wtorek, 30 października 2012

O Wszystkich Świętych i śmierci….


„Święci przecież to ci wszyscy, którzy choć umarli, żyją w niewobrażanej bliskości Boga. Są wzorem dla żyjących, stąd pamięć o nich /kanizowanych spotyka się w liturgii/. Są bliscy żyjący, stąd przekonanie o ich wstawiennictwie.
 Beatyfikacje i kanonizacje potwierdzają społeczne przekonanie i dają gwarancję, że mogą być oni wzorem do naśladowania.
 Nie we wszystkim dla wszystkich, bo każdy był inny. Byli święci genialni i byli niespecjalnie uzdolnieni. Byli tacy, co przeszli do historii, ale inni przeszli przez życie niezauważeni.
 Jedni byli sympatyczni, inni niespecjalnie. Św. Franciszek Salezy był biskupem niezmiernie wytwornym, tymczasem Jan Vianney...
 Sprzęty i ubrania /kapelusz!/, skrzętnie zachowane przez jego parafian i do dziś pokazywane na plebani, lepią się od brudu.
 Nie, Proboszcz z Ars wytworny nie był, a już za życia wiadomo było, że jest świętym.
 W dniu Wszystkich Świętych odmawiam litanię do moich wszystkich świętych, niekanonizowanych... Długa jest litania do moich Wszystkich Świętych, przyjaciół Boga, których spotkałem.
 Nie wszyscy byli  „w porządku” wobec praw Kościoła, nie wszyscy byli katolikami, a niektórzy uważali się za niewierzących.
 Według Ewangelii oni, w niebieskiej portierni, ku swemu wielkiemu zaskoczeniu usłyszeli od Jezusa, że „myśmy się już kiedyś spotkali” i że On się czuje ich dłużnikiem za okazane wtedy serce i pomoc.
 Bo „cokolwiek jednemu z tych najmniejszych braci moich uczyniliście, to Mnie...”, więc proszę bardzo – powiedział im – wejdźcie do Królestwa”.
 Dzień Wszystkich to także wspomnienie naszych najbliższych, których kochaliśmy: rodziców, i innych bliskich nam osób.
 12 długich lat nie byłam na cmentarzu w ten pełen zadumy dzień i w tym roku także nie bede spacerować po naszym cmentarzu, który usytuowany jest na górce i może dlatego nazywany jest przez mieszkańców Łobżenicy „Luchowska Górka”.



 Górka ta góruje nad naszym miasteczkiem i płonie, jak wielki znicz ku pamięci wszystkich tych, których kochaliśmy, bo byli cząstką naszego życia, byli cząstką mojego życia: Mama, Tata, brat Piotr, Dziadkowie, Wujkowie, Ciotki, Przyjaciele i Znajomi ze sklepu , Sąsiedzi...

 Po ich odejściu świat jest inny  ja jestem inna. W miarę przybywania mi lat przybywa także tych, którzy odeszli z tego świata, a świat jest inny coraz bardziej.
 Z ich śmiercią i ja trochę umarłam. „Czas ran nie leczy, choć trzeba żyć jak przedtem, normalnie, nie na cmentarzach, ale między żywymi.
 Śmierć tych, których kochamy, nas przemienia.
 Naukę Jezusa o zmartwychwstaniu są zdolni przyjąć dopiero ci, którzy przeszli przez doświadczenie śmierci tych, których kochali, własnej śmierci un peu mourir.
 Nad kim płaczesz?
 Nad tymi, co umarli, czy nad sobą?



 Opłakując ich śmierć, opłakujesz własne osamotnienie, własną dolę tego, który został.
 Własną śmierć. Bo ich odejście to trochę twoja własna śmierć. Nieodwracalność.
 Niczego już się nie da naprawić, niczego odwołać, nie da się powiedzieć tego, z powiedzeniem czego si ę zwlekało.
 Za późno na skąpioną – nie wiedzieć czemu -  czułość.
 Teraz nie wykonane, niepowiedziane, nienaprawione trzeba nieść w sobie.



 „Śpieszmy się kochać ludzi...” Kochać?
 Śpieszmy się, żeby zdążyć powiedzieć o miłości.
 Nie ma sensu tamtych niespełnień spychać na dno niepamięci. Prędzej czy później wypłyną. Są gorzką prawdą o nas, a prawda o nas to pokora. Tak, nie było nas tam, gdzie powinniśmy być.
 I nic tego nie zmieni”.

 W tym jednym dniu roku cmentarz jest dla mnie miejscem radości,
 że pomimo braku moich bliskich są dzisiaj ze mną w sposób szczególny. Moje serce przepełnia wdzięczność za tych wszystkim, dzięki którym jestem, stałam się i staję się... , bo wszystko ma swój sens, może dzisiaj jeszcze bardzo ukryty...
 Piękna będzie pogoda w moich stronach - tak mysle. Planowałam spotkać wielu ludzi, których dawno nie widziały moje oczy..., ale nie spotkam, bo bede w szpitalu juz po operacji.
 Nie będę mnie tam ciałem, ale bede duchem..., ale mogę powiedzieć: przemijamy,
 choć w sercu ciągle wiosna i latają motyle...





P.S


Jestem w szpitalu... Jutro skoro świt operacja... Cała długa noc przede mną... 1 listopada spędzę w szpitalnym łóżku. Ile następnych dni i nocy w tym szpitalnym łóżku przyjdzie mi spędzić – nie wiem.
Na dzisiaj pogodzona jestem z tym co mnie spotkało, tylko trochę żal i te łzy, które są... słone bardziej niż woda oceanu z Zatoki Gwinejskiej /śmiech/, której szum nie wiadomo dlaczego słyszę. Zszokowana byłam różnymi  papierami, które musiałam podpisać i dostałam plastikową opaskę na rękę z imieniem i nazwiskiem ,i numerem na wypadek /tak myślę/ gdybym zapomniała jak się nazywam i na wypadek różnych innych mniej przyjemnych historii... Nie trzeba iść na krańce ziemi, by zrozumieć sprawy, które są na wyciągnięcie ręki, i pomóc ludziom, którzy są obok. Trzeba być uważnym, żyć tu i teraz, bo ten pozornie chaotyczny i przypadkowy świat daje nam ciągle znaki. Tylko my wpatrzeni w siebie, nie zawsze potrafimy je dostrzec i odczytać. Życie nie kończy się na biegunach i krańcach świata, żyje się tu i teraz... i o jedno proszę: Tylko mnie kochaj... 





Tekst w większości ks. Adama Bonieckiego.
Zdjęcia z „Luchowskiej Górki”, na której znalazło miejsce wielu moich bliskich...

O stadninie konnej….

Mój pradziadek miał stadninę, dziadek tylko dwa Araby, a mnie została miłość  do koni i marzenie o włościach, na których paradowałyby konie wszelkiej maści... i ja pomiędzy nimi. W każdej porze roku jazda konna, zimą koniecznie sanie zaprzężone w sześć koni...






Na długotrwałe zamknięcie w boksie konie reagują na ogół ze stoickim spokojem. Systematycznie poszukują jadalnych źdźbeł  słomy, porozumiewają się bezgłośnie z sąsiadem, wyglądają na zewnątrz – jeżeli  akurat mają ku temu sposobność – wybiegają myslą w dal, albo drzemią pozostawiwszy którąś z zadnich nóg  w pozycji spoczynkowej. Zdarzają się także różne typowe i niemiłe reakcje koni na ciągłe lub długotrwałe zamknięcie. Lekko podrażnione konie, które swoje napięcie chcą odreagować, a nie mogą, popadają w złe nawyki...











Jestem... szefową stadniny...tylko dzisiaj /śmiech/



Złe nawyki konia to: obgryzanie, grzebanie, tkanie, łykawość, narowy...
 Co to jest tkanie?
 Konie bujają się rytmicznie przenosząc ciężar przodu z nogi na nogę... Łykawość  polega na tym, że konie zamiast chrupać paszę tykają powietrze... Ta wada należy do tzw. wad zwrotnych przy zakupie konia. Wniosek: konia trzeba wychować i koniecznie trzeba pamiętać: konie wymagają cierpliwości. Jeżeli będziesz działał tak, jakby zostało ci tylko 15 minut, stracisz cały dzień. Jeżeli będziesz działał tak, jakbyś miał cały dzień, osiągniesz cel po 15 minutach. Dobry trener słyszy, gdy koń do niego mówi. Wielki trener słyszy nawet jego szept...








Bóg zaczerpnął garść wiatru południowego i dmuchnął na niego swoim oddechem i tak stworzył konia.















Nie sztuką jest kochać konie, sztuką jest sprawić by konie
 pokochały ciebie.






P.S

„Gdy zajrzymy w głąb wspaniałego, dzikiego serca konia, musimy żywić nadzieję, że znajdziemy tam nasze własne serce”

sobota, 27 października 2012

O chryzantemach…

Kwiat jesieni… Piękna, tajemnicza nieznajoma…






 W stanie dzikim występuje w Chinach, Japonii, Korei i Mongolii.
 Uprawą tej rośliny zajmowali się kiedyś jedynie Chińczycy, którzy wierzyli, że krople rosy zebrane z ich kwiatów zawierają właściwości przedłużające ludzkie życie.
 Od czasów starożytnych aż do dnia dzisiejszego w Chinach obchodzi się
 9 września Święto Chryzantemy.
 Złoty kwiat to chryzantema, która ma wszechstronne zastosowanie. Jest głownie używana w ziołolecznictwie do odtruwania ludzi oraz do wypędzania zła.







Chińczycy używali chryzantem, aby zapewnić sobie długowieczność i nieśmiertelność. Symbolizowały one również nieugiętość.
 Chińska legęda głosi, że stary cesarz, który usłyszał o magicznym zielu zapewniającym wieczną młodość, wysłał na opuszczoną wyspę ludzi,
 aby mu je przywieźli. Najpiękniejszą rzeczą, którą znaleźli były chryzantemy w kolorze złota. Jak mówi legenda, we wnętrzu kwiatu jest ukryty klucz do nieśmiertelności. Święto to obchodzi się z bliskimi, wspominając zmarłych członków rodziny popijając wino chryzantemowe i jedząc ciasteczka także chryzantemowe.







 W dalekich Chinach już 2700 lat temu kultywowano chryzantemę.
 Z Chin chryzantemy dotarły do Japonii. Chryzantema symbol słońca przypadł do gustu Japończykom ze względu na spokojne, powolne i regularne rozwijanie się płatków, reprezentujące perfekcję.
 Konfucjusz sugerował, że właśnie ten proces powinien być obiektem medytacji. Chryzantema złocista o 16 płatkach znajduje się w herbie japońskiej rodziny cesarskiej. Najwyższym odznaczeniem państwowym jest Cesarski Order Chryzantemy.








 Jak prawie wszystko na świecie także chryzantema ma swoją moc...  Ustawiając ją w oknie lub na parapecie odgoni od domu złe moce.
 Jej pozytywna energia, żywe kolory niosą radość i potrafią odwracać uwagę od codziennych kłopotów.
 Gotowane korzenie są ponoć skutecznym lekiem na uporczywe migreny,
 a także pomagają szybko wytrzeźwieć, gdy ktoś przesadził z alkoholem.  Rosa zebrana z chryzantem ponoc zapewnia długowieczność, mądrość i szczęście...







Chryzantema przede wszystkim cieszy oko.
 Stare przysłowie mówi: „Jeśli chcesz żyć długo, zdrowo i w radości... pielęgnuj ogród chryzantemowy”.
 W naszym kraju chryzantema kojarzy się ze smutkiem i zadumą, i dlatego ustawiamy je najczęściej na grobach w dzień Wszystkich Świętych. Złoty kwiat lubi chłodek i nie straszne dla niego przymrozki więc zdobi miasta zmarłych.




Jak dla mnie chryzantema jest jednym z najpiękniejszych
 i tajemniczych kwiatów... Zwane u nas złocieńcami, jastrunami, wrotyczami i należą do roślin tzw. krótkiego dnia. Oznacza to, że kiedy dzień jest krótszy niż 14 godzin, rośliny kwitną – sporo zależy od odmiany. Chryzantemę trzeba docenić za trwałość, oryginalne kształty kwiatów i ich barwy oraz termin jej kwitnięcia – późną jesień.
 Nie wiem dlaczego ten słoneczny kwiat jest w Polce przede wszystkim  symbolem żałoby i śmierci. Tymczasem w Azji jest symbolem zdrowia , dobrobytu i władzy.



 Przydomowe ogrody i tarasy ozdabiane są w naszym kraju od kilku lat chryzantemami a absolutna nowość to chryzantemy w bukietach ślubnych. Więc miejmy nadzieję, że także i u nas te piękne, złote kwiaty staną się symbolem życia.



P.S 
Czekam i czekania się uczę... Spadł pierwszy śnieg, mówią mi, że to szron, poszłam na spacer. Stwierdzono, że do dentysty muszę, bo potem nie wiadomo, jak będzie...  Myślę sobie, że w życiu nie ma gotowych rozwiązań. Dostajemy siły do wędrówki, bo nigdy nie jest tak, że coś jest ponad nasze siły. Należy wierzyć w te siły, a rozwiązania same się znajdą...
Życie samo w sobie nie zależy od naszego światopoglądu... Wierzysz czy nie wierzysz doświadczysz radości, miłości, cierpienia a w końcu śmierci... Rośliny, strumienie potrzebują deszczu, ale i dusza także potrzebuje deszczu, ale deszczu innego rodzaju, który potrzebny jest nam wszystkim: nadziei, wiary, sensu istnienia... Trzeba bronić w sobie tych trzech rzeczy, starać się o nie... Gdy tego brak, wszystko w duszy umiera, choć ciało nadal funkcjonuje... z „Piątej góry” P Coelho






czwartek, 25 października 2012

O wszystkich kwiatach dla mnie...



Sa ludzie pozbawieni poczucia czasu. Chcą zrywac kwiaty, które się jeszcze nie staly kwiatami: i wtedy okazuje się, ze nie ma kwiatów...
 Antoine de Saint - Exupery


Jestem już kwiatem, który można zerwać, włożyć do pięknego wazonu i czekać, aby powoli uleciał z niego zapach, kolor, piękno...?


Z samego rana, skoro świt, znalazłam się w bajecznym miejscu: KWIATY. Znalazłam  nawet moją afrykańską gloriozę i wszystkie inne kwiaty,
 które zachwycały mnie swoim pięknem.
 Z zachwytem przyglądałam się tym wszystkich pięknością a zarazem ze smutkiem, bo lada dzień nie pozostanie z nich prawie nic...
  Cóż następna tajemnica... po co kwiaty?






Pytania są niebezpieczne, nie ruszaj  ich, będą spały.
 Zapytasz -  zbudzisz, i znacznie więcej niż myślisz pytań powstanie... Zostanę przy zadawaniu pytań i coraz mniej przejmuje się tym, że nie dostaję na nie odpowiedzi....






Hmm... najciekawsze pytania wciąż pozostają pytaniami.
 Kryją w sobie tajemnicę.
 Do każdej odpowiedzi trzeba dodać „być może”. Tylko na nieciekawe pytania można udzielić ostatecznych odpowiedzi...
Np.będzie dzisiaj pogoda? Pogoda jest zawsze więc po co to pytanie? Deszcz, słońce czy burza to przecież ciągle pogoda.... nieprawdaż?







Człowiek ma dar kochania, lecz także dar cierpienia. I są dwa rodzaje bólu, Oskarku. Cierpienie fizyczne i cierpienie duchowe. Cierpienie fizyczne się znosi. Cierpienie duchowe się wybiera./Oskar i pani Róża/
 Właśnie jak to jest z tym cierpieniem: jedno się znosi a drugie wybiera...?  Wierzę w to, że jest taka granica cierpienia, za którą się uśmiech pogodny zaczyna /Czesław Miłosz/







Przedziwną a zarazem oczywistą jest sprawa śmierci...
 Gdyby jej nie było, życie nie wydawałoby się nam takie piękne. I mówią, że słońcu i śmierci nie można patrzeć prosto w oczy...
 Słońcu może nie, ale śmierci chyba tak, bo jeśli jest ona częścią naszego życia to wypadałoby zobaczyć jakie ma oczy...




Kogo Bóg darzy wielką miłością, w kim pokłada wielkie
 nadzieje, na tego zsyła wielkie cierpienie, doświadcza go nieszczęściem... Dobrze Panie Boże, ale na dzisiaj chcę zdążyć przed Tobą 
/nie możliwe?..., ale pomarzyć mogę i potargować się z Tobą także/...
 Już chcesz zgasić świeczkę, a ja muszę szybko osłonić płomień, wykorzystując Twoją chwilową nieuwagę /śmiech/ Niech się pali choć trochę dłużej, niż Ty byś sobie życzył... 








Wiem, że mnie rozumiesz.
 A teraz wychodzę. I muszę Tobie powiedzieć, że jednak najpiękniejsze są SŁONECZNIKI!


P.S

Pociechą jest dla mnie to, iż żaden ból na świecie nie trwa wiecznie... Póki co czekam i nie mogę pozbyć się myśli: jeśli chcesz rozśmieszyć  Boga opowiedz mu o planach na przyszłość..., ale tak dziwnie się składa, że już mam nowe plany na przyszłość... koniec świata po prostu!