Moje miasto jest jednym z najstarszych
miast Krajny.
Tradycja określa istnienie osady już w XII wieku, która
znajdowała się nieopodal dębowego gaju będącego częścią wielkiej Puszczy
Krajeńskiej. Za czasów głęboko pogańskich znajdował się tutaj rytualny krąg
będący ośrodkiem kultu Swarożyca.
Prastare dęby w Gaju na Górce rosną nadal i
mogłyby wiele opowiedzieć o zamierzchłych czasach.
„Pod prasłowiańskim zaś dębem, w bezimiennej mogile, spoczywa zapomniany Swarożyc” czyli bóg słońca, ognia, nieba i spraw ziemskich...
„Pod prasłowiańskim zaś dębem, w bezimiennej mogile, spoczywa zapomniany Swarożyc” czyli bóg słońca, ognia, nieba i spraw ziemskich...
Pierwsza historyczna wzmianka o Łobżenicy pochodzi z 1398
roku.
Pamiętam główne drogi wyłożone kostką z kamienia, po
której powózka mojego dziadka zaprzężona w dwa piękne Araby stukała w takt kopyt koni
i było ją
słychać z daleka.
Pamiętam ślizgawkę, która zrobiłam z moją koleżanką Marylką
na środku głównej ulicy, bo wszyscy świętowali urodziny mojego brata
i
zapomnieli o nas...
Zabawa długo nie trwała zwinęła nas policja i po burze, którą otrzymałyśmy siedziałyśmy
w wielkim łóżku ciche, jak myszki i
czekałyśmy kiedy nas przyjdą zabrać do więzienia... tak nas nastraszyli!
Pamiętam , jak Mama wysyłała mnie do pana
Włodzia czyli do sklepu, w którym były po dwóch stronach długie drewniane lady
i musiałam wspinać się na paluszkach, aby powiedzieć panu Włodziowi ubranemu zawsze w biały
fartuch:
Mamusia prosi o małą paczkę kawy Orion. Proszę o zmielenie.
I pan Włodziu
włączał maszynę i mielił kawusię dla Mamy...
Tego zapachu roznoszącej się kawy
nigdy nie zapomnę!
Pamiętam, jak schodziłam po schodach z naszej kamienicy i
wychodziłam na chodnik i tuż obok był
sklep nabiałowy.
Wchodziłam i mowilam grzecznie: dzień dobry i patrzyłam...
Pani
Janeczka po chwili pytała: tak wcześnie wstałaś?
Cos podać słoneczko?
A słoneczko cwane było i mówił: poproszę loda... dużego.
A pieniążki masz? Pytała
pani Janeczka.
A dziewczynka na to: jak Mamusia przyjdzie po mleko i bułeczki to
zapłaci.
I loda dużego dostawałam!
Nie za długo brałam te lody na krechę!
Pamiętam Noc Kupały, ognisko i tańce...
Pamiętam młyn, który pracował, jak otwierało się śluzy naszej rzeki i zaczynało się mleć zboże na mąkę.
Moja Łobżenica zmieniła się, mówią, że wypiękniała...
zapewne, ale ja tęsknie za tą starą i bez dwóch zdań, po prostu, zebrało mi się
na wspominki, co jest oznaką , że się starzeję.
Z jakiejkolwiek strony
wjedziecie do miasteczka Wasze oczy ujrzą dwie wysokie wieże dwóch zabytkowych
kościołów.
Jeden z nich jest postawiony na ściętych belach dębowych, bo w
zamierzchłych czasach Łobżenica była jednym wielkim mokradłem.
Mamy dwa
zabytkowe rynki ze starymi zabytkowymi domami.
A okolice są przepiękne: kilka
jezior, które się ze sobą w przedziwny sposób łączą, rzeka i przepastne lasy.
I
mamy legendę o tym jak powstała nazwa Łobżenica.
A wiec to było tak:
Wśród
puszczy i bagien ludzie zakładali swoje domostwa i tak powstawały małe wioski.
W jednej z nich mieszkała rodzina Gagaczków.
Ojciec łowił ryby, zakładał sidła
na zwierzynę. Matka z gromadką dzieci uprawiała len, konopie i rzepę.
Któregoś
roku, kiedy zima była bardzo mroźna, a wiosna ulewna i deszczowa. Krajnę
nawiedziła zaraza.
Umierali dorośli, dzieci. Śmierć nie ominęła zagrody
Gagaczków, gdzie dzieci umierały jedno po drugim. Zostało jedno,
najmłodsze.
Matka zanosiła modły do Boga, aby nie było
więcej śmierci w rodzinie.
I Bóg wysłuchał modlitw strapionej matki.
Wysłał na
ziemie Anioła Gabriela.
Ten zobaczywszy ubogie osiedla, nieszczęsnych
mieszkańców, i żniwo jakie zbiera szalejąca zaraza, usiadł na ziemi należącej do
Gagaczków.
Anioł ucałował ziemię, zakrył ją skrzydłami i zapłakał.
Z łez powstała rzeka, która zabrała stojące w krainie wody i morowe, chore powietrze.
Miejscowy lud chcąc uczcić to zdarzenie nazwał zarówno powstałą rzekę jak i
miasteczko, które powstało na jej brzegu, na cześć łez Anioła Gabriela.
Po staropolsku całować to inaczej Łobza – dlatego rzekę nazwano Łobżanką a miasto Łobżenicą.
Po staropolsku całować to inaczej Łobza – dlatego rzekę nazwano Łobżanką a miasto Łobżenicą.
piękna historia i Twoja i Twojego miasta, od razu odnalazłam je na mapie, żeby tak już dokładnie umiejscowić i jestem pewna, że jeżeli kiedykolwiek będę w okolicy, to wdrapie się na Górkę do Gaju żeby z dębami pogadać i do kościołów zajrzę...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Często ludzie wyjeżdzaja na zagraniczne wycieczki nie znając własnego kraju.a w polsce jest tyle pięknych i urokliwych miejsc.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cie Judyto miło:)
Najpiękniejsze są wspomnienia i zapachy,które tkwią w nas od zawsze. Wiele emocji przekazałaś i to bardzo, bardzo pozytywnych. Przyjemnie wędrować po Twojej Łobżenicy:-)
OdpowiedzUsuńPiękna ta legenda o Aniele. Bardzo ładne zdjęcia i bijące ciepło z Twej opowieści, akurat na jesienną pluchę:)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJudith, to nie starzenie się, to pobyt w Polsce przybliżył Twoje wspomnienia, które przy okazji i my możemy poznać. Dziękuję
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Bardzo ciche i spokojne miasteczko. Piękne te Twoje strony. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOczywiście najpierw sobie znalazłam na mapie...:P
OdpowiedzUsuńPięknie wspominasz,piękne zdjęcia Judyto...Każdy z nas lubi wracac do czasów i miejsc dzieciństwa,a Twoje strony,są bardzo urokliwe...
Pozdrawiam miło:)
Mam to samo, starzeję się i tęsknię za starymi widokami, nie godzę się na zmiany...
OdpowiedzUsuńPiękna historia. Piękny post!
Bardzo lubię takie różne historie i legendy. Bardzo ciekawe są Twoje wspominki i z przyjemnością je przeczytałam. Ach, jak chciałabym być znowu dzieckiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Podobnie jak "campanule" od razu zajrzałam do map... I co się okazało? W linii prostej to nie tak daleko od Supraśla, a więc kto wie, może spotkamy się gdzieś kiedyś w połowie drogi ze wschodu na zachód i odwrotnie z zachodu na wschód..., a może też na krańcach tego krótkiego odcinka... ?
OdpowiedzUsuńCiekawa historia z lat dziecięcych i ówczesne metody wychowawcze nieposłusznych dziewczynek :))**
Ciekawa historia Łobżenicy i ciekawa legenda wiążąca się z jej nazwą :))**
Nie wiem tylko jak odmienić "Łobza"?
Może napiszę tak: Łobzuję Cię po stokroć razy :)))))))))********
Jaka piękna historia! I miasteczko urocze, ma duszę:)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa notka - dzięki, Judith.
OdpowiedzUsuńWe mnie też odzywają się już korzenie - możliwe, że na starość wrócę do miejsc rodzimych...
Pozdrawiam serdecznie :)
...piękna okolica i szachulcowe domy, które uwielbiam...i wspaniały opis:)
OdpowiedzUsuńKreślę pozdrowienia!
Piękna historia i piękne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńPiękne masz wspomnienia. I tak wzruszająco to opisałaś! To tak różne krajobrazy od tych afrykańskich :)
OdpowiedzUsuńWitaj
OdpowiedzUsuńO swoich korzeniach, pochodzeniu powinno się pamiętać zawsze. Bez względu, gdzie rzuci nas los.
Słonecznie pozdrawiam :)
Nie będę inna i też pochwalę , a jest za co. Piękną legendę nam opowiedziałaś i pokazujesz wspaniałe zdjęcia. Architektura szczególnie przypadła mi do gustu. Twoje pomysły z dzieciństwa też:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Krajeńska kraina urodna niesamowicie... Klater, stary pryk ze śląskiego blokowiska, w takim miejscu chciałby oswoić swą starość!!!
OdpowiedzUsuńserdeczności
Piękna sentymentalna podróż Judyto. Miejsce szczególne i urokliwe.Każdy z nas ma swoją Łobżenicę. Moją jest Bytom.Miasto mojego dzieciństwa. To, które pamiętam a którego coraz mniej. Serdeczności Judyto.
OdpowiedzUsuńPorzuciłaś mnie-banał?I ja Ciebie porzuciłem-banał?Niech już więcej tak nie będzie-banał?Kuba
OdpowiedzUsuńKuba napisz cos na swoim blogu, prosze...
OdpowiedzUsuńDla Was wszystkich pozdrowienia tym razem z Chojnic. Miasto to jest bliskie memu sercu.
Serdecznosci
Judith
Judyto!
OdpowiedzUsuńTak na meczu grałem cały mecz!
Energii mi nie brakuje. Rozumu tak!
Piknie opisujesz swoje miejsce!
Patriotka lokalna.
Popieram to!
Ale i pozdrawiam:)
Twoje miasto jest bardzo podobne do mojego rodzinnego miasteczka :-)
OdpowiedzUsuńDobrze,Judyto.Napiszę jutro-obiecuję.Miasto bardzo piękne.Kuba
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś swoje miasteczko. A jest rzeczywiście urokliwe.Jeszcze się nie starzejesz, ale w każdym z nas tkwi tęsknota do czasów dzieciństwa.Moje miasta rosło wraz ze mną,ale w pewnym momencie ja przestałam rosnąć, a moje miasto przyspieszyło tempo wzrostu.Coraz częściej trafiam na niemal obce mi rejony miasta. I zrobiło się naprawdę bardzo duże, trudne do mieszkania
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Fajne. Moja młodość była bardziej burzliwa. Często się przeprowadzałem. Jako młodzik byłem narciarzem, zresztą inaczej nie było można. Zimą spadało 2 m śniegu i bez nart do szkoły nie zaszedł. W następnej miejscowości pokochałem piłkę nożną i zostałem piłkarzem ręcznym. Po ukończeniu podstawówki znowu zmieniłem miejsce zamieszkania i zostałem biegaczem. W dorosłym życiu też kilka razy zmieniłem miejsce zamieszkania. Ale u nas to chyba rodzinne, bo moje dzieci całkiem udanie kontynuują moje dziedzictwo wędrowca:-)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia i widoki, widać, że jest tam co oglądać i zwiedzać. Widzę trochę śladów architektury niemieckiej i secesji. A do tego bogata natura. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńczuć że darzysz swoją miejscowość uczuciem, legenda mnie oczarowała :)
OdpowiedzUsuńWitaj Judytko! Piękna historia Twojego rodzinnego miasta. Z dużym zainteresowaniem czytałam Twoją opowieść. Też pamiętam takich sklepikarzy w białych fartuchach. Pięknie pokazujesz to na zdjęciach. Chciałoby się to wszystko zobaczyć.Pozdrawiam bardzo serdecznie.
OdpowiedzUsuńpiekne te zdjecia z oddali, nie wiem czy wspominki sa oznaka starzenia sie mysle ze przychodzi taki okres w ktorym czlowiek zaczyna zapamietywac zdarzenia i po prostu sie je przypomina,tym bardziej jesli sprawiaja przyjemnosc bo i sa takie o ktorych chcialoby sie zapomniec a nie mozna
OdpowiedzUsuńMiasto przesliczne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Anna
Bardzo dziękuję za tak cudną legendę o powstaniu nazwy naszego miasteczka Łobżenica.Słyszałam i czytałam sporo o powstaniu tej nazwy ale ta legenda przebija wszystkie.Pozdrowienia z Łobżenicy przesyłam :)
OdpowiedzUsuń