Mówią, że dwa
jabłka dziennie pozwalają zachować zdrowie i urodę, a także odpowiednią ilość
witamin.
Jak może być inaczej, jeśli jest ono obecne w naszej kulturze od
zarania dziejów. Można powiedzieć, że jest to owoc o najbardziej burzliwej, ale
równocześnie najbogatszej historii oraz wielkim znaczeniu symbolicznym dla
ludzkości.
Nie chce rozwodzić się nad wieloma aspektami tegoż jabłuszka, ale
jak zaczęłam to trochę wspomnę...
Ponoć pierwsza jabłoń została stworzona przez
boginię ziemi – Gaję, a złote owoce rosnące w ogrodzie strzeżonym przez
Hesperydy i smoka o 100 głowach były źródłem nieśmiertelności. Czerwone jabłka
są symbolem bogini miłości – Wenus.
I co by o jabłku nie powiedzieć jest ono
postrzegane jako symbol życia, zdrowia, płodności, długowieczności i nieśmietelności.
Niesłusznie
jabłko kojarzone jest z pokusą, pożądaniem, grzechem i zdradą. Biblia mówi o
owocu zakazanym jednak nie wskazuje gatunku... Biedne jabłko...
W łacinie słowo
„jabłko” jest identyczne ze słowem „zło” więc jabłko, krótko pisząc, padło
ofiarą /śmiech/.
Któż z nas nie zna
polskiego przysłowia:
„Niedaleko pada jabłko od jabłoni”...
czyli dziedziczymy wiele skłonności i cech
charakteru po rodzicach.
Ostatnio często wspominam mojego Tatę... Hmm, co by o
Nim nie powiedzieć, to byl po prostu mój Tata! Dzisiaj już wiem, że dopiero zimą można
powiedzieć, które drzewa są naprawdę zielone i dopiero kiedy wieją przeciwne wiatry, można
powiedzieć, czy człowiek jest odważny i nieugięty...
W wieku 50 lat Tata miał operację, która skończyła
się tracheotomią na stałe czyli do tchawicy została wprowadzona krótka rurka,
która umożliwiała samodzielne oddychanie, ale przyczyniła się także
do nowych, całkiem innych warunków życia...
I tak oto zaczęłam poznawać inną stronę życia i osoby mojego Rodziciela.
Pierwsze odwiedziny w szpitalu...
W sali dwaj panowie, mój Tata i pan - rówieśnik Taty. I co ujrzały moje
oczęta? Tata ogolony, uczesany, z uśmiechem na ustach i iskrą w oku, która
mówiła wszystkich zebranym: coście przyszli zobaczyć?
Pan, współlokator z takim
samym schorzeniem, leżał na łóżku totalnie załamany. Specjalna aparatura do odsysania
drzewa oskrzelowego przy głowie, córka pielęgniarka przemawiała do swojego
ojca, że musi walczyć...
Podczas
tej pierwszej i nie ostatniej wizyty w szpitalu usłyszałam pierwszy i nie
ostatni raz, jak później miałam się przekonać,
słowa: - „ chodź, coś ci pokażę...”.
Tata zaprowadził mnie do sali obok, w której znajdowali się młodzi chłopcy,
którzy owacyjnie pozdrowili pana Stasia. Nie specjalnie mogłam zrozumieć o co
Ojcu chodzi, ale w końcu się domyśliłam...
- Popatrz, powiedział, ci chłopcy mają
taką samą chorobę co ja, a ich życie dopiero co się rozpoczęło. A wiesz, że na
oddziale kobiecym są także takie przypadki! Możesz sobie wyobrazić kobietę,
która będzie ograniczona i to bardzo w gadaniu...?
Nie martw się, bo moja
sytuacja nie jest taka zła...
Za kilka
lat doszły inne choroby, umarła żona mojego Taty a moja Mama w wieku 51 lat i
Tata został sam w dużym domu nie godząc się na żadne przeprowadzki... Zgromadzenie przeniosło mnie bliżej domu
rodzinnego, abym mogła w miarę potrzeby nawiedzać Tatę, spędzać z Nim święta...
I tak pewnego wiosennego dnia w Wielkim
Tygodniu przyjechałam w rodzinne strony, aby spędzić z Tatą Święta Wielkanocne.
Dom zastałam
szczelnie zamknięty... Szybko dowiedziałam się, że stało się nieszczęście!
Wczoraj Tata pracował u naszego sąsiada na wsi. Piłował drzewo i przy ostatnim
klocku potknął się i piła ucięła mu palce od prawej ręki... Ręce mi opadły i
jedyna myśl, która pojawiła się w mojej głowie: - Jeszcze tego nam brakowało!
Z
duszą na ramieniu pojechałam do szpitala myśląc co powiem, jak pocieszę... Tata
powitał mnie z ręką na temblaku, starannie ubrany i z uśmiechem na ustach, bo
zobaczył córkę zakonnice, którą wszystkim musiał przedstawić i opowiedzieć
jakie ze mnie cudo...
Prawie każdy Ojciec pierworodnej córki zna co kłębi się w jej głowie i co smucie jej
serce...
Więc usłyszałam: - Chodz, coś ci pokażę.
Poszliśmy do sąsiedniej sali,
w której na łóżku siedział pacjent oparty o wezgłowie tegoż łóżka. Tata zdrową
ręką podniósł kołdrę przykrywającą chorego. I co zobaczyłam...
Ów pan miał
odcięte dwie nogi powyżej kolan.
- Widzisz, powiedział Tata, gdybym nie miał nóg
to byśmy mieli problem...
Okazało się, że został w całości kciuk i połowa palca
serdecznego.
Tak więc kanapkę mógł sobie zrobić, a nawet obrać ziemniaki, bo
mój Tata to była Zosia samosia... Choroby nie opuściły Taty...
Paraliż, który
częściowo ustąpił, ale został wózek, posługiwanie się chodzikiem, i ciągłe
wynajdowanie rzeczy, które mógł robic chociaż częściowo sam. Gnałam jednego
roku z Kamerunu do Polski nie planowo, bo Tacie chciano amputować nogę, a On się uparł, że nie da sobie odciąć tej nogi...
Siostra była w rozpaczy...
I stwierdziliśmy we troje, że noga zostaje! Nie było
innego wyjścia, bo Tata stwierdził, że umrze z dwiema nogami i nie wyobraża
sobie, aby mógł choć trochę przy pomocy chodzika nie pochodzić...
Chyba tak do końca nie zdajemy sobie sprawy,
jak nasi Rodzice, ich życie, poczynania wpłynęły na nasze obecne życie.
Zastanawiamy się skąd mamy takie czy inne podejście do życia, choroby, do
ludzi...
Nie daleko pada jabłko od jabłoni...
Z kim przystajesz takim się
stajesz...
Więc nasi przyjaciele, znajomi także mają wpływ na nasze postrzeganie
rzeczywistości... Mój Ojciec, przynajmniej nie słyszałam, nie pytał dlaczego, nie narzekał na życie, które doświadczyło Go dając do przeżycia
różnego rodzaju choroby, przedwczesna smierc zony i syna, córka na końcu swiata...
Wstawał o stałej godzinie, wszystkie czynności miały
swój rytm jak np. odsypianie swej uświęconej sjesty, spacerek na taras,
wiadomości, kawa i ciasto... Jeszcze gorzej niż w klasztorze /śmiech/.
Nigdy
tego nie mówił, ale dzisiaj wiem, że zadawał Bogu trudne pytania, na które nie
było odpowiedzi, a może otrzymał...
Nie zostaje nic innego, jak zaufać, poddać
się, opuścić miejsce kierowcy. Najtrudniej zrezygnować z naszego ego.
Musi
dotrzeć do nas prawda, że nic nie możemy zrobić bez Boga.
A z drugiej strony
pomimo zależności od Boga musimy mieć poczucie pewności siebie, wiary w nasze
własne osobiste zdolności i dary, które zostały nam dane, i których trzeba
używać i zrobić wszystko, aby sobie i innym pomóc... i mamy moc!
A jeśli ktos nie wierzy w
Boga, to niech zaufa matce naturze, bo ona także nie chce, abyśmy cierpieli.
Życie jest zawsze po stronie życia... tylko z nami jest coś nie tak, żyjemy coraz bardziej wbrew naturze czyli przeciwko nam samym.
Żałuję tylko jednego, że tak mało zwracałam
uwagę na moc serca i ducha, i słowa, i gesty, i wszystko inne pisane między
wierszami mojego Taty, Mamy i Brata, który odszedł mając tylko 35 lat...
P.S
Powspominałam trochę, ale tego popołudnia serce wymogło to na mnie... Będąc w Kamerunie często rozmawiałyśmy o
sytuacji kameruńskich dzieci, dziewcząt, rodziny... Nasz ks. Biskup
przysłuchując się naszym dyskusjom kwitował to jednym zdaniem: gdybyście się
urodziły w tym miejscu na ziemi zapewne wasze życie za bardzo by się nie
różniło od tego, które widzicie i doświadczacie teraz... Trzeba wykorzystywać /w dobrym tego słowa znaczeniu/ dopóki mamy czas ludzi, którzy wokół nas, bo
dzięki nim stajem się... i nie zapominając, ze dzięki nam inni także się staja...
Oj jakże się bardzo wzruszyłam.No i również nastąpił natłok wspomnień w mojej głowie.A mając podwójnych Rodzicieli, dane mi było znać tylko jednego Tatę ale jakże w sposobie zachowywania podobnego do Twojego.Do dzisiaj wspominam Jego ulubione powiedzenie, dotyczące narzekania na los.Z bardzo pobłażliwym uśmiechem mi powtarzał. Pamiętaj "nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być gorzej ale i nigdy nie jest tak dobrze, aby nie mogło być lepiej.Więc próbuj się cieszyć tym co jest". Nie raz sobie to przypominam i na prawdę mi pomaga.
OdpowiedzUsuńMam tylko ciągły niedosyt, że za słabo "Spieszyłam się kochać............"
Moc serdeczności posyłam.
Mysle, ze ten niedosyt mamy wszyscy...
UsuńJ.
"życie jest po stronie życia" - zapamiętam ten fragment, pamiętając jednocześnie o naturze, o cykliczności i o tym, co nieuniknione. Podziwiam ludzi, którzy znoszą cierpliwie i z pokorą cierpienie, ból i choroby. Trzeba do tego niesłychanej odwagi i wiary.
OdpowiedzUsuńWszyscy, ktorzy sa doswiadczani maja sile, ale przegrywaja jesli nie chca zaakceptowac choroby czy innych przeciwnosci losu... Akceptacja i calkiem po ludzku robienie cos z tym przeciwienstwem wyda owoce...
UsuńJ.
Co prawda zbyt wiele dobrego o swoim ojcu powiedzieć nie mogę, ale zawsze będę go podziwiał za wolę życia i podejście do chorób, które go trapiły. Miał trzy nowotwory, ostatni pokonał go tylko dlatego, że to było prawe płuco, a od 13 lat nie miał lewego.
OdpowiedzUsuńA w temacie "niedaleko pada jabłko od jabłoni"... to chciałbym, abym ja był tym, które upadło bardzo daleko.
Nie da sie upasc bardzo daleko... Moj Tata mial nie jedna przyware, ale w przeciwnosciach losu zawsze widzial swiatlo...
UsuńJ.
Judith, obdarzyłam Twojego tatę sympatią ogromną, choć nie znam Pana.
OdpowiedzUsuńWspaniały człowiek! Ty również niesiesz ze sobą jakąś magię....
pozdrawiam ciepło
Justyna
Wszyscy mamy magie, tylko nie pozwalamy sie jej wyzwolic, bo chcemy, aby bylo tak jak my sobie tego zyczymy...
UsuńJ.
Dzięki tej opowieści ja też się staję.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Stajemy sie Dosiu...
UsuńJ.
Wspaniale wspominasz i opowiadasz... :)
OdpowiedzUsuńA co do jabłka, proszę, jaką owoc może mieć ciekawą historię... :):) W sensie biblijnym faktycznie zostało trochę pokrzywdzone ;[ Pamiętam, jak na religii zawsze nam powtarzano: "Nie jabłko! OWOC!" :) Pozdrawiam. Serdeczności!
Swego czasu mowilam dzieciom, ze w raju bylo bardzo duzo pralek do prania, a tylko z tej jednej w srodku ogrodu nie wolno bylo korzystac.../smiech/ To byl przyklad na wywolanie usmiechu i skojarzen...
UsuńJ.
Przeczytałam z ogromnym wzruszeniem. Twoje opowiadanie wpisuje się mocno w moje przeżywanie Wielkiego Postu z książką ks. T. Dejczera "Rozważania o wierze". Twój Tata jest namacalnym przykładem wzrastania w wierze kształtowanej przez przeciwności losu, nie dających innego wyboru niż zaufanie.
OdpowiedzUsuńZresztą i Ty się dzielisz z nami podobnym doświadczeniem.
Dziękuję Wam obojgu.
Maciejka
Oj wzrastal w wierze i zaufaniu... Gdy zobaczylam podczas jednego z urlopow mojego Tate z rozancem bylam wzruszona...Nigdy tak sie nie modlil, ja nie widzialam...
UsuńJ.
dzień dobry! pięknie i wzruszające wspomnienia ;) moi rodzice jeszcze żyją i najlepiej żeby mnie przeżyli. Będąc małą dziewczynką, potem nastolatką często wkurzałam się na rodziców, mówiłam sobie że nie będę taka jak Oni, że będę inaczej swoje dzieci wychowywać. Teraz w wieku 40 lat, mając 12-letnią córkę wiem że mieli racje, podziwiam ich,Mamę-że mimo trudnych czasów, dawała radę czwórce córek, Tatę,który na nas ciężko pracował.I widzę jaka staję się podobna do mojej mamy. no i dobrze :)
OdpowiedzUsuńMoi liczni znajomi mowili i czynli podobnie jak Ty... Mijaly lata i wracali do tego co wyniesli z domu rodzinnego, bo dobro ktore zostalo zasiana zawsze przynosi owoc, to tylko kwestia czasu nieraz bardzo dlugiego...
UsuńJ.
To stawanie się łatwe nie jest, ale warto mieć oczy i uszy otwarte ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że otoczenie, w jakim wzrastamy, w jakim żyjemy, ma duży wpływ na nasze postrzeganie świata i funkcjonowanie w nim. Dobrze, gdy potrafimy wyłuskać dla siebie te najcenniejsze aspekty:)
Pięknie wspominasz najbliższych, Judith. Im jestem starsza, tym wyraźniej dostrzegam, ile we mnie tego, to z innych:)
Twój tata pokazał Ci, jak cieszyć się życiem, czerpać z tego, co się ma... wiadomo po kim masz siłę, wiarę i nadzieję!:) W końcu sama napisałaś - niedaleko pada jabłko od jabłoni...:)))
Pozdrawiam mile:)
Nie da sie ukryc duzo mam ze swojego Rodziciela, ale mam takze cechy, ktorych On nie posiadal... Oczy niebieskie zdecydowanie po Tacie /smiech/
UsuńJ.
Piękne świadectwo o Tacie, optymizmie i wierze.
OdpowiedzUsuńPierworodna... jak pięknie idumnie to brzmi. Wiem coś o tym, bo też mam taką moja Pierworodną, z która rozumiemy się w pól słowa, a czasami w ogóle, ale wtedy wystarczy, że ją przytulę.
Corka, jestem pewna, jest dumna z takiego Taty!
UsuńBylam juz panna na wydaniu, jak siedzialam Tacie na kolanach i ryczalam, bo opiorkowalam kolejnego amanta i przezywalam, ze nici beda z naszego zaproszenia na jakies tam wesele... Tata na to: nie rycz, ja pojde i wszystko zalatwie! Opamietalam sie w pore, bo jaki to bylby wstyd /smiech/
J.
Skąd ja znam te tematy opiórkowania? Dzisiaj to już mogę pisać doktorat na takie tematy. A tak w ogóle to lubię być tatą:-)
UsuńCiekawa jestem, czy w Kamerunie też jest jakieś drzewo, roślina, która jest tak ważnym sybolem jak dla nas jabłoń, bo przecież u nas jest wiele drzew owocowych, a żaden owoc nie jest tak ważnym symbolem jak jabłko!!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie banan... bez niego nie zycia!
UsuńJ.
Twój Tata był wyjątkowym człowiekiem,
OdpowiedzUsuńtyle optymizmu :-)
Mysle, ze byl zwyczajnym Tata z roznymi wadami, ale i zaletami... Takich jest wielu, bardzo...
UsuńJ.
Witaj
OdpowiedzUsuńCzęsto nie doceniamy w życiu rzeczy drobnych. Nie myślimy, że komuś od nas może jest gorzej, smutniej.
Ja Bogu dziękuję za każdy przeżyty dzień, choć nie wszystkie były słoneczne w mym niekrótkim życiu.
Cieszmy się tym co mamy, doceniajmy małe szczęścia i dobro.
Pozdrawiam mile :)zapraszam na poczęstunek ;)
Ucze sie tego Moja Morgan i to uczenie sie bedzie do konca zycia...
UsuńJ.
Dziękuję, Judytko :)
OdpowiedzUsuńBardzo się wzruszyłam.
Ja wczoraj sobie troche poplakalam, ale dzisiaj rano stwierdzilam, ze lalam lzy znow nad soba...
UsuńJ.
Czasem i to potrzebne nad sobą się poużalać :)
Usuńbiblijna to chyba pomarańcza prędzej była, ale ona nie ma w sobie tego jabłkowego uroku ;), czy ktoś widział, żeby jakiś robak się na nią skusił ;)?
OdpowiedzUsuńNiektórzy ludzie mają niesamowitą wolę życia i podejście do niego, jak Twój Tato, Twoja Rodzina, Ty... ja pamiętam moją sąsiadkę, zawsze uśmiechniętą pogodną, troszczącą się o innych, nigdy nie narzekała, choć od lat nie wstawała już niemal z łóżka... i taką ją zapamiętałam na zawsze
Takich ludzi z pasja do zycia jest ogrom... Zastanawiam sie czesto dlaczego mowi sie o ludziach i rzeczach zlych, a tak malo o tych, ktorzy po ludzku powinni byc nieszczesliwi, a okazuje sie, ze dodaja otuchy milionom...
UsuńJ.
Piękne wspomnienia Judytko! Co do jabłoni to towarzyszyła mi od dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńW naszym sadzie na wsi byly chyba wszyskie jablonie swiata, nie bylo podwojnych okazow... a moze tylko tak mi sie wydawalo, dzieckiem bylam...
UsuńJ.
Nigdy nie jest źle, żeby nie mogło być gorzej.
OdpowiedzUsuń- Choć coś Co pokażę!!!!!
Miałaś wspaniałego Tatę Judith.
Mój myślał podobnie:
- Wszystko można zrobić, jest możliwe jeżeli się chce.
Moje jabłko:
- Nie pomogą nawet Święci,jeśli brak jest dobrych chęci.
Stan psychiczny i nasze nastawienie do życia jest niezmiernie ważne w każdej chorobie.
Ludzie, którzy myślą i czynią tak, jak Twój Tato dodają otuchy innym, to wielki dar..
Serdeczności
Swieta racja, jak brak dobrych checi to nic nie pomoze...
UsuńJ.
Przyjemne to uczucie, kiedy możemy pomóc- podajemy pomocną dłoń.
UsuńDzisiaj trochę zagapiłam się, mogło wyjść lepiej. Postaram się,żeby nastepnym razem było lepiej.
Dziękuję Judith.
Wcale się nie dziwię Twojemu Tacie. Sam mam podobnie - ciało jest tylko po to, żeby wspomagać ducha. :-)
OdpowiedzUsuńTo takie proste... wiec dlaczego tak trudno wprowadzic te zasade w zycie?
UsuńJ.
Piękne! Dziękuję!
OdpowiedzUsuńStaję się;))
Misko, stajemy sie!
UsuńJ.
Pieknie piszesz o swoi Tacie, chcialabym to powiedzic o moim, moze on po prostu nie umie byc innym...
OdpowiedzUsuńA to, ze bierzemy i dajemy - oczywiscie. A ile z tego jest pieknej radosci?
To doprawdy sztuka jest widziec we wszystkim lepsza strone:)
Pozdrowionka:)
Ja w moim Tacie widzialam gorsze strony, ale widzialam i te dobre... i dodajac wszystko razem wyszedl czlowiek, ktory zmagal sie z zyciem, z soba i zyl dla inych, kochal i wytrwal do konca...
UsuńJ.
Gdy ktoś odejdzie od nas na zawsze pozostają wspomnienia, raz lepsze, raz gorsze bo przecież jesteśmy tylko ludźmi. I zawsze pozostaje niedosyt.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Zawsze pozostaje niedosyt... ze za malo...
UsuńJ.
Mój tata (cukrzyk) nie dał sobie uciąć sczerniałego palca u ręki. Powiedział, że nie pójdzie na tamten świat bez palca i już. No i palec się poddał - stał się z powrotem biały.
OdpowiedzUsuńStarsi ludzie WIEDZĄ...
Ściskam!
Moj Tata takze mial cukrzyce... Noga nie sczerniala, w miare mozliwosci chodzil i umarl z jedna i druganoga...
UsuńJ.
wiesz Judyto,ja tez miałam to szczeście,że miałam rodziców patrzących z optymizmem ,a z chorób nie robili wielkich problemów.Tato na wesoło,mam to po nim,a Mama samodzielna Zosia Samosia nigdy nie dała poznac,że nie da sobie rady,zawsze to ona chciała pomagać,a nie żeby jej...
OdpowiedzUsuńpieknie wspomiasz Tatę...
oj mamy po naszych Rodzicach ,mamy...bo my te jabłuszka śliczne,tak niedaleko jabłoni leżące......P
Tego optymizmu mi dzisiaj bardzo potrzeba... I jak to w zyciu raz pod wozem a innym razem na wozie wygodnie ze slomka w ustach /smiech/
UsuńJ.
Ze wzruszeniem przeczytałam Twoje wspomnienia.
OdpowiedzUsuńTwoje posty tak wiele mnie uczą...Miałaś wspaniałego Ojca.
Chociaż niósł swój Krzyż, nigdy się nie skarżył. Mało tego, był pełen humoru i optymizmu. I to jest piękne. Te cechy masz po Nim.
Serdecznie pozdrawiam:)
Moj Tata duzo myslal i szkoda, ze nie wszystko mowil... ale czasem bark po prostu slow...
UsuńJ.
No to już wiem po kim odziedziczyłaś ten swój hart ducha, La Vie :)
OdpowiedzUsuń... a ten inne negatywne cechy to po kim /smiech/?
UsuńJ.
Popatrz ile mysli i wspomnien wywolalas Twoim postem o tacie.. masz talent do wzbudzania w ludziach bardzo szlachetnych i pieknych uczuc...dzieki Ci za to, u mnie tez! sciskam serdecznie
OdpowiedzUsuńKazdy z nas mialby co opowiedziec...
UsuńJ.
Kiedyś, jeszcze w czasach licealnych, rozmawialiśmy z katechetą o śmierci. Wtedy, dla nas młodych, była to całkowita abstrakcja. Zapamiętałem tylko jego spojrzenie kiedy mówił o modlitwie o dobrą śmierć. I tembr głosu, wyciszony. Nastrój tej rozmowy potęgował fakt, że spotykaliśmy się w kościele, nie jak teraz uczniaki w salach lekcyjnych. Po wyjściu na ulicę jednak żartowaliśmy: dobra śmierć? Śmierć to śmierć. Fakt, językowo i logicznie było to śmieszne, nie trzymało się kupy.
OdpowiedzUsuńTo wspomnienie jednak wróciło do mnie po wielu latach. ZROZUMIAŁEM.
Ja od lat modle sie o dobra smierc dla mnie i tych, ktorzy sa bliscy mojemu sercu...
UsuńJ.
Miałaś wspaniałych rodziców i podziwiam Twojego Tatę. Dobrze jest gdy ludzie są optymistami i zawsze widzą światełko w trudnych chwilach. Moi rodzice są pesymistami i w każdej dobrej czy złej sytuacji jeszcze szukają "dziury w całym". Ja staram się żyć inaczej i szukać w każdej sytuacji choćby promyka światła i cieszyć się z każdej drobnostki. Mam nadzieję, że z czasem nie stanę się taka marudna jak rodzice.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
W wielu sttuacjach jestesmy optymistami a w innych pesymistami..., ale jakas opcja zawsze bierze gore...
UsuńJ.
Judytko, mój tato podchodził podobnie do życia, jak Twój, nawet jak lekarze wydali na niego wyrok, kilka tygodni, to zrobił im na "złość" i żył jeszcze kilka lat. Nawet sobie swój wymarzony kawałek lasu zasadził. Moja mam odwrotnie, mam troszkę i z mamy i z taty, choć wolałabym to jego optymistyczne podejście do życia. Zdróweczka kochana.
OdpowiedzUsuńNa dzisiaj trzeba mi tego optymistycznego podejscia do sprawy i zyc na "zlosc" /smiech/
UsuńJ.
Bardzo dużo poruszyłaś w swoim poście...
OdpowiedzUsuńMnie zawsze się wydaje, że dążymy do życia, chociaż niektórzy budują sobie swoisty mur z własnych sztywnych przekonań, żeby potem nie musieć poza niego wyglądać.
A ja zawsze wolę widzieć horyzont :), nawet jeśli do niego nie zmierzam.
Wiem tego poranka, ze najwazniejsze jest DZISIAJ i wiem takze, ze to dzisiaj jest dzieki przeszlosci..., a dzieki dzisiejszemu DZISIAJ bedzie przyszlosc...
OdpowiedzUsuńJ.
Witaj
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z wielką uwagą Twój post. Przez pokazanie postawy Twojego Taty w obliczy choroby i jej skutków, pokazujesz wielką siłę jaka drzemie w każdym człowieku; siłę i wolę życia. Każdy chce żyć, ale nie każdy potrafi, albo nie chce sprostać nowym wyzwaniom. A przecież choroba i kalectwo, to wielkie wyzwanie, próba naszego charakteru. Wygrywa ten, który się nie poddaje i który chorobę, lub kalectwo przyjmuje jako lekcję pokory, a jednocześnie drogowskaz jak żyć w nowej roli. Dałaś nam piękną, budującą lekcję. Pozdrawiam serdecznie.
Chory z choroba ma misje do spelnienia... Gdy miedzy ludzmi zabraknie cierpiacych bedzie to koniec naszego czlowieczenstwa...
UsuńJ.
Piękne słowa, piękna opowieść, Judyto. Takie słowa trzeba przemyśleć, przystanąć nad nimi. Jak sama napisałaś, coś dziwnego się z nami teraz dzieje. Nie uświadamiamy sobie, że trzeba skupiać się na rzeczach naprawdę istotnych, a nie na gnaniu nie wiedzieć za czym. Doceniać tu i teraz i cieszyć się tym, co jest, bo dostajemy naprawdę dużo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie!
... a zycie jest takie krotkie, powiem zbyt krotkie...
UsuńJ.
Noooo, to się poryczałam gdzieś w połowie tego postu - przyznaję, a lubię się przyznawać do mojej wrazliwości, ułomności i takich tam. Twój tato był nieasmowity, Ty jesteś jeszcze bardziej pojemna, wydobywasz emocje w niesamowity sposóbm, to lubię w Tobie: siłę!
OdpowiedzUsuńZebys Ty mnie widziala kilka dni temu... okaz nedzy i rozpaczy /smiech/
Usuńi gdzie podziala sie ta moja sila...? Widac musiala sobie odpoczac!
J.
Ale jesteś! wróciła!
UsuńI teraz już wszystko jasne. Niedaleko padłaś. A ja dziś w nocy nie spałam bo mój tato źle się czuł.Teraz będę rozmyślać gdzie ja padłam.
OdpowiedzUsuńZapewne niedaleko...
UsuńJ.
Judytko, nawet jak jako jabłko leżysz w trawie pod jabłonią, to nadal jesteś na tej jabłonce...
OdpowiedzUsuńA swojemu Tacie wystawiłaś piękny pomnik.
Jesteś taka jak On.
Hmm... czesto stawiamy tylko pomniki, a zapominamy o swoim zyciu, ktore mam byc kontynuacja dobra zasianego przez bliskich naszemu sercu...
UsuńJ.
Dziękuję. Zaczął się dla mnie trudny okres żegnania się z Mamą, która jest na początku drogi odchodzenia.
OdpowiedzUsuńDajesz siłę!
Duzo mocy z Wysoka!
UsuńBede pamietala...
J.
Dzięki. Jak dobrze, że jest tyle dobra na tym świecie.
OdpowiedzUsuńNadrabiam zaległości Kochana. Dziękuję za ten post.
OdpowiedzUsuń