Któż z nas może
powiedzieć, że przegrał swoje życie, bo nie zrealizował tego czego bardzo
pragnął? Każde życie nawet to po ludzku patrząc przegrane ma swoją wartość!
Jaką dać odpowiedź człowiekowi, który mówi, że zmarnował swoje życie…?
W ubogiej wiosce,
których wiele na afrykańskiej ziemi, na świat przyszedł chłopiec. Gdy dorósł,
spędzał swoje dni bezmyślnie, jak wielu jego kolegów w tej okolicy. Zupełnie
nie wiedział, co z własnym życiem począć. Pewnej nocy przyśniło mu się morze,
bardzo dużo bezkresnej wody. Cóż to takiego, rozmyślał… Opowiedział swój sen
kolegom, potem starszym z wioski, ale żaden z mieszkańców wioski nigdy morza
nie widział, nikt nie mógł potwierdzić, że coś takiego istnieje. Odsyłali
chłopca nad rzekę i dość spore jezioro ukryte w dżungli. To jednak nie to,
mówił chłopak. Sen nie dawał mu spokoju. Postanowił wyruszyć na poszukiwanie
tej wielkiej wody, która we śnie mieniła się kolorami nieba i zielonej dżungli.
Powziął decyzję. Oświadczył mieszkańcom wioski, że wyrusza w świat w
poszukiwaniu wielkiej wody ze swego snu, wszyscy zgodnie uznali, że to
szaleństwo! Starszyzna wioski powiedziała: nie!
Co zatrzyma człowieka gdy czegoś
bardzo pragnie, czyje NIE?
Chłopak pod osłoną ciemności nocy ruszył w drogę. Wędrował
długo, zanim dotarł na rozstaje afrykańskiej drogi w buszu. Przez chwile
zastanawiał się, którą z nich wybrać, aż w końcu wybrał tę, która wiodła na
wprost. Po kilku dniach marszu dotarł do wioski, gdzie wszyscy wiedli spokojne
i dostatnie życie. Las dawał
to, co potrzebne do życia, czego więcej trzeba, aby spokojnie żyć?! Na pytanie
dokąd zmierza, odpowiedział, że wędruje w poszukiwaniu wielkiej, bezkresnej
wody. Mieszkańcy zaczęli go przekonywać, że to strata czasu, zmarnujesz swoje
życie na to, czego nie ma! Przecież nikt ze starszych nic takiego nie słyszał,
a tym bardziej nie widział. "Chłopcze, zły duch zesłał na ciebie ten sen… zostań
z nami".
Młodzieniec zamieszkał w tej wiosce, żył pracując na polu wyrwanym
dżungli i przez kilka lat cieszył się dostatkiem, i życzliwością plemienia,
które przyjęło go pod swój dżunglowy dach. Ale pewnej nocy we śnie zobaczył
wielką wodę na nowo przypomniał sobie o
swoim niespełnionym marzeniu. Postanowił opuścić życzliwych mu ludzi, miejsce,
które pokochał, aby znaleźć ogromną wodę ze swojego snu, której istnienia był
pewien! Pożegnał się ze wszystkimi i wyruszył na rozstajne drogi. Tym razem
poszedł w przeciwnym kierunku. Wędrował długo, aż w końcu doszedł do osady
większej niż te, które do tej pory spotkał w swoim życiu. Było to miasteczko.
Zachwycił się jego gwarem, kolorami, wielością różnego rodzaju mieszkańców. Postanowił…
zostać!
Poznał wiele nowych rzeczy, uczył się, pracował, świetnie się bawił…
Z
biegiem czasu zapomniał o celu swojej podróży. KTOŚ jednak nie zapomniał o jego
marzeniach… może Bóg, może Anioł, kto to wie?
Po paru latach przyśniła mu się
błękitna nieogarniona przestrzeń i usłyszał szum, nie wiedział czego, nie
potrafił tego nazwać, ale wiedział, że ten szum, to głos ogromnej wody! Pomyślał:
co ja robię! Jeśli porzucę swoje marzenia, to zmarnuję swoje życie! Tak jak
stał, nie zabierając ze sobą nic, pobiegł na rozstaje dróg i wybrał kolejną
drogę. Doszedł do niewielkiej polany w dżungli, gdzie stała chata, a przy niej
niemłoda już, ale piękna kobieta, która przygtowywała maniok na posiłek.
Opowiedział jej swój sen, a ona na to: - nie wiesz na pewno, że wielka woda istnieje,
zostań ze mną, mój mąż nie żyje, źle żyje się samej, a z ciebie dobry człowiek,
proszę zostań. Został ze spotkaną
kobietą dorosły już mężczyzna. Przez wiele lat wiedli szczęśliwe życie, wychowali
gromadkę dzieci, wszystko wskazywało na to, że właśnie tutaj znalazł wielką wodę
ze swojego snu. Pewnej nocy mężczyznę, który był już starym człowiekiem, znowu
nawiedził sen o wielkiej wodzie!
Postanowił raz jeszcze pójść na rozstajne
drogi. Zostawił więc z żalem wszystko z czym związał się przez lata i poszedł
przed siebie. Zaczął wędrować ostatnią, nieznaną mu jeszcze ścieżką, która
okazała się bardzo stroma i kamienista. Szedł z trudem, aż zaczął się obawiać,
że wkrótce całkiem opadnie z sił. Znalazł się u podnóża wielkiej góry,
postanowił wspiąć się na nią, w nadziei, że choć z oddali zobaczy wyśnioną
wielką wodę. Po wielu godzinach dotarł na szczyt.
Był bardzo zmęczony, ale to
co zobaczył zapierało dech w piersiach!
Przed nim rozpościerał się widok tak
szeroki, że ujrzał rozstajne drogi, wioskę, i miasto, i chatę kobiety, z którą
spędził tak wiele szczęśliwych lat. A gdy spojrzał dalej, na horyzoncie
zobaczył błękitną wielką wodę ze swojego snu. Zapłakał.
Zanim zatrzymało się
jego zmęczone serce, przez łzy żalu i wzruszenia dostrzegł jeszcze, że każda z
dróg, którą podążał, prowadziła do wielkiej wody… tylko żadną z nich nie
poszedł do końca.
Jaką dać
odpowiedź? Dopóki żyjemy zawsze mamy czas, aby zacząć od nowa…”Życie jest
ważną, jedyną w swoim rodzaju lekcją. Chcemy
uczyć się na własnych doświadczeniach, na własnych błędach? Życie jest
cierpliwym nauczycielem i nawet jeśli nie chcemy słuchać, i tak próbuje nas
uczyć. Sensem życia jest po prostu samo życie, moje życie, po cóż kogoś
oceniać, starać się naśladować, po cóż komuś czegoś zazdrościć… W ostatecznym
rachunku liczy się tylko odwaga, siła ducha w odkryciu własnego powołania,
własnej drogi i kroczenie tą drogą…, bo
życie trwa tyle, ile moment pomiędzy wdechem i wydechem… Nikt nie zna nas
lepiej od nas samych, nikt nie przeżyje za nas naszego życia”.
/wg. zasłyszanej
opowieści przez W.Eichelbergera/
P.S
Przyglądam się mojemu życiu… Hmm, wiele po ludzku zrobiłam, poznałam wielu
ludzi… I co? I nic! Po prostu wielkie NIC! Jeśli nie masz Miłości, nie kochałeś
i nie kochasz to, to co było i jest nie ma żadnej wartości, po prostu żadnej,
jest martwe… chociaż inni się zachwycają…, bo widzą tylko to, co widoczne dla
oczu, pozory mylą i to bardzo! To tak, jak z wiarą; jedni ją mają, a inni nie… To
samo można powiedzieć o Miłości.
Trzeba często postarać się, zadać sobie wiele trudu, aby wierzyć i kochać. Niektórzy bardzo się starają, pragną wierzyć, kochać, a jednak nie potrafią, a
inni bez trudu i kłopotu dostają te wielkie dary...
Świadomość braku miłości jest jak czarna dziura, która nie ma końca, a życie jest przecież po to, aby żyć miłością, kochać to, co się robi i ludzi wokół… Nie wszystkim jest to dane, aby odnaleźć ten ukryty skarb…, a życie bez niego, po ludzku patrząc, nie jest nic warte, to przegrane życie. Jednak wciąż wierzę, że każde życie ma sens, nawet wtedy, gdy sami tego nie widzimy i uważamy, że nic dobrego nie zrobiliśmy, nie poszliśmy za swoimi marzeniami…
Trzeba często postarać się, zadać sobie wiele trudu, aby wierzyć i kochać. Niektórzy bardzo się starają, pragną wierzyć, kochać, a jednak nie potrafią, a
inni bez trudu i kłopotu dostają te wielkie dary...
Świadomość braku miłości jest jak czarna dziura, która nie ma końca, a życie jest przecież po to, aby żyć miłością, kochać to, co się robi i ludzi wokół… Nie wszystkim jest to dane, aby odnaleźć ten ukryty skarb…, a życie bez niego, po ludzku patrząc, nie jest nic warte, to przegrane życie. Jednak wciąż wierzę, że każde życie ma sens, nawet wtedy, gdy sami tego nie widzimy i uważamy, że nic dobrego nie zrobiliśmy, nie poszliśmy za swoimi marzeniami…
Bo jak napisał Paweł z Tarsu Teraz więc trwają wiara, nadzieja i miłość - te trzy. Z nich największa jest miłość /Biblia Paulistów/.
OdpowiedzUsuńMiłość jest jak marzenie, któremu oddajemy siebie bez reszty, a skoro tak to góry jesteśmy w stanie przenosić. Wszystko jest możliwe.
Judyto piękna opowieść aż łzy mi się w oczach zakręciły. Moja mama powtarza, że jak coś się chce tak bardzo osiągnąć to, to się uda. No ja trochę inaczej o tym myślę, ale może coś w tym jest.
OdpowiedzUsuńJudytko piszesz: " wiele po ludzku zrobiłam, poznałam wielu ludzi… I co? I nic!...Jeśli nie masz Miłości, nie kochałeś i nie kochasz to, to co było i jest nie ma żadnej wartości, po prostu żadnej,..." . Nie zgadzam się z Tobą w tej kwestii, pomogłaś w życiu wielu ludziom, pewnie u wielu wywołałaś uśmiech (np. u mnie:-)). A co do miłości - ja tam myślę, że Ty to w ogóle kochasz życie i ludzi, a przede wszystkim kochasz Pana Boga, a to największa z Miłości i napewno odwzajemniana:-).
Pozdrawiam serdecznie w deszczowe święto!
Ależ mną potrząsnęło ...
OdpowiedzUsuńJeżeli wiesz czym jest Twoja wielka woda - na pewno do niej zdążysz.
Życzę Ci wielkiej odwagi i siły, żeby móc zamknąć stare drzwi i otworzyć nowe.
Podpisuję się.Gabriella
UsuńJudith. Och, Judith...
OdpowiedzUsuńWszystkie drogi prowadziły do wielkiej wody. Wszystkie... jednak zawsze znajdzie się coś co nas zatrzyma. Coś na co wzrócimy uwagę zapominając o wielkiej wodzie
OdpowiedzUsuńTak sobie pomyślałam... że wielką wodą jest Jezus, który na nas czeka. A te wioski, kobieta ... to grzech, albo nasze mniejsze pragnienia które można byłoby minąć i iść dalej d przodu do tej WIELKIEJ WODY, ale szatan jest przebiegły. Marnujemy niekiedy wiele...
pozdrawiam
O Boże, dlaczego i ja zastanawiałam się nad swoim życiem. Nie obce były mi myśli o przegranej. Realizując ślepo marzenia, często tracimy to co najpiękniejsze- np.: miłość i przyjaźń.
OdpowiedzUsuńKażde życie ma sens...zamyśliłam się nad Twoim postem Judith.
Moją "wielką wodę" chyba ominęłam wielkim łukiem...
OdpowiedzUsuńMój śp. tata mawiał: "Co ci z tego dziś, że wczoraj jadłeś szynkę?".
OdpowiedzUsuńCoraz lepiej rozumiem to powiedzonko.
Najważniejsze, że Bóg nas kocha.
Ściskam!
Każdy ma jakieś marzenia, każdy ma jakiś cel w życiu. Tylko różnie bywa z ich realizacją.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Jak to jest Judytko, czy łatwiej jest miłość dawać, czy ją dostawać? Często słyszy się: ile dajesz, tyle dostajesz. Czy potrafimy przyjmować miłość?
OdpowiedzUsuńI ja uważam, że każde życie ma sens. Chwile załamań sprowadzają na nas czarne myśli... a to najlepszy czas, żeby się zastanowić dlaczego jest nam źle... to właśnie ta poszukiwana wielka woda nas woła.
Pozdrawiam Judytko*
Poprowadziłaś piękne rozważanie, mogłoby służyć jako scenariusz dla wielu" lekcji życia". Czytając Twój tekst przemyślałam wiele wątków, m.in. ten, że nie wolno nikomu zabronić realizacji jego marzeń.
OdpowiedzUsuńA historie prawdziwych miłości dowodzą, że największą radość daje dawanie miłości. Otrzymywanie to już dodatkowa radość, która niekoniecznie nam się należy...Myślę tu o ludzkiej miłości, bo przecież Bóg kocha każdego z nas nieskończenie i ta jedna miłość jest zawsze pewna...
Dostojewski w Braciach Karamazow (akurat czytam) pisze o miłości czynnej. Przecież właśnie taką uprawiasz pracując w Afryce i pomagając tam tym ludziom. Zapewniam Cię, że niewielu by się na to zdecydowało. Myślę, że wybrałaś doskonałą drogę, aby być spełnioną. I krocz nią dumnie z podniesioną głową. A morza nie lubię :)
OdpowiedzUsuńczyli wszystkie drogi prowadzą do...spełnienia naszych marzeń,a miłośc jest tym,co najważniejsze...
OdpowiedzUsuńwiele dróg poplątanych,ale kiedyś ujrzymy "wielką wodę",ja też w to wierzę,jeszcze idę Judyto...jeszcze idę...
pięknie napisane...Pozdrawiam serdecznie:)
Miłość motor napędowy. Bez niej nic nie zrobimy i nie zbudujemy. Wybrałaś dobra drogę dajesz miłość wielu dzieciom potrzebującym jej. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNie ma tak, że... 'inni bez trudu i kłopotu dostają wielkie dary'.
OdpowiedzUsuńCi, którym te dary same w ręce wpadają na pewno kiedyś muszą za to zapłacić. Nie ma nic za darmo. Jeżeli zapracujemy na dar to on z nami zostanie. Jeżeli przyjdzie do nas niespodziewanie to wcześniej, czy później będziemy musieli za niego zapłacić.
Myślę, że dając tam daleko, w Kamerunie swoje ręce i serce zaowocuje cudowną nagrodą. Tylko o tym jeszcze nie wiesz...
Pozdrawiam bardzo cieplutko:)))
Ależ oczywiście, że ma sens. I każdy z nas jest kochany. Czasem trudno nam w to uwierzyć ale zawsze jest ktoś kto nas kocha. Kiedy zawiodą ludzie jest przecież Bóg....
OdpowiedzUsuńDoświadczenia życiowe nauczyły mnie by żyć tak aby czynić dobro. Śmierć Synka i cierpienie wstrząsnęło mną tak mocno, że dopiero wtedy była chwila na zastanowienie się nad sensem. Przesadziłam w drugą stronę i staram się pokochać..siebie. Jakie to trudne....
Ty czynisz tak wiele dobra, tyle osób kocha Ciebie...Za dobroć i mądrość.
Gorąco pozdrawiam:)
Nie jest tak, że życie każdego człowieka ma sens, przecież znamy takich, którzy zmarnowali swe życie. Bohater opowieści nie zmarnował swego życia, jedynie nie spełnił swego marzenia. Może gdyby od razu dotarł do morza, zawiódłby się na pracy żeglarza, ale skoro nie dotarł, to nie mógł tego wiedzieć. Wiemy tylko to, co udało nam się sprawdzić.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
Witaj :)
OdpowiedzUsuńPiękne, wzruszające, mądre opowiadanie.
Ja na takie wędrówki w życiu nie miałabym nadto odwagi, ani siły.
Dla mnie ostoją jest moja rodzina, bliscy. Im poświęcam swój czas, troszczę i martwię, gdy potrzeba.
Dom, to azyl i bezpieczeństwo. Tak znaczy dla mnie :)
Pozdrawiam pięknie i podziwiam za głęboką wiarę :)
W pamiętniku Babcia mi napisała:
OdpowiedzUsuń"Wiara, nadzieja i miłość - te trzy źródła cnoty niechaj przewodzą całej twej przyszłości. W wierze miej pokój ducha, w nadziei - czar złoty, szczęście w miłości."
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za opowiadanie.
Często szukamy MIŁOŚCI poza sobą, a ONA jest w nas głęboko schowana... jak sen o wielkiej wodzie.
OdpowiedzUsuńWystarczy się troszkę zatrzymać w tym szalonym biegu za miłostkami i przyjrzeć się swoim marzeniom. One są głosem MIŁOŚCI; trzeba go tylko usłyszeć ...
Ja też ciągle szukam swojego szczęścia, mam nadzieję, że znajdę je zanim dobiegnie końca moje ziemskie życie. Doszła dziś do mnie wiadomość, że Siostra do nas nie przyjedzie, bardzo mnie to zasmuciło, bo już nie mogłam się doczekać, aż Siostrę poznam. Sprzęty i moje ręce już były gotowe do ulżenia w bólu, ale tak czasem bywa, że plany się zmienia. Jest Siostra wyjątkowa, codziennie o Siostrze pamiętam, mimo że nie znamy się osobiście stała mi się Siostra bardzo bliska i łączę się w cierpieniu. Modlimy się o siłę i wolę walki dla Siostry i o zdrowie, niech się w końcu skończy ten koszmar...
OdpowiedzUsuńWitaj
OdpowiedzUsuńPiękna, głęboka przypowieść. Życie, to wielka podróż. Jedni zatrzymują się i osiadają w miejscu i to im wystarcza, inni wciąż idą dalej, mając nadzieję, że dotrą do wybranego celu, a jeszcze inni idą na oślep, biorąc to, co im wpadnie w rece. Każdy ma jakiś cel, do którego dąży i na jaki go stać, jaki da radę osiagnąć. Waże jest, aby nie tracić wiary w swoje możliwości i w to, co się robi.
Pozdrawiam
Judith.. te słowa bardzo mocno trafiły do mojej świadomości. Bardzo były mi potrzebne. Bardzo dla mnie ważne. Mam wrażenie, nie tylko dziś zresztą, że Twoje posty łapią mnie za ramię i obracają we właściwym kierunku. Bardzo Ci za to dziękuję!
OdpowiedzUsuńPiękne. Zabrakło mi słów. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńNie wiem. Czy mamy więc zostawić wszystko i podążyć za swoim marzeniem, za swoją miłością...? Nawet raniąc po drodze uczucia innych? Nie wiem Judyto, czy spełnienie swoich marzeń jest warte każdej ceny... Ale pewnie nie zrozumiałam przesłania... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNapisałaś wszystko, co ja bym napisał. Człowiek który nie ma marzeń nie żyje. Ale z drugiej strony żeby być szczęśliwym, trzeba nie tylko podążać za marzeniami, ale i umieć znaleźć w sobie i wokół siebie to, co piękne, co warte zatrzymania i pokochania. Ja tę historię odbieram pozytywnie. Dla mnie to los człowieka spełnionego, który w życiu dawał miłość, brał miłość i szedł za głosem ze swego snu. Piękne to.
OdpowiedzUsuńJa uważam, że sensem życi jest po prostu... życie - możliwość otwarcia rano oczu, usłyszenia ptaków, wypicia gorącej kawy...
OdpowiedzUsuńbardzo piękna i inspirująca historia. właśnie takiej mi było trzeba o poranku. Pozdrawiam z Dubaju! Asia
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi Hymn o miłosci - dziękuję
OdpowiedzUsuńI ja spojrzałam na soje życie i jeszcze raz dziękuję Bogu za nie.
OdpowiedzUsuńAnioły są wśród nas.
OdpowiedzUsuńTo chyba podróżny Anioł...
Stuka do moich drzwi...
Zmęczony w progu stanął...
Prosi o wody łyk...
Bo tak przychodzą Anioły...
Bez skrzydeł u ramion Swych...
Z uśmiechem niewesołym...
Stają u naszych drzwi....
Anioły są wśród nas, spotykasz je co dzień...
Znajomą mają twarz, mijają mnie, mijają Cię.
Rozejrzyj się rozpoznasz je...
Są ludzie jak Anioły...
Przychodzą wtedy gdy...
Samotny za swym stołem...
Przełykasz ciche łzy...
I tylko jednym gestem...
Noc zmieniają w dzień...
I czujesz że znów jesteś...
Nadzieje przyniosły Ci...
Dopiero kiedy pójdą...
Zaczyna świecić się...
To światło zostawione...
Na serca dnie...
Anioły są wśród nas...
Cudowne i bardzo prawdziwe. Napisałaś to co ja sama już sobie uświadomiłam, ale czego nadal do końca nie rozumiem. Dlaczego ktoś wierzy i to jest dla niego oczywiste, a ktoś inny bardzo by chciał, ale w środku ma pustkę. Czy wiarę można wypracować i czy taka ma jakikolwiek sens? Ludzie często mówią do innych uwierz w Boga, jakby to był kwestia wyboru? Czy to nie jest błogosławieństwo dane z góry? Co z tymi, którzy nie płoną ogniem wiary? Czy nie są nic warci? Pozdrawiam najserdeczniej.
OdpowiedzUsuńTak się wszyscy zachwycają tą notką, a mnie ona wcale nie zachwyca. To truizmy, a prawda jest taka, że przegrany równa się przegrany i nic ponad to.
OdpowiedzUsuńZapytasz, kto przegrał życie?
Na przykład ja.
Dlaczego?
Nie dlatego, że czegoś nie zrealizowałam, bo mi się nie chciało, tylko dlatego, że nie dane mi było zrealizować. Nie zmarnowałam swojego życia, ale okoliczności je zmarnowały.
Jestem maksymalnie niezadowolona ze swojego życia i żadne pseudofilozoficzne gadanie tego nie zmieni.
Nie zmieni tego również opowiastka o wielkiej wodzie, bo to nieprawda, że każda droga prowadzi do spełnienia marzeń. Żeby się człowiek nie wiadomo, jak starał, żyły sobie wypruł, to i tak nic z tego, jeśli nie ma szczęścia.
I nieprawda, że zawsze można zacząć od nowa, bo niektórych rzeczy nie da się zacząć od nowa. Ludzie odchodzą albo zabiera ich śmierć, pracę, młodość lub zdrowie się traci i nie ma nowych na wymianę.
I możesz sobie wierzyć, że moje życie mimo wszystko ma sens, i tak nic mi po tym, bo ja w to nie wierzę.
Pink Pig - przykro mi, że tak myślisz o swoim życiu. Pamiętaj jednak, że to nasze podejście kształtuje dalsze losy.
UsuńPo śmierci Synka, Taty ,utracie majątku, chorobie męża, utracie wzroku Mamy itd powinnam też ocenić, że moje życie jest do d.. . Ale wiesz co? Tak byłoby najłatwiej.