich myślami, nieważne, jak wiele czasu upłynęło, nieważne, jak potoczyło się nasze życie... I ta myśl, że jest to najszczęśliwsza chwila mojego życia, nigdy nie mogłabym być bardziej szczęśliwsza, a życie doskonalsze...
Macie takie chwile?

sobota, 17 listopada 2012

O mydelniczce...

Na targu staroci można kupić wszystko i przy okazji poznać ciekawych ludzi z pasją.
 Pasje mogą być różne np.pasja kupowania, zbierania i sprzedawania... Gdy mąż przyjdzie na taki targ staroci z żoną to,
 jak amen w pacieżu, coś kupią tzn. Ona wypatrzy, a jak wypatrzy, to musi kupić choćby mąż kategorycznie powiedział: daj sobie spokój kobieto z tą mydelniczką!
 Ciekawe, jak można dać sobie spokój z TAKĄ mydelniczka a do ścisłości rzec trzeba: z dwiema mydelniczkami!


 Sama zawiesiłam moje niebieskie oko na tych mydelniczkach i długo oderwać nie mogłam. Jedną mogłabym kupić...
 Jak kupię jedną to trzeba kupić drugą, ale ta druga jest mi nie potrzeba, bo nie mam męża.../śmiech/
 Poszłam dalej.
 Zazwyczaj na targach wraca się do miejsca, w którym oglądanie się zaczęło. Więc moje nogi zaniosły mnie do... mydelniczek.
 Mydelniczki stały się przyczyną dyskusji /trzeba dodać dyskusji zawziętej/ między panem i panią.
 Niby nie słuchałam, ale tak głośno wygłaszali swoje za i przeciw, i żal mi było mydelniczek, bo wszystko wskazywało na to, że zostaną rozdzielone więc powiedziałam:
 - Piękne!

 – Widzisz, nawet siostra się poznała, powiedziała Ona.

 – Gdyby siostra wiedziała, jak pięknie one kosztują, to by się tak nie wzruszała tą pięknością, dodał On.

- Kupiłabym, ale wie pan ja nie mam męża, powiedziałam
 spuszczając oczy...

 - Jeszcze tego by brakowało, żeby siostry mężów miały,
 odpowiedział On

 – Jakbym miała męża to kupiłabym dla siebie i dla niego... takie cacko mieć w łazience nie każdy może. Hmm, chyba wezmę dwie..., odpowiedziałam z rozmażonym wzrokiem wpatrując się w mydelniczki

 – I będzie siostra szukać męża?  Zapytał On

– Nie te lata i dla mydelniczek nie będę zmieniała mojego życia, ale kupię dla swojej siostry i jej męża.

 – Siostro, my je bierzemy i będą stały w naszej łazience!


 Hmm... myślę, że będą mieć następne zawzięte dyskusje, bo dla takich mydelniczek trzeba postarać się o odpowiednie wnętrze łazienkowe, aby się doskonale prezentowały, nieprawdaż?

piątek, 16 listopada 2012

Nad Bałtykiem….

 Nad brzegiem naszego Bałtyku... zimno, wiatr, przestrzeń, mewy, szum i zapach morza...





 Moje Siostry Rocznikowe Lucyna i Stasia przyjechały z Warszawy gdzie pracują w Ordynariacie Wojska Polskiego, aby pobyć ze mną. Zabrały mnie nad nasze morze...



 Nawet cień przyjaciela wystarczy by uczynić człowieka szczęśliwym...
 Najpiękniejsza przyjaźń istnieje między ludźmi, którzy wiele od drugich oczekują, ale nigdy... nie rządają.




 Każdy z nas jest Aniołem z jednym skrzydłem.
 Jeśli chcemy pofrunąć, musimy mocno się objąć. Przyjaciele są jak ciche Anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały latać...







 Najlepszym przyjacielem jest ten, kto nie pytajać o powód smutku, potrafi sprawić, że znów wraca radość...
i ten, do którego możesz zadzwonić o czwartej nad ranem...


 Czy wszystko pozostanie tak samo, gdy mnie już nie będzie?
 Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie?
 Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci – zapomną. Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała.
 Nasz ból, nasza miłość, nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce.
 Na ziemi nie ma pustych miejsc... /Halina Poświatowska/


 W naszych nieszczęsciach poznajemy przyjaciół. W nieszczęściach przyjaciół poznajemy siebie...


 Przyjaciel to ktoś, kto zna pieśń twojego serca i pomoże ci ją zaśpiewać gdy zapomnisz słów...




P.S
Nie wątpię i jestem przekonana, że wszystko dzieje się po coś... i już to „coś” majaczy na horyzoncie... Muszę powspinać się trochę jeszcze, a może i więcej na tę górę, aby zobaczyć co to jest...
Najgorsze jest czekanie... co przy moim temperamencie jest trudne do zniesienia. Potrzebny jest mi tylko jeden wynik, aby pójść dalej... nie ma. Może w poniedziałek, a może dopiero w piątek. Proszę brać tabletki, które siostra otrzymała będzie mniej bolało... Hmm, to mogę jeszcze znieść i więcej jeszcze... tabletki i inne środki zachowam na później... przecież może być jeszcze gorzej...