sobota, 25 czerwca 2011

Z codziennego życia...

Z samego rana taka wiadomość… tylko usiąść i zapłakać, ale dlaczego ja mam płakać, trzeba się po prostu nie dać zdenerwować, uspokoić a potem sprawę rozwiązać, jeśli się da… Siostro!!!! Natalii jest w ciąży!!! Cooooo!!!!! To będzie kolejne trzecie dziecko!

 Panie Boże, jak ja tego chłopa dorwę, to go po prostu uduszę, dam po pysku… /tak mówi Perlise, nasza sekretarka ze szkoły w  Doume… siedzę cicho, bo jeszcze mnie się oberwie, ale po cichu jestem za/, ale gdzie tego chłopa szukać?? A teraz wszystko po kolei. Więc, żebyście nas źle nie zrozumieli… Afrykańczycy kochają dzieci, rodziny są liczne, ale różnie to bywa z przychodzeniem dzieci na świat i ich wychowywaniem… ale to temat na inny post… Nasza Natalii jest chora psychicznie… może w dzieciństwie miała zapalenie opon mózgowych, nie wiemy, matka nie potrafi wytłumaczyć skąd ta choroba. Starszy syn zdrowy jak przysłowiowa ryba. Cóż miła z niej dziewczyna, ale nie potrafi sklecić jednego zdania, ciągle się śmieje i jest zadowolona z życia… a do tego wykorzystywana przez mężczyzn! Pierwsze dziecko to dziewczynka Edytka na cześć naszej siostry Edyty. Drugie dziecko to chłopczyk, któremu dano na imię Mirek, to imię na cześć naszego księdza Mirka…


Natali z Mirkiem i Edyta
Taki tutejszy zwyczaj-trochę pomożesz i dziecko otrzymuje twoje imię, a czasami także nazwisko misjonarza. Ludzie tutaj bardzo się dziwią  oglądając nasze paszporty, że rodzice i dzieci maja to samo nazwisko, a my dziwimy się, że każde dziecko w Kamerunie ma inne nazwisko… a na co dzień w domu używa się innych imion niż te, które są w karcie urodzenia, jeśli się ją ma… Na dzisiaj dwoje dzieci Natalii jest wspomaganych przez siostry Pallotynki i ks. Mirka. Dzięki Adopcji Serca dzieciaki uczęszczają do szkoły, bardzo dobrze się uczą. Ojcowie dzieci nieznani. Pod nieobecność matki dziewczyna ma wizyty towarzyskie, po prostu krótko mówiąc wykorzystuje się jej upośledzenie... to jest dla mnie nie do pojęcia! Mama Natalii jest wdową, która ciężko pracuje na swoje, córki utrzymanie i wnuków. Często jest w polu. Proponowałyśmy zabieranie Natalii na pole… ale ona nie chce, uparta, krzyk, płacz…i mamy w drodze na świat małego bobasa. Perlise powiedziała: znajdziemy ojca tego dziecka! Jak ona coś powie to i zrealizuje… więc zabrałyśmy się za śledztwo! Najpierw "przesłuchanie" pani Solonge / mama Natali/… kobieta zmartwiona, łzy leją się, jak groch… co zrobić, jak pomóc córce sama nie wie, jest bezsilna… nikogo nie widziała, sąsiedzi jakoby także nic nie wiedzą.

Babcia z wnukami
 Została Natalii … do przepytania, ale jak się z nią dogadać! Będziesz miała dzieciątko – mówimy, a ona na to z uśmiechem, kiwa głową, pokazuje rękoma swój brzuch, i dalej pokazuje, jak będzie rósł. Kto do ciebie przychodził Natalii, możesz nam powiedzieć? Dziewczyna zaczyna  burczeć brrrr... brrr… brrr… moduluje głosem, kopie nogą o ziemi i już, już się domyślamy, że chodzi  o…a ona zaczyna "jeździć"  po boisku…motorem!  Po prostu komedia! W tym nieszczęściu... a ja nie mogłam powstrzymać się od śmiech! To było ponad moje siły, zresztą nie tylko ja uśmiechałam się głośno.

najcenniejszy majatek rodziny: prosiak, ktorego
nazywaja Hektor
 Wiemy!!! Ojcem dziecka jest tzw. taksoman czyli ten, kto pracuje, jako taksówka motocyklowa. To już coś! Ilu ich pracuje w Doume i okolicach… mamy mały problem... w tym momencie, jak przysłowiowa burza, pędzi jeden z taksomanów zostawiając po sobie tuman kurzu! Ratują nas "dos–d’ane" czyli plecy osła czyta się "dodan".  "Dodany" to usypane w poprzek drogi małe wzniesienia z piasku dobrze ubitego, aby ostudzić prędkość motocyklistów i co niektórych misjonarzy, księży oraz innych osób siedzących za kierownicą… W jakim celu? Szkoła! W każdej chwili jakieś dziecko może być na drodze choć teren szkoły jest ogrodzony! Natalii krzyczy po swojemu pokazuje: to on, to on! No to cię mamy bratku!! Przewodniczący komitetu rodzicielskiego ruszył w pościg… Natalii została ukryta… i czekamy oczywiście z niecierpliwością! Doczekałyśmy się... gdy zobaczyłam pana, to usiadłam i zaniemówiłam! Elegancki pan nie chłop, już mi się odechciało lać go po pysku /śmiech/ nie dlatego, że mu się nie należało, ale dlatego, że nie mieściło się w mojej głowie, że on to zrobił. Jak przemówił okazało się, że bardzo rozgarnięty, uprzejmy… a nasza Natalii brudna, nieumyta, nieuczesana… co on w niej widział?!  Pan był przekonany, że chcemy, aby coś lub kogoś gdzieś przetransportował. Perlise i pan Effa przystąpili do rzeczy! Po gradowym potoku pytań, postawiono przed nim Natalii… pan trochę był zdziwiony, zaskoczony…musisz się nią zająć, jeśli nie to zgłosimy na policję…itp Przyznał się, że tak bywał u naszej Natalii... ale nie wiedział, że zostanie ojcem…on bardzo się cieszy…nie ma żadnego swojego dziecka, będzie się opiekował dziewczyną podczas ciąży, zapłaci wszelkie leczenie, kupi wyprawkę dla dziecka, jak dziecko skończy 6 lat weźmie je do siebie. W Kamerunie prawo do dziecka ma ojciec.

Edytka przy pracy
 Najlepsze w tej historii jest jeszcze to, że pan ma kobietę, z która mieszka, która ma kilkoro dzieci z innego związku… Tak więc ślubu nie będzie, ale dziecko ma ojca z imienia i nazwiska!  Najważniejsze, że jest ktoś kto zaopiekuje się i będzie konsekwentny w wypełnieniu tego, co obiecał! Jak w rzeczywistości będzie czas pokaże. Nasz motocyklista nie ma w zwyczaju jeździć drogą przez misję, to nie jego teren… Dlaczego odwiedzał Natalii? Tutejsi wierzą, że mając stosunki seksualne z chorymi psychicznie będzie się…bogatym! To już nie na moja głowę zrozumienie tych zawiłych wierzeń…..

wtorek, 21 czerwca 2011

Jeszcze raz o żabce

 Pewnego popołudnia w afrykańskim buszu król zwierząt rozmyślał nad mądrością i pięknością swoich poddanych. Hmm, trzeba zorientować się ilu moich poddanych jest prawdziwie mądrych, a ilu prawdziwie pięknych, co oni myślą o sobie samych. To może być ciekawe! Ogłoszono za pomocą tam-tamów, że jutro skoro świt wszystkie zwierzęta mają się zebrać na wielkiej polanie pod starym baobabem. Na wyznaczonym miejscu zrobiło się tłoczno i gwarno, zadawano pytania: o co znowu chodzi... co ktoś przeskrobał… a może król wymyślił jakąś nadprogramową pracę?
 Król zwierząt uniósł swoją łapę i nastała cisza. Wszyscy czekali w napięciu na słowa króla. Moi drodzy przed nami małe zadanie, całkiem proste. Zastanówcie się przez chwilę, kto z was jest mądry, a kto piękny. Kto zdecyduje się, że jest mądry idzie na prawo, a kto zdecyduje się, że jest piękny idzie na lewo. Zwierzęta zaczęły się uśmiechać, żartować i wybierać stronę prawą lub lewą… Przyszła kolej na żabkę.

 Popatrzyła na prawo i lewo, wzięła się pod boczki i zagniewana powiedziała: jak to sobie wyobrażacie - ja się przecież nie rozerwę!

 Na misjach jest tyle do zrobienia. I robisz, ale przychodzi czas, że masz dosyć prawie wszystkiego… i nie wiesz za co się zabrać, a słońce praży, jest tak wilgotno, nie ma czym oddychać, wszystko i wszyscy cię denerwują… to mija, bo z czasem doświadczasz prawdy, że wszystko zarówno to, co miłe, piękne zawsze w końcu przeminie. Ja na dzisiaj jestem wypalona i zamieniam się w czysty popiół… mądrzy ludzie są wokół i usłyszałam:  "Jeśli coś tak mocno cię porusza, to możesz być pewna, że na ciebie działa, przemyślisz i jutro będzie lepiej". Czyli po mojemu: zdobywam mądrość życiową!
 Choć ten świat bywa czasami trudny i niesprawiedliwy, to nic nie szkodzi… i tak życie jest piękne /tylko czasami mamy małe przerwy w naszym życiu codziennym/, jestem otoczona Wielką Miłością i ludźmi, którzy posiadają własną mądrość i są darem Boga dla mnie! Niektórzy mówią, iż nie można zobaczyć swojego odbicia w płynącej wodzie, tylko w stojącej… Trzeba się trochę zatrzymać… Jest wiele spraw, które trzeba zostawić swojemu biegowi, inne zależą wyłącznie ode mnie, więc dzisiaj mówię sobie, a właściwie powtarzam polskie przysłowie: robota nie zając nie ucieknie, a ludzie mogą poczekać… Jesteśmy przecież w Afryce, gdzie wszyscy mają czas!
 Trzeba trochę popatrzeć w tę stojącą wodę i poprzyglądać się sobie! Aby poprawić swój humor i nastawienie do świata biorę się pod boczki i mówię: przecież się nie rozerwę! I idę na plewienie grządek kwiatowych, może zmienię bukiety w kaplicy… ! Hmm… w życiu pewna dawka rozsądnego niezaangażowania może wyjść człowiekowi tylko na dobre, a przy okazji uspokoi umysł i duszę i … nie zawsze trzeba natychmiast reagować !!! Tylko jedno mnie niepokoi...jesli czegos nie zrobisz dzisiaj, mozesz nie zrobic nigdy...

Z ostatniej książki, którą przeczytałam W.Cejrowski w konwersacji z « dzikim » .   Pierwszego wieczora: - Słyszysz głos tukana, gringo?  - Nie.  A który to? – Ten co robi truk- truk…truk…truk… - Teraz słyszę. – To jest śpiew na dobrą pogodę, wyjaśnił.  A następnego dnia o wschodzie słońca było tak: - Słyszysz gringo? – Słyszę.  Znów robi truk-truk… wróży dobrą pogodę, odpowiedziałem zadowolony, że  coś wiem. – Nic nie wiesz, gringo. On teraz robi truk-truk na deszcz. – Ale przecież to jest takie samo truk-truk, jak tamto wczorajsze na pogodę, zaprotestowałem. – Będzie lało. Mówię ci, truka na deszcz! Miał rację. Godzinę później lało… po takim deszczu nic nie wyschnie przez parę dni, powiedziałem. – Wyschnie, wyschnie. Jeszcze dzisiaj, gringo. – Ciekawe gdzie? – Na słońcu. Nie słyszysz jak tukany śpiewają truk-truk? Będzie słońce jak drut! Indianin miał rację. Poszliśmy na polowanie… A kiedy piekliśmy mięso, tukany nad naszymi głowami znów robiły truk-truk. -  Tym razem trukaja na deszcz czy na pogodę – spytałem kompletnie skołowany. – Dlaczego wy, gringos, nie potraficie się nauczyć najprostszej rzeczy? Przecież wystarczy obserwować świat dookoła i człowiek od razu wie.

 – Skąd niby mam wiedzieć, które truk-truk wróży słońce, a które deszcz, skoro wszystkie te truki są identyczne!? – No właśnie. – Co «no właśnie»? Teraz dopiero byłem skołowany! – Popatrz w niebo – westchnął wywracając oczami. – Patrzę. – I co widzisz? – Słońce. – To znaczy, że będzie deszcz – znowu wywrócił oczami. – Aaaa… jakby był deszcz, to by znaczyło, że się rozpogodzi? – chyba zaczynam rozumieć! – No właśnie, uśmiechnął się, jak psychiatra na widok ciężkiego przypadku, któremu się odrobinę poprawiło. – Tukany robią truk-truk, kiedy idzie zmiana pogody – zakończył. – A jak nie ma być żadnej zmiany, to co robią? Chyba mi nie powiesz, że w porze deszczowej przez trzy miesiące w ogóle nie trukają? –Śpiewają ciągle – odparł spokojnie. To bardzo gadatliwe ptaki. – Zwyczajnie: truk-truk, truk-truk. Przez te wielkie dzioby nie wychodzi im nic innego!
Jaki z tego morał: Obcowanie z Indianami /myślę, że nie tylko z Indianami/ jest jak gra w «Chińczyka» - nie wolno się irytować. Trzeba zaakceptować. Takimi, jacy są – z ich tajemniczą logiką «dzikich ludzi». Oni to samo robią wobec nas «dzikich ludzi» akceptują niezrozumiałe. I uśmiechają się wtedy, jak psychiatrzy na widok ciężkich przypadków.
Z książki "Gringo wśród dzikich plemion" W.Cejrowski
Można popłakać się ze śmiechu i dowiedzieć się ciekawych rzeczy!





piątek, 17 czerwca 2011

I mamy wakacje...

I mamy zasłużone wakacje… Dwa dni przed końcem roku mieliśmy dzień zabawy. Program artystyczny, mecze piłki nożnej /sport narodowy Kameruńczyków/ i jedzonko: ryż i ryba! W ostatnim dniu zostały rozdane biuletyny, czyli świadectwa i nagrody dla najlepszych. Ostatni raz w tym roku szkolnym zabrzmiał dzwonek, czyli uderzenie w starą metalową felgę, odśpiewaliśmy hymn narodowy i flaga na maszcie pokazała swoje kolory po raz ostatni w tym roku szkolnym.

 Był płacz radości i smutku… bo jedni otrzymali promocję do następnej klasy, a inni będą powtarzać klasę. Dzieci płaczą, że trzeba będzie chodzić raz jeszcze do tej samej klasy, a ja się cieszę.. ale ta siostra Judyta jest nieczuła… dzieci płaczą, a ona się cieszy. Z czego tu się cieszyć? Cieszę się z mądrości edukacyjnej rodziców! Kameruński system edukacyjny wymyślił, że wszystkie dzieci mają prawo otrzymać promocję do klasy następnej pomimo, że /oględnie pisząc/ nie przyswoiły sobie wymaganej wiedzy, która jest na danym poziomie. I tak jeszcze rok temu pomimo licznych rozmów z rodzicami, zebrań,  kilkanaścioro naszych pociech w różnym wieku nie umiejąc dobrze pisać czy czytać, a o innych sprawach nie wspomnę, za zgodą, a właściwie na życzenie rodziców przeszło do klasy wyższej! Duch Święty, św. Józef, św. Antoni, po prostu niebo … i nasze zorganizowane i przemyślane rozmowy wreszcie doprowadziły do tego, że rodzice, wszyscy bez wyjątku, powiedzieli NIE «promotion collective»! Cóż możecie dać waszym dzieciom, pytałam rodziców?

Jedną z najważniejszych rzeczy oprócz miłości jest szukanie środków na edukację waszych pociech! Szkołę macie na miejscu, która co roku staje się piękniejsza, a to wszystko dla waszych dzieci i dla was, bo wykształcone dzieci, to wasze bogactwo, bogactwo kraju, to sposób zwalczania biedy i zacofania ekonomicznego. Żaden misjonarz nie będzie tutaj na wieczność, a gdy będzie wyjeżdżał nie zabierze żadnego budynku, wyposażenia szkoły do swojej kieszeni. Na dzisiaj po 8 latach pracy w szkole mogę powiedzieć, że przez dzieci dotarliśmy do rodziców, którzy potrafią pomagać, biorą czynny udział w naszych świętach, a co najważniejsze widzą i są wdzięczni za wszystko co robimy, bo szkoła to nasze wspólne dzieło. Zadaję sobie pytanie - komu chodzi o to, żeby dzieci te słabsze, nie umiały pisać, czytać, logicznie myśleć… Owszem można opuścić podstawówkę nie mając podstawowej wiedzy o świecie, swoim kraju, nie umiejąc się podpisać… i na tym etapie edukacja się kończy, bo w szkole średniej nie ma «promotion collective»! Chyba, że ma się duże pieniądze... korupcja i w szkolnictwie kwitnie!

 Na myśl przychodzą mi słowa świętego Pawła z 1 Listu do Koryntian… "jeden sieje, drugi podlewa, a Pan Bóg daje wzrost". Misje to dzielenie się swoją wiarą i poznaną Ewangelią z tymi, którzy  nie poznali jeszcze Jezusa Chrystusa, to także pomoc różnego rodzaju… tutaj w Kamerunie to pomoc medyczna i edukacyjna począwszy od przedszkolaków, a na dorosłych skończywszy. Nasz Założyciel, św. Wincenty Pallotti mówił: "podejmujcie te prace, które potrzebne są na czas i miejsce, w którym żyjecie… a wszystko na nieskończoną chwałę Boga, dla zniszczenia grzechu, dla zbawienia dusz!" Patrząc na nasze bycie i pracę /bardzo różnorodną/ w Kamerunie… naszym oczkiem w głowie są dzieci. Szkoła to okno na świat. Tutaj dzieci poznają język francuski i angielski, bo w domach mówi się w języku lokalnym, to kontakt z rówieśnikami, możliwość poznania wszystkiego co inne, wszystkiego czego nigdy nie dowiedziałyby się spędzając czas tylko na noszeniu wody czy pracy w polu. Dzieci uczą się higieny, zwykłego mycia rąk, utrzymania klas i innych miejsc w czystości, kultury zachowania, ubioru.

 Na początku mojej pracy w szkole, co drugie dziecko było brudne, obdarte. Brudne klasy, obejście, brak wody… Dzisiaj na terenie szkoły nie znajdziecie papierka, prawie nikt nie spóźnia się na lekcje… Na wszystko potrzeba czasu i co najważniejsze - sama nie jestem w stanie prawie nic zrobić, trzeba przygotować nauczycieli, rodziców do tego, aby mogli sami pokierować funkcjonowaniem szkoły. I jest to możliwe! Afryka jest edukacyjną pustynią i każdy nowy obiekt szkolny jest ogromnym wkładem w nauczanie milionów dzieci.

 Kamerun znajduje się na znacznie wyższym poziomie rozwoju oświaty i edukacji jak np. Czad, Afryka Centralna czy Nigeria. Bardzo duży wkład  w rozwój szkolnictwa ma Kościół, który posyła misjonarzy tam, gdzie bieda i potrzeba podniesienia poziomu życia, jakości życia, aby cieszyć się życiem. Nie wiem czy wiecie, że w Kamerunie pracuje największa liczba polskich misjonarzy, którzy pracują na Czarnym Lądzie. Jest nas przeszło 100, a jeszcze kilkanaście lat temu było nas przeszło 200. W tej liczbie znajdują się wolontariusze świeccy, siostry zakonne i księża. Mamy na dzisiaj /Pallotynki/ trzy szkoły podstawowe i dwa przedszkola, w których uczy się przeszło 1000 dzieci. Szkoły podstawowe i średnie są powszechnie dostępne… ale edukacja jest płatna. Dla przeciętnego ubogiego mieszkańca naszego Wschodu  odpłatność w szkole dla 6 i więcej dzieci przekracza możliwości finansowe nie jednej rodziny.  Wybiera się dzieci, które rodzina posyła do szkoły i są to przeważnie chłopcy.

 A dziewczynki? Cóż… przy afrykańskiej mentalności po co dziewczynie szkoła! Jeśli zajdzie w ciążę /a jest to nagminne/, to czy będzie umiała pisać i czytać, staje się drugorzędną sprawą. Najważniejsze, aby umiała zająć się domem... a jak się nim zajmuje, to już inna sprawa! Tysiące dzieci nie rozpoczyna nauki… a te, które rozpoczynają w większości jej nie kończą! Statystyki mówią o 37% dzieci, które kończą swoją edukację na szkole podstawowej, a 6% podejmuje naukę na wyższym poziomie. Liczba dzieci w naszych szkołach rośnie z roku na rok… Misje istnieją dzięki pomocy ludzi, którzy wspomagają naszą pracę tutaj. Nie wszyscy chcą, mogą przyjechać do Afryki, ale jeśli ktoś chce pomóc dzieciom może to zrobić i tak się dzieje. Dzięki «Adopcji Serca» pomagamy przeszło 1200 dzieciom, które mogą się uczyć w przedszkolu, podstawówce i szkole średniej, a nawet i na studiach.

 Nie tylko chłopcy chodzą do szkoły. W mojej szkole jest więcej dziewczynek! Zaadoptowane dziecko jest wspomagane od przedszkola po szkołę średnią. Mamy w progach naszych szkół dzieci chore, czyli możemy powiedzieć po europejsku, że szkoły są integracyjne! Chylę czoła przed wszystkimi Rodzicami Adopcyjnymi z Polski, Włoch, Słowacji, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Stanów Zjednoczonych… to są Wasze dzieci, a dzięki Waszej otwartości serca możemy pomagać, pracować z dziećmi i ich rodzicami. Jesteśmy przedłużeniem waszych rąk i serc! Dziękujemy za wsparcie finansowe i modlitewne, za wszystkie wspaniałe listy i prezenty dla dzieci! Chcę bardzo podziękować naszym Siostrom, które przez modlitwę, cierpienie wspierają naszą prace tutaj w Kamerunie. Szczególnie siostrze Bożenie Olszewskiej i Teresie Gieńko, które «zawzięcie i skrycie» wspomagają nas w spotkaniach z Rodzicami Adopcyjnymi w Europie, w organizowaniu spotkań i przynaglaniu nas do zrobienia zdjęć, napisania listów… Krótko mówiąc, drodzy Rodzice, Siostry... jesteście także na misjach i nie nadaremno mówi się, że Kościół jest misyjny, bo jest!

 Naszą wielką radością jest to, że możemy /w zależności od szkoły i zasobów finansowych/ przygotowywać posiłki dla dzieci, a to dzięki pomocy Maitri. Pisałam, że deszcz w Afryce usypia wszystkich… ale nie dzieci kiedy w szkole jest jedzonko. Frekwencja w dniach kiedy przygotowujemy posiłek jest stu procentowa!!! Więc ten deszcz to afrykański rytuał /śmiech/ albo znak, że dzieci po prostu są głodne. Zapewniamy o naszej pamięci i modlitwie. Msza Święta w intencji Dobrodziejów misji co miesiąc. Nasza codzienna modlitwa dziękczynna jest przy Was !



Slonecznych wakacji!

 




sobota, 11 czerwca 2011

O spotkaniu z czarną mambą...

W Afryce każdy może zostać pogryziony, pokąsany przez rozmaite "coś" - od komara począwszy a na hipopotamie skończywszy. Najbardziej uprzykrzają życie w Afryce owady i węże… jest ich tysiące! Węże od samego początku świata nie cieszą się dobrą sławą! To od nich zaczęło się wszelkie zło na świecie… znamy historię biblijną, jak Ewa wdała się w pogawędkę z wężem… i co potem z tej rozmowy wynikło. Owady zostawiamy w spokoju, a zajmiemy się gorszymi sytuacjami, które powstają po ukąszeniu węża. Większość ludzi boi się jadowitych węży, jak ognia.

 Jest czego się bać! Cóż, najlepiej się zabezpieczyć, czyli: rękawy koszuli koniecznie długie, spodnie tym bardziej - do kostek, a buty nie mogą być gorsze od spodni więc także do kostek. Takie ubranie owszem wskazane dla tych, którzy przyjeżdżają na Safari, na zwiedzanie Afryki, po przygodę… lecz ci, którzy mieszkają tutaj na stałe chodzą w japonkach, w koszulach bez rękawów, w spódnicach i spodniach zdecydowanie krótkich, wyłączając siostry zakonne, bo te noszą sukienki i rękawy zdecydowanie o wiele dłuższe. Na noszenie długich rękawów po prostu za gorąco albo za mokro i zdecydowanie możemy powiedzieć, że jesteśmy u siebie i jako tako jesteśmy w komitywie nawet z wężami… Ostatnie nasze spotkanie z wężem… Nie znamy czasu ani godziny kiedy Sonel /odpowiedzialni za dostarczanie energii elektrycznej/ zabierze nam prąd lub odda. Powinniśmy być przyzwyczajeni do tego stanu rzeczy, ale Europejczyk tak szybko nie zostanie Afrykańczykiem… ma się te swoje przyzwyczajenia… energetyczne i nie tylko! Nastał czas "bez prądu"! Przygnębiające jest to przez dwa pierwsze dni… potem człowiek przestawia swoje misjonarskie życie na inne tory. Mamy agregat, czyli po naszemu  "le groupe electrogene", który potrzebuje paliwa… wlewamy owszem, ale oszczędnie... do południa na 3 godziny i wieczorem trochę dłużej. Noc w Kamerunie nadchodzi o godzinie 18. 00 a słońce wschodzi o 6. 00… tak więc nasza kameruńska ciemność trwa prawie 12 godzin,  więc tej elektryczności wyglądamy, a gdy jej nie ma, mamy latarki, świece… krótko mówiąc radzimy sobie. Aktualnie mamy pełnię księżyca… niebo usiane jest milionami gwiazd, które wraz z księżycem przyświecają i oświetlają… i było podziwianie, bo "grupa" już wyłączona, a młoda godzina, spać się nie chce, latarki szkoda, świeca kopci… więc zostają pogaduszki o życiu i o śmierci przy świetle księżyca… i nagle krzyk! 


 Wążżżżż!!!! Jak to możliwe! W domu, o tej porze, jak on wlazł!!!  A wszędzie ciemno!  Weronika wyszła ze swego pokoju z latareczką w ręku i patrzy - coś leży na przeciwko jej drzwi przy ścianie… pomyślała… któraś zgubiła nici - już miała te nici podnieść, ale "nici" zaczynają się ruszać…wtedy zobaczyła zwiniętego czarnego węża! Misjonarka z 25-letnim stażem  nie straciła głowy, wiedziała co robić: najpierw krzyk, wiadomo kobieta, a potem miotła i dostało się czarnej mambie. 

 Jak nie wierzyć w Opaczność Bożą i Anioła Stróża, to mogło się bardzo źle skończyć. Co odkryłyśmy: musiała /czarna mamba/ wejść przez drzwi frontowe, bo jest szpara, taka akurat na węża, skorpiona, karalucha, mysz, jaszczurke czy jadowita salamandre… i inne podobne gady.  Następnego dnia szpary w drzwiach już nie było!
 Alexsander L’ake’a  napisał,  że prawdopodobieństwo ukąszenia przez węża jest trzy razy większe niż szansa bycia zabitym przez dzikie zwierzę. Pilny obserwator może dostrzec nie więcej niż 1% węży, kryjących się w danej okolicy. Czyli: na każdego węża odkrytego po drodze przypada sto innych kryjących się w wysokich trawach, pod kamieniami, w norach czy w konarach drzew, jak nasza czarna mamba. Co ją przywiodło pod nasz dach? Musiała zabłądzić!  Atak 4 metrowej mamby jest błyskawiczny i nie sposób się przed nim uchylić! Nasza musiała być chora…? Węże sympatii nie budzą, szczególnie te, które dysponują naturalną "bronią chemiczną" – jadem. Ta antypatia jest całkowicie uzasadniona. Każdego roku wg. Światowej Organizacji Zdrowia od ukąszenia jadowitych węży umiera 60 tysięcy osób. Tylu ludzi nie zabija żadne inne zwierzę… Na 2700 poznanych gatunków węży 410 jest jadowitych i większość z nich żyje w tropiku. W tej liczbie znajdują się gatunki mniej i bardziej groźne. Od czego zależy stopień ich jadowitości?

 Po pierwsze od śmiertelnej dla człowieka dawki jadu, po drugie od maksymalnej dawki jadu, którą wąż może jednorazowo uraczyć swoją ofiarę. Tajpan pustynny, który żyje w Australii, jedną dawką swojego jadu jest w stanie uśmiercić około 100 osób! Nasza czarna mamba jest największym jadowitym wężem w Afryce, którego długość może dochodzić do 4,5 metra. Nazwa pochodzi od czarnej barwy wnętrza pyska. Kolor węża jest zróżnicowany od oliwkowego przez brąz po lśniąco czarny. Nasza mamba jest jednym z najszybszych węży żyjących na świecie. Porusza się z szybkością 20 km na godzinę i charakteryzuje się nieokiełznanym… charakterem! Jest bardzo bojowo nastawiona do otoczenia, zaniepokojona nie ucieka z zasięgu ludzkiego wzroku, lecz wchodzi z napastnikiem w konfrontację. Bardzo rozzłoszczona może pogonić swoja ofiarę, a w buszu nie jest możliwe szybko uciekać. Ten agresywny charakter czarnej mamby i jej szybkość budzi wśród Afrykańczyków lęk i jest kanwą do różnych opowieści, w których główna rola przypada w udziale mambie.

 Najbardziej znana jest historia o zabiciu pewnej afrykańskiej rodziny śpiącej w otwartej chacie bez zapalonego światła. Inna opowieść mówi, ze mamba jest pamiętliwa i skłonna do ścigania ludzi… może to i prawda, któż to wie! Jest mało poznanym gadem, jeśli chodzi o długość życia na wolności. Składa 6-15 dużych jaj zwykle w kopcach termitów gdzie dojrzewają przez 90 dni. Małe mają 60 cm i są zielone! Królestwem mamby są zarośla, lasy, wspina się na drzewa i z wysokości obserwuje otoczenie… więc jakim cudem znalazła się w naszym domu? Potrafi, gdy jest zagrożona, podnieść się  na wysokość dorosłego człowieka. Uderza szybko i wielokrotnie kąsa. Przez jedno ukąszenie wydziela od 100 do 400 mg jadu… śmiertelną dawką dla człowieka dorosłego jest 10-15 mg. Jad jest wysoko toksyczny. Jeśli w ciągu kilku godzin nie zostanie zastosowane antidotum następuje śmierć.  Jad oddziałuje na układ nerwowy, ofiara zachowuje świadomość, ale jest sparaliżowana. Śmierć następuje wskutek uduszenia. Mamba potrafi zaatakować duże zwierzęta np. żyrafę.
 W Afryce ukąszenie przez węża może przytrafić się każdemu i może oznaczać dla tej osoby być albo nie być, jeśli ugryzie naprawdę niebezpieczny wąż. Ludzie szukają antidotum, aby ratować tych, których wąż ukąsił i dlatego są pomiędzy nami tacy, którzy łapią węże żywcem… owszem łapią, aby przeżyć emocjonującą przygodę, ale i dlatego, aby wyprodukować skuteczny lek przeciw jego ukąszeniu. Pewien podróżnik powiedział: "zabieram zawsze paszport, gotówkę zaszytą w spodniach i Czarny Kamień belgijskich misjonarzy w przypadku ukąszenia przez jadowitego węża". Czarny Kamień jest używany przez ludy Azji, Ameryki Południowej i Afryki, jako środek "na wszystko". Ma kolor czarny, kształt nieregularny, wyglądem przypomina bryłkę węgla kamiennego . Służy przede wszystkim, jako antidotum na ukąszenie przez węża i jako amulet i odpromiennik. Każdy misjonarz zostaje w taki kamień zaopatrzony i naprawdę jest on pomocny! To cudo nazywane jest często Kamieniem Czarnym Ojców Białych, ponieważ misjonarze odkryli proces wytwarzania tego kamienia u uzdrowicieli tradycyjnych.  Czarny Kamień,  to kawałek kości zwierzęcia najlepiej piszczele woła. Kość musi być starannie wyczyszczona ze wszelkiego tłuszczu, dobrze wypolerowana i sucha. Tnie się ją na kawałki o długości 5 do 6 cm i szerokości 3 cm. Trzeba przygotować węgiel drzewny, rozpalić do żaru i pomiędzy żarzące się węgle wkłada się przygotowane kawałki kości. Kość po kąpieli ogniowej staje się czarna. Po wypaleniu wkłada się ją do chłodnej wody, aby odeszły wszystkie niepotrzebne gazy. I Czarny Kamień gotowy. Jeszcze trzeba sprawdzić czy działa. Przykładamy go do wewnętrznej strony wargi… jeśli się przyklei oznacza to, że jest dobry. Dzięki wysokiej włoskowatości kamień będzie ssać jad eliminując tym samym rozprzestrzenianie się jadu w organizmie. Po naszym spotkaniu z czarną mambą poszłam szukać mojego czarnego kamienia… znalazłam! W razie potrzeby trzeba kamień przyłożyć do rany… kamień przysysa się do miejsca ukąszenia i jest tam tak długo, dopóki sam nie odpadnie. Po każdym użyciu trzeba kamień zregenerować. Wkłada się go do ciepłej wody na 0,5 godziny potem na 2 godziny do mleka i na koniec myjemy w świeżej wodzie i zostawiamy do wysuszenia. Naprawdę działa… dlaczego taka jego moc, to tajemnica…tutaj jest bardzo dużo tajemnic!

 Afrykańczycy noszą Kamień w kieszeni i często się przydaje. Czarny Kamień dobra rzecz, ale zawsze, jak najprędzej trzeba się zgłosić do najbliższego ośrodka zdrowia, lekarza jeśli jest… aby otrzymać odpowiednie leczenie.  W naszych katolickich Ośrodkach Zdrowia surowica przeciw ukąszeniom węża zawsze jest, ale często jest już za późno na podanie antidotum. Trzeba być ostrożnym, bo węża można spotkać wszędzie… nawet w łazience!

niedziela, 5 czerwca 2011

O ananasach...

To nie kwiat… to mały, bardzo mały ananasik, który urośnie!

 W Polsce często się mówi "ale z ciebie ananas!" Nie wiadomo dlaczego tak smaczny i słodki owoc ma tak kiepska sławę. Na wyspie Gwadelupa za czasów Krzysztofa Kolumba odkryto dla potomności smak ananasa, który rósł sobie dziko nad rzekami i uprawiany był przez tubylców. Portugalczycy przenieśli uprawę do Indii a w XVIII wieku ananas był znany we wszystkich tropikalnych krajach. I tak zaczęła się sława ananasa! Nasz ananas jest owocem, który kojarzy się prawie wszystkim z latem, tropikiem, gorącym słońcem i z nieodłączną plażą!  Ananas był uważany za symbol gościnności i został w tropiku tym symbolem do dzisiaj. Każdy przyjeżdżający gość z Europy jest uraczony przepysznym krążkiem ananasa… i na jednym krążku nie kończy się …bo po pierwszym skosztowaniu sięga się po następną okrągłą słodkość! I zostaje się wielbicielem ananasa! Sok ananasowy z dużą ilością kostek lodu pod palmą… w oddali słychać tam-tamy albo porykującego lwa, może być też szum oceanu… do wyboru!                                                                                                                        Jest wiele gatunków tego owocu.

 Wyróżnia się 4 podstawowe gatunki oraz wiele odmian rosnących dziko, jak za dawnych czasów i myślę, że te są najsmaczniejsze! Najmniejszy ananas waży 30 dkg i można go zamknąć w swojej dłoni, a największy może ważyć 10 kg i takim okazem można ugościć sporą liczbę osób! Dojrzały owoc pokryty jest regularnymi sześciokątami tzw. oczkami, które są pozostałością każdego kwiatka… tak, bo najpierw z korzenia wyrasta główny pęd z kilkoma liśćmi. Potem na szczycie tego pędu powstaje kwiatostan, który składa się z około 150 kwiatów, z których po przekwitnięciu tracą tylko płatki i pręciki. Pozostałe części grubieją i zrastają się ze sobą. Na szczycie owocu zostaje jeszcze jeden pęd podobny do pióropuszu, który będzie zaczątkiem nowego ananasika. Kwiat ananasa jest bardzo oryginalny i jak sobie przypominam można go kupić w naszych polskich kwiaciarniach. Zapewniam, że u nas prezentuje się o wiele wspanialej! Kwiat ma kolor czerwono-fioletowy. Zewnętrzną cześć owocu stanowi niejadalna skórka, która w trakcie dojrzewania zmienia barwę z szarozielonej na szaro-zielonkawo-żółtą.

 Ta gruba, twarda i niejadalna otoczka kryje w sobie niezwykle soczysty, słodki /najsłodszy u podstawy/ i aromatyczny miąższ. Z tą grubą skórką to nie jest całkowita prawda, że jest niejadalna… W tropiku chce się pić i to w dużych ilościach. Najbardziej wskazana woda i wszelkie naturalne soki. Nie wiem kto wpadł na taki pomysł użycia skórki z ananasa do przygotowania orzeźwiającego napoju w 100 % naturalnego. Pod skórką z obranego ananasa znajduje się dużo soku, więc trzeba go wykorzystać.
Oto przepis na sok... ze skórki ananasa:
 Myjemy bardzo starannie skórki z dwóch średnich ananasów, wkładamy do wody i gotujemy. Po 20 minutach dodajemy dwie garście suszonych kwiatów hibiskusa i dalej gotujemy przez 10 minut. Zestawiamy z ognia, przecedzamy i odstawiamy do schłodzenia. Napój ma smak… cierpki, jabłkowo-winny… kolor bordowy i gasi pragnienie. Można dodać cukru, cytryny… w zależności od Waszych smaków.
 Nie wiem czy napój będzie tak samo smaczny z ananasów, które dojrzewają po drodze albo w szklarniach… można spróbować!  Kolor miąższu ananasa może być biało-kremowy, złoty a nawet pomarańczowy. Smak? Zależy od sposobu uprawy, miejsca z którego pochodzi, warunków tam panujących… może być bardzo słodki, słodki lub słodko-kwaśny a jak poleży trochę za długo będzie miał posmak winny!

 Jest wyjątkowo soczysty i aromatyczny pomimo, że składa się głównie  z wody – 86 % i cukrów. Posiada także wiele minerałów i bromelainę, która pomaga zwalczać infekcje, o którą na Czarnym Lądzie nie trudno. Ananasy wytrzymują chyba największe cierpienia z pośród wszystkich uprawianych na świecie roślin. Owoce są beznasienne, czyli nie mają nasionek. Ananas rozmnaża się przez odrosty /ten piękny pióropusz na czubku ananasa/, które zostają oderwane od owocu i pozostawione na pełnym słońcu nawet przez 3 miesiące. W trakcie "leżakowania" zasychają miejsca po oderwaniu a także zmniejsza się ryzyko wystąpienia chorób grzybicznych. Wymęczone "sadzonki" trafiają do ziemi i rosną sobie w rzędach, i czekają na słońce i deszcz, aby wydać owoce.

 Ananas lubi wodę i… ciepełko. Nie zaowocuje, jeśli przynajmniej przez 8 miesięcy temperatura w nocy nie przekroczy 16-17 °C. Więc tropik to najlepsze miejsce, bo gorąco jest także w nocy! Na ananasa trzeba sobie trochę poczekać. Zakwitają od zasadzenia po 18 a inne po 30 miesiącach! Cóż, człowiek zaczął ananasa oszukiwać, aby ten zakwitł szybciej… Ananas jest jednym z niewielu owoców, do których uprawy stosuje się syntetyczne substancje wzrostowe, przyspieszające związywanie się kwiatostanu. W naszym ogródku, w zagrodach w dżungli nie stosuje się takich "udogodnień". Ananas rośnie sobie tak długo jak potrzebuje… i owoce z tych przydomowych "plantacji" są najsmaczniejsze. W drodze do naszej stolicy po obu stronach drogi mamy ogromne plantacje ananasów. Można spotkać pana z żółtym pojemnikiem na plecach, który obchodzi plantacje i "rozsiewa" kwas naftylo-octowy… Ananas jest nietrwałym owocem, więc najzdrowszy świeży zerwany o poranku przy śpiewie ptaków! Z puszki traci wiele… Nic dodać, nic ująć. Aby poczuć powiew tropików we własnym domu nie trzeba nic więcej, jak zjeść ananasa raz na jakiś czas.


U nas mozna kupic przy drodze jednego, dwa, trzy....albo 100 i wiecej ananasow! Jedliscie smazone ananasy z rodzynkami lub suszonymi sliwkami? Nie...

Wiec...ananasa obieramy ze skorki, kroimy w kostke. Rozgrzewamy maslo lub olej na patelni, dodajemy ananasy i smazymy. Po 10 minutach czas na dodanie rodzynek lub sliwek i smazymy przez kolejne 10 minut. Mozna dodac miodu.
Zapewniam, ze to danie jest po prostu smaczne!

Najlepiej smakuje prosto z patelni!



Jesli ktos woli tradycyjnie na talerzu.....prosze bardzo!