czwartek, 30 stycznia 2014

O karnawale...

... nie będę się rozpisywać, ale powiem, że w tym roku długi. Kameruński karnawał trwa cały rok! Jak na Afrykę przystało tańczy się z przeróżnych powodów oraz licznych okazji z pogrzebem włącznie. Taniec afrykański, to taniec radości i mocy, to uczta dla niemal każdego ze zmysłów. Trudno opisać słowami taniec afrykański... Bez wątpienia lepiej obserwować tańczących Afrykańczyków, a obserwując na żywo  masz wielką ochotę przyłączyć się do tych pląsów!







P.S
Polski karnawał nazywano zapustami i był to jeden w swoim rodzaju czas „tańców, hulanek i swawoli”. Z karnawałem w Polsce kojarzą mi się szampańskie kuligi! Sanie z rozbawionym towarzystwem, z muzyką, najeżdżało okoliczne domy, by wśród zabawy ogołocić spiżarnię sąsiadów, rozgrzać się i wytańczyć.... Takie karnawały poszły w niepamięć, a szkoda, bo na taki karnawał zapisałabym się /śmiech/!!!

wtorek, 28 stycznia 2014

O pomocy...

Przed kilkoma godzinami otrzymałyśmy taki list:

"Drogie Siostry
Zwracam sie o pomoc… 

W lipcu zeszłego roku moja żona, Beata, nagle zachorowała; wykryto u Niej raka żołądka z przerzutami na węzły chłonne. W sierpniu usunięto Jej żołądek, część jelita i zajęte węzły.  W listopadzie przeszła przez chemio i radio terapie. Bardzo cierpi: ciągłe bóle, wymioty, mdłości, biegunka, od lipca straciła 16 kg… W zeszłym tygodniu tomografia zarejestrowała prawdopodobne przerzuty…
Spadło to na nas jak grom z jasnego nieba. Jeden z lekarzy powiedział: „To się nie trzyma kupy. Beata nie należy do grupy wiekowej (ma zaledwie 36 lat), płciowej czy etnicznej, u których ta choroba występuje najczęściej, nie ma nałogów, w Jej rodzinine nie ma historii raka, nie miała kontaktu z żadnymi toksynami, nawet symptomy tej choroby zasadniczo różnią się od typowych przypadkow”
Modlę się za Nią codziennie, jestem gotów oddać za Nią życie, jeżeli jest taka wola Boska… Was bardzo proszę o codzienną modlitwę o uwolnienie i uzdrowienie Beaty.  Bardzo proszę o przesłanie mojej prośby do innych domów Waszego zakonu.
Bóg zapłać”.

Maciek Franczuk


P.S
„Modlitwa nie jest próżną rozrywką dla starszych pań. Właściwie rozumiana i stosowana, jest najsilniejszym narzędziem działania”. „Bóg odpowiada na modlitwę na swój sposób, a nie nasz”/Mahatma Gandhi/
I ja w imieniu Macieja proszę Was o wsparcie modlitewne...

niedziela, 26 stycznia 2014

O miłości i cykorii...

Co ma miłość do cykorii?
 Nie wiecie? To Wam opowiem...
 Dziewczyna, która tęskniła za ukochanym, zmarła na brzegu drogi,
 gdzie na niego czekała.
 W miejscu gdzie spadły jej ostatnie łzy, zakwitły błękitne kwiaty cykorii. Wierzono, że nasiona cykorii mogą wzbudzić w kimś miłość... Tyle mówi legenda.
 Trzeba sprawdzić jak działają te cudne ziarenka /śmiech/!
 Hmm, tylko na kim...?
 Cykoria, której dzika odmiana rzeczywiście rośnie głównie wzdłuż dróg,
 to cykoria podróżniczka...
Dzisiejszego ranka można sobie tylko wyobrazić, że przy zaśnieżonej drodze rośnie sobie cykoria podróżniczka i czeka... 

            






P.S
Za oknem śnieży, mrozi... Jest zima!
Co niektórzy wspominają kwiaty, warzywa, wszelkie zielsko i tęsknią za pracą w ogrodzie... O cykorii dowiedziałam się od Doroty, która do każdej rośliny ma jakąś opowieść. Ziele cykorii wieszano na ścianie domu, bo uważano, że ta roślina odpędza złe duchy i zarazy, a domownikom zapewnia szczęście i pomyślność. Cykoria, to dodatek do sałaty, kawy zbożowej, a także barwnik do piwa. Każde zielsko, kwiat ma swoją historię podobnie jak każdy człowiek. Dorota nie lubi zimy, ale powiedziała: niech mrozi, bo np. kleszcze giną w minusowej temperaturze. Najlepiej, aby było powyżej – 18° C!
Więc dla wytępienia kleszczy zimę przetrwamy /śmiech/!!!

czwartek, 23 stycznia 2014

O mrozie i ziemniakach....

Przymroziło! Szkoda, że jest tak mało śniegu, ale ten co spadł zamalował na biało pola 
na wsi wokół gospodarstwa mojej siostry, którą
   nawiedziłam po drodze z Bydgoszczy do Warszawy.
 W taką mroźną pogodę, po kolejnej przerwie w życiorysie /wg mojej siostry Hani pobyt na onkologii/ najlepsze są ziemniaczane łódeczki z jajkiem, które zjedzone przy kominku z mrozem za oknem i gwiazdami na niebie rozproszą wszelkie smutki!
 Przerwy w życiorysie nie miałam /śmiech/, za ziemniakami nie przepadam, ale nie powiedziałam "nie", bo czasami będą mi smakować.
 I tak było, smakowały!
 Hania ugotowała ziemniaki na półtwardo.
 Po wystygnięciu obrała ze skórki, przecięła na dwie części i ułożyła w naczyniu żaroodpornym /zetnij spody tak, aby się nie przewracały/. Łyżką wydrążyła je od góry, doprawiła solą, pieprzem i innymi ziołami.
 Do każdej łódeczki włożyła kawałek masła i trochę tartego żółtego sera. Potem wbiła do środka wydrążonego ziemniaczka jajko.
 Całość została przykryta folią aluminiową i żaroodporne naczynie znalazło się w nagrzanym piekarniku. Ziemniaki piekły się przez 10 minut. Trzy minuty przypiekały się bez foli, aby ziemniaki ładnie się zarumieniły.
 
Jedliśmy ziemniaczane łódeczki z sałatą i ziołami.



                         /może taka zima jeszcze będzie/                             



P.S
I jeszcze śniadanie: ser mascarpone utarty z sola, mielonym pieprzem i majerankiem. Posmarować przygotowaną pastą kromki chleba i włożyć do nagrzanego piekarnika na kilka minut.
Mówię Wam warto mieć przerwę w życiorysie, aby wpaść po drodze do mojej siostry i jeść co bądź, ale w towarzystwie ludzi, którym na tobie zależy. 

poniedziałek, 20 stycznia 2014

O kursie prawa jazdy...

Żeby jeździć samochodem po Warszawie  trzeba ją znać.
 Mam osobistego pilota w osobie s.Franciszki, która zna Warszawę,
 jak swoją kieszeń.
 Poznałam to, co dla mnie ważne: trasy na lotnisko Chopina, Modlin, wszelkie warszawskie dworce, ważne instytucje i dalej poznaję...
 Przy okazji mojego poznawania warszawskich dróg Franciszka sprawdza moją znajomość przepisów ruchu drogowego, bo jest w trakcie robienia prawa jazdy. Zasypuje mnie pytaniami, informacjami i strofuje /śmiech/! Najczęściej w samochodzie daje się słyszeć:

 - Wolniej! Tam było ograniczenie...
 – Wiem, że było, ale zauważyłaś, że prawie wszystkie auta nas wyprzedzają więc nie jestem taka najgorsza!

 – Judyta, a jak to jest z tramwajami?
 – Z tramwajami? Jak zdawałam egzamin, a było to dawno temu, nikt mnie nie pytał mnie o tramwaje, i tam gdzie zdawałam egzamin nie było takich środków lokomocji!/śmiech/!
 – Więc wszystko tobie wytłumaczę...!

 I tak mi tłumaczyła, że przegapiłyśmy zjazd z obwodnicy /śmiech/!
 Nie myślcie, że nic, a nic o tramwajach na drodze nie wiem!

   – Judyta, całą noc padał śnieg, samochód masz zasypany. Jaka rzecz przydałaby się, aby przygotować samochód do jazdy?
 a/ ciepła bluza polarowa, 
b/ łopata do śniegu
 c/piersiówka z mocnym alkoholem. 

– Wiadomo, że chcesz zdać egzamin wiec trzeba wybrać odpowiedź b.
 Jednak przed odśnieżaniem mojego auta ubrałabym ciepły polar...
A gdybym miała męża, to on by poszedł!!!

 I na drugi dzień śnieg zasypał nasze auto i przyszło na mnie odśnieżanie!  Obyło się bez piersiówki z mocnym alkoholem /śmiech/!



 Czekam z utęsknieniem na prawo jazdy Franciszki /test już zdała/ niech jeździ po Warszawie, a mnie zostawi autostrady, gdzie można sobie choć trochę popędzić /śmiech/!




P.S
Najbardziej na mój system nerwowy w Warszawie działa sygnalizacja świetlna! Jest zdecydowanie za często!
O radarach nawet nie wspominam!
A zdanie egzaminu w dzisiejszych czasach, to naprawdę jest wyzwanie!!!


sobota, 18 stycznia 2014

O życiowych ciężarach...

To tylko 5 litrów wody, dam radę, muszę jeszcze podejść 100 metrów i będę w domu...






 P.S
 Mówi się, że nasze ciężary, które w życiu nosimy są na naszą miarę... 

piątek, 17 stycznia 2014

O sztuce...

„Uczucia są, jak dzieła sztuki...
 Można je sfałszować, będą wyglądały jak oryginały, ale to falsyfikat. Wszystko można sfałszować; radość, ból, nienawiść, chorobę, wyzdrowienie...
 Można sfałszować nawet miłość...”
 /z filmu „Koneser”/




                                                              /kadr z filmu/


P.S
Miłość, jako dzieło sztuki?
Można sfałszować miłość, aby wyglądała, jak dzieło sztuki...?
W naszym świecie można sfałszować wszystko, ale nie każdy jest fałszerzem... i to mnie cieszy.

czwartek, 16 stycznia 2014

O milczeniu, krzyku i śpiewie...

W nawiązaniu do Mahatmy Gandhiego J. Ratzinger napisał:
 „W morzu żyją ryby i milczą. Zwierzęta na ziemi krzyczą, a ptaki, których obszarem życiowym jest niebo, śpiewają. Człowiek zaś ma udział we wszystkich trzech: ma w sobie głębię morza, ciężar ziemi i wysokość nieba, i dlatego przysługują mu również wszystkie trzy właściwości: milczenie, krzyczenie i śpiewanie...”


 


P.S
Rozmyślam od kilku dni nad tym tekstem i szukam czego we mnie najwięcej... „Człowiekowi pozbawionemu transcendencji pozostaje jedynie krzyczenie, ponieważ chce odtąd być tylko ziemią i próbuje uczynić ziemią także niebo i głębiny morskie”. Mój dzisiejszy poranek zaczynam od śpiewu i szkoda, że nie mam skrzydeł.../śmiech/!

wtorek, 14 stycznia 2014

O szukaniu ratunku…

 Kilka dni temu zebrało się nam na wspominanie różnych komicznych sytuacji, które miały miejsce w naszej pracy duszpasterskiej, spotkachniach z ludźmi.
 Palmę pierwszeństwa zdobyło takie wydarzenie... 
Ratunku szuka się na różne sposoby. 
Wszystko zależy od człowieka, okoliczności, możliwości itp.
 Najważniejsze jest, aby szukać, a przede wszystkim mieć ten siódmy zmysł, który nam powie, gdzie można ratunek znaleźć.
 Prawie we wszystkich parafiach w niedzielę jest Msza Święta dla dzieci. Nikt się nie dziwi, nie gorszy, że dzieci chodzą po kościele, siadają gdzie im się podoba, podglądają księdza i ludzi w konfesjonale, włażą pod ołtarz, rozkładają się na ławkach, prowadzą ważne pogaduszki nie cierpiące zwłoki, i można wyliczać i wyliczać!!!
 Rodzice starają się w miarę możliwości trzymać swoje pociechy w ryzach miłości rodzicielskiej, co sprowadza się do tłumaczenia, uciszania, chodzenie za pociechami po całym kościele, a czasami szukaniem swojego skarbu, który ukrył się... właśnie,
 gdzie on lub ona jest!!!
 Chłopczyk, około pięciu lat zwiedził chyba już cały kościół, a gdy ksiądz zaczął rozmawiać z dziećmi na temat niedzielnej Ewangelii zaczął oglądać księżowskie buty
 i zabrał się za sznurówki...
 Ojciec chłopczyka był już zmęczony swoim niezmęczonym synkiem
 i sznurówki od butów były kropką nad „i”!
 Miarka się przebrała!
 Ojciec wziął chłopczyka za ramię i prowadzi, a właściwie ciągnie do głównych wrót kościoła... I nagle wszyscy zebrani usłyszeli donośny głos chłopca spod drzwi kościoła:

  - Ludzie, ludzie módlcie się za mnie!!!!

 Wszyscy, jak na komendę obejrzeli się za siebie i wtedy chłopczyk raz jeszcze zawołał:

 - Ludzie, módlcie się za mnie!!!

I wybuchnął perlistym śmiechem.....





P.S
Możecie sobie wyobrazić, co działo się w kościele...

sobota, 11 stycznia 2014

O szukaniu zimy…

Nie szukam, ale wyglądam i cierpliwie czekam...







P.S
Nie warto szukać zimy, sama przyjdzie. Kiedy...? Zapewne stoi jeszcze przed lustrem i nie może się zdecydować, co na siebie włożyć.
Jak wybierze odpowiednią kreację pojawi się i zaskoczy nas...
Kobiety tak mają /śmiech/! 

czwartek, 9 stycznia 2014

O tym, jak można schwytać małpy...

Dawno nie było nic o życiu w Afryce...
Małpy na tym kontynencie maja się dobrze i jest ich jeszcze sporo.
 Nie wiem, jak smakuje mięso z małpy i znać nie będę, bo nie pociąga mnie ten gatunek mięsa /śmiech/!
 Łowcy małp mają się także dobrze, bo zapotrzebowanie na małpie mięso jest spore. Aby było łatwiej upolować małpę łowcy wymyślili genialny i niezawodny pomysł na ich schwytanie. Małpy mają swoje ulubione miejsca, w których najczęściej się zbierają.
Trzeba tylko znaleźć to miejsce i umieścić w ziemi naczynia o wąskiej
 i długiej szyjce. Naczynia trzeba umiejętnie ukryć, zostawiając jedynie odsłonięty otwór.
Łowcy umieszczają w widocznej części naczynia garść ryżu, owoce, jagody, które małpy lubią. Myśliwi oddalają się, a małpy powracają. Wiadomo, że małpy z natury są ciekawe, dokładnie oglądają naczynia,
 a gdy zauważą znajdujące się w nich przysmaki, wkładają górną kończynę do środka i chwytają wielką garść tego, co znajduje się w środku.
 Szyjka naczynia jest bardzo wąska. Sama dłoń przeslizguje się bez problemu, ale gdy jest wypełniona, absolutnie nie może wydostać się z naczynia. Małpy zaczynają ciągnąć z całych sił, ale nie pomyślą o tym, by otworzyć dłoń i porzucić to, co w niej trzymają.
 Na ten moment czekają łowcy, ukryci w pobliżu. Rzucają się na małpy i łatwo je chwytają. Zwierzęta bronią się wprawdzie silnie, ale nie chcą zostawić tego, co trzymają w dłoni i tak stają się łupem...


                                                                                              /B.Ferrero/





P.S
To afrykańskie polowanie można i przenieść w przenośni w nasze europejskie warunki...
Myśliwi w naszym świecie są uśmiechnięci, nienaganni ubrani, wydawać by się mogło, zapięci, jak mówi francuskie powiedzenie „na cztery agrafki”. Ukrywają swe pułapki w błyszczących i szeleszczących czasopismach, na ekranach telewizyjnych i komputerowych, w głosach, które mówią przez nasze i nie nasze, bo za 1zł telefonach, na rogach ulic, w galeriach...
I ludzie mają, ściskają w dłoniach to, co uważają za nieodzowne, a co – tak naprawdę – do niczego nie jest przydatne... Iluż ludzi traci życie, bojąc się otworzyć dłonie. Myśliwi naszych czasów dbają, aby nasze dłonie były nieustannie zamknięte, pełne, chcące coraz więcej i więcej, aby w końcu wmówić nam, że żyjemy po to, aby tylko mieć, a oni są po to, aby to nasze „mieć” spełnić w każdej chwili...
Za jaką cenę? Tą ceną jest nasza wolność...

poniedziałek, 6 stycznia 2014

O życzeniach i jabłkach z posypką....

A jednak w dobie internetu ludzie piszą życzenia i wysyłają przez pocztę w kopercie i ze znaczkiem!!!
 Bardzo lubię dostawać listy, życzenia w kopercie ze znaczkiem, z zapachem poczty i powietrza... A ile mam radości z otwierania kopert, a potem z czytaniem. Mam takie listy, które otwieram natychmiast w pośpiechu. Mam i takie, które sobie trochę leżą, i patrzę, i ociągam się z rozdarciem kperty z różnych powodów...
 W moim Zgromadzeniu mamy zwyczaj wspólnotowego czytania życzeń bożonarodzeniowych, które przychodzą do danej wspólnoty.
 Takie czytanie jest okazją do wspominania, bo życzenia przychodzą od innych wspólnot, znajomych, dobrodziejów naszych domów... W tym roku do naszej małej czteroosobowej wspólnoty sióstr pracujących na rzecz misji w naszym pallotyńskim Centrum Misyjnym przyszło 178 kopert ze znaczkiem, zapachem poczty i życzeniami w środku na różnokolorowych kartkach, listach nie licząc tych wysłanych pocztą
internetową z różnych zakątków ziemi.


 Przyszły życzenia od osób, których osobiście nie znamy, a które znają nas np. przez Adopcję Serca. Czytanie życzeń jest okazją do kolędowania nawet dla tych, którym śpiewanie nie specjalnie wychodzi, ale przy śpiewaniu kolęd nikt na „słoniowe ucho” nie patrzy/śmiech/! 
Czas Bożego Narodzenia jest zdecydowanie za krótki więc trzeba
 spieszyć się z czytaniem i śpiewaniem, bo jak czytać życzenia i śpiewać
 po Bożym Narodzeniu!!!
 Przeczytać tyle życzeń bez dobrej herbaty i czegoś słodkiego nie godzi się /śmiech/! Ostatnio przeczytałam, niby przypadkiem, przepis na jabłka z posypką.
Zainteresowała mnie posypka.
 Co to takiego?
 Zabrałam się za czytanie i już w czasie czytania wiedziałam, że będzie mi smakować ta posypka z jabłkami! I takim to sposobem dzisiejszego popołudnia było czytanie życzeń z jabłkami z posypką na gorąco... i lodami.

  Kilogram jabłek obrać i pokroić w dużą kostkę, przez kilka minut prażyć na patelni z małą ilością masła, dodać szczyptę cynamonu i kardamonu.


 Dodać, w zależności od gustu, mrożone porzeczki, maliny. Wsypałam dzisiejszego popołudnia maliny, porzeczki i wiśnie. Wszystko wymieszać.


 Teraz kolej na posypkę czyli po mojemu kruszonkę.
 25 dkg mąki, 12 dkg masła, 12 dkg cukru, 1 żółtko i sporą garść orzechów.



 Wszystkie składniki zagnieść, aby można byłoby posypać jabłka uprzednio ułożone w naczyniu porcelanowym lub innym,
 które można włożyć do piekarnika nagrzanego do 180 stopni.


 Piec do zarumienienia się posypki na złoty kolor.
Między czytaniem życzeń posypka rumieniła się, a gdy zarumieniła się całkowicie miałyśmy mały odpoczynek posypkowo – jabłkowy.

  


P.S
Wstyd się przyznać... nie napisałam tego roku ani jednego życzenia, i nie włożyłam w kopertę, i nie zaniosłam na pocztę... Ech, jak dożyję do następnych świąt obiecuje, że napiszę. Do dzisiaj rozważam treść jednych z życzeń, które nadeszły pocztą, a właściwie ostatniego zdania...
Jest to wiersz ks.J.Twardowskiego

 Dlaczego jest Święto Bożego Narodzenia?
 Dlaczego wpatrujemy się w gwiazdę na niebie?
 Dlaczego śpiewamy kolędy?

 Dlatego, żeby się uczyć miłości do Pana Jezusa.
 Dlatego, żeby podawać sobie ręce.
 Dlatego, żeby uśmiechać się do siebie.
Dlatego, żeby sobie przebaczać.

 ŻEBY KAŻDA CZARODZIEJKA PO TRZYDZIESTU LATACH NIE STAŁA SIĘ CZAROWNICĄ....

No i co Wy na to ostatnie zdanie? Ja, spać nie mogę, bo trzydzieści lat dawno już za mną /śmiech/!!!

sobota, 4 stycznia 2014

O tajemnicy….

Ostatnie dwa dni Starego Roku i dwa dni Nowego Roku spędziłam na kozetce poddając się licznym badaniom, na krzesełku niewygodnym biorąc kolejną kroplówkę z herceptyną, na zaglądaniu panu lekarzowi w oczy,
 na uśmiechu do zmęczonej pani pielęgniarki, na obojętności na kolejne opowiadanie o ciężkiej chorobie, jaką ponoć jest nowotwór...
 O ile wiem, to cukrzyca jest o wiele gorszym schorzeniem...
 I jeszcze czekałam na onkologicznych korytarzach słuchając z zaciekawieniem różnych tajemnic...

"Dzielenie się tajemnicami czasami łączy,
 a tego nie zawsze się pragnie".

 Wiecie, że Droga Mleczna to spiralna mgławica, w której jest sto tysięcy milionów gwiazd /tak piszą/, albo i więcej, bo kto naprawdę wie ile jest gwiazd...? I gdyby chciało się odbyć podróż z jednego końca na drugi z prędkością światła przez tysiąc lat, to i tak nie dotarłoby się nawet do połowy...
 I co z tego?
 A to, że ludzka natura jest jak Droga Mleczna, której poznanie nikomu do końca nie jest dane poznać w ciągu jednego krótkiego życia.
 I co by nie powiedzieć o człowieku; jest on tajemnicą – z tajemnicy przybywa i w tajemnicę odchodzi.


         /zdjęcie z internetu. Wybrałam zrobione w Afryce, bo tam niebo z                                                                           gwiazdami najpiękniejsze/

P.S
Początek Nowego Roku zastał mnie na rozważaniu tajemnicy...
„W każdym człowieku powinno być  coś, o czym wie tylko on sam. Człowiek  bez choćby jednej tajemnicy, jest jak orzech, z którego po rozłupaniu zostaje sama skorupa. Ludzie za często dbają tylko o skorupę” /D.Terakowska/
Najpowszedniejsza rzecz zyskuje urok, gdy się ją zachowuje w tajemnicy, a z drugiej strony trzeba chcieć zrozumieć choć trochę tajemnic, które nas otaczają... Aby je zrozumieć trzeba pytać i nigdy nie tracić tej świętej ciekawości...
Na dzisiaj: jestem zmęczona tajemnicami /śmiech/!