sobota, 27 sierpnia 2011

O Chefferie w Bandjoum...

Cudze chwalicie, a swego nie znacie! W Kamerunie odkrywam, co krok, nowe rzeczy i utwierdzam się w tym, że nie ma narodów, społeczności bez przeszłości, kultury, którą się zachowuje, kultywuje, która jest dla danej społeczności ważna i jest znakiem przynależności.

Chefferie zbudowane jest z drzewa i bambusa. Dach zrobiony jest
z liści palmowych. Cała konstrukcja oparta jest na ponad 60
rzeźbionych kolumnach.


 Jak przystało na blogowiczkę zaglądam i poczytuje niektóre blogi… "Pasja życia", "Kroniki egipskie"… Opisywane w nich miejsca z różnych zakątków naszego świata mówią, że spotkania z ludźmi i ich odmienną kulturą są dla nas cenną nauką, że gdziekolwiek pojedziemy spotkamy ludzi i te spotkania, jeśli jesteśmy otwarci na inność innych, nauczą nas szacunku i zrozumienia poznanych stron i osób. I co najważniejsze poznajemy prawdę, że świat nie jedno ma imię! Cenię sobie ludzi z pasją i chylę czoła przed tymi wszystkimi, którzy przybliżają świat innym ludziom i w ten sposób wielu z nas ma okazję poznać piękno świata nie tylko tego egzotycznego, ale piękno i naszej polskiej ziemi, którą przybliża np. Młoda Dama w blogu: "W nieznane"... Historia każdego rodu ma swój początek… W XIV wieku plemieniem Baleng kierował Foa Nepagué, który przekazał swoją władzę pierwszemu synowi Tchoungapo.

Oprowadzał nas po tym miejscu, któryś z książąt...
Ciekawie opowiadał...ale na nasze dociekliwe pytania np. odnośnie
inicjacji był bardzo oględny i powściągliwy!


 Ten z kolei miał trzech synów i każdy z nich miał jedno marzenie - zasiąść na tronie swojego ojca, bo jak mówili jesteśmy "nés sur la peau de panthère" czyli trzej przyszliśmy na świat na skórze pantery, co jest znakiem naszego królewskiego pochodzenia i prawa do objęcia tronu! Nie ma trzech tronów w królestwie… i jak ktoś powiedział: wszelkie zło na ziemi pochodzi tylko od dwóch kwestii, o które ludzie toczyli wojny i temu podobne przez całą swoją historię : "kto tu rządzi" i "jak bardzo mnie kochasz".  Ze wszystkim innym można się jakoś uporać, ale te dwie kwestie, miłości i władzy, gubią nas wszystkich /E.Gilbert/. Nasi pretendenci do tronu poszli po rozum do głowy… jeden został, a dwóch pozostałych Notchwegom i Wafo poszli szukać swojego skarbu…i znaleźli!

Domy ...zon! Kazda ma swoja posiadlosc, pole i ...dzieci


 Książe Wafo opuścił swojego brata i utworzył nowe królestwo, które do dzisiaj jest znane pod nazwą Balengou. Książę Notchwegom był bardzo dobrym myśliwym. Osiedlił się w miejscowości Famleng, gdzie zdobył sympatie szefa niewielkiej populacji zamieszkującej ten teren dzięki swym umiejętnościom myśliwskim. Integracja z tym ludem była łatwa, bo książę był człowiekiem hojnym, nie wahał  dzielić się z innymi tym, co zdobył na polowaniu. Nasz myśliwy wypatrzył pośród wielu kobiet, córkę jednego z pomniejszych szefów tej okolicy i zaczęło się tęskne spojrzenie w tę stronę! Z miłością nie łatwo się ukryć… Cóż mógł zrobić? Poszedł na polowanie i to, co upolował /było tego trochę/ włożył w worek i wysłał do ojca dziewczyny. Worek powrócił do właściciela, a w worku bransoleta z brązu. Książę głowił się skąd ta bransoleta w worku: przez przypadek, czy raczej jako znak przychylności księżniczki?

Rzezbione kolumny przedstawiaja dzieje plemienia
i czasy wspolczesne. Na jednym z postuumentow
mozna ogladac Jana Pawla II, Matka Boza,
a obok np.czarownikow...


Nasz Książę z myśliwego stał się  "rybakiem" ziemi i ludzi i w niedługim czasie włącza "petites chefferies" swoich sąsiadów i zapełnia swoją wieś niewolnikami, których kupił. Od tego zjawiska kupowania niewolników powstała nazwa wsi. "Djo" oznacza w języku lokalnym "kupować". "Pa Djo" oznacza ludzi, którzy kupują. Jednak po przybyciu pierwszych białych ludzi do lokalnej społeczności nazwa wioski zmieniła się… wymawiali nazwę wsi nie "Pa Djo" lecz Bandjoun i tak zostało do dzisiaj. Dynastia Bandjoum ma dzisiaj 14 króla z prostej linii i jest bez wątpienia królestwem, które cieszy się ogromnym poważaniem, ponieważ zachowało do dzisiaj, pomimo wielu zmian zachodzących w kameruńskim świecie, swoją tradycję. Bandjoun znajduje się na wzgórzu, które ukryte jest w gęstej i zielonej roślinności. W świętym lesie grzebie się zmarłych monarchów.

Chefferie posiada cztery wejścia. Jedno dla króla,
drugie dla jego rady, trzecie dla pozostałych
członków plemienia, czwarte dla takich jak ja
czyli dla "zagranicznych".


 Miejsce ich spoczynku znane jest tylko Świętej Radzie zwanej także Radą Specjalną, która składa się z 9 osób wtajemniczonych, których zadaniem jest stać na straży zachowania norm moralnych, socjalnych, politycznych. Rada ma prawo interweniować, gdy król przekroczy prawo i tradycję. W porozumieniu z Radą podejmowane są wszystkie decyzje dotyczące królestwa. Po śmierci króla do Bandjoum sprowadza się pierworodnego syna zmarłego króla. Od tego momentu zaczyna się dla niego "nowe życie"! Nie ważne jest to, że mieszka i studiuje np. we Francji, że jest żonaty, ma dzieci…. Zostaje prawowitym królem, dostaje żonę i pierwsze dziecko płci męskiej będzie przyszłym królem… o czym się dowie w odpowiednim czasie! Król zarządza ziemią, może więc dokonywać nowych podziałów czy przydziałów ziemi dla rodzin, które są liczne lub gdy ktoś wraca z emigracji. Król jest sędzią, rozjemcą we wszystkich sprawach, ale nie jest to władza autokratyczna.
Za Chefferie znajduje się święty las, do którego maja wstęp tylko wybrani. Jak
może zauważyliście budynek Chefferie nie znajduje się na górce tylko w dole, co symbolizuje władzę.
Ludzie przychodzą "z gór" aby spotkać się z królem w zaciszu świętego lasu...

 W grudniu Bandjoum ma swoje tradycjonalne święto, na którym dokonuje się inicjacji… Do Bandjoum zjeżdżają się wszyscy członkowie plemienia. Może kiedyś ktoś z Was wybierze się w te strony… Sami zobaczycie, posłuchacie… Ciekawe miejsce.



sobota, 20 sierpnia 2011

Miasteczko...

Miasteczko… gdzieś na Wschodzie Kamerunu z jego Centrum Handlowym i prawie pałacem ze…strusiami i pawiami!








A po zakupach na... kawusię!


A co do Centrów Handlowych na naszej prowincji i nie tylko, bo takie można spotkać także w stolicy, po prostu uwielbiam… ten kolorowy tłum ludzi, zapachy przypraw i nie tylko, czas który się nie liczy. Jest oglądanie, targowanie się i dyskutowanie o wszystkim!