Niech nikogo nie
zmyli tytuł… Będzie o przyjaźni, ale z rakiem.
Mój teraźniejszy Guru /śmiech/,
do którego mam wielkie sentymenty
z racji tego, że także i jemu przyszło się
zmierzyć z rakiem.
Do tego napisał
książkę, w której zawarł swoje przemyślenia dotyczące choroby i z humorem, i
pozytywnym nastawieniem do wszystkiego, co go w życiu spotkało, szczególnie do
tego, co go spotkało pod koniec życia. Choroba zmieniła diametralnie jego
życie i wcale nie zgorzchniał, ale zaczął żyć tym nowym...
To była jego
ostatnia książka, wydana za jego życia, o której już wspominałam „Nic nie
dzieje się przypadkiem”.
Terzani opisuje swoje zmagania z nowotworem żołądka,
który doprowadził go ostatecznie do jego śmierci w 2004 roku i szkoda, tak po
ludzku, że odszedł i nie mogę go osobiście w tym świecie spotkać, i porozmawiać
o życiu i śmierci... Spotkanie po drugiej stronie nie będzie tym czym byłoby
tutaj pod żółtym słońcem i niebieskim niebem.
Książka, to jego ostatnia podróż,
w której odwiedza Amerykę, Indie i Chiny w poszukiwaniu lekarstwa, harmonii duchowej i
nowej wizji swojego życia. Był znawcą Azji i pracował jako azjatycki
korespondent dla niemieckiego tygodnika Der Spiegel . Współpracował także z
innymi gazetami. Był specjalistą od zagadnień historycznych i politycznych
Azji, ale miał także głębokie zanteresowania filozoficzne aspektów kultury
azjatyckiej.
Choć niewierzący, zawsze w jego podróżach odwoływał się do aspektów
duchowych krajów, które odwiedzał. Pracował i żył w Pekinie, Tokio, Singapurze,
Hong - Kongu, Bangkoku i Delhi. Przygód miał co niemiara, jak np. ta kiedy
Czerwoni Khmerzy próbowali go zabić po przybyciu do przygranicznej miejscowości Poipet. Życie uratowała mu znajomość języka
chińskiego.
„Koniec jest moim początkiem”
książka wydana po śmierci Terzaniego. Napisana jest w formie rozmowy ze
swoim synem Folco. Na podstawie tejże książki powstał film z Brunem Ganzem w roli głównej.
Cóż, mój Guru
chorobowy był wyznawcą wszystkich religii
świata, co nie umniejsza jego pozytywnego podejście do choroby i jest godne
naśladowania, przynajmniej dla mnie.
Jeśli
nie możemy go naśladować, bo każdy ma swoją wizję chorowania, to można poczytać jego przemyślenia i przy okazji uśmiać się po same pachy w tej i z tej choroby nie
pijąc kakao /śmiech/.
Bo cóż nas czeka:
życie lub śmierć, a jedno i drugie jest związane ze sobą bardzo ściśle,
nieodwołalnie.
Wiem, że Słowo Boga ma moc, ale także słowo człowieka ma moc, a jeśli jest ono także przeżyte, to ta moc jest podwójna.
Wiem, że Słowo Boga ma moc, ale także słowo człowieka ma moc, a jeśli jest ono także przeżyte, to ta moc jest podwójna.
Mówią, że jakie
życie taka śmierć i jest w tym stwierdzeniu prawie całkowita prawda. Człowiek
ten, tak myślę, nigdy nie był znudzony. Za znudzenie nie odpowiada bowiem rzeczywistość,
lecz, to, że się jej uważnie nie przyjrzeliśmy.
„ Język, którym obudowana jest ta choroba, to
język wojny i ja sam początkowo sam go używałem.
Rak jest „wrogiem”, którego
należy „pokonać”; terapia to „broń”, a każda faza leczenia to „bitwa”.
„Choroba”
postrzegana jest zawsze jako coś obcego, co wdziera się do naszego
wnętrza, żeby narobić nam kłopotu,
powinna być zatem zniszczona, wyeliminowana, usunięta.
Już po kilku tygodniach
obcowania z rakiem wizja ta przestała mi się podobać, przestała mi odpowiadać.
Ze względu na konieczność współistnienia czułem, że ten wewnętrzny gość stał
się częścią mnie samego, tak jak ręce, nogi i głowa, na której w wyniku
chemioterapii nie miałem już ani jednego włosa.
Bardziej niż rzucać się na tego
raka w jego różnych wcieleniach, wolałem z nim porozmawiać, zaprzyjaźnić się;
głównie dlatego, że zrozumiałem, iż tak czy owak on już tam zostanie, być może
w uśpieniu, żeby mi towarzyszyć przez
całą resztę drogi.
- Kiedy rano wstajecie , uśmiechnijcie się do waszego
żołądka, do waszych płuc, do waszej wątroby.
Tak naprawdę wiele od nich zależy
– usłyszałem od Thich Nhat Hanha, słynnego wietnamskiego mnicha buddyjskiego.
Nie wiedziałem jeszcze wtedy, jak bardzo ta rada mi się przyda.
A teraz każdy
dzień zaczynam od uśmiechu do gościa,
którego miałem w środku.
.... Jeśli już
spotkało mnie to doświadczenie, warto było dobrze je wykorzystać. Żeby o tym
pamiętać, przykleiłem do stołu, na którym codziennie próbowałem prowadzić
dziennik, kartkę, na której zapisane były wersy koreańskiego mnich zen z
ubiegłego wieku:
Nie proś o to by mieć doskonałe zdrowie
Byłaby to
zachłanność
Uczyń z cierpienia lekarstwo
I nie oczekuj drogi bez przeszkód
bez tego ognia twoje światło by zgasło
Skorzystaj z burzy by się wyzwolić
Zacząłem traktować tę chorobę jak przeszkodę ustawioną na mojej drodze, żebym
nauczył się skakać. Problem polegał na tym, czy byłem zdolny skakać do góry,
czy tylko w bok albo – co gorsza – w dół.
Być może w tej chorobie ukryty był
jakiś tajny przekaz: przyszła na mnie, abym się czegoś nauczył!
Zacząłem
myśleć, że sam, nieświadomie chciałem tego raka. Od wielu lat próbowałem wyjść z rutyny,
zwolnić rytm moich dni, odkryć inny sposób spojrzenia na różne rzeczy; słowem –
żyć inaczej. Teraz wszystko się zgadzało. Również fizycznie stałem się kimś
innym.”
P.S
I ja także od
wielu lat chciałam zwolnić rytm moich dni. Sama nie byłabym zdolna zatrzymać tego stanu, w którym się
znalazłam. Na dzisiaj wiem, że to, co mi się przydarzyło jest dla mnie
dobrem... Cuda zdarzają się czego sam
jestem przykładem. Można być uzdrowionym na ciele, ale to nie takie ważne /dla mnie/...
Ważniejszy jest nasz duch, to COŚ, co nas naprawdę stanowi, co porusza nasze
ciało i wtedy choroba ze wszystkimi jej konsekwencjami jest do przyjęcia, i
może stać się wyzwoleniem, i pomocą dla mnie samej, i dla innych. Piszę
dziennik, o mojej chorobie, owszem, ale nie jest ona centrum mojego
teraźniejszego życia, jest częścią całości, która nazywa się ŻYCIEM. Dokładam
wszelkich starań, aby to życie było do końca radosne, może przez łzy, ale
radosne i z klasą /śmiech/, jak mawia moja siostra rocznikowa Lucynka. Cierpienie ma wielka moc!!!
Chemia
miała powalić mnie na kolana... jeszcze nie powaliła, ale dostrzegam powoli
skutki tego czerwonego specyfiku i powali, tego jestem pewna... i co ze mnie zostanie? Ostatni wlew mam 8
maja, jeśli pozostałe jeszcze wlewy przyjmę w terminie. Czekają mnie
naświetlania w szpitalu, a potem jeszcze 18 wlewów herceptyny, co trzy tygodnie.
Więc łatwo sobie obliczyć ile mam czasu na nic nie robienie /śmiech/. "Ostatni fragment drogi, to drabinka
prowadząca na dach, z którego widać świat, ten ostatni fragment – trzeba przejść
na piechotę, samotnie. Żyję teraz tutaj z poczuciem, że wszechświat jest
nadzwyczajny, że nic nie zdarza się nam przypadkiem i że życie to nieustanne
odkrywanie....
A ja mam szczególne szczęście, bo teraz bardziej niż kiedykolwiek każdy dzień jest naprawdę jeszcze jednym obrotem na karuzleli...”
Jest ze mna, wspiera mnie, i modli się za mnie bardzo wiele osób... Codziennie proszę Boga, aby dzielił te modlitwy dla tych, którzy moze bardziej potrzebuje ich niz ja... Wiadomo, ze wszelkim dobrem trzeba się dzielić! Dziękuje Wam wszystkim...
A ja mam szczególne szczęście, bo teraz bardziej niż kiedykolwiek każdy dzień jest naprawdę jeszcze jednym obrotem na karuzleli...”
Jest ze mna, wspiera mnie, i modli się za mnie bardzo wiele osób... Codziennie proszę Boga, aby dzielił te modlitwy dla tych, którzy moze bardziej potrzebuje ich niz ja... Wiadomo, ze wszelkim dobrem trzeba się dzielić! Dziękuje Wam wszystkim...
Dla ścisłości:
moim jedynym Guru jest Jezus, zadziwiam się Słowem, zadziwiam się tym, co mówi
Bóg... nie lękaj się, żyj tak, jakby to byl twój pierwszy lub ostatni dzień życia... Ten pierwszy czy ostatni to tylko kwestia czasu...
Judith, Judith- teraz ja nie wiem- co powiedzieć - daleka i trudna droga przed Tobą, niezwykle trudna, ale do wytrwałych świat należy, no i jest jeszcze Guru- nasz Guru.. , i jest jeszcze piękny świat.
OdpowiedzUsuńDrogi rozne miewalam, a ta ktora przede mna inna jest po prostu... i ma swoj urok...
UsuńJ.
Wierzę, że będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńI ja wierze, ze cokolwiek mnie spotka, bedzie po prostu DOBRZE.
UsuńJ.
Tak wiele słów a tak prosty przekaz - CIESZ SIĘ TYM CO MASZ. Tu i teraz. I dawaj, i przyjmuj, i tańcz i śpiewaj na głos, bo właśnie teraz jest na to czas. :-)
OdpowiedzUsuńBO czas na radosc jest zawsze...
UsuńJ.
Twoje spostrzeżenia, Jutith, są mądre i bogate. Czytam je i dumam nad życiem. Dzięki
OdpowiedzUsuńZycie innych jest po to, aby brac...
UsuńJ.
...Jezus Cię wspiera i pomoże przejść drabinę, szczebel po szczeblu...i wierzę, że pokonasz chorobę! ...bo masz siłę ducha, masz wiarę i ufność...
OdpowiedzUsuńSerdeczności!
Wiem tylko jedno, cokolwiek bedzie jestem w dobrych rekach...
UsuńJ.
nie jest łatwo Judith rozmawiac z tym gościem w środku ...nie jest łatwo,to ogromna sztuka,jakby dalsze wtajemniczenie...
OdpowiedzUsuńzdajesz sobie sprawę ,że będzie trudniej,ale kazdy dzień darowany,to coś co doceniamy,patrzymy na chorobę jak na przeszkodę do pokonania,ile starczy sił.
I tych sił i wiary Tobie życze Judytko...z całego serca:)
Nie jest latwo..., ale dopoki mozna trzeba po prostu ZYC i to dobrze.
UsuńJ.
Judith, dasz radę, choć jeszcze daleko do pożegnania z medycyną. Masz dobrą psychikę, a to najważniejsze. Nie pomoże mocny organizm, gdy psychika słaba.
OdpowiedzUsuńŻyj pełnią życia na tyle, na ile Ci aktualnie sił starcza. Masz dookoła siebie wiele życzliwych osób i sporo "przesyłek" dobrych fluidów.Korzystaj z tego w pełni.
Trzymaj się, dzielna Istoto;)))
Daje rade, a czy dam do konca czas pokaze...
UsuńJ.
Dużo sił i wiary. Ani zdrowa osoba, ani chora nie zna swojego dnia... dlatego tak ważne jest to, o czym napisałaś. Żyć każdą chwilą.
OdpowiedzUsuńTa wlasnie chwila...
UsuńJ.
Od dziś będę się uśmiechał nei do swojego odbici a w lustrze, a robiłem to nagminnie, a do żołądka (za dużo mocnej kawy) i do wątroby (zbyt dużo czerwonego wina):-)))
OdpowiedzUsuńKrzysiu, nie usmiechaj sie tylko rzuc...te kawe, to wino /smiech/ i pij nagminnie kakao /smiech/
UsuńJ.
Z kawy już zrezygnowałem /prawie/ i piję yerba mate od kilku dni. Wino uwielbiam, więc pozostaje tylko ograniczyć nieco. A kakao obowiązkowo:-)))
Usuńtyle treści, że czytam już drugi raz.a przekaz jak to zauważył słusznie mironq bardzo prosty. judith, po pierwsze, rzeczywiście masz dobra psychike i wierzę, że potrafisz na tyle skutecznie zaprzyjaźnic się z twoim nieproszonym lokatorem na tyle skutecznie, że będzie sobie cichutko siedział i nie zagrażał twemu zyciu. po drugie, wszystko co piszesz, te cytaty, to wszystko prawda. Dane nam było w ubiegłym roku stanąć wobec smiertelnej choroby jednego z członków naszej rodziny. Powiem ci, było trudno jak nie wiem, wzloty i upadki. To był nasz najtrudniejszy rok w zyciu. I wiesz co? Mysląc, że to najgorszy rok dla naszej rodziny - zrozumieliśmy w rezultacie, że wszyscy dostąpiliśmy wielkiej łaski. Pozwoliło to nam ponaprawiać wiele aspektów naszego zycia, zresztą jak będziesz chciała to przeczytaj sobie tutaj post "Butterfly circus": http://laviolettee.blogspot.be/2012/12/the-butterfly-circus.html
OdpowiedzUsuńWiem, ze nic w życiu nie dzieje się bez powodu.
Sciskam serdecznie i mam cię w swoich myślach.
Bardzo czesto ludzie mysla, ze choroba to cos zlego... Owszem, tak, ale jak idziesz dalej okazuje sie, ze ta zla choroba uzdrawia tak wiele i stwierdzamy, ze stalo sie to dla naszego dobra...
UsuńDziekuje...
J.
polecam również "Ostatni wykład"
OdpowiedzUsuńTak, bez watpienia!
UsuńJ.
Dziękuję, że mnie odwiedziłaś, dzięki temu ja mogę odwiedzić i poznać Ciebie.
OdpowiedzUsuńNic nie dzieje się bez przyczyny.
Uściski:)
Prawdziwie... nic nie dzieje sie przez przypadek...
UsuńJ.
Wiara i modlitwa czynią nas silniejszymi i wytrwałymi.My także modlimy się o zdrówko dla siostry i gorąco,gorąco,gorąco wierzymy!!!
OdpowiedzUsuńDziekuje Kasiu, ale dodaj takze: o dobry humor, i chrapke na szalenstwa jeszcze /smiech/
UsuńJ.
Ależ oczywiście,dobry humor to podstawa udanego dnia.A co do szaleństwa to umawiamy się na powtórkę tego berka,tym razem na podwórku u w.Jaśka,mam już nawet paru chętnych,a inni jeszcze nie wiedzą że są chętni a już się pewnie szykują ha ha ha :)ciekawe co właściciele podwórka na to że im tylu gości ściągniemy ha ha
UsuńNie wiem tylko czy Jasiu da rade /smiech/
UsuńJ.
Twoja psychika z tego co obserwuje jest bardzo silna!Nie zmienia to jednak faktu ze małe załamki sie zdarzają.Ty sobie z tym poradzisz bo masz Boga w sercu a on wie najlepiej ile potrafimy wytrzymac i nie daje nam ponad tego co możemy żnieść.Nos do góry ,pierś do przodu i na przód wyzwaniom:)Pozdrawiam cie bardzo serdecznie i ciepło:)
OdpowiedzUsuńZawsze mamy na nasza miare...
UsuńJ.
Nigdy nie wiadomo co przyniesie jutro.
OdpowiedzUsuńMoja Mama powinna była odejść 40 lat temu ,
a przetrzymała wszystko i żyje...
Silna psychika i wiara dała jej siłę.
Tylko tyle i aż tyle...
Myśl pozytywnie a wszystko się ułoży dobrze.
Serdecznie pozdrawiam
Trzeba myslec przedze wszystkim realnie, a wszystko inne zostawic i ZYC!
UsuńJ.
Ojtam nic nierobienie, wierzę, że wiele dobrego robisz w tym czasie i nie tylko dla siebie, dla innych również. O książce słyszałam... Buziaku, siły Ci życzę, siły!
OdpowiedzUsuńNic nierobienie tzn. wola jak ptak, ktory moze fruwac gdzie i jak chce... tego bylo mi potrzeba...
OdpowiedzUsuńJ.
W naszym domu dwa lata temu zagościło dwóch takich lokatorów. Na cztery kobiety - dwie wybrane. Jedna chyba podobna rodzajem choroby do Ciebie. Na dziś jest już i po wlewach (tych paskudnych, z czerwoną chemią), i po operacji (miałyście inną kolejność), i po naświetlaniach, i po herceptynie (miała ich 17). Przebrnęła, choć czerwona chemia naprawdę dała jej w kość. Nie poddała się nawet na chwilę, nie przestała pracować! Dała się zastąpić tylko wtedy, gdy leżała w szpitalu :) Fakt, kobieta o bardzo mocnej psychice. Przy niej... nie śmiem marudzić na swoje dolegliwości i chorobowych przyjaciół (bo też jakichś mam, ale zupełnie innych).
OdpowiedzUsuńWiem natomiast, że choroba Ją przemieniła. Stała się wrażliwsza i wyrozumialsza dla innych. To można było zaobserwować z zewnątrz. Co stało się w Jej wnętrzu - niech pozostanie Jej i Pana Boga tajemnicą.
Ale wszystkie wiemy, że po coś to było :)
Te tajemnice... jakie sa slodkie...
UsuńJ.
Myśl, by oddawać modlitwy za mnie dla innych! - jest tak prosta, a tak niezwykła :) Dziękuję za podpowiedź :)
OdpowiedzUsuńWiesz, Judith, nic nie jest w czasie takie, jak było przedtem... i to jest chyba ten smak życia:) do szczęścia brakuje tylko kakao /śmiech/
OdpowiedzUsuńwłaśnie wróciłam z podróży, w której "łapałam" perspektywę - spodobała mi się Twoja - od dziś już ja pogadam z moim kręgosłupem!:)
Owocnych rozmow /smiech/
UsuńJ.
"Jutro" to nieodkryty horyzont, nigdy nie wiadomo co nas spotka. Trzeba być radosnym, z pakorą przyjmować przeciwności i wierzyć. To daje siłę. Dobrze, że Tobie jej nie brakuje, oby tak dalej. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMam dzisiaj kolejne jutro... poranki lubie najbardziej!
UsuńJ.
Dałaś mi do myślenia, jak zwykle zresztą.
OdpowiedzUsuńOd lat pod wpływem różnych lektur staram się bardziej uważać na słowa, ale tak często mi się to nie udaje - wypadają jakieś takie niechciane w moim kierunku i w kierunku tych, których kocham.
Resztę przemyśleń pozostawię dla siebie, dziękuję :)
Czesto korzystam z przemyslen innych, bo kazdy z nas to tak bogaty swiat...
UsuńJ.
Gdzie jesteś?Chciałabym Cię wyściskać;))
OdpowiedzUsuńNo, w Gdansku /smiech/
UsuńJ.
Żałuję,że tak daleko!!!!:)))))
Usuńnigdy jusz nie bedzie jak wczesnej. Ja tez zastanawijam sie czy trzeba naprawde pokonac, bronic sie etc. jednak um spiro spero. I naprawde Pan Bog wie lepiej od nas.
OdpowiedzUsuńDziekuje za blog
Jestem przekonana na wszystkie procenty, ze po prostu WIE!
UsuńJ.
Hm... komentarz jest tutaj zbędny. A zatem pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń"nie lękaj się, żyj tak, jakby to byl twój pierwszy lub ostatni dzień życia... Ten pierwszy czy ostatni to tylko kwestia czasu..."
Takze pozdrawiam Cie tego pieknego poranak...
UsuńJ.
Hm książkę postaram się przeczytać - będę myślami przy Tobie - przekażę Twoją sprawę kuzynce / post : Bogactwo w IX/12/ przeszła już całą tą walkę - przepraszam ale nie potrafię przelać moich myśli - Trzymaj się niech Pan nad Tobą czuwa - wierzę w Opaczność Bożą - Z bogiem ewa
OdpowiedzUsuńPozdrawiam kuzynke...
UsuńBez Opacznosci Bozej marnie by bylo...
J.
Najpierw "choć niewierzący", potem "mój Guru chorobowy był wyznawcą wszystkich religii świata" - czyli tak naprawdę był wierzący i to wierzący prawdziwie, bo skoro Bóg jest jeden, to skąd te wszystkie religie, wyznania, odłamy itp. Czyż nie są one wyrazem słabości i małej wiary człowieka, który z tej jedynej religi pochodzącej od jednego i jedynego Boga wybiera tylko to, co mu pasuje?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę pogdy ducha, siły i wytrwałości w chorobie.
I ciagle szukamy..., a wszystko co wazne jest przed nami...
UsuńJ.
Teraz tylko pomilczę!
OdpowiedzUsuńTulę i pozdrawiam Judith!
Nie na darmo mowia, ze milczenie zlotem jest...
UsuńJ.
tak mądrze napisałaś, powinnam wziąć sobie do serca twoje słowa o dobrej stronie choroby. tylko czy umiem? ja nadal jestem niepogodzona ze swoją.ciepło pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTej dobrej strony choroby trzeba uczyc sie kazdego dnia...
UsuńJ.
Judith, jak Ty to robisz? Sama potrzebujesz siły, energii, bo zużywasz nadto na walkę a jeszcze rozdajesz jej tyle nam - i to na lewo i prawo... :)
OdpowiedzUsuńNie wiem jak inni ale ja dużo czerpię i dziękuję.
Mam nadzieję, że wraca do Ciebie ze zdwojoną mocą, bo głupio by mi było, gdyby nie ;)
"żyć jakby to był pierwszy i ostatni dzień" - tego mi właśnie trzeba. Kiedyś się w końcu nauczę.
Pozdrawiam serdecznie :)
Sama zastanawiam sie skad to mam... i to jest wlasnie to cos czego nie idzie po ludzku wytlumaczyc...
UsuńJ.
Podpisuję się pod zdaniem: "Jak Ty to robisz?":-)))
UsuńWiele pokoju jest w Twoich słowach. Niech on trwa w Twoim sercu :-)
OdpowiedzUsuńMaciejka
Co daj Panie Boze, Amen...
UsuńJ.
Moim guru jest mój urolog :-))) fenomenalny lekarz,fantastyczny człowiek.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Ciebie :-)))
Jesli potrafi odpowiedziec na wszystkie pytania to chcz jego adres /smiech/
UsuńJ.
Mówisz i masz:-))) jak tylko będziesz w Częstochowie zabiorę Cie do niego:-)))
UsuńPiszesz "...Spotkanie po drugiej stronie..." Tak bardzo chcialabym wierzyc, ze jest ta druga strona, dla mojego Syna, ze jest tam i ze jest szczesliwy i czeka na mnie. Teresa
OdpowiedzUsuńJest Druga Strona... i Twoj Syn czeka na Ciebie!
UsuńJ.
Dziękuję Bogu za Ciebie, Judith,
OdpowiedzUsuńa Tobie - za lekcje życia.
Wspieram Cię, jak umiem.
Ściskam!
A ja za Ciebie Anno...
UsuńJ.
Nie proś o to by mieć doskonałe zdrowie
OdpowiedzUsuńByłaby to zachłanność
Uczyń z cierpienia lekarstwo
I nie oczekuj drogi bez przeszkód
bez tego ognia twoje światło by zgasło
Skorzystaj z burzy by się wyzwolić
Ja wierzę w Boga i wiem , że on ma decydujące słowo czy zostaniemy na dłużej czy na krótko. Ja modlę się byś była jak najdłużej i chwaliła Go na ziemi.
Jdytko całuję...
No, wiesz... moze byc..., ale w tej kwestii dluzej czy krocej oddalam to w Jego rece.
UsuńJ.
Judyto, Ty masz WIARĘ i pozytywne myślenie.
OdpowiedzUsuńPrzy tej chorobie to jest najważniejsze.
Wiem co piszę, mam bardzo bliską osobę po przeszczepie szpiku kostnego. ( 10 grudnia 2012)
Dwukrotny ostry nawrót białaczki.
Ta osoba nie dopuszczała do siebie złych myśli. Wierzyła, że ZAWSZE będzie DOBRZE!
Ty wiesz, że wszyscy jesteśmy przy Tobie.
Ślemy nasze prośby do PANA!
Serdecznie pozdrawiam
Teraz juz wiem, jak wielu ludzi choruje na nowotwory i bedzie ich coraz wiecej... Co zrobic, aby zatrzymac te dziwna dolegliwosc...
UsuńJ.
A ja pomilczę... podumam...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
A moge przy Tobie pomilczec i podumac...?
UsuńJ.
Oczywiście, nawet to czuję, że razem się zadumałyśmy. Bliskość się czuje.
UsuńOj, widzę że nie jest u Ciebie zbyt dobrze :(
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o podobną tematykę, to bardzo polecam również książkę "Więksi niż miłość" - nawet napisałam jej recenzję u siebie...
Życzę powodzenia w walce z tym dziadostwem... I wytrwałości, bo tego trzeba chyba najbardziej w życiu z przewlekłą chorobą. Pozdrawiam :)
..., ale takze nie jest zbyt zle...Pan z nami!
UsuńJ.
Przekazujesz bardzo duzo pozytywnej energii Judith, Twoje wpisy sa optymistyczne i pelne ciepla.
OdpowiedzUsuńTak trzymaj, pozdrawiam:)
Bede trzymac.../smiech/
UsuńJ.
Czuję podobnie.. i wierzę w Boską Moc-;)) Pozdrawiam i przytulam serdecznie
OdpowiedzUsuńUleczko, dziekuje...
UsuńJ.
Podziwiam Cię za Twoje przemyślenia. Ja chyba bym tak nie potrafiła podejść do podobnego problemu, jak Ty, niestety. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz ile w Tobie Mocy...
UsuńJ.
Dobrze się stało ,że go spotkałaś (Terzaniego)we właściwym czasie. Nic nie dzieje się przypadkiem. Teraz myślę dlaczego spotkałam Ciebie teraz właśnie? Nie panikuje. Czas pokaże. Na pewno to wszystko ma sens i choroba też. Myślę o Tobie.
OdpowiedzUsuńA spotkalam go za sprawa s Grazyny /takze Pallotynka/, ktora paracuje w Kongo... Zadzwonila i prosila, abym przeczytala...wiec czytam.
UsuńCzas... to jednak dobry przyjaciel czlowieka tylko trzeba dac sobie czas dla Czasu...
J.
Dziękuję, za tą piękną dla mnie lekcje...
OdpowiedzUsuńSama doświadczyła i od roku na nowo doświadczam tego przyjaciela...
Można powiedzieć, że tego przyjacie znm od maleńkości (najpierw zaprzyjaźnił się z moją siostrzyczką, a kilkanaście lat później ze mną...)
Jeszcze raz dziękuję:*
Przytulam do serca :*