czwartek, 27 czerwca 2013

O sercu...

Z wielu pieców się jadło chleb, bo od lat przyglądam się światu... i dlaczego moje serce ciągle wyrywa się do przodu...


 Ale to już było i nie wróci więcej
 I choć tyle się zdarzyło to do przodu
Wciąż wyrywa głupie serce.


 Ale to już było, znikło gdzieś za nami
 Choć w papierach lat przybyło to naprawdę
Wciąż jesteśmy tacy sami...





P.S
Od kilku dni chodzi za mną... ale to już było i nie wróci więcej...
A jednak życie dalej jest piękne i serce nadal ma swoje prawa i kieruje się swoimi prawami, jest nie do ujarzmienia i ciągle zaskakuje... I niech tak będzie do końca tej ziemskiej wędrówki...
Wyrywaj się moje Serce tak, jak umiesz i zaskakuj mnie i innych także...
I nie szkodzi, że to już było, jednak ZAWSZE jest inaczej....
Jak jest z Waszym Sercem?
Wyrywa się /śmiech/? Jest na to wyrywanie jakaś sensowna rada?

niedziela, 23 czerwca 2013

O kwiecie bambusa...

Noc Kupały, Sobótka, Noc Świętojańska, to święto różne ma nazwy...
 Stare słowiańskie święto w mojej Łobżenicy jest kultywowane od zawsze tzn. odkąd pamiętam.
 Niegdyś było to święto jedności, połączenia ognia i wody, słońca i księżyca, mężczyzny i kobiety, urodzaju i płodności, miłości i radości, noc pełna czarów i wróżb.
 W tę noc w Łobżenicy płonie ogromne ognisko, są tańce i śpiewy. Dziewczyny plotą wianki z kwiatów i ziół i powierzają je falom naszej rzeki wraz ze światłem świecy...
 Zbiera się także kwiaty z siedmiu roślin: bylicy, rosiczki, szałwii, łopianu,ruty, dziewanny i dziurawca i plecie się wianek, który zawiesza się na drzwiach mieszkania, aby chronił przed chorobą, zapewnił urodzaje... i dobre zamążpójście panny na wydaniu. 
Ten dzień ma głębszy wymiar niż puste, bez wyrazu, nachalne i narzucane nam Walentynki...
 A co powiedzieć o wyprawie po niebieski kwiat paproci...
   Dzisiaj spokoju nie daje moim myślą kwiat bambusa!


 Bambus rośnie w Kamerunie, a jego kwitnienie i kwiat, to jedna wielka zagadka! Wszystkie gatunki bambusa wyglądają w zasadzie tak samo, dopóki nie zakwitną. Niektóre gatunki kwitną ciągle lub w tę jedyną szczególną noc w roku... Kameruńczycy wierzą w cudowna moc tego kwiatu, tak jak za dawnych słowiańskich czasów wierzono w moc zakwitającego kwiatu paproci, który był znakiem szczęścia, mądrości oraz zdolności widzenia wszystkich skarbów ukrytych w ziemi.
 Zachwycałam się się kiedyś legendą o kwiecie paproci i bardzo chciałam go zobaczyć, zerwać o północy, w świetle księżyca w pełni.
 Znaleźć kwiat paproci może tylko człowiek dobry i niewinny.
 Koniecznie trzeba szukać kwiatu nago, przepasawszy się zielem, którego złe moce boją się bardziej niż ognia...


  Aby znaleźć kwiat bambusa nie trzeba nago biegać po dżungli.
 Owszem były wyprawy do dżungli w poszukiwaniu kwiatu bambusa...  Większość bambusów kwitnie nieznośnie rzadko za sprawą cyklu zapylania przydarzającego się tylko raz na jakieś trzydzieści lat, które u bardziej krnąbrnych gatunków wydłużają się do pięćdziesięciu i stu lat!
  Zdarza się, że te krnąbrne nie zdążą zakwitnąć bo pożar, susza... Mówią, że istnieją dziesiątki nieodkrytych jeszcze gatunków w dżunglach na całym świecie, które kwitną w dziczy i czekają na odkrycie, sklasyfikowanie, i na nadanie nazwy. Wiele gatunków bambusa obsypuje się kwieciem i wkrótce ginie po zakwitnięciu. Upłynie co najmniej pięćdziesiąt lat, nim dojrzeją sadzonki, które po sobie zostawiły.
 I jak zrozumieć, że cykle kwitnięcia występują jednocześnie na całym świecie niezależnie od lokalnego klimatu i warunków wzrostu...
 Czyli bambusy mają wspólny zegar biologiczny, bo dana odmiana, jak przychodzi na nią czas, to kwitnie mniej więcej w tym samym czasie w Kamerunie, w Indiach czy w dżunglach Jawy i Sumatry.
 Tubylcy mówią, że rosną sobie bambusy, które nie żyją zgodnie z tym ogólnym cyklem i gdzieś tam znajduje się jedna kępka bambusów, która szykuje się do kwitnienia. Jest to roślina, najbardziej niezwykła w całej dżungli. Kwitnie tylko raz w ciągu życia człowieka i ten kwiat jest ogromny, jak dwie złączone dłonie, ma lekko woskowane płatki i wydziela zapach słodszy od woni róży, bogatszy niż zapach jaśminu, z piżmową nutą orchidei. Zapach, który przez wiele dni unosi się w chacie...! 
Wierzyć temu czy nie... sama nie wiem!


/na zdjęciach tzw. szklana róża z Kamerunu/

 Niechętnie godzę się z faktem, że być może rzeczywiście musi upłynąć pięć i więcej dekad, aby zobaczyć i powąchać kwiat bambusa.
 Co tam kwiaty, powiedział kiedyś Toto. Popatrzy siostra na gaje bambusowe, które znów nie zakwitły, ale urosły jednak wysokie i można ścinać młode pędy, które są delikatne z żółtą skórką. Po wykopaniu z ziemi i oczyszczeniu można je jeść w stanie surowym bądź przygotować. Pędy należy pokroić na kawałki, a następnie ugotować.
 Można je także marynować, zrobić z nich zupę...
 Można, owszem, ale ten kwiat...!
 Może kiedyś, ktoś przyniesie Judycie ten kwiat, a może sama pójdę na poszukiwania kiedyś tam i spełnię swoje marzenie....





P.S
Ktoś powiedział, że prawdziwe piękno kwiatu tkwi nie w wielkości ani w kolorze płatków, lecz w jego zapachu. Być jak dziki kwiat, który choć kwitnie niezauważony, nietknięty, ale nadaje zapach wiatrowi... i życiu.

środa, 19 czerwca 2013

O podróżowaniu po raz trzeci…

Od kilku miesięcy mieszkam w Polsce i jeśli muszę gdzieś pojechać, to wybieram autobus, który zwie się Polski Bus. Z Gdańska do Warszawy jedzie 4,5 godziny z jednym przystankiem w Ostródzie.
 Można tymi liniami dojechać prawie wszędzie. W siedem godzin pokonasz trasę Warszawa – Zakopane.
 Nie chcę rozpisywać się o Polskim Busie, ale jedno jest pewne, że nie można porównać go z MINIBUS-em czyli "carem", który jest podstawowym środkiem lokomocji w Kamerunie pomiędzy miastami.
  Dworzec?





 Nie widzisz żadnego napisu, ale tłum ludzi z bagażami to znak,
 że jesteś we właściwym miejscu. Pachnie dymem, pieczonym mięsem, grillowanymi rybami…, bo przed podróżą wypadałoby coś przekąsić!
 Co trzeba wiedzieć na samym początku, gdybyście chcieli skorzystać z minibusu…, nie ma rozkładu jazdy!!!
 Więc nastaw się na czekanie. W Afryce zazwyczaj ludzie mają czas z wyjątkiem tych, którzy nie mają czasu, ale mają... zegarki!
 Czekać, jak długo tego nikt nie wie, a właściwie trzeba rzec: wszyscy wiedzą, że pojedzie tylko nie wiadomo, kiedy i o której godzinie!
  Mamy kilka agencji podróżniczych, które różnią się tylko nazwą i kolorem. Bilet kupujesz w okienku, potem cierpliwie czekasz na komplet pasażerów. Do rzadkości należy sprzedaż tylu biletów ile jest miejsc w "carze". Liczy się miejsca po afrykańsku czyli połowę więcej, albo jeszcze więcej! Jest komplet pasażerów!!! Jedziemy!!!
 Nie ciesz się tak bardzo, bo trzeba załadować bagaże. Na dachu samochodu lądują: kozy, jakiś motocykl, materac, krzesła itp…



 Ruszamy, powiew wiatru… Czujesz wszystkie zapachy świat! Obok siostry prawie każdy chce siedzieć, aby porozmawiać o życiu i śmierci, a przy okazji rozwiązać wszystkie problem świata! 
Miejsce w "carze" zależy od kolejności kupienia biletu! Najlepsze miejsce, to obok kierowcy i za kierowca!
 Kiedyś, obok mnie, usiadł pan muzułmanin, któremu trafiła się towarzyszka wspólnego podróżowania i siedzenia: chrześcijanka, na dodatek katolicka zakonnica. Ruszamy, wszystkie okna otwarte, miły przewiew, ale także kurz i upał! Towarzysz podróży zaczyna rozmowę:
 - Jak to może być, że taka kobieta nie ma męża…
 Doszliśmy w końcu do porozumienia i przy kolejnych przystankach: na modlitwę, bo pan kierowca jest muzułmaninem, na jedzenie, picie itp nastała podróżnicza przyjaźń.
 Po takiej podróż w ścisku, hałasie i… smrodzie marzysz tylko o jednym: umyć się!



 Mieliśmy szczęście, że nic po drodze się nie zepsuło!
 Większy od minibusa jest AUTOBUS. Muszę z dumą przyznać, że niektóre autobusy z Kamerunu mogą być lepsze od Polskiego Busa! 
Ten środek lokomocji jeździ tylko po asfaltowych drogach pomiędzy dużymi miastami. W nasze strony zaczynają zaglądać, bo droga asfaltowa wreszcie skończona /takie mam ostatnie wieści z Kamerunu/!
 Budowano ją  8 lat, a miała być skończona w 2 lata! Cieszymy się z tej wiekopomnej chwili, że Północ z Południem Kamerunu jest połączona asfaltem. Autobus może być z klimatyzacją, lepiej wygląda na zewnątrz niż w środku. Co najważniejsze; zabiera tylu pasażerów ile jest miejsc. Istnieje rozkład jazdy, który jest respektowany tylko przez te najdroższe agencje i tam także można kupić bilet, kilka dni przed wyjazdem.



 Na naszym odcinku Doume – Yaunde stoi kilka autokarów…. zepsuły się po drodze. Postoją, dopóki ludzie nie rozkradną czego się da, a palące słońce i ulewne deszcze nie dokończą dzieła dewastacji. 






P.S
Andersen powiedział, że podróżować to żyć.
"Podróżowanie nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy w drogę, i nie kończy, kiedy dotarliśmy do celu. W rzeczywistości zaczyna się dużo wcześniej i praktycznie nie kończy się nigdy, bo taśma pamięci kręci się w nas dalej, mimo że fizycznie dawno nie ruszamy się z miejsca. Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalny…” R. Kapuściński.
Więc… nasza podróż nie ma końca… ?

sobota, 15 czerwca 2013

O makach...

Maki najczęściej można spotkać na polach, gdzie rosną dziko, bo wysiewają się same i tworzą wspaniałe, czerwone krajobrazy.
 W naszym ogrodzie „Na Górce” zakwitły maki ogrodowe. Mam dylemat, które piękniejsze, te na polach czy zasadzone w ogrodzie...



















P.S
Patrząc na te piękne kwiaty nie dziwię się, że Sumerowie 3000 lat
przed naszą erą czcili święte maki... Można się zachwycić i zapomnieć o wszystkim... choć na chwilę!
Z ostatniej chwili: słońce, łagodny powiew wiatru, który dotyka mojej twarzy, kosze truskawek, czereśni, od których boli mnie brzuszek /śmiech/, zapach wody, trawy i bezkresnych łąk pełnych maków, chabrów... po prostu jestem Księżniczką /śmiech/! Wieczorem tylko na tańce przy księżycu....!!!
Zdrówko, zapyta ktoś... Zawsze może być gorzej... Więc jest, jak jest, idę w tym kierunku, do którego zmierzają wszyscy, zdrowi i chorzy... I tylko o jedno proszę, abym umiała przyjąć z tą samą pogodą ducha, radość i smutek.

środa, 12 czerwca 2013

O biedronkach...

 Kto mi powie, co biedronki robią na tym słupie…?




Nie sposób pomylić biedronki z jakimkolwiek innym owadem.
 Niech się jednak Wam nie wydaje, że nasza czerwona biedronka w czarne kropki, których jest siedem, jest jedyną na tym świecie!
 Mądrzy tego świata mianem biedronki określają około 4000 tysięcy gatunków… Niech ich będzie nawet więcej, ale NASZA czerwona z siedmioma kropkami po trzy na każdym skrzydełku i jedną na ich złączeniu jest najpiękniejsza!!!
  Biegałam po łące za biedronkami i jako dziecko nadziwić się nie mogłam dlaczego takie małe coś niecoś nazywają bożą krówką!
 A było to tak…
 Pewnej wiosny, gdzieś tam w świecie, na pięknej łące, mała dziewoja pasła krowy trzy; białe w czarne łaty. W trawie, w różnokolorowych kwiatach, ujrzała nasza pastuszka małego czerwonego owada w kropki na dodatek. Nie wiadomo, czy to pod wpływem wiosennego, grzejącego słońca, czy zapachu świeżo skoszonej trawy, czy też poetyckiej weny, a może wszystkiego naraz, mała pastuszka zauważyła niezwykłe podobieństwo małego czerwonego owada obsypanego czarnymi kropkami do biedruny czyli krowy.
Nie wiem, jak długo rozmyślała, ale w końcu znalazła nazwę dla poznanego owada. Najbardziej pasowało jej słowo biedrunka czyli krówka, a na dodatek boża... W poznańskim zwą biedrunkę petronelką, a u Was... 



P.S
I nadal nie wiem, pomóżcie…. Co biedronki robią na tym słupie…?


sobota, 8 czerwca 2013

O misji...

I jak to jest z miłością?
 Mimo wielu różnic dzielących ludzi, wszystkich nas łączy dążenie do tego samego – do odnalezienia miłości, która trwałaby do końca życia,
 która byłaby wieczna. Kochamy i... miłość, która miała być wieczna, skończyła się...
 Cóż, nic innego nie przychodzi mi na myśl tylko to, że o wieczną miłość trzeba zawalczyć i trzeba ją pielęgnować, bo Ona nie jest, jak czekolada.
”Czekolada jest bezpieczna. Przy czekoladzie trzeba przestrzegać specjalnych zasad. Jeśli się przypala, to dlatego, że nie postępujemy zgodnie ze wskazówkami. Miłość to ślepy traf, nie ma określonego celu, spada na człowieka, jak zaraza” /J.Harris/
 Miłość, jak zaraza /śmiech/, ale jak oczekiwana, wypatrywana...



/  Jedna z żółtych kartek Beaty Pawlikowskiej, które możecie poczytać w Jej Dzienniku nie/codziennym /


Jeśli twoja miłość nie ma żadnych szans, bo po prostu nie masz już siły, aby o nią walczyć, powinieneś zamilknąć... Bo nie należy mieszać miłości z niewolnictwem serca. Miłość, która prosi jest piękna, ale ta, która błaga, nie jest już miłością.
 Jeśli kochasz siebie, nie chcesz nikogo, kto nie chce ciebie. Kochać, to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść i pozwolić sobie na odejście. Zawsze, gdy czemuś mówimy nie, czemuś innemu mówimy tak. Nic nie dzieje się bez przyczyny. 
To, co było, co pozwoliło na spotkanie i pokochanie musiało mieć coś pięknego, bo gdyby nie miało, nigdy by się nie wydarzyło. Trzeba zachować to, co było piękne.
 Zawsze jest coś, za co można podziękować tej drugiej osobie
 i  wtedy łatwiej iść i żyć dalej.




P.S
Co, by o miłości nie powiedzieć, ona po prostu jest i nie mam definicji. Kocha się za nic i nie istnieje żaden powód do miłości. Trzeba pamiętać, że kochając nie trzeba żądać zbyt wiele, bo wszyscy mamy braki w miłości, jak powinno się kochać... Trzeba po prostu kochać, nie bojąc się ryzyka porażki, odrzucenia, smutku... Nigdy nie można zrezygnować z poszukiwania Miłości i myślę, że gdzieś głęboko w nas tego nie czynimy, bo wiemy, że kto przestaje szukać Miłości, przegrywa życie.../P.Coelho/

„Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się, jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiada wszelką wiedzę,
i wiarę miał tak wielką, iżbym góry przenosił,
a miłości bym nie miał -
byłbym niczym...
Miłość cierpliwa jest,
nie pamięta złego,
wszystko przetrzyma,
Miłość nigdy nie ustaje... /1 Kor 13,1.../
  
Przyjaźń poznaje się po tym, że nic nie może jej zawieść, a prawdziwą miłość po tym, że nic nie może jej zniszczyć. Wierzę w taką Miłość, co trwa wiecznie.
Jedni mówią: „Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.” Inni, że „Stara miłość nie rdzewieje.” A, ja mówię po prostu: „W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca.”
Miłość, to misja zadana każdemu z nas i ta prawdziwa zawsze jest DAREM i PRAGNIENIEM nigdy potrzebą, bo potrzeba ma się do tego, że kończy się...


czwartek, 6 czerwca 2013

O urodzie życia…

Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat.
 Ciekawość?
 Głód przeżyć?
 Potrzeba nieustannego dziwienia się?
 Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zadziwić, umarło to, co najpiękniejsze – uroda życia…

                                                                                          /Ryszard Kapuściński/



                                                                                                               

P.S
Cóż, przeciętny człowiek nie jest specjalnie ciekaw świata. Ot, żyje, musi jakoś się z tym faktem uporać, im będzie to kosztowało mniej wysiłku – tym lepiej. A przecież poznawanie świata zakłada wysiłek, i to wielki, pochłaniający człowieka.
Większość ludzi rozwija w sobie zdolności przeciwne, zdolność, aby patrząc – nie widzieć, aby słuchając – nie słyszeć /R. Kapuściński/
Zadziwiacie się jeszcze światem? Myślę, że z zadziwieniem i urodą życia jest tak, jak z wielką miłością…
"Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy strzelac do niej z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza – wie, jak przeżyć"


poniedziałek, 3 czerwca 2013

O gołębiach…

Od zawsze myślałam, że wszystkie gołębie są prawie jednakowe
 i nieciekawe, bo co pięknego jest w gołębiach?
 Owszem, to ptak, który ma skrzydła i na dodatek bardzo dobrze fruwa. Mój wujek, który jest gołębiarzem od ponad 50 lat uważa, że gołąb jest najmądrzejszym stworzeniem na świecie!
 Wiadomo o pasjach się nie dyskutuje!
 Pasja gołębiowa jednoczy starych z młodymi, bogatych z biednymi, miastowych z tymi żyjącymi na wsi. W klubach spotyka się wielopokoleniowe rodziny zarażone tym bakcylem i na dodatek ta pasja kosztuje niemałe pieniądze!
 Wujek może opowiadać o gołębiach
 dzień i noc i gdyby była jeszcze trzecia możliwość,
 dalej by opowiadał /śmiech/! Nasz rodzinny miłośnik gołębi mówi, że każdy gołąb jest inny. Gołębie z hodowli mojego wujcia,
 każdy z osobna, ma swój styl lotu, wydaje inne dźwięki no i ma swój niepowtarzalny charakter. Wujek rozpoznaje swoje gołębie w locie, zna ich przyzwyczajenia, charaktery, które musi niekiedy temperować, aby w gołębniku był porządek. Ostatnio walczył z charakternym gołębiem,
 który dostał przydomek Bandzior. Bandzior wprowadzał destrukcję w rodzinie gołębi pocztowych, siał strach i koniecznie chciał rządzić. Nie pomagało tłumaczenie, rozmowy. Bandzior był na wszystko głuchy!
 W ruch poszła czapka z daszkiem, którą Bandzior dostał kilka razy po dzióbie. I co się stał, zapyta ktoś?
 Co się miało stać po prostu obraził się!
 Gdy wujek wchodził do gołębnika Bandzior siadał sobie w rogu gołębnika i nawet nie spojrzał w stronę swojego pana. I cóż pozostało miłośnikowi gołębi... przemawiać czule do zbuntowanego i wyciągnąć rękę do skrzydła na zgodę. Doszło do pojednania, ale Bandzior zrozumiał, że w gołębniku rządzi właściciel, który kocha swoje gołębie i to wszystkie!



/Przygotowania do kolejnego lotu. Tym razem trzeba było pokonać
 300 km. Wszystkie gołębie wróciły./

 Przyjaźń człowieka i gołębia jest również piękna jak przyjaźń człowieka z psem czy koniem. I, co ciekawe, ta przyjaźń ma bardzo długą historię. Słuchając i patrząc na wujka uwierzyłam, że gołąb jest usposobieniem wolności, ptasiego piękna i inteligenci. Gołąb potrafi tak bardzo przywiązać się do swego miejsca, że odnajdzie je nawet z krańca świata. Taki gołąb może zamieszkać wszędzie, ale zawsze powraca do swojego domu i wcale nie dlatego, że czeka tam na niego karma i woda.

 Dlaczego o gołębiach dzisiaj...
  Dlatego, że w Bydgoszczy zaczęłam podglądać bydgoskie gołębie.
  Muszę Wam powiedzieć, że gołąb z Bydgoszczy nie jest równy temu
 z Warszawy czy Krakowa. Każde miasto ma SWOJE gołębie, a gołębie swoje MIASTO, którego nie zamienią na żadne inne, nawet na stolicę czy piękne Stare Miasto w Gdańsku.
 Miłość do miejsca ma się od urodzenia i nic tego nie zmieni, całe swoje gołębie życie przebywają w jednym miejscu. Gołębie pocztowe czyli hodowlane i te miejskie pochodzą od gołębia skalnego czyli gołębie, to jedna wielka rodzina, której nie grozi wyginięcie!!!
 Wszędobylskie gołębie polubiły miasta, bo w nich znalazły wysokie mury i wieże – zwłaszcza kościelne, które przypominały im ich naturalne miejsce gniazdowania: występy i szczeliny skalne.
 Co by nie powiedzieć, to człowiek jest winny, że gołębie polubiły miasta... Gdyby człowiek nie zaczął budować... W Bydgoszczy nagminnie padało więc moje gołębie są deszczowe.
 Przyznaję rację wujkowi: każdy gołąb jest inny i charakterny /śmiech/!











P.S
Żaden ptak miast nie wzbudza tylu sprzecznych uczuć co gołąb miejski... i wcale się nie dziwię! Cóż, sami je dokarmiamy... Każdego dnia mieszkańcy miast patrzą w niebo, przechadzając się pod kamienicami, gzymsami, budynkami, przystankami, peronami...,aby nie stać się miejscem upadku gołębich odchodów, co do przyjemności nie należy! Nie wiem, jak Wam, ale mnie się zdarzyło to nieszczęście /śmiech/! Gołębie brudzą, roznoszą choroby, ale kto na tej ziemi nie brudzi i nie roznosi chorób? Człowiek w tej kwestii wiedzie prym, nieprawdaż? 32 gołębie pocztowe z czasów wojny zostały odznaczone najwyższym brytyjskim odznaczeniem za męstwo – medalem Dickina. A gołębie mojego wujka wygrały nie jeden lot i ciocia ma co do odkurzania, bo regaly uginają się od mnóstwa pucharów, medali itp. O pasjach i gustach nie dyskutujemy... /śmiech/!

O żółtych kwiatach...

Tyle żółtego koloru po jednej i drugiej stronie drogi jeszcze nie widziałam. Co się ludziom stało, że zasiali tyle rzepaku?
 Kwitnie tylko 45 dni i jest w tym czasie królestwem pszczół, i radością dla niektórych oczu. Jeszcze trochę i przekwitnie, ale póki co patrzę
 i podziwiam...







 Pewnego razu podróżowałam pociągiem. W przedziale było kilka osób w różnym wieku. Dwie młode dziewczyny podziwiały widoki, wiosna była,
 a wiosną pięknie jest!
 Pociąg nagle „wjechał” w żółty kolor. Po jednej i po drugiej stronie kwitnący rzepak i błękitne niebo! Dziewczyny wpadły w zachwyt:
 - Popatrz, jakie piękne kaczeńce! 
Ludzie w przedziale parschneli rzęsistym śmiechem.
 Jak można pomylić pole rzepaku z kaczeńcami?
 Hm, kwiat rzepaku i kaczeńca jest żółty, owszem, ale gołym okiem idzie odróżnić jedno od drugiego, nieprawdaż?
 Chyba, że dziewczyny nie widziały nigdy kaczeńców,
 to jedyne usprawiedliwienie /śmiech/!
 W moich rodzinnych stronach, nad naszym stawem rosły sobie kaczeńce
 i myślę, że nazwa knieć błotna lepiej tej roślinie pasuje. Kaczeniec jest odporny na przeciwności losu.
  Cóż, natura obdarzyła to kwiecie trucizną. Jedynie łosie są odporne na niebezpieczną broń i zajadają kaczeńce.

Można powiedzieć, że mają wyborną sałatkę kaczeńcową tylko i wyłącznie dla siebie!
 Pszczoły w najlepsze wybierają kaczeńcowy nektar, bo to pierwszy nektar po zimie.
  Lubię podglądać kaczeńce.
 Nie zrywam i nie wkładam do wazonu, bo szybko więdną i traca swoje wdzięki. Więc zostaje spacer, szukanie i podglądanie błotnej knieci...







P.S
Ciągle pada... „Wezmę igłę i żółtą nitką naszyję sobie Słońce na niebie... Albo czarnym długopisem namaluję żółte słońce i będę się zachwycała jak ładnie wyszło.
Niemożliwe? Dla niektórych tylko nieprawdopodobne” /śmiech/!