wtorek, 25 lutego 2014

Ja mu się nie dziwię….

Mam przed oczami taką parę – ona jasna, delikatnej karnacji, drobna blondynka, o włosach koloru nie tyle złota, ile złotej szarości, rzadki, wyjątkowy kolor, takie same rzęsy i brwi.  Wydawała się prześwietlona wewnętrznym blaskiem, znałam ją z duszpasterstwa akademickiego. Chłopak, który stał się jej mężem, później doszedł do tej grupy, przyszedł za nią już jako jej chłopak – mniej go znałam, krócej, ale nie wyróżniał się specjalnie niczym, był zdrowy, wysoki, wysportowany, przystojny, ciemny – w kolorach tworzyli bardzo ładną parę. Wzięli ślub w kościele akademickim.  Po skończeniu studiów zniknęli, jak wielu, wsiąkli gdzieś w świat. Gdy po paru latach znowu ich spotkałam, jakże inna była sytuacja – drobną, wiotką dziewczynę przyprowadził jej chłopak do ambulatorium neurologicznego i odtąd przez jakiś czas systematycznie, co miesiąc przyjeżdżali do kontroli. Po jakimś czasie przyjeżdżała na wózku inwalidzkim i on ją na rękach wnosił do ambulatorium. Bezlitośnie postępowała jedna z nieuleczalnych chorób degeneracyjnych systemu nerwowego i pozbawiała dziewczynę coraz bardziej możliwości ruchu – najpierw nogi /przestała chodzić/, potem także ręce. Wreszcie zostały tylko ruchy głowy. I nagle pewnego dnia do kontroli przyjechała ze starym ojcem – mąż nie wytrzymał, wyjechał i nie wrócił więcej. Dziewczyna przestała przyjeżdżać, odwiedzałam ją do końca w domu, trwało to jeszcze kilka lat. Chorobę znosiła bardzo dzielnie, ale płakała, ile razy mówiła nie o chorobie, ale o nim. Jakże cierpiała, ale cierpienie fizyczne znosiła dobrze, ale nie mogła pogodzić się z tym, że on ją opuścił. Ja także nie mogłam darować temu młodemu, zdrowemu chłopakowi, że ją tak brutalnie porzucił – ale wszyscy go usprawiedliwiali: rodzina, koledzy, nawet jej matka, płacząc mówiła: „ja mu się nie dziwię”. Dla wszystkich było jasne, że... miał prawo odejść i w smutku i cierpieniu zostawić niby ukochaną kobietę! Wszyscy go rozgrzeszyli, ale czy naprawdę nie można od ludzi spodziewać się czegoś więcej? Pszczoły, gdy królowa zachoruje, bezlitośnie wyrzucają ją z ula. Bezwzględne prawa przyrody, ale człowieka...? Człowiek jest stworzony po to, żeby był panem praw bezlitosnych i wniósł do nich właśnie miłość, gdyż jest powołany do doskonałości. Człowiek potrafi być czymś więcej. Oczywiście, dużo łatwiej o jednorazowy zryw, o desperacką decyzję oddania życia za... Ale dużo trudniej wytrwać wtedy, gdy trzeba nie tylko raz i nie tylko zerwać się w pięknym geście, ale codziennie znosić proste, lecz trudne sprawy – jak mycie bezwładnego chorego, karmienie, podnoszenie go. Najtrudniej znieść jednak własną bezradność, ale... ale gdyby tak prosić Niebo o pomoc? Może siła duchowa pozwoliłaby wytrwać!? Rodzice ukryli przed nią, że złożył papiery i otrzymał rozwód na podstawie świadectwa lekarskiego – kalectwo nieuleczalne i postępujące. Nie powiedziano jej, że związał się z inną, a rodzinie swojej wytłumaczył jakże humanitarnie, że... pragnął mieć dzieci, a przecież ona nie mogła!
No i mial istotnie jeszcze za życia żony dziecko z inną. Teraz wszystko jest „okey”: chora umarła, a oni wzięli nawet ślub kościelny; tak mówi rodzina. Jakoś nie mogę zapomnieć tego obrazu: ciemny wysoki chłopak, niesie na rękach jasną dziewczynę.

                                                                            /Wanda Półtawska „Samo życie”/





P.S
Pytają mnie często dlaczego w moim stanie /?/ czytam, oglądam opowieści o chorobach, umieraniu... Hmm, dlaczego nie mam czytać czy oglądać? Choroba, śmierć, radość, cierpienie wpisane jest w życie człowieka i prędzej czy później wszyscy tych rzeczy dotykają! W cierpieniu i chorobie okazuje się kim naprawdę jesteśmy, opadają wszelkie maski, i okazuje się także kim są osoby żyjące z nami i obok nas... Proszę Niebo i Ziemię o jedną rzecz: abym umiała przyjąć, zaakceptować swoje cierpienie, swoją bezsilność, a wszystko inne będzie mi dodane. Cierpimy zawsze sami bez względu na okazywaną nam miłość i wsparcie...

26 komentarzy:

  1. Dokładnie tak. W takich trudnych sytuacjach okazuje się kim naprawdę są otaczający nas ludzie. Dowiedziałam się, gdy umierała mi mama. A ta historia przypomniała mi inną. Moja śp sąsiadka całe życie chorowała na serce.Kiedyś z innym sąsiadem poruszyliśmy jakoś przy okazji ten temat na co on stwierdził ,że biedny jest ten jej mąż. Przyznam ,że do głowy mi to nie przyszło ,żeby tak postawić sprawę. Ale teraz wiem , ile trudu i wyrzeczeń potrzeba by być z chorą osobą . I cierpi się też bardzo widząc jej cierpienie. Moja siostra stwierdziła ,że nie mogła patrzeć jak mama cierpi. No a ja mogłam bo ja taka bezduszna jestem.Ech..Judyto wyzdrowiej !!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja Ciocia od dwóch miesięcy leży w śpiączce po wypadku. Szpital chce się jej pozbyć bo niby nie ma już bezpośredniego zagrożenia życia i blokuje miejsce na OIOMIE. Ciocia nie rusza się, nie mówi, jest odżywiana poprzez sondę.Czy słyszy? Nie wiem. Jest więźniem własnego ciała. Na rehabilitację w specjalistycznym ośrodku czeka się 2-3 lata. Ciocia nie ma tyle czasu ale nikogo to nie obchodzi. Powtarzam sobie, że "Królestwo Boże nie jest z tego świata" i trochę mi lżej.
    t.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tyle życiowej mądrości. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój sąsiad...dawny, po pijaku skoczył do basenu portowego i tak niefortunnie, że złamał sobie kręgosłup...szyjny, z przerwaniem rdzenia kręgowego. Odratowali, przywrócili do życia. Sparaliżowany od szyi aż po czubki palców wszystkich kończyn. Całkowicie zależny od pomocy osób drugich, trzecich... A tak naprawdę, od pomocy swojej matki, która poświęciła się mu bez reszty. Pozostawiona sama sobie, samotna, skazana na codzienną pielęgnację bezwładnego, pełnego odleżyn, ciała swojego chimerycznego, wrednego, obciążającego ją winą za swoją chorobę syna! Zmarła....On żyje do dziś...w domu opieki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Można rozumieć słabość ludzką. Ale to chyba nie jest to samo co powiedzienie "miałeś prawo"?

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzeba sobie zadać jeszcze pytanie:" czy chcemy, a raczej mamy prawo być ciężarem dla innych..."???!!!

    Kto chce niech się poświęca, ale pozostałych raczej nie oceniajmy!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyn można oceniać. Nawet w odniesieniu do konkretnego człowieka.

      Usuń
  7. smutna historia,człowiek jednak słaby jest...

    OdpowiedzUsuń
  8. Od 8 lat opiekuję się chorą mamą, która przeszła wszystkie etapy choroby w całym jej okrucieństwie. Dopóki ktoś tego nie przeżyje sam, nie ma pojęcia jak wygląda cierpienie, lęk, kalectwo, bezradność... mogłabym wiele mówić, ale lepiej będzie gdy zamilknę...to bardzo trudne doświadczenie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Towarzyszenie w cierpieniu to coś niewyobrażalnego. Serdeczności.

      Usuń
  9. Wchodzimy w zwiazki na dobre i na zle.To zle wielu z nas przerasta i uciekamy....uciekamy przed bezradnoscia i brakiem woli walki o druga osobe.
    Trudno jest taka osobe usprawiedliwiac,ale tez trudno ja potepiac,przeciez sami nie do konca jestesmy pewni naszych wlasnych zachowan.

    OdpowiedzUsuń
  10. Basiu, bardzo Cię podziwiam, bo wiem, że w tej sytuacji ani przez chwilę nie myślisz o sobie i nie masz swojego osobistego życia...wszystko podporządkowałaś Matce, która, z powodu choroby, ma już pewnie, zmiany psychoorganiczne i nawet tego nie docenia tylko stale narzeka i krytykuje...a Ty od ośmiu lat znosisz to cierpliwie....
    Jesteś Wielka...Trzymaj się i żyj nadzieją...przyjścia dobrych chwil i dla Ciebie :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam mieszane uczucia, wydaje sie, ze decyzja w razie choroby bliskiej osoby powinna byc jedna, ta jedyna, pomoc do konca, ale poki sie nie znajdziemy w takiej sytuacji trudno innych oceniac. W wiosce andyjskiej gdzie mieszkam, mamy przyjaciela, 40 letniego mezczyzne, ktory sie opiekuje 101 letnia babcia. Nie ma mozliwosci na wlasne zycie, jego dziewczyna czeka kiedy beda mogli zalozyc wlasna rodzine a on wiernie stoi u boku swojej babci, mimo, ze istnieje duza rodzina, wiele jej dzieci, ktorzy mogliby mu w tej opiece pomoc, On niczego nie wymaga, robi wszystko wokol niej bez skargi..skarzy sie jego narzeczona, ktora juz traci nadzieje na wlasne dzieci bo zbliza sie do 40tki. No i co a takiej sytuacji myslec? podziwiam naszego przyjaciela i mam mieszane uczucia.
    Judytko caluje serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  12. Judith, jak Ty coś napiszesz, to człek siedzi jak kołek. Sztywne ciało, burza w mózgu... Nie to, bym nigdy nie zastanawiała się nad życiem i ludźmi głęboko, ale Ty do tego inspirujesz za każdym razem. W sumie nie wiem, co powinien ten chłopak... Zdaje się, że wytrwać, ale skoro nie wytrwał, to cóż... Myślę jednak, że w sercu nie do końca stał się wolny...

    OdpowiedzUsuń
  13. No cóż ilu ludzi tyle charakterów i sposobów na własne życie. Deklarować można wiele, a co by życie przyniosło????
    Jedno myślę jest pewne. Tak jak napisała Amisha. W sercu tego chłopaka na pewno pozostała rana. A to jak sobie z tym poradził to już pozostanie jego tajemnicą. Na jednej szali jego szczęście na drugiej jej nieszczęście.Nie czuje się na siłach jakiegokolwiek osądu.Ale jest mi zdecydowanie bardziej szkoda jej:((
    Serdeczności moc posyłam.Również kiedyś marzyłam o takich warkoczach:))))))

    OdpowiedzUsuń
  14. Bo człowiek tak naprawdę w cierpieniu jest sam,nawet,gdy druga osoba tuż obok..
    pozdrawiam
    Nina

    OdpowiedzUsuń
  15. To ja napiszę parę słów od siebie z innej perspektywy...
    Mam dwadzieścia pięć lat. Choruję na mózgowe porażenie dziecięce. Choroba wrodzona układu nerwowego o charakterze niepostępującym.. Mnie dotknęła ciężka postać trzeba mnie nakarmić ubrać Ito. Na laptopie piszę jednym palcem.. Pokochałam takie życie , można... byłam nawet wolontariuszką w hospicjum,
    Dziś sama stoję na skraju z racji choroby która powoli niszczy mi płuca...
    O ludzkiej miłości nie myślę
    nie chcę nikogo obciążać
    Kocham Boga... Mimo wszysko

































    OdpowiedzUsuń
  16. To życie pokazuje jaki ktoś jest, trudno gdybać jakbyśmy się zachowali w określonej sytuacji, bo jak się zachowamy to się dopiero okaże, gdy nas los doświadczy. Łatwo jest kogoś oceniać, że źle czy dobrze postąpił.

    OdpowiedzUsuń
  17. A mi się właśnie tak porobiło, że odkąd dowiedziałam się o guzie, unikam filmów i książek ze śmiercią w fabule. Guz już wycięty (17.02 w Centrum Onkologii w Warszawie), to może ten wątek już razić mnie nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  18. "tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono" to z wiersza Szymborskiej o Ludwice Wawrzyńskiej który pamiętam z podstawówki jeszcze. Do końca możemy miec tylko nadzieję, nigdy nie pewność.

    OdpowiedzUsuń
  19. Gdyby mój syn zachował się jak ten chłopak umarlabym ze wstydu, uznałabym że nie sprawdziłam się jako matka

    OdpowiedzUsuń
  20. Życie weryfikuje wiele spraw. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Jakie mądre słowa...jakże je rozumiem
    Judytko czy cytat ." Proszę Niebo i Ziemię o jedną rzecz: abym umiała przyjąć, zaakceptować swoje cierpienie, swoją bezsilność, a wszystko inne będzie mi dodane. Cierpimy zawsze sami bez względu na okazywaną nam miłość i wsparcie..."mogę umieścić u mnie na blogu , który właśnie zaczęłam????oczywiście napiszę ska go wzięłam.
    Mocno przytulam
    Yola

    OdpowiedzUsuń
  22. W jednym masz racje niedyskusyjna...
    Najtrudniej zniesc wlasna bezsilnosc...
    Opiekuje sie starszymi w Niemczech... i przed kazdym wyjazdem i w trakcie modle sie o cierpliwosc i wytrwalosc...
    Jest ciezko: podnosic, przewijac, trwac w zamknieciu w obcej kulturze, wstawac w nocy...ale najciezej jest wlasnie wtedy gdy poza BYC nie mozna nic wiecej... jedynie czekac - na koniec

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nemu sie jednak dziwie...
      "Na dobre i na zle w zdrowiu i w CHOROBIE" szkoda ze te slowa juz dzis nic nie znacza...

      Usuń