"
'Pokaż mi..., a powiem ci kim jesteś."
Formuła powszechnie znana z quizów dla nastolatek i testów pseudonaukowych, gdzie w miejscu kropek można wpisać wedle uznania:
"jak mieszkasz", "jak śpisz", "swoją szafę" etc. stanowi kolejny dowód na paradoksalność podejmowanych prób oceny poziomu życia mieszkańców Kamerunu według naszych, europejskich kryteriów.
Kim, w naszych, spaczonych zachodnimi, wygodnymi standardami, oczach jest kobieta, która nie zna ojców swoich dzieci? Która mieszka w dziurawej lepiance razem z karaluchami, szczurami i wszystkim co przez te dziury wejdzie?
Która codziennie śpi w tym, w czym chodzi? Która wysyła swoje potomstwo z dwudziestu litrowymi baniakami po wodę do źródła oddalonego o kilometr albo i więcej? Która daje kilkumiesięcznemu bobasowi kawałek surowego manioku do ssania, żeby nie płakało?
Za kogo ją bierzemy, my którzy w domach mamy pięć serwisów obiadowych, 40- calową plazmę na ścianie i mikser z tyloma końcówkami, że już sami nie wiemy do czego one służą. Nie wydaje mi się, żebyśmy posiadali podstawy do komentowania jej zachowania, ponieważ w życiu podążamy dwoma tak odmiennymi torami, iż ocenianie siebie nawzajem mija się z logiką i zakrawa na absurd.
Z kolei nakłonienie takiej kobiety, by zmieniła swoje mieszkanie, zachowanie czy podejście do życia jest o tyle zabawne, o ile nieprawdopodobne byłoby namówienie zatwardziałego Polaka wielbiącego schabowego z mizerią, by z łaski swojej przeniósł się do dziurawej lepianki i do końca życia zapomniał o tym schabowym.
I o mizerii też.
Jest to mój ostatni post na tym blogu i poprzez to wprowadzenie chciałam podkreślić, że podsumowując ostatnie cztery miesiące, które spędziłam w Kamerunie na wolontariacie będę wystrzegać się oceniania czegokolwiek. No może oprócz samej siebie, jako że z natury jestem wybitnie samokrytyczna.
Wolontariat w Afryce to niesamowita sprawa. Nie wydaje mi się, by istniała jakakolwiek bardziej skuteczna metoda, aby otworzyć człowiekowi oczy na takie multum zupełnie nowych kwestii, tak oczywistych, a jednocześnie tak odległych od naszych wyobrażeń.
Wyobraźnia potrzebuje impulsów, nowych doświadczeń, żeby mogła produkować i tworzyć. Żeby mogła funkcjonować. Obcowanie z Kameruńczykami niespaczonymi wszędobylską globalizacją (w Kamerunie nie widziałam ani jednego McDonald'sa!) zapewniło mi tyle impulsów, że nie jestem w stanie ich póki co ogarnąć. Obawiam się, że zajmie mi to sporo czasu.
Jadąc tam, miałam niezliczoną ilość pytań. Wracając tu, nie miałam ich mniej. Już przechodzę do rzeczy, a właściwie do ludzi, bo to oni zafascynowali mnie w Kamerunie najbardziej.
Zauważyłam, że tożsamość człowieka jest niczym niewidoczne piętno odciśnięte w zarodku jego duszy. Tożsamość stanowi naszą najdokładniej skrywaną tajemnicę, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, której, poza wszelką wątpliwością, nie jesteśmy w stanie się pozbyć, o czym dowodzi m. in. tak znany film p.t."Biała Masajka".
Wydawać by się mogło, że skoro miliony ludzi na świecie, żyją w tak podłych warunkach (nie zapominam, że to kwestia względna, ale według mnie życie bez wody bieżącej, elektryczności czy dzielenie łóżka z karaluchami to nie elementy wizji życia na wysokiej
stopie) to i ja tak mogę.
Otóż faktem jest, że nic nie stoi na przeszkodzie by spróbować, ale jak długo można tak egzystować?
Tydzień? Miesiąc? Zauważyłam, że problem nie tkwi w tym, by tak żyć, ale w tym, by nie widzieć w tym problemu! Być może moje wnioski są zbyt daleko idące, ale to codzienne chodzenie po wodę do źródła również stanowi część ich tożsamości. Nie buntują się przeciwko temu, bo wiedzą, że zawsze tak było, więc skoro im się nie pogarsza, to przeciwko czemu mają się sprzeciwiać?
"Skoro nie idziesz do przodu, to się cofasz" jest niewątpliwie domeną ludzi "Zachodu". Trudno mi porównać do czegokolwiek luksus, jaki stanowiłby dla przeciętnego Kameruńczyka kran z wodą w domu. Rzecz w tym, że on nie odczuwa potrzeby posiadania tego kranu. I to jest to dla nas kwestia niepojęta.
Jednak warto zauważyć, iż przeciętny Polak również nie czuje potrzeby wejścia w posiadanie pewnych luksusów. W naszym przypadku mogłaby to być umiejętność obsługi ekspresu do kawy, czy nagrywarki DVD.
Zawsze ciekawiły mnie różnice kulturowe, jednak dopiero od czasu wolontariatu zdałam sobie sprawę z bogactwa tożsamości zamieszkujących naszą planetę i jestem nim szczerze zafascynowana.
Punktem wyjścia do mojego wyjazdu było uczenie afrykańskich dzieci angielskiego. Oczywiście miałam mnóstwo innych
motywów: chciałam zobaczyć Afrykę, pouczyć się francuskiego, spędzić jesień w ciepłym miejscu, zrobić coś innego niż wszyscy etc.
Palcem po mapie trafiłam na Kamerun. To co zdobyłam jest po stokroć razy więcej warte niż to co byłam w stanie dać z siebie.
Mam nadzieję, że nigdy nie odkryję tajemnicy tożsamości, która sprawia, że jesteśmy tak cudownie odmienni. Jednak zapewniam, iż będę próbować z całych sił. I tego również Wam życzę!