czwartek, 27 lutego 2014

O wiadrze…

Do czego służy wiaderko?
 Pierwsze moje skojarzenie: do noszenia wody! Szukałam dzisiaj wiaderek, bo ogłoszono, że nie będzie wody przez osiem godzin, a może i więcej. Zwyczajne plastikowe wiaderko zwykle z uchwytem, służy do przechowywania i przenoszenia różnych rzeczy. Można w nim nawet spać...






P.S
Spałam kilka razy pod gołym niebem, ale tylko jedna noc pod gwiazdami została mi głęboko w pamięci... Byłam na pielgrzymce. Nocleg przewidziany był w wiosce u gospodarza, który dał nam miejsce do spania w stodole. Nie lubię jak ktoś chrapie mi koło ucha więc poszłam na poszukiwanie noclegu na jedną osobę /śmiech/.
Nie szukałam długo. Pod płotem leżały presowane snopki słomy. Nie myśląc wiele umościłam sobie posłanie. Ręcznik pod głowę, reszta ciała została umieszczona w śpiworze. Jedna myśl kołatała w mojej głowie; będzie w nocy zimno... Nie wiem kiedy zasnęłam snem sprawiedliwego i zmęczonego pielgrzyma. Rano zbudziły mnie koguty i unosząca się nad łąką mgła. Nie mogłam wygrzebać się z mojego posłania, bo ktoś w nocy przykrył mnie sianem i całość otulił grubym kocem. 
Do dzisiaj nie wiem kto pomyślał, że może być mi zimno...

wtorek, 25 lutego 2014

Ja mu się nie dziwię….

Mam przed oczami taką parę – ona jasna, delikatnej karnacji, drobna blondynka, o włosach koloru nie tyle złota, ile złotej szarości, rzadki, wyjątkowy kolor, takie same rzęsy i brwi.  Wydawała się prześwietlona wewnętrznym blaskiem, znałam ją z duszpasterstwa akademickiego. Chłopak, który stał się jej mężem, później doszedł do tej grupy, przyszedł za nią już jako jej chłopak – mniej go znałam, krócej, ale nie wyróżniał się specjalnie niczym, był zdrowy, wysoki, wysportowany, przystojny, ciemny – w kolorach tworzyli bardzo ładną parę. Wzięli ślub w kościele akademickim.  Po skończeniu studiów zniknęli, jak wielu, wsiąkli gdzieś w świat. Gdy po paru latach znowu ich spotkałam, jakże inna była sytuacja – drobną, wiotką dziewczynę przyprowadził jej chłopak do ambulatorium neurologicznego i odtąd przez jakiś czas systematycznie, co miesiąc przyjeżdżali do kontroli. Po jakimś czasie przyjeżdżała na wózku inwalidzkim i on ją na rękach wnosił do ambulatorium. Bezlitośnie postępowała jedna z nieuleczalnych chorób degeneracyjnych systemu nerwowego i pozbawiała dziewczynę coraz bardziej możliwości ruchu – najpierw nogi /przestała chodzić/, potem także ręce. Wreszcie zostały tylko ruchy głowy. I nagle pewnego dnia do kontroli przyjechała ze starym ojcem – mąż nie wytrzymał, wyjechał i nie wrócił więcej. Dziewczyna przestała przyjeżdżać, odwiedzałam ją do końca w domu, trwało to jeszcze kilka lat. Chorobę znosiła bardzo dzielnie, ale płakała, ile razy mówiła nie o chorobie, ale o nim. Jakże cierpiała, ale cierpienie fizyczne znosiła dobrze, ale nie mogła pogodzić się z tym, że on ją opuścił. Ja także nie mogłam darować temu młodemu, zdrowemu chłopakowi, że ją tak brutalnie porzucił – ale wszyscy go usprawiedliwiali: rodzina, koledzy, nawet jej matka, płacząc mówiła: „ja mu się nie dziwię”. Dla wszystkich było jasne, że... miał prawo odejść i w smutku i cierpieniu zostawić niby ukochaną kobietę! Wszyscy go rozgrzeszyli, ale czy naprawdę nie można od ludzi spodziewać się czegoś więcej? Pszczoły, gdy królowa zachoruje, bezlitośnie wyrzucają ją z ula. Bezwzględne prawa przyrody, ale człowieka...? Człowiek jest stworzony po to, żeby był panem praw bezlitosnych i wniósł do nich właśnie miłość, gdyż jest powołany do doskonałości. Człowiek potrafi być czymś więcej. Oczywiście, dużo łatwiej o jednorazowy zryw, o desperacką decyzję oddania życia za... Ale dużo trudniej wytrwać wtedy, gdy trzeba nie tylko raz i nie tylko zerwać się w pięknym geście, ale codziennie znosić proste, lecz trudne sprawy – jak mycie bezwładnego chorego, karmienie, podnoszenie go. Najtrudniej znieść jednak własną bezradność, ale... ale gdyby tak prosić Niebo o pomoc? Może siła duchowa pozwoliłaby wytrwać!? Rodzice ukryli przed nią, że złożył papiery i otrzymał rozwód na podstawie świadectwa lekarskiego – kalectwo nieuleczalne i postępujące. Nie powiedziano jej, że związał się z inną, a rodzinie swojej wytłumaczył jakże humanitarnie, że... pragnął mieć dzieci, a przecież ona nie mogła!
No i mial istotnie jeszcze za życia żony dziecko z inną. Teraz wszystko jest „okey”: chora umarła, a oni wzięli nawet ślub kościelny; tak mówi rodzina. Jakoś nie mogę zapomnieć tego obrazu: ciemny wysoki chłopak, niesie na rękach jasną dziewczynę.

                                                                            /Wanda Półtawska „Samo życie”/





P.S
Pytają mnie często dlaczego w moim stanie /?/ czytam, oglądam opowieści o chorobach, umieraniu... Hmm, dlaczego nie mam czytać czy oglądać? Choroba, śmierć, radość, cierpienie wpisane jest w życie człowieka i prędzej czy później wszyscy tych rzeczy dotykają! W cierpieniu i chorobie okazuje się kim naprawdę jesteśmy, opadają wszelkie maski, i okazuje się także kim są osoby żyjące z nami i obok nas... Proszę Niebo i Ziemię o jedną rzecz: abym umiała przyjąć, zaakceptować swoje cierpienie, swoją bezsilność, a wszystko inne będzie mi dodane. Cierpimy zawsze sami bez względu na okazywaną nam miłość i wsparcie...

sobota, 22 lutego 2014

O sukienkach...

„Suknie żony są ceną spokoju jej męża...”, 
 to także przysłowie afrykańskie.





P.S
Myślę, że nie tylko w Afryce, ale w każdym zakątku świata, kolejna nowa sukienka żony jest ceną spokoju jej męża...
Spokój trwa krótko, bo kobieta otwiera szafę i mówi do mężczyzny swego życia: kochanie, ja nie mam, co na siebie włożyć /śmiech/!!

piątek, 21 lutego 2014

O złamanym drzewie…

Jedno z przysłów afrykańskich mówi:
 złamane drzewa, nie oznaczają wymierania lasów, ale początek nowych i silniejszych, bo ich korzenie decydują o dalszym życiu.





P.S
Zastanawiam się, co jest naszym ludzkim korzeniem, które decyduje, że pomimo naszych życiowych złamań potrafimy dalej rosnąć, a nawet pięknie zakwitnąć...

środa, 19 lutego 2014

O jemiole...

Nie przeszkadza jej zima i pozostałe pory roku, ona zawsze jest zielona. Nie wiemy dzisiaj, dlaczego jemioła uznawana jest od wieków za roślinę stanowiącą dobrą wróżbę? Dlaczego starożytni druidzi ścinali ją wyłącznie złotym nożykiem? Dlaczego różne ludy uważają ją za coś przepełnione tajemnicą, roślinę świętą i stanowiącą panaceum na wiele dolegliwości, szczególnie dotyczące ducha? 70 gatunków jemioły rośnie głównie w tropikalnej i subtropikalnej Afryce. Nie wiemy o jemiole prawie nic.
A jednak wciąż, szczególnie w Boże Narodzenie, zawieszamy nad drzwiami domu jako talizman gałązkę tego dziwnego pasożyta, który przyczepia się do wierzchołków takich drzew jak dąb czy brzoza, i pozostaje zielony, podczas gdy ich żywiciel, którego soki spija, traci liście i zapada w letarg. Jako roślina jemioła do niczego nie służy. Zarówno drzewo, jak i liście są bezużyteczne. Jej jagody nie mają żadnej specjalnej właściwości. A jednak zimą utrzymują one przy życiu leśne gołębie, a w Niemczech otworzono klinikę, w której niektóre formy raka leczone są ekstraktem z jagód jemioły...
/T. Terzani/



Jemioła pospolita (Viscum album)/ Źródło: Wikipedia

                                                               /zdjęcie z internetu/


P.S
Moja ostatnia podróż związana z leczeniem była „pod jemiołą”, bo mijające lasy, przydrożne drzewa obsypane były jemiołą. Dzisiaj idąc na poranną Eucharystie także szłam pod jemiołami. Pierwszy raz zwróciłam uwagę na jej białe jagody, które przypominają rozsypane perły. Kiedyś natura była pierwszym lekarzem, do którego wszyscy się odwoływali. Ludzie nie mieli trudności w rozpoznawaniu liści, kwiatów, nasion lub łupin danej rośliny i wiedzieli w jakiej chorobie może pomóc. Dlaczego wolimy iść do apteki po coś bardziej nowoczesnego, chemicznego...
Dzisiejszy świat chce nam wmówić, że na wszystkie nasze dolegliwości jest TABLETKA! A zioło nieśmiertelności rośnie w Himalajach powyżej czterech tysięcy metrów. Hindusi twierdzą, że dzięki jego stosowaniu żyje się dwieście lat.
Dzisiaj nikt go już nie znajduje... 

poniedziałek, 17 lutego 2014

O żebraku…

Codziennie przychodzą do naszego warszawskiego domu bezdomni, głodni. Niektórzy pojawiają się każdego dnia, ale zdarzają się całkiem nowi, którzy pojawią się jeden raz, a może dwa. Zawsze dajemy coś do zjedzenia. Nie ma dnia, aby o coś innego oprócz jedzenia nie prosili. Na ulicach, szczególnie dużych miast, można spotkać żebrzące osoby. Staram się nie zastanawiać nad tym, dlaczego to robią, bo łatwo wpaść w osądzanie, a pozory często mylą. Są to może osoby bezdomne, biedne, chore, osamotnione i takie dla których żebranie jest sposobem na życie… 
Do końca nie można zrozumieć postępowania drugiego człowieka, jego motywacji, ale zawsze możemy choć trochę pomóc i przy okazji nie skrzywdzić tych, którzy wsparcia naprawdę potrzebują…






P.S
Właściwie każdy z nas jest żebrakiem. Żebrakiem nie jest tylko ten, kto publicznie przyznaje się do tego, że potrzebuje naszego wsparcia, często tylko finansowego. Każdy z nas, może nieświadomie o coś żebrze, ale w ukryciu i nie potrafi, jak ten żebrak przyznać się publicznie, że jest potrzebujący.
O co żebrzemy…? Jedni o zdrowie, drudzy o stanowisko, władzę. Ktoś inny żebrze o miłość, bogactwo, poklask i uznanie w oczach  drugiego człowieka… I nie wiem, w którym przypadku trzeba mieć więcej odwagi, aby przyznać się publicznie, że jestem potrzebującym żebrakiem...

/na podstawie wypowiedzi afrykańskiego żebraka/

sobota, 15 lutego 2014

O kozim mleku i kozach…

To miała być niespodzianka, kozie mleko do kawy. Gdyby nie ten specyficzny zapach!
 Kozie mleko i koza nie dla mnie! Jestem w mniejszości, jeśli chodzi o uwielbianie kóz. Nie dam się namówić na kupienie kozy choćby nawet było prawdą to,
 że patrzenie na nie uspokaja i wycisza.
 Hmm, może kozy w Polsce są inne od tych oglądanych każdego dnia na kameruńskiej ziemi. Dzisiejsze kozie mleko podziałało na wspomnienia /śmiech/!
 To jest koza…kameruńska. Kozia mama i młode kózki...  






 Kozie śliczności doprowadzały mnie kiedyś do szewskiej pasji!!!
 Ktoś zapyta: czego chcesz od tych kóz?!
 Boże stworzenia, aż miło popatrzeć! Sierść aż błyszczy, wszystko ma na swoim miejscu; nogi z kopytkami, uszy, malutki ogonek. Małe koźlęta tylko przytulić do serca i pocałować w prześliczny malutki nosek. 
 Nie mam nic przeciw urokowi kozy kameruńskiej, owszem przytulałam do serca małą koziczkę… z ciekawości. Pomimo całej tej piękności – nie cierpię kóz /śmiech/!!!



Kamerun, szczególnie Wschód tego kraju jest królestwem szwędających się kóz.
  Tak ma się rzecz z kozami w Kamerunie, jak ze świętymi krowami w Indiach. 
Z małym, aczkolwiek ważnym wyjątkiem: kozy można włożyć do garnka, a święte krowy tylko oglądać! Więc, to nasze stworzenie, któremu nadano wdzięczną nazwę koza chodzi sobie gdzie chce, śpi gdzie chce, je gdzie chce, i co chce, zostawia po sobie ślady w postaci kozich bobków, tym bardziej gdzie chce!
 Śpi pod gołym niebem, np. na środku drogi. Droga w dzień nagrzewa się i koza wie,
 że w nocy w Afryce bywa zimno. Wszystko wskazuje na to, że koza kameruńska nie taka głupia, jak co niektórzy o niej mówią!
 Jedziesz nocą i cóż widzisz: stado kóz wypoczywających na środku drogi po ciężkim kozim dniu. Klaksonujesz, a one podnoszą leniwie głowy, zdziwione, kto im przerywa nocny odpoczynek! Używasz po raz wtóry, trzeci klaksonu, oczywiście zwalniasz, nawet jesteś zmuszony do zatrzymania pędzącego auta!
  Leniwym krokiem schodzą z drogi oglądając się znacznie, jakby chciały powiedzieć:
 o co tyle hałasu, pospać sobie nie można we własnej wsi!
 Auto przejechało, a one wracają na swoje miejsce!
 Upodobanie nasze kozy mają do nagrobków… Na kameruńskiej prowincji zmarłych grzebie się wokół domów. Co znaczniejsi członkowie rodziny mają kosztowne pomniki różnego kształtu i koloru. Kozy wylegują się na nagrobkach, im wyższy tym lepszy, bo one lubią się wspinać! Nikogo z domowników nie wzrusza kozie odpoczywanie na grobach przodków! Drogę z kozami znosiłam, kozę na nagrobku tym bardziej, ale w mojej szkole, w Nkoum… Doszło do tego, że miałam otwartą wojnę z kozami
 /śmiech/, która udzieliła się uczniom i nauczycielom. 
Mieliśmy, myślę, że jeszcze mamy psa, aby te kozy przepędzał!
 Wreszcie kozie towarzystwo kogoś się bało!
  W naszym College prowadzonym przez księży Pallotynów był wielki problem kóz,
 które szwędały się po całym terenie szkoły.
 Trawka ładnie podcięta, kwiatki pachnące...
 Kozy znalazły przejście! 
Nie pomogły ogłoszenia parafialne o pilnowaniu swoich kóz… 
 Uczniowie wpadli na pomysł wyłapania szwędających się zwierząt! I nastało  bezkrwawe polowanie na domowo-dzikie bestie! Skończył się kozi problem w College.
 Wszyscy mieszkańcy naszego kameruńskiego świata na Wschodzie mają kozy! 
 Jak ludzie rozpoznają swoje kozy, tego nie wiem, ale każdy właściciel nie pomyli swojego stada z innym! O niejedną kozę procesowano się posterunku policji! 
 Ponoć mięso kozie jest pyszne!
 Cóż, wywąchałam kozie mięso w każdej postaci nawet w pasztecie.
 Całkiem poważnie pisząc, kozie mięso jest bardzo dobre. Najważniejsze, że jest tego mięsiwa pod dostatkiem i nie ma zbytniej potrzeby polować na słonie i inne zwierzęta z tropikalnego lasu.
 Jedno jest pewne; kameruńskie kozy wałęsają się gdzie chcą, taka ich uroda.






P.S
Kozy są uważane za niezwykle zdrowe. Potrafią się bronić przed zanieczyszczeniami środowiska usuwając z organizmu niektóre szkodliwe pierwiastki. Nie będę wyliczać pozytywnego działania koziego mleka... Pamiętać trzeba, że kozie mleko służy długowieczności, za czym przemawia długi wiek życia obywateli narodów kaukaskich i bałkańskich. Spożycie mleka koziego w tym rejonie jest bardzo duże.
I jeszcze jedno: kozie mleko służy urodzie! Słynąca z piękności królowa egipska, Kleopatra, zawdzięczała wspaniałą alabastrową skórę codziennym kąpielom w kozim mleku. Nie pozostaje nam nic innego, jak pić kozie mleko, ale beze mnie /śmiech/!

czwartek, 13 lutego 2014

O sercu i kozie…

Jedno z przysłów afrykańskich mówi:
 serce jest jak koza, trzeba je uwiązać!



P.S
Hmm..., kozę w końcu da się uwiązać, ale serca chyba nie... Co można powiedzieć o miłości? Miłość po prostu jest, a nam nie pozostaje nic innego, jak tylko kochać i nigdy z niej nie rezygnować.
Dla wszystkich, którzy kochają moje życzenia: Pierwszy list do Koryntian św. Pawła rozdział 13, 1 – 13.

niedziela, 9 lutego 2014

Choć goni nas czas....

„Trudno jest pojąć istotę ludzkiego życia.
 Niektórzy mówią, że można je zmierzyć tymi, których zostawiamy po sobie.
 Inni, że wyznacznikiem jest wiara, a jeszcze inni, że miłość. Są i tacy dla których życie nie ma żadnego znaczenia. A ja? Ja, wierzę, że naszą miarą są ludzie, którzy mierzą nami swoją wartość...”. / cytat z filmu „Choć goni nas czas...”/




                                                                                                                  /kadr z filmu/


P.S
Mogę powiedzieć: filmy, to nie moja specjalność, a tym bardziej recenzje filmowe.
„Choć goni nas czas” polecam wszystkim, których dni policzone /śmiech/!
Główne role grają Morgan Freeman i Jack Nicholson.
Film o radości życia, umiejętności przeżycia go, aby niczego nie żałować, o umieraniu,
i o życiu w pełni do końca... 
Starożytni Egipcjanie wierzyli, że gdy ich duch trafi do nieba, bogowie postawią dwa pytania. Odpowiedź na te pytania decydowała o przyjęciu lub nie...
– czy odnalazłeś radość życia? 
– czy twoje życie uszczęśliwiło innych? 

sobota, 8 lutego 2014

O baletnicach zimową porą....

Miękkie, delikatne płatki, wiotka kibić... dla mnie baletnica!









P.S
Malwy kojarzą mi się z polską wsią, taką na końcu świata wśród malowniczych pól... Nie spiesz się, nie przejmuj się. Wpadłeś tu tylko z krótką wizytą, przystawaj więc i wąchaj kwiaty, /W.Hagen/ bo tylko kwiaty dzielą się swoim zapachem ze wszystkimi... 

czwartek, 6 lutego 2014

O pawlaczu...

Zabrałam się za porządki pewnej zakonnej „skrytki sekretnej”, w której było prawie wszystko i nic!
 Hmm..., kiedyś to były pawlacze: strych, piwnica, miejsca, w których mieszkały pająki
 i pajęczyny...  I na takim strychu czy w piwnicy znajdowało się po latach prawdziwe skarby, których można było pozazdrościć!
 Po co ludzie mają pawlacze, piwnice i temu podobne?
 Po prostu zbierają, tak jak zbierali ich rodzice i dziadkowe, bo wszelkie „przyda się” trzeba przecież gdzieś trzymać!
 A co to jest  „przyda się”?
 Wiadomo, rzeczy które niby mogą się do czegoś przydać. 
Często wiemy, że to „przyda się” nie będzie potrzebne ani oglądane przez resztę życia, ale gdyby... I co najważniejsze: od przybytku głowa nie boli!
 Dlaczego gromadzimy?
 Szkoda wyrzucić, oddać, gdzieś tam lękamy się, że czegoś nam zabraknie.
 „Przezorny, zawsze zabezpieczony” - tak często słyszymy, bo tzw. czarna godzina zawsze może nadejść i wtedy wyciągamy ze skrytki stare, sfatygowane... szpilki nadające się tylko do sprzątania ogrodu /śmiech/!
 Muszę się pilnować, bo podobno im człowiek starszy, tym większy z niego robi się ciułacz wszystkiego „przyda się”.  Tylko..., jak człowiek umrze, to niestety zostawi swoje „przyda się” komuś innemu do sprzątania...
 Powtarzam sobie dzisiaj od samego rana:
 „Przysłowie to stare: we wszystkim znaj miarę”.
 Nie chcę zostawić kimuś swojego „przyda się”! Dobrze, że nasze zakonne pokoje są małe i nie ma w nich miejsca na składowanie wszelkiego „a może się przyda”. 








PS
Po śmierci mojej Babci znaleźliśmy na strychu kilka dobrze ukrytych worków ususzonego chleba...  Babcia przez kilka lat była na Syberii.
Kiedy suszyła ten chleb? Nikt z domowników nie potrafił powiedzieć... 


poniedziałek, 3 lutego 2014

Z mądrości afrykańskich...

Afrykańskie przysłowie mówi:
 „ Nawet po największym pożarze, trzeba ratować to, co jeszcze zostało”.
 Nawyk przebaczania pozwala ratować to, co jeszcze zostało – czasem dzieci, czasem utraconą miłość, a czasem siebie, dlatego, że chcemy żyć i to tak z całych sił,
 bo życie to szansa, jedyna...

Natalia to bardzo ładna, wykształcona i mądra kobieta. Pewnego dnia dowiedziała się,
 że jej mąż jest zarażony wirusem HIV. Zdecydowała się wtedy na wykonanie testu i okazało się, że ona też jest nosicielką wirusa. Wiedziała, bardzo dobrze, że nigdy nie zdradziła swego męża, od kiedy wypowiedziała przed ołtarzem słowa przysięgi:
 „na zawsze”, była pewna swej jedynej i największej miłości życia i oczekiwała wierności ze strony męża. Kiedy dowiedziała się, że jest nosicielką wirusa, czuła jak bardzo zmienił się jej stosunek do męża i pewnego dnia odeszła od niego. Chciała być sama, nie potrafiła przebaczyć, cierpiała całymi miesiącami. Najgorsze było to, że urodziła dziecko, także zarażone wirusem, na które tak bardzo czekała. Niestety, zaraz po porodzie zmarło. Po kilku miesiącach pojawiła się znowu w naszym kościele.
 Ucieszyłam się, a ona to zauważyła. Podeszła i zaprosiła, na typową dla ludzi Vende, kolację. Jadłam rękami "busle" z zupą warzywną i kawałkiem kurczaka. Podczas wieczerzy był też jej mąż, ale nic nie mówił, widać było jednak szczęście na jego twarzy. Kiedy wyszedł, powiedziała: „Wróciłam do niego, bo chcę żyć, zawsze wiedziałam, że to on jest częścią mego życia i nawet wtedy, kiedy było najtrudniej, on zawsze był przy mnie. Straciłam dziecko, cząstkę mnie, byłam bliska utraty męża, ale nie mogę stracić siebie i tej jedynej pewności, że chcę żyć dla niego i moich pozostałych dwojga dzieci. Podjęłam decyzję, że przebaczę i staram się zawsze to robić, bo przebaczenie pozwala żyć na nowo, a kiedy staje się już nawykiem, nie jest tak bardzo trudne – rozumiesz? Kiedy coś staje się codziennością, jest już częścią nas samych. Codziennie wieczorem przypominam sobie o mojej decyzji, o tym, że chcę przebaczać zawsze”.

            / Tekst s.Dolores Zok. Pracuje w RPA jako pielęgniarka/



P.S
Przebaczać nie jest ławo, przebaczać wcale nie znaczy godzić się na wszystko, nie znaczy zapomnieć... "Trudno jest przebaczyć komuś... do momentu, gdy sami potrzebujemy przebaczenia..."/E.Glińska/
Więc, co znaczy przebaczyć?

Pewien indiański chłopiec zapytał kiedyś dziadka:
- Co sądzisz o sytuacji w świecie?
Dziadek odpowiedział: - Czuję się tak, jakby w moim sercu toczyły walkę dwa wilki. Jeden jest pełen złości i nienawiści. Drugiego przepełnia miłość, przebaczenie i pokój.
– Który zwycięży? – chciał wiedzieć chłopiec.
– Ten, którego karmię – odrzekł na to dziadek.

Myślę, że w przebaczeniu człowiek jest najbliższy Bożej miłości.

Jeśli staramy się i ciągle nie możemy przebaczyć, a chcemy być ludźmi wyjątkowymi, to warto przypominać sobie, że najefektywniejszą zemstą ludzi wyjątkowych jest PRZEBACZENIE!!

sobota, 1 lutego 2014

O wierze...

Historia nauczyciela, który był przeciwny wierze chrześcijańskiej. Na początku roku szkolnego oświadczył, że pod koniec nauki żaden uczeń nie będzie wierzył w Boga. Jednak pewien chłopak nie tylko wierzył w Boga, ale znal Go osobiście. Stal się on szczególnym celem ataków nauczyciela. Nauczyciel obrał wyszukana technikę. Krążył tylko, subtelnie podkopując wiarę, kiedy sposobność sama się nadarzyła. W "miły sposób" ciągle osadzał chrześcijańskiego ucznia na miejscu. Trwało to przez cały rok. Ostatniego dnia w szkole przypomniał klasie to, o czym mówił na początku.

- Ale chrześcijanie w tej klasie nadal wierzą. Prawda?
 Chłopak pokiwał żywo głową.
- No cóż, musimy zatem teraz się z tym uporać - powiedział nauczyciel.

Wyjął ze swojego biurka jajko, stanął przed klasa, wyciągnął jajko przed siebie i obwieścił:
- Za chwile upuszczę to jajko. Ale zanim to zrobię, chrześcijanie niechaj się pomodlą, żeby to jajko się nie stukło. Wtedy zobaczymy, czy Bóg istnieje, czy nie! W sali zapanowała absolutna cisza, a chłopak zaczął się głośno modlić.

 - Mój  Panie - powiedział - błagam Cię, kiedy nauczyciel upuści jajko, ono rozbije się na tysiąc kawałków..., a nauczyciel niechaj padnie martwy!

Uczniowie zamarli.
Gdybyście byli z przodu klasy, moglibyście ujrzeć prawie niewyczuwalne zaciśnięcie dłoni nauczyciela na jajku. Z wolna podszedł  do swojego biurka, otworzył szufladę, ostrożnie włożył jajko do środka, a potem obwieścił: - Klasa jest wolna.

Wiara tego nauczyciela we własną niewiarę nie była tak silna, jak chciał,
by uważano. W rzeczywistości jego wysiłki, żeby zniszczyć wiarę u innych, miały na celu wzmocnienie jego słabego ateizmu.
Usiłował uwierzyć, że Boga nie ma.
                                           
                                                                            /Stanley Baldwin/







P.S
Twoja wiara musi być wypisana na Twoim czole: twoje czyny, gesty i słowa muszą świadczyć o tym, że naśladujesz Chrystusa: w kościele, w domu, w pracy, w autobusie, w restauracji, w kinie, na basenie – wszędzie. „Wiara nie jest sprawą prywatną, indywidualistycznym pojęciem, subiektywną opinią, lecz rodzi się ze słuchania, a jej przeznaczeniem jest wypowiedzieć siebie, stać się głoszeniem” /Papież Franciszek, Lumen fidei,22/
„Wiara, która rozkwita tylko przy dobrej pogodzie ma niewielką wartość. Żeby wiara miała wartość, musi umieć przetrwać najcięższe próby. Wasza wiara jest grobem pobielanym, jeżeli nie jesteście w stanie sprostać oszczerstwom całego świata”. /Mahatma Gandhi, 25.04.1929/