poniedziałek, 28 stycznia 2013

O przyjaźni…

Niech nikogo nie zmyli tytuł… Będzie o przyjaźni, ale z rakiem.
 Mój teraźniejszy Guru /śmiech/, do którego mam wielkie sentymenty
 z racji tego, że także i jemu przyszło się zmierzyć z rakiem.
 Do tego napisał książkę, w której zawarł swoje przemyślenia dotyczące choroby i z humorem, i pozytywnym nastawieniem do wszystkiego, co go w życiu spotkało, szczególnie do tego, co go spotkało pod koniec życia. Choroba zmieniła diametralnie jego życie i wcale nie zgorzchniał, ale zaczął żyć tym nowym...
 To była jego ostatnia książka, wydana za jego życia, o której już wspominałam „Nic nie dzieje się przypadkiem”.

 Terzani opisuje swoje zmagania z nowotworem żołądka, który doprowadził go ostatecznie do jego śmierci w 2004 roku i szkoda, tak po ludzku, że odszedł i nie mogę go osobiście w tym świecie spotkać, i porozmawiać o życiu i śmierci... Spotkanie po drugiej stronie nie będzie tym czym byłoby tutaj pod żółtym słońcem i niebieskim niebem.
 Książka, to jego ostatnia podróż, w której odwiedza Amerykę, Indie i Chiny  w poszukiwaniu lekarstwa, harmonii duchowej i nowej wizji swojego życia. Był znawcą Azji i pracował jako azjatycki korespondent dla niemieckiego tygodnika Der Spiegel . Współpracował także z innymi gazetami. Był specjalistą od zagadnień historycznych i politycznych Azji, ale miał także głębokie zanteresowania filozoficzne aspektów kultury azjatyckiej.
 Choć niewierzący, zawsze w jego podróżach odwoływał się do aspektów duchowych krajów, które odwiedzał. Pracował i żył w Pekinie, Tokio, Singapurze, Hong - Kongu, Bangkoku i Delhi. Przygód miał co niemiara, jak np. ta kiedy Czerwoni Khmerzy próbowali go zabić po przybyciu do przygranicznej miejscowości  Poipet. Życie uratowała mu znajomość języka chińskiego.
 „Koniec jest moim początkiem”  książka wydana po śmierci Terzaniego. Napisana jest w formie rozmowy ze swoim synem Folco. Na podstawie tejże książki powstał film z Brunem Ganzem w roli głównej.
 Cóż, mój Guru chorobowy  był wyznawcą wszystkich religii świata, co nie umniejsza jego pozytywnego podejście do choroby i jest godne naśladowania, przynajmniej dla mnie.


  Jeśli nie możemy go naśladować, bo każdy ma swoją wizję chorowania, to można poczytać jego przemyślenia i przy okazji uśmiać się po same pachy w tej i z tej choroby nie pijąc kakao /śmiech/.
  Bo cóż nas czeka: życie lub śmierć, a jedno i drugie jest związane ze sobą bardzo ściśle, nieodwołalnie.
 Wiem, że Słowo Boga ma moc, ale także słowo człowieka ma moc, a jeśli jest ono także przeżyte, to ta moc jest podwójna.
 Mówią, że jakie życie taka śmierć i jest w tym stwierdzeniu prawie całkowita prawda. Człowiek ten, tak myślę, nigdy nie był znudzony. Za znudzenie nie odpowiada bowiem rzeczywistość, lecz, to, że się jej uważnie nie przyjrzeliśmy.



 „ Język, którym obudowana jest ta choroba, to język wojny i ja sam początkowo sam go używałem.
 Rak jest „wrogiem”, którego należy „pokonać”; terapia to „broń”, a każda faza leczenia to „bitwa”.
 „Choroba” postrzegana jest zawsze jako coś obcego, co wdziera się do naszego wnętrza,  żeby narobić nam kłopotu, powinna być zatem zniszczona, wyeliminowana, usunięta.
 Już po kilku tygodniach obcowania z rakiem wizja ta przestała mi się podobać, przestała mi odpowiadać. Ze względu na konieczność współistnienia czułem, że ten wewnętrzny gość stał się częścią mnie samego, tak jak ręce, nogi i głowa, na której w wyniku chemioterapii nie miałem już ani jednego włosa.
 Bardziej niż rzucać się na tego raka w jego różnych wcieleniach, wolałem z nim porozmawiać, zaprzyjaźnić się; głównie dlatego, że zrozumiałem, iż tak czy owak on już tam zostanie, być może w uśpieniu, żeby mi towarzyszyć przez całą resztę drogi.
 - Kiedy rano wstajecie , uśmiechnijcie się do waszego żołądka, do waszych płuc, do waszej wątroby.
 Tak naprawdę wiele od nich zależy – usłyszałem od Thich Nhat Hanha, słynnego wietnamskiego mnicha buddyjskiego. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, jak bardzo ta rada mi się przyda.
 A teraz każdy dzień zaczynam od uśmiechu do gościa,
 którego miałem w środku.
 .... Jeśli już spotkało mnie to doświadczenie, warto było dobrze je wykorzystać. Żeby o tym pamiętać, przykleiłem do stołu, na którym codziennie próbowałem prowadzić dziennik, kartkę, na której zapisane były wersy koreańskiego mnich zen z ubiegłego wieku:

 Nie proś o to by mieć doskonałe zdrowie
 Byłaby to zachłanność
 Uczyń z cierpienia lekarstwo
 I nie oczekuj drogi bez przeszkód
 bez tego ognia twoje światło by zgasło
 Skorzystaj z burzy by się wyzwolić

 Zacząłem traktować tę chorobę jak przeszkodę ustawioną na mojej drodze, żebym nauczył się skakać. Problem polegał na tym, czy byłem zdolny skakać do góry, czy tylko w bok albo – co gorsza – w dół.
 Być może w tej chorobie ukryty był jakiś tajny przekaz: przyszła na mnie, abym się czegoś nauczył!
 Zacząłem myśleć, że sam, nieświadomie chciałem tego raka. Od wielu lat próbowałem wyjść z rutyny, zwolnić rytm moich dni, odkryć inny sposób spojrzenia na różne rzeczy; słowem – żyć inaczej. Teraz wszystko się zgadzało. Również fizycznie stałem się kimś innym.”




P.S
I ja także od wielu lat chciałam zwolnić rytm moich dni. Sama nie byłabym  zdolna zatrzymać tego stanu, w którym się znalazłam. Na dzisiaj wiem, że to, co mi się przydarzyło jest dla mnie dobrem... Cuda zdarzają się czego sam jestem przykładem. Można być uzdrowionym na ciele, ale to nie takie ważne /dla mnie/... Ważniejszy jest nasz duch, to COŚ, co nas naprawdę stanowi, co porusza nasze ciało i wtedy choroba ze wszystkimi jej konsekwencjami jest do przyjęcia, i może stać się wyzwoleniem, i pomocą dla mnie samej, i dla innych. Piszę dziennik, o mojej chorobie, owszem, ale nie jest ona centrum mojego teraźniejszego życia, jest częścią całości, która nazywa się ŻYCIEM. Dokładam wszelkich starań, aby to życie było do końca radosne, może przez łzy, ale radosne i z klasą /śmiech/, jak mawia moja siostra rocznikowa Lucynka. Cierpienie ma wielka moc!!!
Chemia miała powalić mnie na kolana... jeszcze nie powaliła, ale dostrzegam powoli skutki tego czerwonego specyfiku i powali, tego jestem pewna... i co ze mnie zostanie? Ostatni wlew mam 8 maja, jeśli pozostałe jeszcze wlewy przyjmę w terminie. Czekają mnie naświetlania w szpitalu, a potem jeszcze 18 wlewów herceptyny, co trzy tygodnie. Więc łatwo sobie obliczyć ile mam czasu na nic nie robienie /śmiech/. "Ostatni fragment drogi, to drabinka prowadząca na dach, z którego widać świat, ten ostatni fragment – trzeba przejść na piechotę, samotnie. Żyję teraz tutaj z poczuciem, że wszechświat jest nadzwyczajny, że nic nie zdarza się nam przypadkiem i że życie to nieustanne odkrywanie.... 
A ja mam szczególne szczęście, bo teraz bardziej niż kiedykolwiek każdy dzień jest naprawdę jeszcze jednym obrotem na karuzleli...” 
Jest ze mna, wspiera mnie, i modli się za mnie bardzo wiele osób... Codziennie proszę Boga, aby dzielił te modlitwy dla tych, którzy moze bardziej potrzebuje ich niz ja... Wiadomo, ze wszelkim dobrem trzeba się dzielić! Dziękuje Wam wszystkim...

Dla ścisłości: moim jedynym Guru jest Jezus, zadziwiam się Słowem, zadziwiam się tym, co mówi Bóg... nie lękaj się, żyj tak, jakby to byl twój pierwszy lub ostatni dzień życia... Ten pierwszy czy ostatni to tylko kwestia czasu...


89 komentarzy:

  1. Judith, Judith- teraz ja nie wiem- co powiedzieć - daleka i trudna droga przed Tobą, niezwykle trudna, ale do wytrwałych świat należy, no i jest jeszcze Guru- nasz Guru.. , i jest jeszcze piękny świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi rozne miewalam, a ta ktora przede mna inna jest po prostu... i ma swoj urok...
      J.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. I ja wierze, ze cokolwiek mnie spotka, bedzie po prostu DOBRZE.
      J.

      Usuń
  3. Tak wiele słów a tak prosty przekaz - CIESZ SIĘ TYM CO MASZ. Tu i teraz. I dawaj, i przyjmuj, i tańcz i śpiewaj na głos, bo właśnie teraz jest na to czas. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoje spostrzeżenia, Jutith, są mądre i bogate. Czytam je i dumam nad życiem. Dzięki

    OdpowiedzUsuń
  5. ...Jezus Cię wspiera i pomoże przejść drabinę, szczebel po szczeblu...i wierzę, że pokonasz chorobę! ...bo masz siłę ducha, masz wiarę i ufność...
    Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem tylko jedno, cokolwiek bedzie jestem w dobrych rekach...
      J.

      Usuń
  6. nie jest łatwo Judith rozmawiac z tym gościem w środku ...nie jest łatwo,to ogromna sztuka,jakby dalsze wtajemniczenie...
    zdajesz sobie sprawę ,że będzie trudniej,ale kazdy dzień darowany,to coś co doceniamy,patrzymy na chorobę jak na przeszkodę do pokonania,ile starczy sił.
    I tych sił i wiary Tobie życze Judytko...z całego serca:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest latwo..., ale dopoki mozna trzeba po prostu ZYC i to dobrze.
      J.

      Usuń
  7. Judith, dasz radę, choć jeszcze daleko do pożegnania z medycyną. Masz dobrą psychikę, a to najważniejsze. Nie pomoże mocny organizm, gdy psychika słaba.
    Żyj pełnią życia na tyle, na ile Ci aktualnie sił starcza. Masz dookoła siebie wiele życzliwych osób i sporo "przesyłek" dobrych fluidów.Korzystaj z tego w pełni.
    Trzymaj się, dzielna Istoto;)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Dużo sił i wiary. Ani zdrowa osoba, ani chora nie zna swojego dnia... dlatego tak ważne jest to, o czym napisałaś. Żyć każdą chwilą.

    OdpowiedzUsuń
  9. Od dziś będę się uśmiechał nei do swojego odbici a w lustrze, a robiłem to nagminnie, a do żołądka (za dużo mocnej kawy) i do wątroby (zbyt dużo czerwonego wina):-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysiu, nie usmiechaj sie tylko rzuc...te kawe, to wino /smiech/ i pij nagminnie kakao /smiech/
      J.

      Usuń
    2. Z kawy już zrezygnowałem /prawie/ i piję yerba mate od kilku dni. Wino uwielbiam, więc pozostaje tylko ograniczyć nieco. A kakao obowiązkowo:-)))

      Usuń
  10. tyle treści, że czytam już drugi raz.a przekaz jak to zauważył słusznie mironq bardzo prosty. judith, po pierwsze, rzeczywiście masz dobra psychike i wierzę, że potrafisz na tyle skutecznie zaprzyjaźnic się z twoim nieproszonym lokatorem na tyle skutecznie, że będzie sobie cichutko siedział i nie zagrażał twemu zyciu. po drugie, wszystko co piszesz, te cytaty, to wszystko prawda. Dane nam było w ubiegłym roku stanąć wobec smiertelnej choroby jednego z członków naszej rodziny. Powiem ci, było trudno jak nie wiem, wzloty i upadki. To był nasz najtrudniejszy rok w zyciu. I wiesz co? Mysląc, że to najgorszy rok dla naszej rodziny - zrozumieliśmy w rezultacie, że wszyscy dostąpiliśmy wielkiej łaski. Pozwoliło to nam ponaprawiać wiele aspektów naszego zycia, zresztą jak będziesz chciała to przeczytaj sobie tutaj post "Butterfly circus": http://laviolettee.blogspot.be/2012/12/the-butterfly-circus.html
    Wiem, ze nic w życiu nie dzieje się bez powodu.
    Sciskam serdecznie i mam cię w swoich myślach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo czesto ludzie mysla, ze choroba to cos zlego... Owszem, tak, ale jak idziesz dalej okazuje sie, ze ta zla choroba uzdrawia tak wiele i stwierdzamy, ze stalo sie to dla naszego dobra...
      Dziekuje...
      J.

      Usuń
  11. polecam również "Ostatni wykład"

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję, że mnie odwiedziłaś, dzięki temu ja mogę odwiedzić i poznać Ciebie.
    Nic nie dzieje się bez przyczyny.
    Uściski:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiara i modlitwa czynią nas silniejszymi i wytrwałymi.My także modlimy się o zdrówko dla siostry i gorąco,gorąco,gorąco wierzymy!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Kasiu, ale dodaj takze: o dobry humor, i chrapke na szalenstwa jeszcze /smiech/
      J.

      Usuń
    2. Ależ oczywiście,dobry humor to podstawa udanego dnia.A co do szaleństwa to umawiamy się na powtórkę tego berka,tym razem na podwórku u w.Jaśka,mam już nawet paru chętnych,a inni jeszcze nie wiedzą że są chętni a już się pewnie szykują ha ha ha :)ciekawe co właściciele podwórka na to że im tylu gości ściągniemy ha ha

      Usuń
    3. Nie wiem tylko czy Jasiu da rade /smiech/
      J.

      Usuń
  14. Twoja psychika z tego co obserwuje jest bardzo silna!Nie zmienia to jednak faktu ze małe załamki sie zdarzają.Ty sobie z tym poradzisz bo masz Boga w sercu a on wie najlepiej ile potrafimy wytrzymac i nie daje nam ponad tego co możemy żnieść.Nos do góry ,pierś do przodu i na przód wyzwaniom:)Pozdrawiam cie bardzo serdecznie i ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Nigdy nie wiadomo co przyniesie jutro.
    Moja Mama powinna była odejść 40 lat temu ,
    a przetrzymała wszystko i żyje...
    Silna psychika i wiara dała jej siłę.
    Tylko tyle i aż tyle...
    Myśl pozytywnie a wszystko się ułoży dobrze.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba myslec przedze wszystkim realnie, a wszystko inne zostawic i ZYC!
      J.

      Usuń
  16. Ojtam nic nierobienie, wierzę, że wiele dobrego robisz w tym czasie i nie tylko dla siebie, dla innych również. O książce słyszałam... Buziaku, siły Ci życzę, siły!

    OdpowiedzUsuń
  17. Nic nierobienie tzn. wola jak ptak, ktory moze fruwac gdzie i jak chce... tego bylo mi potrzeba...
    J.

    OdpowiedzUsuń
  18. W naszym domu dwa lata temu zagościło dwóch takich lokatorów. Na cztery kobiety - dwie wybrane. Jedna chyba podobna rodzajem choroby do Ciebie. Na dziś jest już i po wlewach (tych paskudnych, z czerwoną chemią), i po operacji (miałyście inną kolejność), i po naświetlaniach, i po herceptynie (miała ich 17). Przebrnęła, choć czerwona chemia naprawdę dała jej w kość. Nie poddała się nawet na chwilę, nie przestała pracować! Dała się zastąpić tylko wtedy, gdy leżała w szpitalu :) Fakt, kobieta o bardzo mocnej psychice. Przy niej... nie śmiem marudzić na swoje dolegliwości i chorobowych przyjaciół (bo też jakichś mam, ale zupełnie innych).

    Wiem natomiast, że choroba Ją przemieniła. Stała się wrażliwsza i wyrozumialsza dla innych. To można było zaobserwować z zewnątrz. Co stało się w Jej wnętrzu - niech pozostanie Jej i Pana Boga tajemnicą.

    Ale wszystkie wiemy, że po coś to było :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Myśl, by oddawać modlitwy za mnie dla innych! - jest tak prosta, a tak niezwykła :) Dziękuję za podpowiedź :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Wiesz, Judith, nic nie jest w czasie takie, jak było przedtem... i to jest chyba ten smak życia:) do szczęścia brakuje tylko kakao /śmiech/
    właśnie wróciłam z podróży, w której "łapałam" perspektywę - spodobała mi się Twoja - od dziś już ja pogadam z moim kręgosłupem!:)

    OdpowiedzUsuń
  21. "Jutro" to nieodkryty horyzont, nigdy nie wiadomo co nas spotka. Trzeba być radosnym, z pakorą przyjmować przeciwności i wierzyć. To daje siłę. Dobrze, że Tobie jej nie brakuje, oby tak dalej. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Dałaś mi do myślenia, jak zwykle zresztą.
    Od lat pod wpływem różnych lektur staram się bardziej uważać na słowa, ale tak często mi się to nie udaje - wypadają jakieś takie niechciane w moim kierunku i w kierunku tych, których kocham.
    Resztę przemyśleń pozostawię dla siebie, dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czesto korzystam z przemyslen innych, bo kazdy z nas to tak bogaty swiat...
      J.

      Usuń
  23. Gdzie jesteś?Chciałabym Cię wyściskać;))

    OdpowiedzUsuń
  24. nigdy jusz nie bedzie jak wczesnej. Ja tez zastanawijam sie czy trzeba naprawde pokonac, bronic sie etc. jednak um spiro spero. I naprawde Pan Bog wie lepiej od nas.
    Dziekuje za blog

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem przekonana na wszystkie procenty, ze po prostu WIE!
      J.

      Usuń
  25. Hm... komentarz jest tutaj zbędny. A zatem pozdrawiam serdecznie.
    "nie lękaj się, żyj tak, jakby to byl twój pierwszy lub ostatni dzień życia... Ten pierwszy czy ostatni to tylko kwestia czasu..."

    OdpowiedzUsuń
  26. Hm książkę postaram się przeczytać - będę myślami przy Tobie - przekażę Twoją sprawę kuzynce / post : Bogactwo w IX/12/ przeszła już całą tą walkę - przepraszam ale nie potrafię przelać moich myśli - Trzymaj się niech Pan nad Tobą czuwa - wierzę w Opaczność Bożą - Z bogiem ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrawiam kuzynke...
      Bez Opacznosci Bozej marnie by bylo...
      J.

      Usuń
  27. Najpierw "choć niewierzący", potem "mój Guru chorobowy był wyznawcą wszystkich religii świata" - czyli tak naprawdę był wierzący i to wierzący prawdziwie, bo skoro Bóg jest jeden, to skąd te wszystkie religie, wyznania, odłamy itp. Czyż nie są one wyrazem słabości i małej wiary człowieka, który z tej jedynej religi pochodzącej od jednego i jedynego Boga wybiera tylko to, co mu pasuje?

    Pozdrawiam i życzę pogdy ducha, siły i wytrwałości w chorobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ciagle szukamy..., a wszystko co wazne jest przed nami...
      J.

      Usuń
  28. Teraz tylko pomilczę!
    Tulę i pozdrawiam Judith!

    OdpowiedzUsuń
  29. tak mądrze napisałaś, powinnam wziąć sobie do serca twoje słowa o dobrej stronie choroby. tylko czy umiem? ja nadal jestem niepogodzona ze swoją.ciepło pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej dobrej strony choroby trzeba uczyc sie kazdego dnia...
      J.

      Usuń
  30. Judith, jak Ty to robisz? Sama potrzebujesz siły, energii, bo zużywasz nadto na walkę a jeszcze rozdajesz jej tyle nam - i to na lewo i prawo... :)
    Nie wiem jak inni ale ja dużo czerpię i dziękuję.
    Mam nadzieję, że wraca do Ciebie ze zdwojoną mocą, bo głupio by mi było, gdyby nie ;)
    "żyć jakby to był pierwszy i ostatni dzień" - tego mi właśnie trzeba. Kiedyś się w końcu nauczę.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama zastanawiam sie skad to mam... i to jest wlasnie to cos czego nie idzie po ludzku wytlumaczyc...
      J.

      Usuń
    2. Podpisuję się pod zdaniem: "Jak Ty to robisz?":-)))

      Usuń
  31. Wiele pokoju jest w Twoich słowach. Niech on trwa w Twoim sercu :-)

    Maciejka

    OdpowiedzUsuń
  32. Moim guru jest mój urolog :-))) fenomenalny lekarz,fantastyczny człowiek.
    Trzymam kciuki za Ciebie :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesli potrafi odpowiedziec na wszystkie pytania to chcz jego adres /smiech/
      J.

      Usuń
    2. Mówisz i masz:-))) jak tylko będziesz w Częstochowie zabiorę Cie do niego:-)))

      Usuń
  33. Piszesz "...Spotkanie po drugiej stronie..." Tak bardzo chcialabym wierzyc, ze jest ta druga strona, dla mojego Syna, ze jest tam i ze jest szczesliwy i czeka na mnie. Teresa

    OdpowiedzUsuń
  34. Dziękuję Bogu za Ciebie, Judith,
    a Tobie - za lekcje życia.
    Wspieram Cię, jak umiem.
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  35. Nie proś o to by mieć doskonałe zdrowie
    Byłaby to zachłanność
    Uczyń z cierpienia lekarstwo
    I nie oczekuj drogi bez przeszkód
    bez tego ognia twoje światło by zgasło
    Skorzystaj z burzy by się wyzwolić
    Ja wierzę w Boga i wiem , że on ma decydujące słowo czy zostaniemy na dłużej czy na krótko. Ja modlę się byś była jak najdłużej i chwaliła Go na ziemi.
    Jdytko całuję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, wiesz... moze byc..., ale w tej kwestii dluzej czy krocej oddalam to w Jego rece.
      J.

      Usuń
  36. Judyto, Ty masz WIARĘ i pozytywne myślenie.
    Przy tej chorobie to jest najważniejsze.
    Wiem co piszę, mam bardzo bliską osobę po przeszczepie szpiku kostnego. ( 10 grudnia 2012)
    Dwukrotny ostry nawrót białaczki.
    Ta osoba nie dopuszczała do siebie złych myśli. Wierzyła, że ZAWSZE będzie DOBRZE!
    Ty wiesz, że wszyscy jesteśmy przy Tobie.
    Ślemy nasze prośby do PANA!
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz juz wiem, jak wielu ludzi choruje na nowotwory i bedzie ich coraz wiecej... Co zrobic, aby zatrzymac te dziwna dolegliwosc...
      J.

      Usuń
  37. A ja pomilczę... podumam...
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A moge przy Tobie pomilczec i podumac...?
      J.

      Usuń
    2. Oczywiście, nawet to czuję, że razem się zadumałyśmy. Bliskość się czuje.

      Usuń
  38. Oj, widzę że nie jest u Ciebie zbyt dobrze :(
    Jeśli chodzi o podobną tematykę, to bardzo polecam również książkę "Więksi niż miłość" - nawet napisałam jej recenzję u siebie...
    Życzę powodzenia w walce z tym dziadostwem... I wytrwałości, bo tego trzeba chyba najbardziej w życiu z przewlekłą chorobą. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  39. Przekazujesz bardzo duzo pozytywnej energii Judith, Twoje wpisy sa optymistyczne i pelne ciepla.
    Tak trzymaj, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  40. Czuję podobnie.. i wierzę w Boską Moc-;)) Pozdrawiam i przytulam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  41. Podziwiam Cię za Twoje przemyślenia. Ja chyba bym tak nie potrafiła podejść do podobnego problemu, jak Ty, niestety. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  42. Dobrze się stało ,że go spotkałaś (Terzaniego)we właściwym czasie. Nic nie dzieje się przypadkiem. Teraz myślę dlaczego spotkałam Ciebie teraz właśnie? Nie panikuje. Czas pokaże. Na pewno to wszystko ma sens i choroba też. Myślę o Tobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A spotkalam go za sprawa s Grazyny /takze Pallotynka/, ktora paracuje w Kongo... Zadzwonila i prosila, abym przeczytala...wiec czytam.
      Czas... to jednak dobry przyjaciel czlowieka tylko trzeba dac sobie czas dla Czasu...
      J.

      Usuń
  43. Dziękuję, za tą piękną dla mnie lekcje...
    Sama doświadczyła i od roku na nowo doświadczam tego przyjaciela...
    Można powiedzieć, że tego przyjacie znm od maleńkości (najpierw zaprzyjaźnił się z moją siostrzyczką, a kilkanaście lat później ze mną...)
    Jeszcze raz dziękuję:*
    Przytulam do serca :*

    OdpowiedzUsuń