W Europie zima, a u nas upalnie. Tumany kurzu koloru cegły zamiast zamieci i do tego gorący czas przygotowań do jutrzejszego wyjazdu na 16 pielgrzymkę dzieci naszej diecezji.
Kamionetka zapakowana: banany, ryż, olej - bo trzeba coś jeść! Każda grupa ma swoją kuchnię, kucharkę, wiec potrzebne także gary i to duże, bo będzie nas 90 dzieci plus ekipa nauczycieli do opieki. Spora gromada!
Mamy przygotowane dwie piosenki powiązane z tematem tegorocznego roku duszpasterskiego: "Dzieci, uczyńmy ten świat bardziej braterski i sprawiedliwy"
Która piosenka stanie się hymnem tegorocznej pielgrzymki? Zobaczymy. W roku ubiegłym piosenka skomponowana przez dzieci z Nkoum stała się hymnem wspólnego spotkania. Wybór jest bardzo trudny. Wierzcie mi!
Pielgrzymkowe "wędrowanie" (samochodem) stwarza okazję do lepszego poznania się!
Samochód, który ma nas zawieźć do Nguelemendouki stoi jeszcze w naszym garażu na kanale. Wczoraj miał mały wypadek, ale pan Joseph - szef garażu obiecał, że skoro świt przyjdzie i zacznie go naprawiać. Muszę się przyznać, że trochę wątpię w jego słowo..., bo wiadomo święta, a po wypiciu matango ścieżki i drogi mylą się i to bardzo. Na szczęście dotrzymał słowa i stawił się na czas!
Dzieci z Nkoum śpiewają i tańczą specjalnie dla Was!
poniedziałek, 27 grudnia 2010
niedziela, 26 grudnia 2010
Aktorzy z Nkoum
Witam Was pięknie w tym czasie bożonarodzeniowym, w uroczystość Świętej Rodziny.
Słyszałam wiele kazań na temat tego święta, w czasie których kaznodzieje słodko rozpływali się nad idyllicznym obrazem Świętej Rodziny. Najlepiej byłoby udzielić głosu temu, który jest Ojcem lub tej, która jest Matką. Nie w sensie przenośnym lub duchowym, lecz naturalnym. Myślę, ze w Świętej Rodzinie mogło się zdarzyć coś takiego jak nieporozumienia... "Świętość Rodziny" nie polega na tym, że nie ma tam żadnych konfliktow, lecz raczej, w jaki sposob sprostac temu co trudne!
Oj! Dorwałam się do pisania, a nie o tym chciałam Wam napisać.
W bożonarodzeniowy wieczór dzieci z Nkoum wystawiły Jasełka. Przyjeżdżając do Nkoum zauważyłam, że nie zabrałam aparatu..., ale nie przydałby się, bo zabrali nam prąd. To nie nowina,
prądu często u nas nie ma, więc przedstawienie odbyło się przy świecach i lampach naftowych - krotko pisząc - było romantycznie!
W ubiegłym roku Jasełka wystawiliśmy późnym popołudniem i był to nasz pierwszy raz!
W tym roku nie było już takiej tremy u dzieci i nauczycieli. Dzieci, jak wszędzie, są świetnymi aktorami, trzeba tylko im pomoc odkryć ukryte w
nich talenty. Jeszcze w ubiegłym roku proboszczem naszej parafii był ks.Marcin, który kilka miesięcy temu zakończył swoje misjonarzowanie w Kamerunie i dzisiaj pracuje w Polsce w parafii Chrystusa Króla w Radomiu. Oglądając nasze zdjęcia i filmy niech zabije Mu mocniej serce na wspomnienie przeżytych wspólnie chwil.
Na zdjęciu Donin, której powierzono role Marii. Dzieciątko jest białe, bo trzeba Wam wiedzieć, że nowo narodzone dzieci w Afryce rodzą się białe i po kilku dniach nabywają ciemnego koloru.
Trzej Królowie. Najważniejsze były dary, które mieli ofiarować Panu Jezusowi. Musiała być szkatułka ze złotem, kadzidło i zioła, a tych u nas nie brakuje.
Złota także mamy pod dostatkiem tylko samodzielne wydobywanie jest karalne, wiec nie starałam się kopać i szukać!
Herod ze swoja obstawą . Chłopcy najbardziej cieszyli się z miecza i tarczy, że o czapkach nie wspomnę! Jak żołnierz, to musi być coś na głowę.
Może wyda się Wam to dziwne, ale chłopcy mieli pierwszy raz w ręku miecz - drewniany, ale był to miecz!
Słyszałam wiele kazań na temat tego święta, w czasie których kaznodzieje słodko rozpływali się nad idyllicznym obrazem Świętej Rodziny. Najlepiej byłoby udzielić głosu temu, który jest Ojcem lub tej, która jest Matką. Nie w sensie przenośnym lub duchowym, lecz naturalnym. Myślę, ze w Świętej Rodzinie mogło się zdarzyć coś takiego jak nieporozumienia... "Świętość Rodziny" nie polega na tym, że nie ma tam żadnych konfliktow, lecz raczej, w jaki sposob sprostac temu co trudne!
Oj! Dorwałam się do pisania, a nie o tym chciałam Wam napisać.
W bożonarodzeniowy wieczór dzieci z Nkoum wystawiły Jasełka. Przyjeżdżając do Nkoum zauważyłam, że nie zabrałam aparatu..., ale nie przydałby się, bo zabrali nam prąd. To nie nowina,
prądu często u nas nie ma, więc przedstawienie odbyło się przy świecach i lampach naftowych - krotko pisząc - było romantycznie!
W ubiegłym roku Jasełka wystawiliśmy późnym popołudniem i był to nasz pierwszy raz!
W tym roku nie było już takiej tremy u dzieci i nauczycieli. Dzieci, jak wszędzie, są świetnymi aktorami, trzeba tylko im pomoc odkryć ukryte w
nich talenty. Jeszcze w ubiegłym roku proboszczem naszej parafii był ks.Marcin, który kilka miesięcy temu zakończył swoje misjonarzowanie w Kamerunie i dzisiaj pracuje w Polsce w parafii Chrystusa Króla w Radomiu. Oglądając nasze zdjęcia i filmy niech zabije Mu mocniej serce na wspomnienie przeżytych wspólnie chwil.
Na zdjęciu Donin, której powierzono role Marii. Dzieciątko jest białe, bo trzeba Wam wiedzieć, że nowo narodzone dzieci w Afryce rodzą się białe i po kilku dniach nabywają ciemnego koloru.
Trzej Królowie. Najważniejsze były dary, które mieli ofiarować Panu Jezusowi. Musiała być szkatułka ze złotem, kadzidło i zioła, a tych u nas nie brakuje.
Złota także mamy pod dostatkiem tylko samodzielne wydobywanie jest karalne, wiec nie starałam się kopać i szukać!
Herod ze swoja obstawą . Chłopcy najbardziej cieszyli się z miecza i tarczy, że o czapkach nie wspomnę! Jak żołnierz, to musi być coś na głowę.
Może wyda się Wam to dziwne, ale chłopcy mieli pierwszy raz w ręku miecz - drewniany, ale był to miecz!
A teraz kilka filmów własnej produkcji!
Życzę Wam świątecznej pogody ducha także na te ostatnie dni starego roku!
piątek, 24 grudnia 2010
Boże Narodzenie w Kamerunie
Wigilijny poranek powitał nas mgłą jak mleko.
Od wtorku nasz dom jest świątecznie przygotowany. Choinki, świeczki, świeczuszki... Mieszkamy na biskupstwie, a do ks. Biskupa od kilku dni przybywają z życzeniami księża, siostry, ludzie z Doume i z innych stron Kamerunu . Przyjechał także delegat naszego Prezydenta kraju Paula Biya.
W naszym domu nie piecze się ciast, ponieważ Siostry z rożnych Zgromadzeń pracujących w naszej diecezji,
jako" cadeau" ofiarowują ks. Biskupowi ciasta różnego rodzaju i smaku - pychota, palce lizać!
W Kamerunie Boże Narodzenie to święto dzieci.To one z niecierpliwością oczekują na ten dzień.
Mieszkania ozdabia się palmami i liśćmi krzewu, który nazywany jest drzewkiem pokoju. Kameruńczycy nie zasiadają do kolacji wigilijnej, nie dzielą się opłatkiem, ale o północy idą do kościola na Pasterkę.
Dzieci nie otrzymują prezentów w Wigilię. Prezenty są wręczane 25 grudnia i w ten dzień rodzina zasiada do świątecznego obiadu. Koniecznie musi być mięso wieprzowe! To rarytas i tylko na specjalne uroczystości przygotowuje się to mięso na tysiące sposobów. Nie zabraknie matango (alkohol z palmy)
i będzie potem wielu szukało drogi do domu, pomylą się im ścieżki....
Wigilia....i Gwiazda Betlejemska zajaśniała na kameruńskim niebie!
Przychodzi nostalgia, tęsknota za Najbliższymi, za Polska, śniegiem ....
"Jest w moim kraju zwyczaj,ze w dzień wigilijny
przy wejściu pierwszej gwiazdy wieczornej na niebie,
ludzie gniazda wspólnego lamia chleb biblijny,
najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie" C.K.Norwid
Jak wypatrzeć te pierwsza gwiazdę? Na kameruńskim niebie w jednym drgnieniu powiek zapalają się tysiące gwiazd....niemożliwe jest wypatrzenie tej pierwszej!
Polscy Misjonarze, w miarę możliwości zasiadają razem do kolacji wigilijnej. Na naszej misji w Doume dzielimy się opłatkiem, zajadamy się kapusta z polskimi grzybami, kolędujemy.
Ks Mirek od tygodnia jest na swojej parafii w środku lasu, ks. Marcin wyjechał do Polski. Zostałyśmy my 4 siostry Pallotynki i ks.Biskup Jan Ozga.
Ks Biskup jedzie na Pasterkę do parafii w Abong-Mbang / 75 km/.
Siostra Fabiana, Marietta zostają w Doume, a ja jak zwykle mam podzielone serce, bo mam dwie parafie : Doume i Nkoum. Wybralam Nkoum, ponieważ dzieci z mojej szkoły wystawiają Jasełka, więc nie może mnie zabraknąć!
S.Weronika podzieliła także swoje serce...jedzie ze mną.
Od wtorku nasz dom jest świątecznie przygotowany. Choinki, świeczki, świeczuszki... Mieszkamy na biskupstwie, a do ks. Biskupa od kilku dni przybywają z życzeniami księża, siostry, ludzie z Doume i z innych stron Kamerunu . Przyjechał także delegat naszego Prezydenta kraju Paula Biya.
W naszym domu nie piecze się ciast, ponieważ Siostry z rożnych Zgromadzeń pracujących w naszej diecezji,
jako" cadeau" ofiarowują ks. Biskupowi ciasta różnego rodzaju i smaku - pychota, palce lizać!
W Kamerunie Boże Narodzenie to święto dzieci.To one z niecierpliwością oczekują na ten dzień.
Mieszkania ozdabia się palmami i liśćmi krzewu, który nazywany jest drzewkiem pokoju. Kameruńczycy nie zasiadają do kolacji wigilijnej, nie dzielą się opłatkiem, ale o północy idą do kościola na Pasterkę.
Dzieci nie otrzymują prezentów w Wigilię. Prezenty są wręczane 25 grudnia i w ten dzień rodzina zasiada do świątecznego obiadu. Koniecznie musi być mięso wieprzowe! To rarytas i tylko na specjalne uroczystości przygotowuje się to mięso na tysiące sposobów. Nie zabraknie matango (alkohol z palmy)
i będzie potem wielu szukało drogi do domu, pomylą się im ścieżki....
Wigilia....i Gwiazda Betlejemska zajaśniała na kameruńskim niebie!
Przychodzi nostalgia, tęsknota za Najbliższymi, za Polska, śniegiem ....
"Jest w moim kraju zwyczaj,ze w dzień wigilijny
przy wejściu pierwszej gwiazdy wieczornej na niebie,
ludzie gniazda wspólnego lamia chleb biblijny,
najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie" C.K.Norwid
Jak wypatrzeć te pierwsza gwiazdę? Na kameruńskim niebie w jednym drgnieniu powiek zapalają się tysiące gwiazd....niemożliwe jest wypatrzenie tej pierwszej!
Polscy Misjonarze, w miarę możliwości zasiadają razem do kolacji wigilijnej. Na naszej misji w Doume dzielimy się opłatkiem, zajadamy się kapusta z polskimi grzybami, kolędujemy.
Ks Mirek od tygodnia jest na swojej parafii w środku lasu, ks. Marcin wyjechał do Polski. Zostałyśmy my 4 siostry Pallotynki i ks.Biskup Jan Ozga.
Ks Biskup jedzie na Pasterkę do parafii w Abong-Mbang / 75 km/.
Siostra Fabiana, Marietta zostają w Doume, a ja jak zwykle mam podzielone serce, bo mam dwie parafie : Doume i Nkoum. Wybralam Nkoum, ponieważ dzieci z mojej szkoły wystawiają Jasełka, więc nie może mnie zabraknąć!
S.Weronika podzieliła także swoje serce...jedzie ze mną.
czwartek, 23 grudnia 2010
Życzenia z upalnego Kamerunu
"Jest taka noc komunii nieba z ziemią.
Dziękuję za Wasze modlitwy i zapewniam Was o mojej serdecznej pamięci.
Kiedy wszechświat napełnia się ciszą
Tylko gwiazdy wtedy jaśniej świecą
To na Boże Narodzenie.
To czas wypełnia się obietnicą,
Czas Objawienia." Niech Miłość Boga wypełni Wasze Serca po brzegi.
Niech światło Betlejemskiej Gwiazdy oświeca drogę Waszego życia,
abyście byli Światłem i Radością dla wszystkich, których spotkacie
na drodze swojego życia.
Dziękuję za Wasze modlitwy i zapewniam Was o mojej serdecznej pamięci.
Jak pomóc wszystkim!
Czy jest możliwe pomóc wszystkim? Każdy misjonarz zadaje sobie to pytanie i trzeba znaleźć na nie odpowiedz, bo biednych, potrzebujacych jest bardzo wielu.
Na całym świecie, w każdym państwie, mieście, wiosce spotyka się ludzi, którzy czekają na pomoc. Nie tylko finansowa, czekaja na dobre słowo, rozmowę, życzliwy uśmiech, na zwyczajne bycie z drugą osobą. Społeczeństwo kameruńskie jest bardzo zróżnicowane. Są bogaci, którzy maja piękne wille, samochody, ale są i tacy, którzy mieszkają w slumsach w Douala, Yaounde, Bafoussam (największe miasta Kamerunu). Chodzą w podartych spodniach i koszulach, głodni nie zawsze z ich winy. I są jeszcze najbiedniejsi, gdzieś tam w kameruńskim buszu bez prądu z lampą naftową. Po wodę chodzi się do źródła. Nie ma sklepu. Kawałek pola i las są źródłem utrzymania.
Dzisiaj wiem, ze nie jestem w stanie pomoc całemu światu. Mój Świat jest teraz i tutaj, czyli w Nkoum, w Doume, na Wschodzie Kamerunu. Trzeba mieć otwarte oczy, uszy i serce na tych, co są wokół i nie szukac daleko. Oni są blisko nas.
Pomagamy dzieciom, ich rodzinom, ale w naszych odległych wioskach mieszkają ludzie prawdziwie potrzebujący: starcy, chorzy, opuszczeni przez najbliższych. I zadajemy sobie pytanie, jak to mozliwe, że dzieci, wnuki zostawiają ich bez środków do życia.
W naszej wspólnocie s.Weronika ma charyzmę do ludzi w potrzebie. Wczoraj odwiedziłyśmy świątecznie, z zapasem żywności i nowym materacem, Remiego i Monikę. Są razem od 20 lat, nie mają dzieci. Monika od roku ma raka skóry, nie porusza sie sama (a byla bardzo aktywna, pracowala w polu, prowadziła gopodarsto domowe), chodzi "na siedząco". Prawie we wszystkim zależna jest od swojego męża. Dom, w ktorym mieszkali rozpadł się, więc s.Weronika przy pomocy innych wybudowała dom (widać go na zdjęciu). Dom jest z gliny, dach z lisci palmy. Taki dach wytrzyma niejedną ulewę w porze deszczowej. Dla nas (europejczyków) to nie dom, ale dla nich - to dach nad głową, można zamknac drzwi.
To, co mnie wzrusza i dodaje odwagi - to ich chęć odwdzięczenia się za nasze małe dobro. Prosiłyśmy Monikę o ofiarowanie malej cząstki Jej cierpienia w naszej intencji. Chylę głowę przed osobami nieuleczalnie chorymi. Może to tylko słowa, ale jak inaczej mam wyrazić moja wdzięczność? Owszem pomagamy, odwiedzamy, poprostu jesteśmy. Pan Bog ich wybral, bo są silni wiarą, a nam słabym w znoszeniu cierpienia dał inne dary, abyśmy starali sie pomagać innym - i właśnie ta nadzieja stanowi o naszej bożonarodzeniowej wierze.
Ze względu na tych chorych, biednych mamy obowiązek bronić wielkości i godności człowieka.
Bóg zaufał człowiekowi i dlatego staramy się przypomnieć wielkość i piękno człowieczeństwa.
Życie ludzkie - jest święte!
To wielka rzecz być CZŁOWIEKIEM, a jacy jesteśmy, będziemy zależy tylko od nas.
W swoim gospodarstwie mają oswojona kurę, która składa jajka w domu!
Na całym świecie, w każdym państwie, mieście, wiosce spotyka się ludzi, którzy czekają na pomoc. Nie tylko finansowa, czekaja na dobre słowo, rozmowę, życzliwy uśmiech, na zwyczajne bycie z drugą osobą. Społeczeństwo kameruńskie jest bardzo zróżnicowane. Są bogaci, którzy maja piękne wille, samochody, ale są i tacy, którzy mieszkają w slumsach w Douala, Yaounde, Bafoussam (największe miasta Kamerunu). Chodzą w podartych spodniach i koszulach, głodni nie zawsze z ich winy. I są jeszcze najbiedniejsi, gdzieś tam w kameruńskim buszu bez prądu z lampą naftową. Po wodę chodzi się do źródła. Nie ma sklepu. Kawałek pola i las są źródłem utrzymania.
Dzisiaj wiem, ze nie jestem w stanie pomoc całemu światu. Mój Świat jest teraz i tutaj, czyli w Nkoum, w Doume, na Wschodzie Kamerunu. Trzeba mieć otwarte oczy, uszy i serce na tych, co są wokół i nie szukac daleko. Oni są blisko nas.
Pomagamy dzieciom, ich rodzinom, ale w naszych odległych wioskach mieszkają ludzie prawdziwie potrzebujący: starcy, chorzy, opuszczeni przez najbliższych. I zadajemy sobie pytanie, jak to mozliwe, że dzieci, wnuki zostawiają ich bez środków do życia.
W naszej wspólnocie s.Weronika ma charyzmę do ludzi w potrzebie. Wczoraj odwiedziłyśmy świątecznie, z zapasem żywności i nowym materacem, Remiego i Monikę. Są razem od 20 lat, nie mają dzieci. Monika od roku ma raka skóry, nie porusza sie sama (a byla bardzo aktywna, pracowala w polu, prowadziła gopodarsto domowe), chodzi "na siedząco". Prawie we wszystkim zależna jest od swojego męża. Dom, w ktorym mieszkali rozpadł się, więc s.Weronika przy pomocy innych wybudowała dom (widać go na zdjęciu). Dom jest z gliny, dach z lisci palmy. Taki dach wytrzyma niejedną ulewę w porze deszczowej. Dla nas (europejczyków) to nie dom, ale dla nich - to dach nad głową, można zamknac drzwi.
To, co mnie wzrusza i dodaje odwagi - to ich chęć odwdzięczenia się za nasze małe dobro. Prosiłyśmy Monikę o ofiarowanie malej cząstki Jej cierpienia w naszej intencji. Chylę głowę przed osobami nieuleczalnie chorymi. Może to tylko słowa, ale jak inaczej mam wyrazić moja wdzięczność? Owszem pomagamy, odwiedzamy, poprostu jesteśmy. Pan Bog ich wybral, bo są silni wiarą, a nam słabym w znoszeniu cierpienia dał inne dary, abyśmy starali sie pomagać innym - i właśnie ta nadzieja stanowi o naszej bożonarodzeniowej wierze.
Ze względu na tych chorych, biednych mamy obowiązek bronić wielkości i godności człowieka.
Bóg zaufał człowiekowi i dlatego staramy się przypomnieć wielkość i piękno człowieczeństwa.
Życie ludzkie - jest święte!
To wielka rzecz być CZŁOWIEKIEM, a jacy jesteśmy, będziemy zależy tylko od nas.
W swoim gospodarstwie mają oswojona kurę, która składa jajka w domu!
wtorek, 21 grudnia 2010
Dzieci wszystko potrafia.....
U nas pogoda upalna, a święta Bożego Narodzenia za kilka chwil...może przyjdzie deszcz... powinno popadać, bo kawa zaczyna kwitnąć i potrzebuje deszczu. Co roku pada pod koniec grudnia wiec wyglądamy kropli deszczu...wielu kropli deszczu !
Śnieg nie spadnie, o mrozie nie ma co marzyć chyba, żeby Pan Bóg sprawił cud i byłyby Święta jak w Polsce, ale co stałoby się z naszymi sąsiadami obok - katastrofa! Nad ranem w porze suchej temperatura spada do 12 stopni i wszystkim zimno. Chodzą w kurtkach i czapakach, a my misjonarze myslimy co mozna byloby jeszcze zdjąć z siebie. Księża sa w lepszej sytuacj, ale my siostry!
Nie można mieć w życiu wszystkiego: albo Afryka i upał i malaria, albo Boże Narodzenie w Polsce w śniegu lub po wodzie.
Wolę upał i brak śniegu, ale choinka będzie ... po sam sufit!
Nie tylko dekoracje w domu, w katedrze, ale trzeba pomysleć o dekoracji swojego serca, więc są dni skupienia dla dorosłych i dzieci, dla pracowników misji, nauczycieli. Piękny jest ten czas przygotowań, ale to nie to samo, co w Polsce. Nie ma zapachu prawdziwego świerku i wielu innych rzeczy, których brak naszemu polskiemu sercu!
Przygotowujemy Jasełka. Dostałam funkcję krawcowej, więc szyję, koniecznie musi być kolorowo! Reżyserem przedstawienia jest Maria Louise - dyrektorka szkoły i wychowawczyni najmłodszej klasy. Ma do tego talent!
Dzieci potrafią bawić się wyśmienicie nie potrzebując wielkich rzeczy. Wystarczy patyk, stara opona, liście, nawet ryba może być lalką. Dzisiaj zobaczyłam, że nasze muzykalne dzieci potrafią zagrać na wszystkim....
Zrobiły koncert na pojemnikach po ... oleju.
Śnieg nie spadnie, o mrozie nie ma co marzyć chyba, żeby Pan Bóg sprawił cud i byłyby Święta jak w Polsce, ale co stałoby się z naszymi sąsiadami obok - katastrofa! Nad ranem w porze suchej temperatura spada do 12 stopni i wszystkim zimno. Chodzą w kurtkach i czapakach, a my misjonarze myslimy co mozna byloby jeszcze zdjąć z siebie. Księża sa w lepszej sytuacj, ale my siostry!
Nie można mieć w życiu wszystkiego: albo Afryka i upał i malaria, albo Boże Narodzenie w Polsce w śniegu lub po wodzie.
Nie tylko dekoracje w domu, w katedrze, ale trzeba pomysleć o dekoracji swojego serca, więc są dni skupienia dla dorosłych i dzieci, dla pracowników misji, nauczycieli. Piękny jest ten czas przygotowań, ale to nie to samo, co w Polsce. Nie ma zapachu prawdziwego świerku i wielu innych rzeczy, których brak naszemu polskiemu sercu!
Przygotowujemy Jasełka. Dostałam funkcję krawcowej, więc szyję, koniecznie musi być kolorowo! Reżyserem przedstawienia jest Maria Louise - dyrektorka szkoły i wychowawczyni najmłodszej klasy. Ma do tego talent!
Dzieci potrafią bawić się wyśmienicie nie potrzebując wielkich rzeczy. Wystarczy patyk, stara opona, liście, nawet ryba może być lalką. Dzisiaj zobaczyłam, że nasze muzykalne dzieci potrafią zagrać na wszystkim....
Zrobiły koncert na pojemnikach po ... oleju.
niedziela, 19 grudnia 2010
Wychodze za maz.....
Wyjść za mąż lub ożenić się na naszym Wschodzie nie jest łatwo. Dzieci przychodzą na świat, ale brak im mamy i taty. Dzieci wychowywane są bardzo często przez babcie, ciotki, obcych ludzi. Dlaczego tak się dzieje?
Dziewczęta, które mają po 13-14 lat rodzą dzieci i nie są zdolne do ich wychowania. Nie mają środków, ojciec dziecka owszem jest, ale nie w głowie mu zaopiekować się dziewczyną i dzieckiem. Młodzi rodzice często chodzą jeszcze do szkoły, więc zostawiają dzieci rodzinie.
Inny przykład: moja nauczycielka ma synka, który mieszka u kuzynki w Yaounde. Tam chodzi do szkoły, a ona ma u siebie dzieci swojego brata. Jak zrozumieć taki stan rzeczy?
Czesto rozmawiam z nauczycielami i pytam :dlaczego tak jest, dlaczego nie zajmujecie sie wlasnymi dziecmi, macie ku temu warunki.....odpowiadaja : taki u nas zwyczaj .
Sa tez pary, ktore zyja ze soba dlugie lata, wychowuja dzieci, sa szczesliwe, ale nie legalizuja swoich zwiazkow....., bo nie maja zgody rodziny !
Trzeba zaplacic" dot "czyli ofiarowac rodzinie dziewczyny wiele roznych rzeczy !
Dawniej "dot" chronil dziewczyne. Rodzice decydowali o mezu dla ich corki. W swoim wyborze kierowali sie przede wszystkim pozycja spoleczna chlopaka i rodziny i dopoki chlopak nie przyniosl odpowiednich darow, dziewczyna mieszkala u rodzicow.
Dzisiaj praktyka ta nalezy juz do historiii.....ale "dot "zostal ,a z nim strach przed rodzina bez zgody, ktorej nie mozna zlegalizowac zwiazku.
Poszkodowana zostaje zawsze kobieta, bo gdy umiera mezczyzna, z ktorym mieszkala kilkanascie lat, caly majatek, dzieci przypadaja rodzinie jej meza....ona zostaje bez srodkow do zycia.
Dziewczęta, które mają po 13-14 lat rodzą dzieci i nie są zdolne do ich wychowania. Nie mają środków, ojciec dziecka owszem jest, ale nie w głowie mu zaopiekować się dziewczyną i dzieckiem. Młodzi rodzice często chodzą jeszcze do szkoły, więc zostawiają dzieci rodzinie.
Inny przykład: moja nauczycielka ma synka, który mieszka u kuzynki w Yaounde. Tam chodzi do szkoły, a ona ma u siebie dzieci swojego brata. Jak zrozumieć taki stan rzeczy?
Czesto rozmawiam z nauczycielami i pytam :dlaczego tak jest, dlaczego nie zajmujecie sie wlasnymi dziecmi, macie ku temu warunki.....odpowiadaja : taki u nas zwyczaj .
Sa tez pary, ktore zyja ze soba dlugie lata, wychowuja dzieci, sa szczesliwe, ale nie legalizuja swoich zwiazkow....., bo nie maja zgody rodziny !
Trzeba zaplacic" dot "czyli ofiarowac rodzinie dziewczyny wiele roznych rzeczy !
Dawniej "dot" chronil dziewczyne. Rodzice decydowali o mezu dla ich corki. W swoim wyborze kierowali sie przede wszystkim pozycja spoleczna chlopaka i rodziny i dopoki chlopak nie przyniosl odpowiednich darow, dziewczyna mieszkala u rodzicow.
Dzisiaj praktyka ta nalezy juz do historiii.....ale "dot "zostal ,a z nim strach przed rodzina bez zgody, ktorej nie mozna zlegalizowac zwiazku.
Poszkodowana zostaje zawsze kobieta, bo gdy umiera mezczyzna, z ktorym mieszkala kilkanascie lat, caly majatek, dzieci przypadaja rodzinie jej meza....ona zostaje bez srodkow do zycia.
Podczas jednego ze spotkan z moimi nauczycielami opowiadalam, jak sprawy zamazpojcia maja sie u nas....ze rodziny dziewczyny i chlopaka pomagaja im w zagospodarowaniu, daja mlodym wiele potrzebnych rzeczy do nowego mieszkania itp. Sluchali z zainteresowaniem, powiedzieli, ze tak powinno byc i w ich rodzinach, nie powinna zadac sie zaplaty za zone....
Jeden z nauczycieli, ma kilka corek, pomyslalam sobie, chyba zrozumial, nie bedzie chcial "dotu" za soje ksiezniczki.....zapytalam: Adrian, jak bedzie z twoimi corkami a on na to, po namysle..........
zobaczymy siostro.....i moj wyklad poszedl na marne. Tradycja , to tradycja !
sobota, 18 grudnia 2010
College de la Salle
Swietowalismy dzisiaj 50 lecie istnienia College de la Salle.
W naszej diecezji mamy dwie szkoly srednie. Jedna w Abong- Mbang imieniem Jana Pawla II, ktora obchodzila 25 lecie istnienia w roku ubieglym i druga szkola srednia w Doume.
College ma dwa cykle nauczania I i II.
Po pierwszym cyklu uczniowie otrzymuja, po zdanym pomyslnie egzaminie, tzw mala mature, na polski tlumaczac, koncza gimnazjum i zaczynaja II cykl, ktory konczy sie matura. Trzeba miec duzo szczescia, a o wiedzy nie bede wspominac, aby pomyslnie zdac mature. Niektorzy podchodza do tego egzaminu kilka razy! Jesli chodzi o mnie, dalabym swiadectwo dojrzalosci takim osobom za wytrwalosc i pokore!
Owczesny Biskup Jacques Terrenstra w 1957 roku otwiera pierwsza na Wschodzie Szkole Formacji Nauczycieli. Patronem szkoly zostaje zalozyciel Braci Szkolnych Jan Chrzciciel de la Salle.
1 wrzesnia 1958 nauke rozpoczyna 38 osob. Szkola zostaje oficjalnie otwarta i zatwierdzona przez panstwo 5 wrzesnia 1960. Od miesiaca pazdziernika tego samego roku, biskup Terrenstra podejmuje decyzje przeksztalcenia tej szkoly na College nauczania sredniego pod nazwa "College Prywatny de la Salle de Doume.
Holenderscy Bracia Szkolni zalozyli nie jedna szkole na Wschodzie. Dzieki Misjonarzom powstaly takze Szkoly Podstawowe, ktore byly i sa do dnia dzisiejszego szkolami prywatnymi prowadzonymi przez Kosciol. College de la Salle w Doume ukonczylo wielu ludzi, ktorzy dzisiaj piastuja odpowiedzialne stanowiska w rzadzie. Wielcy tego swiata przybyli na nasze swietowanie, ktore bylo takze ich swietem.
Nie wiem czy wiecie, jak przygotowuje sie afrykanskie swieto?
Swietowanie jest okazja, wlasciwie przymusem, do zrobiegnia generalnych porzadkow. Dzisiaj nasz College wygladal, jak "spod igly".
Budynki wymalowane, (malowanie konczono wczoraj poznym wieczorem) klomby poprzycinane, trawa wycieta i przycieta i jakos inaczej kwiaty rosna, nie wiem, nie sprawdzalam, ale chyba posadzone nowe; nowe drozki i drogi...dekoracje, czyli bajka...papierka nie znajdziesz, nawet wszystkie szyby, te nie pobite, pomyte. Internat wysprzatany, stolwka takze. Kolnierze i kieszenie mundurkow pozszywane, spodnie i spodnice wyprasowane.
Krotko piszac: wszystko na ostatnia minute, a nam Europejczykom trudno sie przestawic do tej "ostatniej minuty"!
Ile takich swiat bylo na naszej misji i zawsze, lepiej czy gorzej, swietowanie bylo udane, a nasze nerwy niepotrzebne, bo Afrykanczyk naprawde ze wszystkim zdazy, a nawet jak sie spozni, to jakie to ma znaczenie!
Z okazji tego swieta przy parafii poprawiono plot, wycieto stare i suche drzewa, odmalowano propedeutyke / budynki seminarium / i przyjechala specjalna maszyna tzw. niveleska i poprawila nasze drogi, a to wszystko dzieki swietowaniu 50 lecia naszego College.
Mlodziez przygotowala liturgie Mszy swietej. Pieknie spiewali. Instrumenty muzyczne to beben, kalabastry i balafony. Śpiewu i tanca Afrykanczyka nie trzeba uczyc. Z tancem i spiewem po prostu rodzi sie i nikomu nie przejdzie przez glowe, ze nie ma talentu do tych dwoch rzeczy!
Gosciem specjalnym byl Minister Nauczania Wyzszego Mr.Louis Bapes Bapes, ktory rozpoczynal swoja edukacje w naszej szkole podstawowej w Abong - Mbang.
Powiedzial, ze nauczanie jest pierwsza i podstawowa misja. Formacja intelektualna, obywatelska, moralna i duchowa mlodziezy kamerunskiej jest sila narodu. Zrozumiale jest to, ze pojecia zaszczepione w dziecinstwie i wczesnej mlodosci determinuja osobowosc czlowieka dojrzalego.
Dla nas Misjonarzy nauczanie jest bardzo wazna dzialalnoscia.
W naszej rozleglej diecezji nie ma parafii, ktora nie mialaby szkoly. Kazda szkola zajmuje sie Siostra lub Ksiadz. College de la Salle jest kierowany przez miejscowych Ksiezy Pallotynow. W tym roku dewiza mlodych z Cosado jest :
Do sukcesu dochodzi sie przekraczajac gory trudnosci a dyscyplina jest droga do
doskonalosci.
W szkole obowiazuja mundurki / w kazdej kamerunskiej szkole dzieci, mlodziez sa jednakowo ubrane/. W Cosado istnieja spartanskie warunki. Poranek rozpoczyna sie o godz 5. 00, a w szkole jest obecnie przeszlo 300 mlodziezy. Mlodziez przybyla do Domue prawie z wszystkich zakatkow Kamerunu. Szkola ma internat dla dziewczat i chlopcow. Gdyby ktos z Polski mial ochote uczyc sie w naszym College....zapraszamy....wymagany jezyk francuski.
W naszej diecezji mamy dwie szkoly srednie. Jedna w Abong- Mbang imieniem Jana Pawla II, ktora obchodzila 25 lecie istnienia w roku ubieglym i druga szkola srednia w Doume.
College ma dwa cykle nauczania I i II.
Po pierwszym cyklu uczniowie otrzymuja, po zdanym pomyslnie egzaminie, tzw mala mature, na polski tlumaczac, koncza gimnazjum i zaczynaja II cykl, ktory konczy sie matura. Trzeba miec duzo szczescia, a o wiedzy nie bede wspominac, aby pomyslnie zdac mature. Niektorzy podchodza do tego egzaminu kilka razy! Jesli chodzi o mnie, dalabym swiadectwo dojrzalosci takim osobom za wytrwalosc i pokore!
Owczesny Biskup Jacques Terrenstra w 1957 roku otwiera pierwsza na Wschodzie Szkole Formacji Nauczycieli. Patronem szkoly zostaje zalozyciel Braci Szkolnych Jan Chrzciciel de la Salle.
1 wrzesnia 1958 nauke rozpoczyna 38 osob. Szkola zostaje oficjalnie otwarta i zatwierdzona przez panstwo 5 wrzesnia 1960. Od miesiaca pazdziernika tego samego roku, biskup Terrenstra podejmuje decyzje przeksztalcenia tej szkoly na College nauczania sredniego pod nazwa "College Prywatny de la Salle de Doume.
Holenderscy Bracia Szkolni zalozyli nie jedna szkole na Wschodzie. Dzieki Misjonarzom powstaly takze Szkoly Podstawowe, ktore byly i sa do dnia dzisiejszego szkolami prywatnymi prowadzonymi przez Kosciol. College de la Salle w Doume ukonczylo wielu ludzi, ktorzy dzisiaj piastuja odpowiedzialne stanowiska w rzadzie. Wielcy tego swiata przybyli na nasze swietowanie, ktore bylo takze ich swietem.
Nie wiem czy wiecie, jak przygotowuje sie afrykanskie swieto?
Swietowanie jest okazja, wlasciwie przymusem, do zrobiegnia generalnych porzadkow. Dzisiaj nasz College wygladal, jak "spod igly".
Budynki wymalowane, (malowanie konczono wczoraj poznym wieczorem) klomby poprzycinane, trawa wycieta i przycieta i jakos inaczej kwiaty rosna, nie wiem, nie sprawdzalam, ale chyba posadzone nowe; nowe drozki i drogi...dekoracje, czyli bajka...papierka nie znajdziesz, nawet wszystkie szyby, te nie pobite, pomyte. Internat wysprzatany, stolwka takze. Kolnierze i kieszenie mundurkow pozszywane, spodnie i spodnice wyprasowane.
Krotko piszac: wszystko na ostatnia minute, a nam Europejczykom trudno sie przestawic do tej "ostatniej minuty"!
Ile takich swiat bylo na naszej misji i zawsze, lepiej czy gorzej, swietowanie bylo udane, a nasze nerwy niepotrzebne, bo Afrykanczyk naprawde ze wszystkim zdazy, a nawet jak sie spozni, to jakie to ma znaczenie!
Z okazji tego swieta przy parafii poprawiono plot, wycieto stare i suche drzewa, odmalowano propedeutyke / budynki seminarium / i przyjechala specjalna maszyna tzw. niveleska i poprawila nasze drogi, a to wszystko dzieki swietowaniu 50 lecia naszego College.
Mlodziez przygotowala liturgie Mszy swietej. Pieknie spiewali. Instrumenty muzyczne to beben, kalabastry i balafony. Śpiewu i tanca Afrykanczyka nie trzeba uczyc. Z tancem i spiewem po prostu rodzi sie i nikomu nie przejdzie przez glowe, ze nie ma talentu do tych dwoch rzeczy!
Gosciem specjalnym byl Minister Nauczania Wyzszego Mr.Louis Bapes Bapes, ktory rozpoczynal swoja edukacje w naszej szkole podstawowej w Abong - Mbang.
Powiedzial, ze nauczanie jest pierwsza i podstawowa misja. Formacja intelektualna, obywatelska, moralna i duchowa mlodziezy kamerunskiej jest sila narodu. Zrozumiale jest to, ze pojecia zaszczepione w dziecinstwie i wczesnej mlodosci determinuja osobowosc czlowieka dojrzalego.
Dla nas Misjonarzy nauczanie jest bardzo wazna dzialalnoscia.
W naszej rozleglej diecezji nie ma parafii, ktora nie mialaby szkoly. Kazda szkola zajmuje sie Siostra lub Ksiadz. College de la Salle jest kierowany przez miejscowych Ksiezy Pallotynow. W tym roku dewiza mlodych z Cosado jest :
Do sukcesu dochodzi sie przekraczajac gory trudnosci a dyscyplina jest droga do
doskonalosci.
W szkole obowiazuja mundurki / w kazdej kamerunskiej szkole dzieci, mlodziez sa jednakowo ubrane/. W Cosado istnieja spartanskie warunki. Poranek rozpoczyna sie o godz 5. 00, a w szkole jest obecnie przeszlo 300 mlodziezy. Mlodziez przybyla do Domue prawie z wszystkich zakatkow Kamerunu. Szkola ma internat dla dziewczat i chlopcow. Gdyby ktos z Polski mial ochote uczyc sie w naszym College....zapraszamy....wymagany jezyk francuski.
czwartek, 16 grudnia 2010
Moj Kamerun
Przed wyjazdem do Kamerunu zadano mi pytanie : dlaczego chcesz tam pojechać?
Tak daleko, taki upal, węże, skorpiony i miliony mrówek a do kompletu tych plag dodać trzeba malarię... Prosta odpowiedź: Zgromadzenie mnie wysyła, jest taka potrzeba...ale prawda jest taka, że od zawsze chciałam pojechać do Afryki, a jeśli się bardzo chce, to ziemia i niebo sprzyjają człowiekowi, a Pan Bóg wysłuchuje .
Każdy z nas przynajmniej raz w życiu postawił sobie pytanie: co jest najważniejsze w życiu? Chcemy jak najbardziej wykorzystać czas, który nam dano...
Odpowiedziałam : jadę w tę stronę świata, aby nauczyć się czegoś od ludzi, których spotkam, aby podzielić się tym co wiem, co mam.
Wielu białych ludzi jedzie do Afryki z pewnością siebie, są bowiem przekonani, że wszystkiego trzeba Afrykanina nauczyć, ze Afryka jest bez kultury, religii... Na początku pobytu wydaje się nam, że prawie wszystko wiemy, że tak wiele możemy dać! Z czasem otwierają się nam oczy, coraz częściej milczymy i wsłuchujemy się w to, co mówią właściciele tych pięknych ziem... i wracamy do Europy zakochani w Afryce albo postanawiamy nigdy więcej tutaj nie wracać !
O Kamerunie mówi się, że jest wizytówka wszelkich afrykańskich klimatów. I jest to prawda : pustynia, sawanna, busz, tropikalna dżungla i piękne wybrzeże Zatoki Gwinejskiej.
W tym rozległym kraju żyje ponad 230 plemion, które mówią swoimi językami i jest to powodem różnorodnej tradycji, która zmienia się w zależności od plemienia, wiec trudno pisać o tradycji kraju.
Urzędowym językiem jest francuski i angielski.
Poludniowa i wschodnia cześć kraju to lasy tropikalne i tutaj właśnie żyje i pracuje jedna ze Wspólnot Sióstr Pallotynek, do której należę i ja. Wschód jest jedną z najbiedniejszych, zaniedbanych części Kamerunu. Połączenia między miastami i wioskami są niedogodne, po prostu brakuje dobrych dróg. Mając dobry samochód terenowy istnieje prawdopodobieństwo, że człowiek penetrując dżunglę w porze deszczowej czy tez suchej, szczęśliwie dotrze do celu...
Jesteśmy prawie na równiku czyli dzień i noc mają po 12godz. Słońce wstaje około 6 a zachodzi o 18. Mamy cztery pory roku czyli tak jak w Polsce, ale tylko liczba 4 nas łączy...duża pora deszczowa trwająca od sierpnia do października, duża pora sucha trwająca od listopada do stycznia. Potem dla odmiany mała pora deszczowa od lutego do kwietnia oraz mała pora sucha od maja do lipca.
Nie ma wielkiego wyboru : deszcz lub susza. Błoto koloru cegły po kostki w porze deszczowej i tumany kurzu w porze suchej.
Aktualnie zawitała do nas pora suszy..., więc rano słońce wschodzi koloru czerwonego, co zapowiada upal, mgła jak mleko spowija świat wokół, poranny chłodek...a w południe leje się żar z nieba!
W naszym tropikalnym lesie zwierząt "jak na lekarstwo"; specjaliści od ochrony środowiska bija na alarm z powodu katastrofalnego przerzedzania dżungli, ale tylko bija... a las jest wycinany i ogromne drzewa każdego dnia wywożone są do portu w Douala.
W naszych stronach żyje plemię Baka - Pigmeje czyli ludzie lasu. Jak długo będą to ludzie lasu?
Z powodu trzebienia drzew Pigmeje tracą swoje terytorium i są zmuszeni do osiedlenia się w wiosce. czy słusznie? Dzisiaj Pigmeje biorą aktywny udział w życiu wspólnoty wioskowej, uczęszczają do szkol, uprawiają ziemie...ale wolą mieszkać w lesie, są królami lasu, wiedzą co w dżungli pomaga człowiekowi, co szkodzi, kochają i szanują las. Gdy nie ma w danym miejscu zwierząt odchodzą w inne strony, zostawiając swoje szałasy. Strój Pigmejów z czasem także się zmienił...kobiety i dziewczęta nosiły sznurki na biodrach, w który wplatały z przodu skrawek materiału lub liście, do tego oczywiście ozdoby, jak na kobietę przystało. Strój mężczyzn byl rownie prosty jak kobiet, tylko zamiast ozdób nosili talizmany majace im zapewnic powodzenie w lowach.
Uczestniczylam w pogrzebie dziewczynki, ktora miala na imie Poranek, bo Pigmeje nadaja imiona zwiazane z natura i lasem. O brzasku dnia Poranek zostala zlozona do grobu, ktory byl przygotowany w lesie.
Nie warto porównywać swojego zycia z innymi. Nie mamy zadnych podstaw by wiedzieć czym jest podroz zycia dla tych, co zyja wokol nas.
Tak daleko, taki upal, węże, skorpiony i miliony mrówek a do kompletu tych plag dodać trzeba malarię... Prosta odpowiedź: Zgromadzenie mnie wysyła, jest taka potrzeba...ale prawda jest taka, że od zawsze chciałam pojechać do Afryki, a jeśli się bardzo chce, to ziemia i niebo sprzyjają człowiekowi, a Pan Bóg wysłuchuje .
Każdy z nas przynajmniej raz w życiu postawił sobie pytanie: co jest najważniejsze w życiu? Chcemy jak najbardziej wykorzystać czas, który nam dano...
Odpowiedziałam : jadę w tę stronę świata, aby nauczyć się czegoś od ludzi, których spotkam, aby podzielić się tym co wiem, co mam.
Wielu białych ludzi jedzie do Afryki z pewnością siebie, są bowiem przekonani, że wszystkiego trzeba Afrykanina nauczyć, ze Afryka jest bez kultury, religii... Na początku pobytu wydaje się nam, że prawie wszystko wiemy, że tak wiele możemy dać! Z czasem otwierają się nam oczy, coraz częściej milczymy i wsłuchujemy się w to, co mówią właściciele tych pięknych ziem... i wracamy do Europy zakochani w Afryce albo postanawiamy nigdy więcej tutaj nie wracać !
O Kamerunie mówi się, że jest wizytówka wszelkich afrykańskich klimatów. I jest to prawda : pustynia, sawanna, busz, tropikalna dżungla i piękne wybrzeże Zatoki Gwinejskiej.
W tym rozległym kraju żyje ponad 230 plemion, które mówią swoimi językami i jest to powodem różnorodnej tradycji, która zmienia się w zależności od plemienia, wiec trudno pisać o tradycji kraju.
Urzędowym językiem jest francuski i angielski.
Poludniowa i wschodnia cześć kraju to lasy tropikalne i tutaj właśnie żyje i pracuje jedna ze Wspólnot Sióstr Pallotynek, do której należę i ja. Wschód jest jedną z najbiedniejszych, zaniedbanych części Kamerunu. Połączenia między miastami i wioskami są niedogodne, po prostu brakuje dobrych dróg. Mając dobry samochód terenowy istnieje prawdopodobieństwo, że człowiek penetrując dżunglę w porze deszczowej czy tez suchej, szczęśliwie dotrze do celu...
Jesteśmy prawie na równiku czyli dzień i noc mają po 12godz. Słońce wstaje około 6 a zachodzi o 18. Mamy cztery pory roku czyli tak jak w Polsce, ale tylko liczba 4 nas łączy...duża pora deszczowa trwająca od sierpnia do października, duża pora sucha trwająca od listopada do stycznia. Potem dla odmiany mała pora deszczowa od lutego do kwietnia oraz mała pora sucha od maja do lipca.
Nie ma wielkiego wyboru : deszcz lub susza. Błoto koloru cegły po kostki w porze deszczowej i tumany kurzu w porze suchej.
Aktualnie zawitała do nas pora suszy..., więc rano słońce wschodzi koloru czerwonego, co zapowiada upal, mgła jak mleko spowija świat wokół, poranny chłodek...a w południe leje się żar z nieba!
W naszym tropikalnym lesie zwierząt "jak na lekarstwo"; specjaliści od ochrony środowiska bija na alarm z powodu katastrofalnego przerzedzania dżungli, ale tylko bija... a las jest wycinany i ogromne drzewa każdego dnia wywożone są do portu w Douala.
W naszych stronach żyje plemię Baka - Pigmeje czyli ludzie lasu. Jak długo będą to ludzie lasu?
Z powodu trzebienia drzew Pigmeje tracą swoje terytorium i są zmuszeni do osiedlenia się w wiosce. czy słusznie? Dzisiaj Pigmeje biorą aktywny udział w życiu wspólnoty wioskowej, uczęszczają do szkol, uprawiają ziemie...ale wolą mieszkać w lesie, są królami lasu, wiedzą co w dżungli pomaga człowiekowi, co szkodzi, kochają i szanują las. Gdy nie ma w danym miejscu zwierząt odchodzą w inne strony, zostawiając swoje szałasy. Strój Pigmejów z czasem także się zmienił...kobiety i dziewczęta nosiły sznurki na biodrach, w który wplatały z przodu skrawek materiału lub liście, do tego oczywiście ozdoby, jak na kobietę przystało. Strój mężczyzn byl rownie prosty jak kobiet, tylko zamiast ozdób nosili talizmany majace im zapewnic powodzenie w lowach.
Uczestniczylam w pogrzebie dziewczynki, ktora miala na imie Poranek, bo Pigmeje nadaja imiona zwiazane z natura i lasem. O brzasku dnia Poranek zostala zlozona do grobu, ktory byl przygotowany w lesie.
Nie warto porównywać swojego zycia z innymi. Nie mamy zadnych podstaw by wiedzieć czym jest podroz zycia dla tych, co zyja wokol nas.
niedziela, 12 grudnia 2010
Mikolajki
W szkole, w ktorej pracuje swietujemy od 4 lat Sw.Mikolaja .
W Kamerunie nie obchodzi sie urodzin, imienin.....
Nasza szkola za swojego patrona ma Sw.Pawla, a wiadomo, ze Sw.Pawel - wielki czlowiek, powazany w Kosciele, zapewne lubil i kochal dzieci....ale Sw. Mikolaj to po prostu ktos, komu chce sie usiasc na kolanach, zlapac za brode....szkoda, ze uroslam i nie mam tak silnej wiary jak dzieciaki, ze Sw.Mikolaj JEST i warto pisac listy, zyczenia, miec marzenia, ktore sie spelniaja....
Oczywiscie, u nas na afrykanskiej ziemi, nie ubieramy nikogo w czerwone szaty i nie przyklejamy brody, ale uczymy dzieci dzielenia sie, nie tylko dobrami materialnymi, uczymy dzielenia sie soba samym, tym kim jestem z innymi.
Od samego rana w szkole ruch, ale inny niz zazwyczaj....dzieci kolorowo ubrane...dzisiaj nie ma jednakowych mundurkow.....i wszyscy czekaja, kto tym razem przyjedzie, ktory ksiadz z naszej rozleglej diecezji. Szkola wysprzatana, na boisku ani jednej zwiedlej trawki, boiska przygotowane do zabawy i oczywiscie meczu pilki noznej !
Jest ! Przyjechal ! Tym razem ks. Sylvain Pallotyn, ktory odpowiedzialny jest za College / diecezjalna szkola srednia/ i zaczynamy nasze swietowanie: od Eucharystii. Dzieci maja czytania, spiewy....a trzeba Wam wiedziec, ze tutaj wszyscy od urodzenia spiewaja i tancza...wiec Msza Sw jest spiewajaca i tanczaca.
Tego spiewu, tanca nie oddaja zadne zdjecia czy mojej produkcji filmy, to trzeba uslyszec i zobaczyc !
Prezenty !
W tym roku kazda klasa dostala pilke i wielka torbe cukierkow. O Nauczycielach Sw.MIkolaj nie zapomnial, bo wie, ze praca z dziecmi to bardzo wazna sprawa. Aby uchronic nauczycielskie glowy przed sloncem i deszczem ....otrzymali duze kolorowe parasole, bo tylko takie maja tutaj racje bytu !
I o mnie tez nie zapomniano....dostalam ogromnego slonia siedzacego na tylnich nogach. Wytlumaczono mi, ze taki slon oznacza moc i wytrwalosc.....bede musiala zastanowic sie nad ta moja moca i wytrwaloscia !
Wspolny posilek....to jest obowiazkowe, a potem zabawa, zabawa i mecze pilki noznej pomiedzy klasami.
Mecz pomiedzy klasa SIL a CP pobil wszystkie inne....dlaczego ? To nasze najmlodsze dzieci w szkole. Nazywamy je moustiques czyli komary - nie dlatego, ze kasaja, po prostu robia najwiecej halasu.
Na boisku migaly przed nami dwa kolory: czerwony i zolty - koszlki dzieci, a posrodku zielony - czyli pilka.
Miedzy maluchami Mr Fabien, jako sedzia glowny oraz Mr Pascal i Paul sedziowie boczni....a to wszystko w tumanach czerwonego kurzu, bo nasza ziemia ma kolor cegly i mamy pore suszy !
Jak dobrze, ze Pan Bog pomyslal i stworzyl dzieci.
Tak bardzo chcialabym, abyscie to wszystko mogli zobaczyc !
W Kamerunie nie obchodzi sie urodzin, imienin.....
Nasza szkola za swojego patrona ma Sw.Pawla, a wiadomo, ze Sw.Pawel - wielki czlowiek, powazany w Kosciele, zapewne lubil i kochal dzieci....ale Sw. Mikolaj to po prostu ktos, komu chce sie usiasc na kolanach, zlapac za brode....szkoda, ze uroslam i nie mam tak silnej wiary jak dzieciaki, ze Sw.Mikolaj JEST i warto pisac listy, zyczenia, miec marzenia, ktore sie spelniaja....
Oczywiscie, u nas na afrykanskiej ziemi, nie ubieramy nikogo w czerwone szaty i nie przyklejamy brody, ale uczymy dzieci dzielenia sie, nie tylko dobrami materialnymi, uczymy dzielenia sie soba samym, tym kim jestem z innymi.
Od samego rana w szkole ruch, ale inny niz zazwyczaj....dzieci kolorowo ubrane...dzisiaj nie ma jednakowych mundurkow.....i wszyscy czekaja, kto tym razem przyjedzie, ktory ksiadz z naszej rozleglej diecezji. Szkola wysprzatana, na boisku ani jednej zwiedlej trawki, boiska przygotowane do zabawy i oczywiscie meczu pilki noznej !
Jest ! Przyjechal ! Tym razem ks. Sylvain Pallotyn, ktory odpowiedzialny jest za College / diecezjalna szkola srednia/ i zaczynamy nasze swietowanie: od Eucharystii. Dzieci maja czytania, spiewy....a trzeba Wam wiedziec, ze tutaj wszyscy od urodzenia spiewaja i tancza...wiec Msza Sw jest spiewajaca i tanczaca.
Tego spiewu, tanca nie oddaja zadne zdjecia czy mojej produkcji filmy, to trzeba uslyszec i zobaczyc !
Prezenty !
W tym roku kazda klasa dostala pilke i wielka torbe cukierkow. O Nauczycielach Sw.MIkolaj nie zapomnial, bo wie, ze praca z dziecmi to bardzo wazna sprawa. Aby uchronic nauczycielskie glowy przed sloncem i deszczem ....otrzymali duze kolorowe parasole, bo tylko takie maja tutaj racje bytu !
I o mnie tez nie zapomniano....dostalam ogromnego slonia siedzacego na tylnich nogach. Wytlumaczono mi, ze taki slon oznacza moc i wytrwalosc.....bede musiala zastanowic sie nad ta moja moca i wytrwaloscia !
Wspolny posilek....to jest obowiazkowe, a potem zabawa, zabawa i mecze pilki noznej pomiedzy klasami.
Mecz pomiedzy klasa SIL a CP pobil wszystkie inne....dlaczego ? To nasze najmlodsze dzieci w szkole. Nazywamy je moustiques czyli komary - nie dlatego, ze kasaja, po prostu robia najwiecej halasu.
Na boisku migaly przed nami dwa kolory: czerwony i zolty - koszlki dzieci, a posrodku zielony - czyli pilka.
Miedzy maluchami Mr Fabien, jako sedzia glowny oraz Mr Pascal i Paul sedziowie boczni....a to wszystko w tumanach czerwonego kurzu, bo nasza ziemia ma kolor cegly i mamy pore suszy !
Jak dobrze, ze Pan Bog pomyslal i stworzyl dzieci.
Tak bardzo chcialabym, abyscie to wszystko mogli zobaczyc !
sobota, 11 grudnia 2010
Na dobry poczatek
Afryka...dzisiaj po 10 latach pobytu na tym kontynencie, prawie w samym srodku Afryki : w Kamerunie, musze powiedziec, ze piekny to kraj..., ale aby poznac Afrykanina, nie wystarczy wraz z nim sluchac rytmicznej muzyki bebnow, podziwiac piekne kolorowe stroje, na safari podgladac dzika przyrode i zachwycac sie pieknem zachodow slonca...nie wystarczy !
Europejczyk i Afrykanin maja zupelnie rozne pojecie czasu, swiata, sensu zycia, pracy, a nawet milosci, polityki i wojny. I coz zrobic ? Po prostu poznawac te inna kulture, szukac wspolnego jezyka i miec wielki szacunek do tego co inne, co nie europejskie....a nie jest to latwe.
Wielu ludzi przybylo do Afryki, obecnie w niej mieszka....i jak wielu nas jest - mamy swoje spojrzenie na wszystko co wokol.
Jeden z Rabinow powiedzial : to, czego was ucze jest prawda; ale idzcie i posluchajcie tez tego drugiego, ktory te same sprawy ukaze z innej strony !
Dlaczego powstal ten blogger, dlaczego taka nazwa ...?
Zycie, to co wokol nas wydarza sie, nie jest zbiegiem przypadkow....Dwa tygodnie temu zaproponowano mi wyjazd na polnoc Kamerunu. A polnoc - to lwy, zyrafy, slonie. Do mojego okna nie zajrzala nigdy zyrafa mrugajaca dlugimi rzesami, a o sloniu, lwie i innych zwierzakach nie wspomne ! Z mojego Doume trzeba przebyc 1500 km, aby dotrzec do polnocnej czesci kraju , ktora jest najbardziej odwiedzana przez turystow ze wzgledu na jej niepowtarzalne krajobrazy, ktorych nie mozna zobaczyc w innej czesci kraju oraz ze wzgledu na obecnosc najwiekszego parku narodowego " De Waza", gdzie mozna zobaczyc i podziwiac PRAWDZIWEGO SLONIA, ZYRAFE...
W towarzystwie 5 pieknych dziewczat : Ewy, Iwony, Agaty, Agnieszki - Wolataruszki i s. Aliny zobaczylam i podziwialam Polnoc czyli sawanne. I tam podsunieto mi pomysl zalozenia bloga, aby podzielic sie moim zyciem, praca tutaj (w tropikalnym lesie) pomiedzy plemieniem Baka, Fang, Njem oraz Pigmejami.
Te strone dedykuje przede wszystkim tym, ktorzy pomagaja mi w prowadzeniu Szkoly Podstawowej w Nkom, dzieki ktorym Nasze Dzieci moga uczeszczac do szkoly.
Dlaczego tytul strony : la vie est belle - zycie jest piekne...tak zycie jest piekne, pomimo trudnosci, cierpienia...i wlasnie posrod trudnosci i cierpienia nagle i niespodziewanie rodzi sie w czlowieku nowe zrodlo sily - wstajace slonce koloru czerwieni, poranne mgly i lejacy sie zar z nieba. I czlowiek jest piekny, pomimo wszelkich slabosci...
Subskrybuj:
Posty (Atom)