piątek, 28 października 2011

O różnicach... cd. Kamerun okiem Julki

O różnicach pomiędzy Doume a moim rodzinnym miastem, mogłabym pisać w nieskończoność (albo tak mi się wydaje). Ale jest pewna kwestia, która mnie zastanawia szczególnie w tym nowo poznanym świecie. Od kilku tygodni bacznie obserwuję jak zachowują się dzieci na zajęciach i na przerwach w obrębie szkoły. Jestem zaskoczona jak bardzo to, co widzę, różni się od tego, co sama wyniosłam z podstawówki.


Oczywiście dzieci w Kamerunie mają inne warunki nauki, niż europejczycy. Klasy są dwukrotnie lub trzykrotnie bardziej liczne, a ich przystosowanie do zajęć zapewne nie spełnia polskich norm sanepid-owskich. Niemniej jednak, dzieci chętnie tłoczą się w salach lekcyjnych (od zawsze żyją w tłoku: w rodzinie, na podwórku czy na polu) i z zapałem godnym pionierów obu Ameryk powtarzają za nauczycielem wszystko, słowo w słowo, od 7 rano aż do 3 popołudniu. Została tutaj przyjęta odmienna od naszej konwencja edukowania dzieci. Nikt ich nie uczy ciekawości wobec świata /oprócz Sióstr, ale te walczą chyba z ... wiatrakami/, one mają wkuć na pamięć słowa, sformułowania, a nawet dialogi!


Moje podejście do zajęć dziwi nauczycieli niczym moja karnacja dziwi dzieci. I tak jak dzieci sprawdzają czy oby na pewno jestem biała głaszcząc mnie co chwilę, tak i nauczyciele starają się wzrokiem nawrócić mnie na jedyny słuszny, reprezentowany przez nich, system.
Na szczęście, przestali traktować mnie jak anomalię. Już drugiego dnia w ostatnich ławkach nauczyciele jednej z klas drzemali w trakcie, gdy ja animowałam całą klasę. W Afryce plotka niesie się szybko i teraz mało który nauczyciel nie odpoczywa gdzieś w rogu sali.


Różni nas nie tylko sposób uczenia, ale także "materiał", który  nauczyciele otrzymują, w postaci uczniów. Wszystkie dzieciaki są mniej lub bardziej chętne uczestniczyć w zajęciach. Niestety, z przykrością stwierdzam, że zaobserwowałam znaczną różnicę w bystrości pomiędzy dziewczynkami a chłopcami i to na korzyść tych ostatnich. Uczniowie, w przeciwieństwie do uczennic, są odważni w udzielaniu odpowiedzi i to oni prędzej się uczą. Niezależnie od płci, dzieci skłonne są do zapowietrzania się ilekroć mają odpowiedzieć na osobiste pytanie przed klasą ( n.p. "jak ma na imię twoja mama?", czy "gdzie mieszkasz?") a także do kilkukrotnego upewniania się, czy oby na pewno to ono ma udzielić odpowiedzi.

Jestem przekonana, że różnice wynikają z zachowania ich rodziców, gdzie ojciec podejmuje decyzje i to jego zdanie jest najważniejsze. W Kamerunie patriarchat narzuca kobiecie i mężczyźnie miejsca w społeczeństwie uzależnione od ich przystosowania fizycznego. Tak więc, tradycyjnie, kobieta rodzi, rodzi i jeszcze raz rodzi, a w międzyczasie chodzi na pole. Mężczyzna zaś, został stworzony przez naturę tak, by w domu musiał przebywać jak najmniej, gdyż zajęty jest zdobywaniem zawodu, zarabianiem pieniędzy i właśnie nauką. Płeć piękna, wciąż uznawana jest za niewartą posyłania do placówek edukacyjnych. Na szczęście obowiązek szkolny nałożony przez państwo powoli zmienia ten obyczaj.

Ciekawostką pozostaje jednak motywacja wielu rodziców, którzy łaskawie decydują się zainwestować czas w doprowadzenie dziecka do szkoły. Edukacja w Kamerunie jest płatna, jednak gdy rodziców nie stać na taki wydatek to mogą starać się o dofinansowanie, m.in. poprzez "parenage", czyli adopcję na odległość. Pozyskanie czynszu za pierwszy rok kształcenia pociechy od przybranych rodziców z Europy wymaga zawiadomienia odpowiedniej osoby lub instytucji (najczęściej przedstawiciela Kościoła.) Gdy rodzic przedstawi w miarę opłakaną sytuację finansową, o co w tym kraju bananami i maniokiem płynącym nie trudno, dodatkowo otrzyma dla dziecka przybory szkole, książki, zeszyty i plecak. O dziwo, ten "wysiłek" wciąż nie wydaje się wielu matkom i ojcom wart zachodu, ponieważ dziecko wysłane do szkoły, nie ma czasu pomagać na polu… Tak więc, aby zdopingować rodziców w dbaniu o przyszłość narodu, dzieci w szkołach poza edukacją otrzymują także mundurek i posiłek trzy razy w tygodniu. Pewnym utrudnieniem w otrzymaniu kolejnych "transz" na naukę jest dostarczenie świadectwa otrzymania promocji do następnej klasy, na wypadek, gdyby adopcyjni rodzice pragnęli poznać postępy w nauce ich Murzynka. Niemniej, i bez tego można ubiegać się o opłacenie szkoły. Zastanawiające jest więc, dlaczego tak wielu rodziców przypomina sobie o zapisaniu dziecka do szkoły w połowie września lub później…

Świadectwo szkolne jest także podstawą do przyjęcia dziecka do kolejnej klasy. I tu pojawia się konsternacja. Otóż świadectwa przez wakacje łatwo się gubią i rodzicom trzeba uświadamiać, że przezorni nauczyciele zazwyczaj pamiętają kto zdał do następnej klasy, a kto stara się ich przechytrzyć. W rodzinach jest zazwyczaj tyle potomstwa, że nie każde dziecko dostaje szansę pochwalenia się rodzicom laurką, dlatego gdy nie otrzyma promocji, po prostu przemilcza ten smutny fakt i cieszy się z nadejścia wakacji. Niczym nadzwyczajnym jest także posyłanie dziecka do szkolnej ławki bez poinformowania o tym władz szkoły. A nuż się uda! I tym razem, system nie zawodzi. Co roku obowiązują nowe mundurki, więc łatwo można poznać kto kombinuje.

W krajach rozwiniętych, ze względu na niski wskaźnik urodzeń, dzieci otrzymują więcej uwagi po lekcjach, niż ma to miejsce w krajach dopiero się rozwijających. Po pierwsze, w skład domu przeciętnego Kameruńczyka zazwyczaj wchodzi klepisko, łóżko i jeżeli jest prąd, także telewizor. W niektórych domach są stoły, ale nikt nie zaprząta sobie głowy przystosowaniem miejsca do nauki. Na jednej z misji w Rwandzie, powszechnym było, że po zapadnięciu zmroku, młodzież szkolna zbierała się wokół lamp ulicznych, by móc się uczyć. W zasadzie, po lekcjach dzieci nie mają jak odrobić lekcji. Wiem z autopsji, że powrót ze szkoły do domu na północnej części kuli ziemskiej, bardzo często skutkuje pytaniem rodziców: "jak było w szkole?", zaś w przeddzień zajęć lekcyjnych pojawia się znienawidzone: "lekcje odrobiłeś/aś?" W Kamerunie sprawa ma się zgoła inaczej. Po ośmiu godzinach lekcji, niezłomne dziecko bierze na głowę miskę lub kanister i biegnie do źródła po wodę albo pomaga rodzicom zbierać makabo. Rodzice nie czują potrzeby zainteresowania się postępami w nauce ich syna czy córki. Oczywiście troszczą się o potomstwo, jednak odniosłam wrażenie, że szkoła to dla dorosłych wybryk europejskich kolonizatorów, którzy pomimo zaakceptowania niepodległości swoich byłych terenów zamorskich, wciąż mają tu swoje wpływy. Oby było to mylne odczucie.


Zapewne upłynie jeszcze wiele lat, zanim mieszkańcy Kamerunu docenią potrzebę kształcenia w przedszkolach i szkołach i zauważą pozytywny wpływ oświaty. Aby zrozumieć cel działania, trzeba go najpierw zaakceptować, a do tego potrzeba czasu. Na szczęście, nauczycieli przybywa i buduje się coraz więcej szkół, co bez wątpienia jest symptomem zdrowia narodu. Nie dziwię się, że ludzie, którzy przez długie lata nie mieli styczności z edukacją powszechną gubią się w tym, jakże niepasującym do ich trybu życia "bez zegarków", systemie. Wydaje mi się, że gdyby latanie w kosmos stałoby się od dzisiaj dostępne dla każdego przeciętnego człowieka, również nie odczuwałabym nieodpartej potrzeby spędzania kilkudziesięciu godzin tygodniowo spacerując po Księżycu.

12 komentarzy:

  1. To całkiem naturalne Judyto,dla mieszkańców Kamerunu...ta oświata będzie tam wolniej docierac.Mają swoje zyczaje,jak sama piszesz,rodzina oparta na patriarchacie,ma z góry ustalone zasady.Dzieci musza pomagac w polu,a szkoła...to i odrabianie lekcji.Oni jeszcze tego nie rozumieją,ważniejsze są sprawy dla nas przyziemne,ale dla nich...bardzo ważne.Pole,ziemia ich żywi,nie biegają do marketu tak jak my...
    Ważne jest to,że dzieciaki chcą chodzic do szkoły,że coś się zmienia na lepsze.Za szybko tez nie można,bo to ich kraj,ich obyczaje.I trzeba to tez uszanowac.
    Bardzo ładne zdjęcia.
    Pozdrawiam miło:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Pięknie opisałaś uczenie dzieci i szkołę w Kamerunie. Dla mnie to bardzo ciekawe. I bardzo odległe. Afrykę oglądam jedynie w National Geografic i Animal Planet. I się oczywiście kiedyś rozczytywałem w książkach podróżniczych.
    Życze Tobie sukcesów w nauczaniu. A Twoim uczniom, żeby nie brali przykładu ze mnie i jednak się uczyli, poznawali, porównywali.
    Pozdrawiam Ciebie i Twoich uczniów i zapraszam do mnie.
    Vojtek z Europy od urodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za wizytę:) Teraz ja jestem dłużny trochę prezencików. I muszę o tym pamiętać. Ale to fakt miałem szczęście trafić na fajnych ludzi.
    A jak tam Ci praca idzie?
    Jak się czujesz poza pracą? Jestem ciekawy, ale napisz jak będziesz chciała i miała czas.
    W Warszawie dość ciepło jak na koniec października.
    Pozdrawiam Ciebie i Twoich podopiecznych,
    Vojtek

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawe doswiadczenie i obserwacje, ale niestety wszystko co nowe nieznane ,wydaje sie dziwactwem, jeszcze duzo wody uplynie zanim wszystko sie unormalizuje jesli w ogole o jakiejkolwiek normalizacji w tej chwili mozna mowic, dobrze ze sie cos zmienia i jest szansa ze bedzie byc moze lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. wszystko co nowe budzi lęk, niezrozumienie, często ostry sprzeciw. Z czasem ludzie zaczynają oswajać się, nieśmiało przyglądać nowemu, potem czerpać z niego korzyści... Po jakimś czasie człowiekowi wydaje się, że życie bez tego, jeszcze nie tak dawno - nowego, nie byłoby możliwe... To musi potrwać:)
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. W jaki sposób mogłabym skontaktować się z Tobą? Niestety nie włączyłaś tej możliwość z poziomu profilu.

    OdpowiedzUsuń
  7. ZASTANAWIAM SIW CZY ZYCIE "BEZ ZEGARKÓW" CZASAMI NIE JEST PIEKNIEJSZE...I CZY TO DOBRZE ZE JE KOMUS NA SILE ZAKLADAMY.............POZDRAWIAM CIEPLO. DIDI

    OdpowiedzUsuń
  8. Cały problem polega na tym że nie wiadomo co jest dla nich lepsze: czy cywilizowanie ich na siłę, wbrew tradycji i wychowaniu w którym żyją od pokoleń, czy pozostawienie ich w skansenie i pokazywanie jak małpy w cyrku, kiedy cały świat idzie do przodu. Niestety, jak wszystkie kultury prymitywne są skazani na zagładę, tylko jeszcze o tym nie wiedzą. Jedyna szansą przeżycia dla nich jako dla Kameruńczyków jest asymilacja, ale to za cenę wyrzeczenia się tradycji i kultury. Smutne to, ale tak jest świat zbudowany.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    nabiera sie dystansu do zycia, mieszkajac w tak roznych warunkach, prawda?
    I latwiej byc chyba szczesliwszym w kategoriach bardziej uniwersalnych. Podziwiam twoja prace,nieraz zaluje, ze moje zycie poszlo innymi torami. Nie potrafilam podjac odwaznych decyzji kiedys, a teraz kiedy sie odwazylam, to zbyt duzo zwiazkow z dawnym zyciem, nie pozwala mi cieszyc sie tak naprawde ze swojego wyboru.
    Zycze sukcesow, ja tez bylam kiedys nauczycielka, to piekny zawod.
    Zapraszam do mojej Francji. Boo Kamerun chyba byl w orbicie franc kiedys? zaraz sprawdze.

    OdpowiedzUsuń
  10. Нello, I еnjoy reading thгough your article.

    I wanted to ωrite a little comment to support you.


    my blog роst knettishall.org

    OdpowiedzUsuń
  11. You're so interesting! I do not believe I've truly reaԁ something likе this before.

    So nice to find sοmeone with some genuine
    thoughtѕ on this subject. Seriouѕlу.
    . thаnks for starting thіs up. This site iѕ ѕomething thаt is requiгed
    on the web, somеone with some originality!

    Hегe is my ωebѕite: Worthwhile Tablet Pc Cheap Android 2.2 The Gw990 And Dual Core

    OdpowiedzUsuń
  12. It's really a great and useful piece of info. I'm glad
    that you just ѕhared this usеful infoгmаtion ωith us.
    Please ѕtау us informed like this.
    Τhanks for ѕharing.

    my web blοg :: oświetlenie led wrocław

    OdpowiedzUsuń