To prastara legenda z Australii...
Był
sobie kiedyś młody wojownik o imieniu Walla, który zakochał się w pewnej
dziewczynie, Moorze, a ona w nim. Walla przeszedł plemienną ceremonię
wtajemniczenia, stał się mężczyzną i mógł się ożenić z którąkolwiek kobietą z
plemienia pod warunkiem, że nie była już mężatką i chciałaby go. A Moora go
chciała. Walla nie mógł znieść myśli o rozstaniu z ukochaną, lecz tradycja
wymagała, by wybrał się na polowanie, z którego trofea miały być przeznaczone
na podarki dla rodziców narzeczonej. Dopiero później mógł się odbyć ślub.
Pięknego poranka, kiedy na liściach drzew, krzewów i kwiatów lśniła rosa,
Walla wyruszył na polowanie. Moora podarowała mu białe piórko kakadu, które
Walla wpiął we włosy. Podczas nieobecności Walii Moora poszła zbierać miód na
wesele. Niełatwo go było znaleźć, musiała odejść od obozowiska dalej niż
zwykle. Trafiła do doliny pełnej wielkich kamieni. W dolinie panowała niezwykła
cisza, nie słychać było ptaków ani owadów. Miała już stamtąd odejść, kiedy
dostrzegła gniazdo z wielkimi białymi jajami, największymi, jakie kiedykolwiek
widziała. Muszę je zabrać na wesele, pomyślała i sięgnęła ręką do gniazda. W
tej samej chwili usłyszała, że coś wielkiego przesuwa się po kamieniach, i nie
zdołała odskoczyć ani nawet otworzyć ust, a już olbrzymi brunatnożółty wąż
owinął się wokół jej pasa. Moora walczyła, lecz nie udało się jej uwolnić.
Popatrzyła w błękitne niebo nad doliną i próbowała wezwać Wallę, lecz nie miała
już powietrza w płucach i nie zdołała wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Wąż
zaciskał się wokół niej coraz mocniej, aż w końcu wydusił z niej całe życie,
pogruchotał wszystkie kości w ciele. Potem popełzł z powrotem w cienie, z
których się wynurzył, gdzie nie dało się go dostrzec, bo jego kolory zlewały
się z grą świateł i cieni wśród drzew i kamieni w dolinie. Upłynęły dwa dni,
zanim znaleziono ciało Moory. Rodzice dziewczyny byli niepoceszeni, matka z
płaczem pytała ojca, co powiedzą Walli po jego powrocie do domu. Ognisko już
dogasało, kiedy następnego dnia o świcie Walla powrócił z polowania. Chociaż
wyprawa była pełna trudów, krok miał lekki, a oczy błyszczące i wesołe, bo
wiodła go miłość. Podszedł do rodziców Moory, którzy w milczeniu siedzieli przy
wygasającym ognisku.
„Oto moje dary dla was” – powiedział. Przyniósł kangura,
wombata i uda emu.
„Wróciłeś akurat w czas na pogrzeb, Walio, ty, który miałeś
być naszym synem” – odpowiedział ojciec Moory.
Walla, wstrząśnięty, ledwie
zdołał ukryć swój żal i smutek... Ponieważ był dzielnym wojownikiem,
powstrzymywał łzy i spytał chłodno: „Dlaczego jeszcze jej nie pochowaliście?”.
„Ponieważ znaleźliśmy ją wczoraj wieczorem” – odparł ojciec. „Wobec tego pójdę
za nią i będę się domagał powroty jej ducha. Nasz wirinun, czarownik, może
uleczyć jej pogruchotane kości, a ja na powrót tchnę w nią życie”.
„Jest za
późno – powiedział ojciec Moory. Jej
duch już powędrował tam, gdzie udają się duchy wszystkich zmarłych kobiet. Ale
ten, kto ją zabił, wciąż żyje. Znasz swój obowiązek, synu?”
Walla bez słowa odszedł
do jaskini, w której mieszkał wraz z innymi nieżonatymi mężczyznami z
plemienia. Upłynęło kilka miesięcy, a Walla wciąż nie uczestniczył w śpiewach i
tańcach, tylko siedział samotnie. Niektórzy uważali, że chciał, aby serce mu
stwardniało i zapomniało o Moorze. Inni przypuszczali, że planuje wyprawę do
królestwa śmierci kobiet. „To mu się nigdy nie uda – twierdzili.
W końcu do
ogniska przyszła pewna staruszka.
„Mylicie się – powiedziała. On po prostu
zatopił się w myślach o tym, w jaki sposób ma pomścić swoją ukochaną. Wydaje
się wam, że wystarczy wziąć włócznię i zabić Bubbura, wielkiego brunatnożółtego
węża? Nigdy go nie widzieliście, ale ja w młodości raz go spotkałam. I tego
dnia posiwiały moje włosy. To najstraszniejszy widok, jaki można sobie wyobrazić.
Uwierzcie moim słowom. Bubbura można pokonać tylko na jeden sposób: odwagą i
przebiegłością, a tego, jak sądzę, młodemu wojownikowi nie brakuje”. Następnego dnia Walla podszedł do ogniska.
Oczy mu błyszczały, wydawał się niemal uradowany, kiedy pytał, kto wybierze się
z nim zbierać gumę.
„Przecież mamy gumę – odparli zaskoczeni takim dobrym
humorem Walli młodzi mężczyźni. Możemy ci dać”.
„Chcę mieć świeżą gumę” –
oświadczył. Śmiejąc się powiedział: „Chodźcie ze mną pokażę wam, do czego mi potrzebna guma”.
Zaciekawieni ruszyli za nim, a kiedy już nazbierali gumy, Walla zaprowadził ich
do doliny z wielkimi kamieniami. Tam na najwyższym drzewie zbudował podest, a
towarzyszom kazał wycofać się do ujścia rzeki. Na drzewo zabrał tylko swego
najlepszego przyjaciela. Stamtąd zaczęli wzywać Bubbura po imieniu, aż echo
potoczyło się przez dolinę, a słońce wzeszło na niebie. I nagle pojawiła się
brązowożółta głowa, która kołysała się w przód i w tył, szukając miejsca, z
którego dochodziło wołanie. Wokół niej roiło się od mniejszych żółtobrązowych
węży, które najwyraźniej wykluły się z jaj, widzianych przez Moorę. Walla i jego
przyjaciel ugnietli z gumy wielkie kule. Kiedy Bubbur ujrzał ich na drzewie,
otworzył paszczę, wysunął język i wyciągnął się do nich. Słońce stało teraz w
zenicie i białoczerwona paszcza węża aż lśniła. W momencie kiedy wąż
zaatakował, Walla cisnął największą gumową kulę wprost w otwartą gardziel węża,
który odruchowo zamknął paszcze, wbijając zęby w gumę. Bubbur opadł na
ziemię, lecz nie mógł pozbyć się gumy, która skleiła mu pysk. Walli i jego
przyjacielowi udało się powtórzyć tę sztuczkę z mniejszymi wężami i wkrótce
wszystkie zostały unieszkodliwione. Wtedy Walla wezwał pozostałych mężczyzn. Ci
nie okazywali litości, uśmiercili wszystkie węze. Bubbur zabił przecież
najpiękniejszą dziewczynę plemienia, a potomstwo węża mogło pewnego dnia osiągnąć
takie same rozmiary jak on.
Od tego dnia groźnego brązowożółtego węża Bubbura
rzadko można spotkać w Australii, ale ludzki strach z każdym upływającym rokiem
czyni go dłuższym i grubszym...
I jaki z
tego morał według autora tej bajki?
Że miłość to większe misterium niż śmierć.
I że należy wystrzegać się węży...
P.S
Mój morał brzmi inaczej. Mściwość to większe
misterium niż śmierć i należy wystrzegać się węża nienawiści...