środa, 2 lutego 2011

Dobry Samarytanin w Doume

czyli Ośrodek Zdrowia prowadzony przez siostrę Mariettę. Pierwszą pallotynką pielęgniarką w Doume była siostra Izabela. Zaczynała swoją misyjno-pielęgniarską pracę w małym budynku, który nadawał się tylko do rozbiórki więc postawiła nową przychodnię. Ośrodek Zdrowia w buszu to szpital, a pielęgniarka to lekarz. Pielęgniarki po kilkuletnim stażu pracy na afrykańskiej ziemi potrafią bezbłędnie rozpoznać wiele tutejszych chorób. Wyjeżdżający na misje misjonarze niemal zawsze spotykają się z problemami zdrowotnymi swoich podopiecznych. Nasza praca nie kończy się na opiece duchowej, ale musi zaradzić i objąć problemy życia codziennego, na które składa się także zdrowie. Nie ma misji, która nie miałaby przychodni zdrowia, a pracujący w niej ludzie nie przyczyniali się do poprawy warunków zdrowotnych populacji. Bolączką Afryki jest służba zdrowia, brak wystarczającej liczby przychodni, szpitali .


Podstawowym krokiem w kierunku rozwoju służby zdrowia w Afryce musi być kształcenie wykwalifikowanej kadry, która pracowałaby z oddaniem, powiedziałabym - miałaby powołanie do tej tak potrzebnej pracy. W naszej wiosce znajduje się szpital państwowy, który jest zaniedbany, po prostu brudny, brak w nim wszystkiego. W naszych europejskich warunkach nie miałby racji bytu, po prostu zostałby zamknięty. W szpitalu nie ma często podstawowych leków, ponieważ nie docierają na miejsce przeznaczenia, a także w samym szpitalu leki są rozkradane. Po wizycie w szpitalu pacjenci przychodzą do naszej przychodni po
leki. Zdarzają się przypadki, że w czasie operacji sanitariusze z miejskiego szpitala przybiegają do siostry Marietty po nici, środki znieczulające... Nasza przychodnia stała się za małą i nie była przystosowana do przyjęcia  coraz większej ilości pacjentów. W 2001 roku siostra Izabela po zgromadzeniu odpowiednich funduszy rozpoczęła budowę nowej przychodni z oddziałem położniczym. Budowie patronował św. Józef - zapewniam, że dobry z Niego budowniczy. Prośby kierowałyśmy także w stronę św. Antoniego z Padwy. Ośrodek otrzymał nazwę "Dobry Samarytanin". Od roku 2007 ośrodkiem kieruje s. Marietta. Pracę misyjną rozpoczęła w 1979 roku w Rwandzie, gdzie pracowała 20 lat. Przychodnia pracuje 24 godziny na dobę. Siostra wybudowała kuchnię dla chorych, odnowiła sale szpitalne i całą elewację budynku. Do ośrodka przychodzą ludzie  z odległych miejscowości pokonując dziesiątki kilometrów. Środki transportu są różne - motory, ciężko chorych przywozi się nawet na taczkach, przynosi na plecach czyli jak się da i czym się da. Głównym środkiem transportu pozostają własne nogi, jeśli oczywiście jest się zdolnym pokonać  dzielące kilometry od przychodni. Najgroźniejszą chorobą jest malaria, na którą co roku umiera przeszło milion osób. Większość ofiar tej choroby to dzieci. Ludzie mieszkający w Afryce nie są przystosowani do tej choroby, mimo  że żyją w tutejszym klimacie przez całe życie. Trzeba brać odpowiednie leki, chronić się pod moskitierą, która np. kobietom w ciąży rozdawana jest za darmo... i co się z niej robi? Sieci do połowy ryb! Inne choroby to: gruźlica, biegunki, różnego rodzaju pasożyty (ameby), bardzo dokucza fileria, która nieleczona doprowadza do utraty wzroku. Chorobom tym można zapobiec przez podawanie odpowiednich leków, przestrzeganiem higieny. Leki są bardzo drogie, często w hurtowniach brak podstawowych lekarstw. Misjonarze dokonują prawdziwych cudów, aby zdobyć leki, aby w ten sposób przyjść z pomocą potrzebującym. Choroba, która nas misjonarzy najbardziej przeraża to AIDS. Afryka staje się największym na świecie sierocińcem, a przyczynia się do tego właśnie AIDS, która nie ma litości, nie mają dla niej znaczenia granice państw, rasa czy wiek. Jest podstępna, zabija powoli. Jest najgorszą dżumą naszego wieku - to epidemia. Afryka przegrywa dzisiaj walkę z AIDS. Liczby, statystyki są zastraszające. Patrząc na zachorowania w naszym rejonie stwierdzamy, że wymierają wioski, wymiera młode pokolenie. Z choroby śmiertelnej AIDS stałą się chorobą przewlekłą, można ją leczyć, ale nie wyleczyć! Codziennie trzeba brać tabletki... a tysiące ludzi nie chce wiedzieć, że są chorzy, nie leczą się a tym samym choroba zatacza jeszcze większe kręgi. Zostają dzieci... jak zapewnić godne życie i przyszłość milionom sierot, które z dnia na dzień zmieniają się w dorosłych. Siostra Marietta przy wsparciu ruchu Maitri opiekuje i wspomaga grupę sierot. Ma ich przeszło 200. Cóż robimy? Zaczynamy od edukacji dzieci i młodzieży. W szkołach podstawowych są specjalne lekcje, których celem jest wytłumaczenie, jak działa i co jest przyczyną AIDS. Zmiana świadomości, że każdy z nas może zmieniać świat, dawać życie, zdrowie i ulgę w cierpieniu... to praca na długie lata . Dzisiaj przyniesiono do przychodni dziecko, które poparzyło się gotującą
woda. Ojciec niósł na rękach chłopczyka kilka kilometrów. Cały bok chłopca był w bąblach, s. Marietta zaczęła robić opatrunek. Cały zabieg był bardzo bolesny, ponieważ był robiony bez znieczulenia. Podczas opatrunku chłopczyk bardzo krzyczał, wierzgał nóżkami. Było bardzo trudno kontynuować prace. Siostra westchnęła do Pana Boga - "co robić, aby go uspokoić". Wówczas przyszła jej myśl, aby zaproponować dziecku kromkę chleba, więc powiedziała: "chcesz chleba?" w nadziei, że się uspokoi... chłopczyk przestał płakać. Zacisnął swoje wargi, łzy jak groch płynęły z dużych przestraszonych oczu. Uvimana ma 4 lata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz