Czy jest możliwe pomóc wszystkim? Każdy misjonarz zadaje sobie to pytanie i trzeba znaleźć na nie odpowiedz, bo biednych, potrzebujacych jest bardzo wielu.
Na całym świecie, w każdym państwie, mieście, wiosce spotyka się ludzi, którzy czekają na pomoc. Nie tylko finansowa, czekaja na dobre słowo, rozmowę, życzliwy uśmiech, na zwyczajne bycie z drugą osobą. Społeczeństwo kameruńskie jest bardzo zróżnicowane. Są bogaci, którzy maja piękne wille, samochody, ale są i tacy, którzy mieszkają w slumsach w Douala, Yaounde, Bafoussam (największe miasta Kamerunu). Chodzą w podartych spodniach i koszulach, głodni nie zawsze z ich winy. I są jeszcze najbiedniejsi, gdzieś tam w kameruńskim buszu bez prądu z lampą naftową. Po wodę chodzi się do źródła. Nie ma sklepu. Kawałek pola i las są źródłem utrzymania.
Dzisiaj wiem, ze nie jestem w stanie pomoc całemu światu. Mój Świat jest teraz i tutaj, czyli w Nkoum, w Doume, na Wschodzie Kamerunu. Trzeba mieć otwarte oczy, uszy i serce na tych, co są wokół i nie szukac daleko. Oni są blisko nas.
Pomagamy dzieciom, ich rodzinom, ale w naszych odległych wioskach mieszkają ludzie prawdziwie potrzebujący: starcy, chorzy, opuszczeni przez najbliższych. I zadajemy sobie pytanie, jak to mozliwe, że dzieci, wnuki zostawiają ich bez środków do życia.
W naszej wspólnocie s.Weronika ma charyzmę do ludzi w potrzebie. Wczoraj odwiedziłyśmy świątecznie, z zapasem żywności i nowym materacem, Remiego i Monikę. Są razem od 20 lat, nie mają dzieci. Monika od roku ma raka skóry, nie porusza sie sama (a byla bardzo aktywna, pracowala w polu, prowadziła gopodarsto domowe), chodzi "na siedząco". Prawie we wszystkim zależna jest od swojego męża. Dom, w ktorym mieszkali rozpadł się, więc s.Weronika przy pomocy innych wybudowała dom (widać go na zdjęciu). Dom jest z gliny, dach z lisci palmy. Taki dach wytrzyma niejedną ulewę w porze deszczowej. Dla nas (europejczyków) to nie dom, ale dla nich - to dach nad głową, można zamknac drzwi.
To, co mnie wzrusza i dodaje odwagi - to ich chęć odwdzięczenia się za nasze małe dobro. Prosiłyśmy Monikę o ofiarowanie malej cząstki Jej cierpienia w naszej intencji. Chylę głowę przed osobami nieuleczalnie chorymi. Może to tylko słowa, ale jak inaczej mam wyrazić moja wdzięczność? Owszem pomagamy, odwiedzamy, poprostu jesteśmy. Pan Bog ich wybral, bo są silni wiarą, a nam słabym w znoszeniu cierpienia dał inne dary, abyśmy starali sie pomagać innym - i właśnie ta nadzieja stanowi o naszej bożonarodzeniowej wierze.
Ze względu na tych chorych, biednych mamy obowiązek bronić wielkości i godności człowieka.
Bóg zaufał człowiekowi i dlatego staramy się przypomnieć wielkość i piękno człowieczeństwa.
Życie ludzkie - jest święte!
To wielka rzecz być CZŁOWIEKIEM, a jacy jesteśmy, będziemy zależy tylko od nas.
W swoim gospodarstwie mają oswojona kurę, która składa jajka w domu!
Zaczęłam odwiedzać Cię od początku... pozwoliłaś mi na to Judyto... :) ale nie wiem, czy bohaterka mojej książki zdecyduje się na wyjazd do Kamerunu...
OdpowiedzUsuńMyślę, jak to się dziwnie dzieje, że później, u Ciebie tyle komentarzy, a pod tym, tak bardzo istotnym - nikogo?
Kura znosząca jajka w domu... z zaufaniem... Moja babcia miała kury, a jedna z nich przykucnęła za każdym razem, gdy babcia przychodziła je karmić...a przykucnęła po to, żeby ją mogła pogłaskać ( jak kota :) I co później, gdy będzie stara... TA KURA?
Serdeczności Judytko. Czytasz te stare komentarze też? Jak się czujesz? Trzymaj się! <3