Nie każdy może pochwalić się łóżkiem na kółkach! Mówię
Wam to posłanie jest rewelacyjne, ale do uznania tej rewelacji musiałam, jak
czereśnie na drzewie lub truskawki na grządce... dojrzeć /śmiech/!
Wiecie do czego doszłam w moim chorowaniu...
To
ja muszę wiedzieć czego chcę, nie mogę
czekać aż ktoś się czegoś domyśli, bo się nie domyśli, albo zastanawia się jak
powiedzieć Judycie, że zmierza ku końcowi, że źle wygląda, że niech lepiej
siedzi w domu, a nie marzy o wyjeździe choćby na miesiąc do Afryki, niech
odpoczywa każdego dnia, niech je tylko i wyłącznie warzywa, niech pije sok z
buraków, niech nie będzie taka zadowolona z życia, bo nie wypada ... itp.
Więc
nie daję się czarować! To ja najlepiej wiem ile mam sił, na co mnie jeszcze
stać. Najzabawniejsi są ludzie, którzy za wszelką cenę chcą mnie pocieszyć,
którym wydaje się, że wiedzą o chorowaniu wszystko i mają receptę na moje
aktualne życie!
Stwierdziłam, że
przydałoby się odpowiednie łóżko, aby pomogło choć trochę mojemu
kręgosłupowi... Sama o nie poprosiłam,
ale zastrzegłam, że nie ręczę
za siebie jak zobaczę łóżko dla paliatywnie
chorych w moim pokoju...
Prosisz i masz!
Siostry w kilka dni załatwiły łóżeczko i czekały odpowiedniej chwili, aby
postawić owe łóżko w moim pokoju. Chwila sposobna nadeszła, bo Judyta pojechała
do Bydgoszczy. W progach domu powitała mnie delegacja /śmiech/ oznajmiając, że
łóżko już jest i nastąpi teraz pokaz obsługi... Jak zobaczyłam nowy nabytek do spania miałam
fochy po samą brodę! Starałam się bardzo, aby tamy moich oczu nie puściły, bo
jak nie zapłakać widząc łóżko medyczne, które jest przeznaczone dla mnie!
Nic
mi nie pasowało, wszystko było nie tak! Siostry zrobiły pokazówkę obsługi, aby
tylko mnie rozbawić, ale byłam oporna /śmiech/! Zapowiedziałam przecież, że jak
zobaczę to coś w moim pokoju to nie będzie słodko!
W końcu zostałam sama ze swoim smutkiem i nowym... łóżkiem, bo tak już jest, że w końcu
zostajesz sam i musisz uporać się z nową sytuacją po swojemu.
Przed położeniem
się do snu zrobiłam generalne sprzątanie /w środku nocy/ na kolanach
oczywiście, bo inaczej już nie mogę, z przystankami, ocieraniem łez! Zmęczyłam
się okrutnie, ale gdzieś musiałam wyładować swoją złość na
TO... łóżko /śmiech/!
Nowa
pościel, nowa piżama... Wzięłam pilocik od mojego nowego nabytku i nastawiłam
sobie górę i dół łóżka do swoich potrzeb, i ukokosiłam się na nowym materacu,
i
podumałam jeszcze... „Oj, życie szare i monotonne ile w tobie blasku, żadna
godzina nie jest podobna do drugiej... Monotonia znika kiedy patrzę na wszystko
okiem wiary. To, co mam tej godziny nie powtórzy się w godzinie drugiej. Coś
nowego będzie mi dane w godzinie drugiej, ale już nie to samo... Czas przychodzi
i nigdy nie wraca, co w sobie zawiera nie zmieni się nigdy...”. Zasnęłam snem sprawiedliwego.
Rano
stwierdziłam, że nie oddam tego łóżka!!!
Pojechałam także do hospicjum, miałam
takie przynaglenie, choć siostry były przeciwne: daj sobie spokój, nie jest jeszcze potrzebne itp. Pani z hospicjum domowego powiedziała, że dobrze zrobiłam,
bo trzeba dostarczyć całą dokumentację, która jest potrzebna, aby być na
liście. Może nie będę potrzebowała hospicyjnej pielęgniarki i
lekarza, ale jakby było trzeba to nikt nie będzie musiał jeździć do Bydgoszczy i
szukać odpowiednich podpisów! Śmieją się ze mnie, że nawet w chorobie chcę mieć
wszystko poukładane. Nie jest do końca prawdą, że wszystko chcę zaplanować, bo wiem, że życie zaskakuje i z tego zaskakiwania nie
chcę zrezygnować, bo dodaje ono życiu blasku!
/ aktualna moja podobizna/
Bardziej martwię się o moich
najbliższych, bo trudno jest mówić zdrowym, którzy nie wiedzą często, co i jak
powiedzieć, że czas na medyczne łóżko, hospicjum czy inne sprawy. To jest
trudna kwestia i dlatego uważam, że trzeba pomóc zdrowym oswoić się z nową
sytuacją, aby tego chorego nie przyprawić o palpitację serca i czasem
przyśpieszyć i tak nadchodzącego czasu odejścia.
Moja choroba i ludzie
obok są moją nową misją i w dużej mierze moje chorowanie będzie takie, jakim
chce, aby było.
P.S
Trzeba mieć plany na 1000 lat i jeśli przychodzi coś,
co przerasta moje siły, nie myślę
o tym i nie rozbieram na części, ale uciekam
się do Serca Jezusa i mówię Mu tylko jedno słowo: Ty wszystko możesz...
Kończę dziewiąty tydzień chemii. Przede mną kolejne badania, które mają stwierdzić w
jakim stadium choroby się znajduję. Co mogę powiedzieć o moim samopoczuciu...
Lekarka, która widziała mnie pierwszy raz po zapoznaniu się z moim przypadkiem
powiedziała:
- Gdybym nie wiedziała z dokumentacji w jakim siostra jest stanie
nie powiedziałaby, patrząc na siostrę, że jest chora. Dla mnie to jest cud.
Proszę mi jeszcze powiedzieć, co siostrę trzyma przy życiu?
- Nic -
odpowiedziałam.
- To dlatego tak siostra wygląda!
Nie lubię gdy ktoś mnie
czaruje /śmiech/ więc dodałam:
- Wie pani dobrze, że dzisiaj wyglądam kwitnąco
na to wszystko, co w sobie mam, ale jutro może być całkiem inaczej...
– Może tak
być... - odpowiedziała.
Jak długo będę w dobrej formie, nie wiem, ani się o to
pytam. Wiem, że obecnie czuję się dobrze, co pozwala mi pracować, cieszyć się
tym, co jest, przyszłość do mnie nie należy. Do mnie należy tylko DZISIAJ!