Podania mówią, że
był czwarty Mędrzec,
który wyruszył w drogę z innymi Mędrcami.
Każdy człowiek ma swoją drogę, swoją gwiazdę i swoją tęsknotę więc wcale się nie dziwię, że czwarty Mędrzec poszedł swoją drogą, bo tylko tą drogą mógł dojść do celu...
Mówią, że był najmłodszy spośród czterech, żadnemu zaś z nich nie płonęła w sercu tak głęboka tęsknota, jak właśnie jemu. Ów wędrowiec zabrał ze sobą jako prezent dla królewskiego Dzieciątka trzy błyszczące, szlachetne kamienie.
który wyruszył w drogę z innymi Mędrcami.
Każdy człowiek ma swoją drogę, swoją gwiazdę i swoją tęsknotę więc wcale się nie dziwię, że czwarty Mędrzec poszedł swoją drogą, bo tylko tą drogą mógł dojść do celu...
Mówią, że był najmłodszy spośród czterech, żadnemu zaś z nich nie płonęła w sercu tak głęboka tęsknota, jak właśnie jemu. Ów wędrowiec zabrał ze sobą jako prezent dla królewskiego Dzieciątka trzy błyszczące, szlachetne kamienie.
Podczas drogi
usłyszał nagle szlochanie dziecka. W kurzu zobaczył leżącego chłopczyka,
bezbronnego, nagiego i krwawiącego z pięciu ran. Tak niezwykłe było to dziecko,
tak delikatne i bezbronne, że serce młodego Króla napełniło się litością.
Podniósł je i zawrócił do wioski, którą właśnie zostawili za sobą.
Tam nikt nie znał dziecka. Poszukał opiekunki i przekazał jej jeden ze szlachetnych kamieni, by w ten sposób zabezpieczyć życie dziecka.
Podniósł je i zawrócił do wioski, którą właśnie zostawili za sobą.
Tam nikt nie znał dziecka. Poszukał opiekunki i przekazał jej jeden ze szlachetnych kamieni, by w ten sposób zabezpieczyć życie dziecka.
Udał się następnie w dalszą wędrówkę.
Gwiazda wskazywała mu drogę. Przechodził przez miasto, w którym na przeciw niego wyszedł orszak pogrzebowy. Umarł ojciec rodziny.
Matka i dzieci miały być sprzedane do niewoli. Król przekazał im drugi drogocenny kamień. Gdy tak wędrował nie widział już Gwiazdy. Dręczył się wątpliwościami, czy też nie stal się niewierny wobec swojego powołania.
Gwiazda wskazywała mu drogę. Przechodził przez miasto, w którym na przeciw niego wyszedł orszak pogrzebowy. Umarł ojciec rodziny.
Matka i dzieci miały być sprzedane do niewoli. Król przekazał im drugi drogocenny kamień. Gdy tak wędrował nie widział już Gwiazdy. Dręczył się wątpliwościami, czy też nie stal się niewierny wobec swojego powołania.
Jednak wtedy raz jeszcze zajaśniała
na niebie Gwiazda. Wędrował za nią przez obcą krainę, w której szalała wojna. W
pewnej wiosce żołnierze zgromadzili wszystkich mężczyzn, aby ich zabić. Wtedy
Król wykupił ich trzecim drogocennym kamieniem. Ale teraz nie dostrzegł już
więcej gwiazdy. Ogołocony ze wszystkiego kroczył przez krainę i pomagał ubogim
ludziom.
Przybył
do pewnego portu w chwili, gdy ojciec rodziny jako wioślarz na jednej z galer
miał odpokutować za swoją winę.
Król zaofiarował samego siebie i pracował prze
wiele lat jako wioślarz na galerze. Wtedy w jego sercu ponownie wzeszła
Gwiazda. Wkrótce przeniknęło go wewnętrzne światło i ogarnęła go spokojna
pewność, że mimo wszystko jest na właściwej drodze.
Niewolnicy i panowie
odczuwali to niezwykłe światło owego człowieka. Został wypuszczony na wolność.
We
śnie zobaczył Gwiazdę i usłyszał głos:
Pośpiesz się! Pośpiesz!
Wstał w środku nocy.
Wówczas zajaśniała Gwiazda i
zaprowadziła go do bram wielkiego miasta. Z tłumem ludzi został zapędzony na
wzgórze, na którym stały trzy krzyże. Ponad środkowym krzyżem jaśniała Gwiazda.
Wtedy spotkało go spojrzenie człowieka, który wisiał na tym krzyżu. Człowiek
ten musiał odczuwać wszystkie cierpienia, wszystkie utrapienia świata, tak
niezwykłe było jego spojrzenie.
Ale też litość i bezgraniczna miłość. Jak
błyskawica przemknęła myśl: tutaj jest cel, do którego pielgrzymowałem przez
całe życie. Król opadł pod krzyżem na kolana. W jego otwarte ręce spadły trzy
krople krwi.
Były bardziej lśniące niż drogocenne kamienie.
Gdy Jezus umarł,
umarł także Król. Jego twarz w śmierci była zwrócona w kierunku Jezusa i
błyszczała jak promieniejąca gwiazda.
/Eduard Schaper/
P.S
Każdy z nas ma swoją niepowtarzalną drogę, gwiazdę i tęsknotę...
Często
nie widzimy światła naszej gwiazdy i wtedy wątpimy, czy znajdujemy się na
właściwej drodze. A Gwiazda świeci i świecić będzie do końca naszych dni.
Nikt
jej nie zgasi nawet Ty sam.
Nie pytaj „dlaczego”,
bo czyż nie można zapytać „dlaczego nie ja?”. Mówisz, że Twoja droga jest
trudna... Nie jest za trudna dla Ciebie. Masz wszystko, aby przejść swoją
drogę... Pomyśl, gdyby Ktoś powiedział Tobie dzisiaj: zabiorę od Ciebie Twoje
cierpienie, ale powiedz mi, wskaż mi komu mam dać to, co Cię boli... Kogo byś
wskazał? Komu dałbyś Twoje cierpienie...?
Ja tego nie zrobię, bo to
cierpienie, ta droga jest moja i dla mnie.
Na dzisiaj może nie rozumiesz, ale czy
wszystko trzeba rozumieć, czy wszystko da się zrozumieć? Zrozumienie zawsze
przychodzi w swoim czasie... Na naszej drodze zawsze stają ludzie, którzy są dla
nas drogowskazami, pomoca. Problem w tym, ze często nie chcemy właśnie tych ludzi, chcemy innych,
tych po naszej myśli. Nigdy nie jesteśmy sami... Droga Miłości Boga i ludzi jest drogowskazem
do dojścia do celu, do dotarcia do tęsknoty, która przestanie być tęsknotą...
Piękna przypowieść i to, co napisałaś poniżej. Czasem nie rozumiemy, że droga którą kroczymy jest najlepsza dla nas.
OdpowiedzUsuńWiesz, ja takze czesto nie rozumie...
UsuńJ.
Judyto, jak zawsze piękne historie wynajdujesz i mądre słowa piszesz, dziękuję za nie i mam nadzieję częściej zauważać moje drogowskazy
OdpowiedzUsuńTo co pisze, pisze najpierw dla siebie samej...
UsuńJ.
wiem ;)
UsuńPiękna opowieść ...
OdpowiedzUsuńTakie opowieści są po ty by nam uświadamiać naszą własną drogę.
Jedni szukają, inni są a niektórzy nigdy jej nie znajdą...
Szkoda mi Tych, co nigdy nie zajduja..., ale czy tak do konca wiemy, ze nie znajduja?
UsuńJ.
Piękna i mądra ta opowieść. Jest taka bajka dla dzieci (Lato Muminków) i pada w niej jedno ogromnie ważne i wg mnie mądre zdanie: " tyle jest na świecie rzeczy, których nie możemy zrozumieć, ale czy musimy wszystko rozumieć?". Odnoszę wrażenie, że my ciągle czegoś chcemy za dużo - coraz więcej mieć, coraz więcej widzieć, coraz więcej wiedzieć, rozumieć. A te wszystkie "chcenia" z całą pewnością nie wychodzą nam na dobre. Myślę,że nie łatwo wybrać własną drogę życiową, zwłaszcza w młodym wieku, w dzisiejszych czasach, gdy coraz mniej prawdziwych autorytetów. Co do pytania "dlaczego ja, dlaczego mnie się to przydarzyło" - z bliżej nie znanych mi powodów stawiamy je przeważnie wtedy, gdy spotyka nas coś złego.
OdpowiedzUsuńJakoś nikt nie zadaje sobie tego pytania, gdy spotyka go coś dobrego;).
Ja mam na to zawsze jedną odpowiedz - bo tak wypadło ze statystyki:))
Wszystkiego dobrego Judith,;)
Statystyki zazwyczaj nie mowia prawdy...
UsuńJ.
Nie raz już wypowiedziałam te słowa "nawet największemu wrogowi nie życzyłam bym mojego kalectwa" ... nie oddam mojego cierpienia, ale szczęścia też nie oddam ...
OdpowiedzUsuńSzczescia tym bardziej... nie oddawac!
UsuńJ.
Każdy ma swoją gwiazdę, drogę i tęsknotę... trudno jest, jednak, czasem je zaakceptować. Oj, nabuntowałam się w życiu niejeden raz!/śmiech/
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno zdanie z Twojego wpisu, Judytko: Nigdy nie jesteśmy sami... - to mi przypomniało opowieść o człowieku, który wędrował z Panem - widział jego śladu na piasku, ale te - w którymś momencie zniknęły... kiedy ponownie Pan mu się ukazał, z wyrzutem powiedział: "Panie, czemu mnie opuściłeś?" A Pan mu odpowiedział:"Nie opuściłem. Niosłem Cię wtedy na rękach!"
Mnie - ta opowieść zawsze podtrzymuje na duchu:)
Pozdrawiam serdecznie!
E.
Jedno wiem, nie bylam i nie jestem i nie bede sama...
UsuńJ.
I to jest piękne, Judith!
UsuńWystarczy wiedzieć to jedno, by naszej drodze nadać sens :)
Swoją drogą przeważnie idą ludzie młodzi. Ten czas buntu i wyborów, choćby złych, ale własnych... Ale na każdej drodze, nawet tej na której nie widać celu, można czynić dobro.
OdpowiedzUsuńNa większość ludzi przychodzi czas rozliczeń, czy więcej dałem, czy więcej chciałem mieć? Szkoda, że zawsze jest to w tym okresie życia, kiedy dać już można niewiele.
Wierzę, że Bóg tak kieruje moim życiem, że nawet upadek, któremu sam jestem winny ma jakiś cel. Może chodzi o to, abym pomyślał, wstał i poszedł dalej... Podobnie z doświadczeniami, które spadają na człowieka. Nie sztuka jest być szczęśliwym, kiedy jest się młodym, zdrowym i bogatym. :-)
Z moich własnych doświadczeń i obserwacji wynika, ze większość woli jednak dawać niż przyjmować.
Wazne jest dzisiaj i zawsze jest czas, aby isc i dojsc...
UsuńJ.
Tak bardzo cieszę się, że natrafiłam na tak wspaniałych ludzi. Mam tutaj na myśli właśnie siostrę i ks. Marcina Andrzejewskiego z parafii pod wezwaniem Chrystusa Króla w Radomiu. Gdy siostra gościła u nas, byłam ostatnią osobą, która przyszła pod kościół. Wszystko już było składane, a ja wpadłam jak poparzona z nadzieją, iż jeszcze siostrę spotkam. Udało się!- pomyślałam, gdy tylko ujrzałam siostrę. Spotkanie, pomimo że bardzo krótkie zaowocowało w moim życiu coś nowego. Ks. Marcin dużo opowiadał mi o tym jak było podczas misji,na której on był. Przez te sceny, które stopniowo wprowadzał do mojego życia zaczęłam interesować się Afryką. Tak narodziła się moja malutka miłość do niej. Postanowiłam, że skoro ja mam wszystko, a tamci ludzie tak niewiele to dlaczego by się z nimi nie podzielić tym co mam? Wtedy właśnie narodził się w mojej głowie pomysł, aby pójść na studia medyczne i wyjechać do pracy do Afryki. Doszłam do wniosku, że tam potrzebnych jest mnóstwo osób, a co ja jedna mogę, więc chciałabym być również misjonarką. Książka, którą siostra napisała i ten blog są bardzo ważnym elementem mojego życia. To właśnie siostra, nie wiem jak, ale w jakiś sposób tak jakby nie pozwala zrezygnować mi z marzeń o tym kim chcę być w przyszłości. Jestem niezwykle wdzięczna, za to, że Bóg postawił na mojej drodze właśnie takich ludzi, którzy nie dają mi zejść na złą drogę.
OdpowiedzUsuńW tym roku kończę gimnazjum, potem liceum i mam nadzieję, że wybiorę się na te studia, lecz pewna niczego nie jestem, bo przecież nie wiem co nasz Pan dla mnie naszykował :)
Pozdrawiam baaardzo ciepło z niezbyt ciepłego Radomia,
Agnieszka.
Niech sie zrealizuja Twoje marzenia.Odwagi i wytrwalosci Jesli ktos czegos bardzo pragnie to Ziemia i Niebo przychylaja sie doo jego pragnien.
UsuńJ.
Piękna przypowieść Judith.
OdpowiedzUsuńNa Twoim blogu można znaleźć odpowiedź na wiele nurtujących pytań.
Odpowiedz na nurtujace nas pytania daje Zycie i Ludzie...
UsuńJ.
czasem dążymy do jakiegoś celu,po drodze coś nas zatrzymuje,absorbuje...Nie znaczy to,ze źle robimy,mamy po prostu już inny cel...:)
OdpowiedzUsuńZycie,ciągłe wędrowanie...
Pozdrawiam miło,piękna przypowieśc:)
Najwazniejsze wiedziec, w ktora strone chce isc...
UsuńJ.
Często zastanawiamy się dlaczego nas coś spotyka w życiu, dlaczego teraz i tutaj? Z czasem się okazuje, że właśnie w tym miejscu i czasie czeka na nas zadanie, ale rozumiemy to dopiero w momencie wykonania. Nic nie dzieje się bez przyczyny, wszystko ma swój cel, ale sztuką jest przyjąć wszystkie okoliczności.
OdpowiedzUsuńPrzyjmowac wszystkie okolicznosci uczymy sie przez cale zycie...
UsuńJ.
Piękna opowieść.Hm... zamyśliłam się. Taaaak. Każdy z nas ma swoją drogę, a jeśli je przyświeca gwiazda. to nie błądzi w ciemnościach.
OdpowiedzUsuńNa pewno kazdemu z nas przyswieca Gwiazda...
UsuńJ.
Ależ piękna i pełna optymizmu opowieść. Komu oddałabym swoje cierpienie ? - no właśnie, nikomu.Nie wpadłam na to wcześniej.Sciskam
OdpowiedzUsuńJa takze nie oddalabym nikomu mojego cierpienia...
UsuńJ.
Piękne i mądre.
OdpowiedzUsuńPozwól, Judith, że wkleję coś, co mnie urzekło, a jest na temat, na czasie:
http://www.bibleseries.tv/?page_id=43
Dziekuje...
UsuńJ.
A ręce jak bolą tak bolą(-; i nie pomaga tu najpiękniejsze opowiadanie Judith. Ech...
OdpowiedzUsuńA moze musza bolec...?
UsuńJ.
Wszystkiego Naj w Nowym Roku, wspaniała kobieto. :)
OdpowiedzUsuńWspaniale jestesmy Wszystkie!
UsuńJ.
O tak! mój sp. Mąż mawiał "wszystko jest po coś...". Jego już nie ma, a ja trzymam się tych słów, jak koła ratunkowego.
OdpowiedzUsuńSił i zdrowia Ci życzę.
Elfi
Wierze, ze wszystko jes po cos...
UsuńJ.
Każdy z nas ma swoją drogę i każdy musi dźwigać swój krzyż. A jak ciężkim ten krzyż będziemy dźwigać, to wszystko zależy od nas, od naszego postępowania, od brania i dawania, kochania innych. Jeśli będziemy czynić dobrze, to ten krzyż tak ciężki, wyda nam się tak lekki...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Coz, mysle ze mamy wszystko na swoja miare i nigdy nie jest tak, ze nie damy rady...
UsuńJ.
Droga siostro
OdpowiedzUsuńProszę nie mnie mi za złe na że poruszyłam u siebie na blogu taki temat , który był mi wtedy bardzo bliski , a już nie mam wpływu na komentarze , fak mogłabym skasować , ale mogło by się to nie spodobać .
Byłam tu kiedyś u Ciebie na blogu , więc jeśli pozwolisz to chętnie wrócę , no chyba że jesteś na mnie zła i nie chciałabyś mnie tu .
Pozdrawiam Serdecznie Ilona
Na swoich blogach poruszamy tematy, ktore chcemy. Nie mam nic przeciwko tematom o siostrach zakonnych, to takze kobiety z krwi i kosci. Ale moge wypowiedziec sie jako mniszka, co sadze o nazwaniu mniszek babiszonami... Wszystkie takie nie jestesmy /smiech/
UsuńSerdecznosci
Judith
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuń... a jednak... czasem czepiamy się, że nasza droga zbyt stromo się wije, albo sukienka uszyta nie na miarę...
Pozdrawiam serdecznie.
To czepianie wpisane jest w nasza nature... Mowie czesto: pogadac sobie musze!
UsuńJ.
Każdy ma swoją drogę zapisaną gdzieś w gwiazdach, o niej wie tylko dobry Bóg. Nigdy nie wiadomo dlaczego akurat nas coś spotyka, albo znajdujemy się na czyjejś drodze. Często jest dobra, ale czasami wymyka się gdzieś w chaszcze. Tak jak z ludźmi. Można życzyć sobie tylko tej prostej i jasnej ścieżki. Pozdrawiam Judyto.
OdpowiedzUsuńTe chaszcze bywaja intereujace i to bardzo.../smiech/
UsuńJ.
bardzo mi się podoba blog zapiszę go sobie i zaobserwuję.
OdpowiedzUsuńDziekuje i zapraszam.
UsuńJ.
Myślę, że świadomość siebie w otoczeniu i tam gdzie dążymy jest najważniejsza... cała reszta jednak zależy od nas... no tak. Ściskam
OdpowiedzUsuń