sobota, 15 października 2011

Niewidoczne szczęście... Kamerun okiem Julki...

Starożytne religie czciły słońce, które jako dawca życia, było ich nadzieją na przetrwanie. Współczesny człowiek postanowił okiełznać naturę i pokusił się przedłużyć dzień, tak, aby i po zapadnięciu zmroku móc cieszyć się dniem. W ten sposób została wynaleziona elektryczność. Ten postęp ludzkości oczywiście dotarł i do Kamerunu, ale dopiero tutaj dowiedziałam się jak wiele zawdzięczamy THOMASOWI EDISSONOWI.

Sonel, czyli miejscowe zakłady energetyczne, to prawdopodobnie najbardziej szanowana i jednocześnie znienawidzona instytucja kraju. Jest niczym niekoronowany król.
 Monopol sprawia, że się nie rozwija. Stara się jedynie na tyle gorliwie naprawiać skutki nawałnic i błędów konstrukcyjnych, by nie odstraszyć potencjalnych klientów (większość chatynek na wschodzie wciąż nie ma prądu) i swoją opieszałością nie zasugerować im, że czas powrócić do epoki kamienia łupanego. Na co dzień, Sonel daje Kameruńczykom względne poczucie luksusu, ale nie bezpieczeństwa. Do prądu nie należy się tutaj nazbyt przyzwyczajać.


Po przyjeździe to właśnie ogólnodostępny prąd zaskoczył mnie najbardziej. Jednak co pewien czas, nasz niewidoczny władca, Sonel, przypomina o sobie znikając z gniazdek elektrycznych i pojawiając się w plotkach, niczym celebryta. Bez skrupułów pozostawia nas na łaskę świeczek i latarek, a sam udaje się na chwilowy odpoczynek. Abstynencja jedynie wzmaga apetyt w tym rozwijającym się społeczeństwie, tak więc Sonel balansując po liniach wysokiego napięcia zachowuje odpowiednią ilość prądu w ciągu dnia, aby go zauważać i cenić.

Przez kilka ostatnich dni, stosował metodę "romantycznej kolacji". Prądu nie było przez cały dzień, aż do momentu zmywania naczyń po kolacji. Jak już się nacieszyliśmy, to Sonel ponownie ulatniał się niczym kamfora, aby mile nas zaskoczyć kolejnego wieczoru...i tak przez tydzień!  Ponoć jedząc po ciemku zwraca się większą uwagę na walory smakowe. Osobiście wolałabym mieć możliwość wyboru, pomiędzy wspomnianą romantyczną kolacją po ciemku, a jedzeniem przy świetle, tym bardziej, że mini muszki lubią znienacka pojawiać się nad talerzem.

Bez wątpienia, ten efekt działalności Sonelu, a raczej jej braku, jest tym najmniej kłopotliwym. Europejczycy tym różnią się od Kameruńczyków, że oprócz "dzisiaj" znają też słowo "jutro". Aby zaspokoić tkwiący w nas zmysł planowania, z którego jesteśmy tacy dumni, przywykliśmy do magazynowania. Niestety, lodówki są tak samo przystosowane do egzystowania w Kamerunie, jak biały człowiek do noszenia balii z praniem na głowie.

 Bardzo często są jedynie ekskluzywnymi szafkami na suchy prowiant. Trudno jest nam zrozumieć ich sposób życia, który jest nastawiony na teraźniejszość. Na szczęście ziemia w Kamerunie jest na tyle urodzajna, że ogórki można kisić trzy razy w ciągu tygodnia, jak stwierdziła jedna z sióstr Karmelitanek.

Postępowanie energetyki kameruńskiej uświadomiło mi, jak wygodnie jest mieć prąd- takie niewidoczne szczęście, szczególnie gdy ma się go pod dostatkiem. Niestety, i tym razem, okazało się prawdą powszechnie znane zdanie wieszcza polskiego "kochane zdrowie ileż cię trzeba cenić ten tylko się dowie co cię straci". Życie bez prądu potrafi dokuczyć...

Niektórych spraw nie okiełznamy nawet tak wielkim skokiem cywilizacyjnym, jakim było wynalezienie prądu.

 Oczywiście przezorny zawsze ubezpieczony, w związku z czym biali wyposażają się w tak zwane "groupe electrogene", czyli instalacje elektryczne napędzane benzyną, żeby nie odbierać porodu przy świetle lamp naftowych, nie odprawiać mszy przy świecach i nie wyrzucać żywności w kraju, gdzie wciąż żyją głodni.


Kameruńczycy po cichu się śmieją z tych mozolnych prób wprowadzenia europejskich standardów w afrykańskich warunkach i z pobłażliwością przyglądają się co też nowego biali wymyślą, aby skomplikować swoje życie.

 Afrykanie nie uzależniają się od czegoś tak niewiadomego jak prąd ofiarowany niczym łaska przez Sonel.

6 komentarzy:

  1. niesamowite ze tak moze wygladac zycie ,od razu przypomnial mi sie film"alternatywy" pt trzeci stopien zasilania ;)wszystko jest dziwne co nie jest znane az sie okaze ze sie nie mozna bez tego obejsc

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem co to jest byc bez prądu,bo kiedyś wyłaczali nam...ale to nie trwało tak długo jak tu...Na pewno Kameruńczykom łatwiej się z tym pogodzic,jak piszesz,ale nam...toż to koszmar.Lodówka nie wytrzyma,a w tej wysokiej temperaturze wszystko się przecież psuje...
    Bardzo realnie napisałaś Judith...i współczuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie zapomnę lata 2003 roku, kiedy w Małopolsce była wielka wichura - tak wielka, że we wsi, w której wtedy spędzałam wakacje, przez trzy dni nie było prądu. Radziliśmy sobie wtedy świeczkami, latarkami, butlami na gaz. To jednak trwało 3 dni, a nie całe miesiące czy lata. Nie wiem, czy bym potrafiła tak żyć, jak ludzie, którzy go w ogóle nie mają albo mają z przerwami. W sumie czasem tak sobie myślę, że ludzie w Europie stali się bardzo, ale to bardzo uzależnieni od techniki. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sonel jest częścią globalnej grupy kapitałowej działającej w ogólnie pojętym sektorze energetycznym. Są obecni w dwudziestu kilku krajach, w tym w USA, UK, na Węgrzech, w Czechach, w Holandii. Nie wyobrażam sobie żeby gdziekolwiek w tych krajach zachowywali się w sposób opisany przez Ciebie. Wynika to raczej z lokalnych układów politycznych w Kamerunie. Co do samych tubylców śmiejących się z Europejczyków - cóż, żyjemy (my i oni) w dwóch zupełnie różnych rzeczywistościach. Ich szczęście polega na tym, że nie muszą żyć w naszej, a nieszczęście na tym że prędzej czy później nasza rzeczywistość do nich zapuka. I to raczej prędzej niż później.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z tego wniosek, że w Europie ludzie mają szczęście, bo mają prąd, a a Afryce mają szczęście, jeśli czasem mają prąd ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystko jest kwestią przyzwyczajenia i "urządzenia" życia.... My już tak jesteśmy uzależnieni od prądu, że życie bez niego jest trudne do wyobrażenia. Mój tata powtarza - nie trzeba wojny - wystarczy zabrać światu prąd i po nas. Czy to nie prawda....?

    OdpowiedzUsuń