Tym razem
będzie o rowerze, motocyklu i taksówce.
Rower, owszem można spotkać na
afrykańskich drogach, ale tylko tam gdzie można nim jeździć… Nie ma takiej
mody, jak w Polsce, że trzeba mieć koniecznie rower! Pochwalam ten przymus,
konieczność, modę itp. , to naprawdę dobra rzecz mieć taki srodek lokomocji.
Na
Północy Kamerunu chłopcy robią rowerowy "trafik". Jadą do pobliskiego Czadu i kupują tam
benzynę, która potem sprzedają z zyskiem /u nas jest droższa/, z tego żyją.
Policja i inne służby na granicy także z tej profesji coś dostają! Więc owca
cała i wilk syty dzięki rowerowi.
Nie spotkałam, jak do tej pory Kameruńczyka,
który jeździłby rowerem dla przyjemności czy dla zdrowotności.
Rowery, które pracują są stare, ale
jak zauważyłam spełniają swoją bagażową i zarobkowa funkcję!
Mieć motocykl, to jest spory
luksus. Jeśli ktoś ma motocykl, to używa go do zarabiania pieniędzy. Profesja
taksówki motocyklowej nie jest starą formą podróżowania. Kilka lat temu Nigeria
zasypała nas motocyklami różnego gatunki i tak powstał zawód taxi-moto.
Mało
kto nie podjeżdża taką taxi na rynek, na pocztę, albo trochę dalej. Można
zobaczyć na takim motocyklu czterech pasażerów plus kierowca. Jak ta maszyna
wytrzymuje? Nie wytrzymuje! Mamy takie składy motocykli, że starczą na długie
lata.
Nie masz roweru, motoru – nie szkodzi, możesz wybrać taksówkę.
Żółtą
taksówkę spotkasz w każdym większym mieście w Kamerunie.
Jako kierowca powiem, że żółte taksówki, to istna plaga dla innych kierowców!
Kto wymusza pierwszeństwo przejazdu, kto ma najwięcej stłuczek, a przy tym
najwięcej krzyczy, że to twoja wina…!
Kierowca żółtej taksówki. Trzeba jednak przyznać rację, że "żółta" zawiezie cię wszędzie, zna każdy rejon miasta i ten znany,
Kierowca żółtej taksówki. Trzeba jednak przyznać rację, że "żółta" zawiezie cię wszędzie, zna każdy rejon miasta i ten znany,
i ten mniej przez ciebie znany, i ten gdzie niechętnie się udajesz,
bo strach,
a trzeba pojechać. W korkach, które nękają Yaounde ten srodek lokomocji przeciśnie się wszędzie i dojedzie w każde miejsce!
Miałam tę przyjemność podróżowania żółta taksówka. Czas naglił więc wynajęłam taksówkę na dwie godziny i pół. Pan chętnie
się zgodził.
Auto, oględnie pisząc czystością nie grzeszyło, drzwi nie
specjalnie chciały się zamknąć, dodawałam sobie animuszu rozmową z kierowcą,
zamykając oczy, co pewien czas, aby nie widzieć, co mój kierowca osobistej taksówki
robi. Ja do sklepu, pan na mnie czeka. Tylne siedzenia, potem i bagażnik
zapełniały się, a ja zostawiałam pana z całym tym majdanem! Pan w pewnym momencie
mówi:
- Musimy wracać!
- Jak to, pytam, zostało jeszcze trochę mojego czasu!
- Siostro, ja nie mam prawa jazdy!
- Nie ma pan prawa jazdy?!
- Dzisiaj rano
mi zabrali, bo nie opłaciłem odpowiednich opłat!
- Pan bez dokumentów jeździł… ,a
policja? Ile kosztuje odzyskanie
pańskich dokumentów?
Dodałam trochę do tego, co powinnam zapłacić. Taksówkarz z
tego szczęścia wyładował wszystkie zakupy i polecił się na przyszłość. Jak do
tej pory nie skorzystałam! Dziwiono się bardzo, że mój osobisty kierowca nie odjechał z zakupionymi rzeczami.
Hm, nawet ta myśl czy
opcja nie przyszła mi do głowy! Stwierdzono, że jestem naiwna. Myślę, że
jeszcze wierzę w uczciwość taksówkarza z żółtej taksówki i nie tylko…
Mamy
jeszcze tzw. Calando. Calando, to osobowy samochód, całkiem prywatny, który
zajmuje się nielegalnym przewozem osób, rzeczy, zwierząt i czego tylko chcesz,
jeśli masz pieniądze, oczywiście!
Wygodny nie jest, a o stanie technicznym
lepiej nie wspominać. Do takiej niby taksówki upycha się 9 osób plus kilka do
bagażnika! Mówią, że to auto przejedzie przez wszystkie możliwe przeszkody, a
jak nie przejedzie,
to pasażerowie Calando przeniosą!
to pasażerowie Calando przeniosą!
P.S
Aktualnie podróżuję miejskim autobusem. Powoli zaczyna mnie nudzić, to podróżowanie codzienne! Gdybym wsiadała w autobus i jechała każdego dnia w miejsce, które lubię, byłaby to podróż wyczekiwana... Już nie liczę pobrań krwi, spotkań z lekarzami, zastrzyków, które mają pobudzić do pracy wydzielanie leukocytów czyli białych krwinek, codziennego naświetlania, zmęczenia i czekania na korytarzach.
Cóż, liczę jednak: zostały jeszcze cztery naświetlania… Byle do piątku! Mam nadzieję, że wytrwam i gdzieś po drodze nie padnę na nos…
Hm, najważniejsze jest, żeby życ, a nie tylko być i liczyć…
Dobrze, że widzę życie w kawałeczkach i fragmentach, ale zdarzają się chwile, gdy otwiera się nagle jakaś całość...