czwartek, 24 marca 2011

Mrówki, termity i inne...

W Afryce jest ich mnóstwo!
W każdym afrykańskim misyjnym domu trwa nieustanna "wojna" z mrówkami, termitami, a o karaluchach nie wspomnę!
Następuje "zawieszenie broni", ale zawsze na krótko. Misjonarz jest gotowy odstawić wszelką "broń" i nie walczyć... ale mrówki w swojej naturze mają wpisane "dokuczyć człowiekowi"/śmiech/.
 
Jakoś trzeba sobie radzić z "przeciwnikiem". Do dyspozycji mamy "Nofly", czyli chemia w aerozolu i kredę "miraculeuse" czyli cudowną! Sami widzicie, że i misjonarze zajmują się czarami... ta kreda bowiem czyni cuda. Nie wiem, co ma to cudo w sobie, ale działa.

 Białej linii żadna mrówka nie przekroczy! Więc wszystkie krzesła, stoły, biurka, dzbanki na wodę mają dekoracje - obrysowane są białą kredą... mrówki i inne nie przekraczają białej linii, a jak przekroczą... to marny ich los!

Biada, jak spadnie kropla miodu, zostanie okruszek słodkości... nie wiadomo skąd w mgnieniu oka nadciąga "armia".
Zostawiony garnek z ryżem... za chwilę jest pełen mrówek.


Cóż, owady, krótko pisząc są uciążliwe! Trzeba jednak dodać, z całym dla nich szacunkiem, że w trudnych warunkach mogą stać się najbardziej niezawodnym źródłem pokarmu. Chociaż zwykle są małe pojawiają się wszędzie i w takich ilościach , że bez trudu uzbiera się pełen posiłek. U przedszkolaków w kieszeni fartuszka można znaleźć cukrowane mrówki, które dzieci zajadają ze smakiem. Owady, to bogactwo tłuszczu, białka, węglowodanów, mogą uratować przed głodem, szczególnie ich mięsiste larwy... wiem, że mówicie brrr, jak można... a jednak można. Można jeść termity, mrówki, żuki, koniki polne, szarańczę, świerszcze, gąsienice... Pod korą drzew i na zmurszałych pniach, na niektórych tropikalnych palmach i bananowcach roi się od larw żuków. U nas to przysmak pierwszej klasy! Widzieć widziałam, ale o kosztowaniu nie ma mowy!!! Same żuki także je się. Przylatują w nocy, raz do roku, do zapalonych świateł. Rano pod bramą czekają dzieci z wiaderkami, aby wyzbierać wszystkie. 
Żuki same w sobie są piękne. Spożywa się je na surowo odrywając to, co nie potrzebne lub przypiekając na oleju.

 U nas jest to RARYTAS! Większość owadów jest jadalnych na surowo, ale mniej smaczne. Najbezpieczniej jeść je ugotowane choć w naszych tropikalnych warunkach najłatwiej je upiec, po prostu połóż swój obiad w żarze ogniska i... smacznego!

 To dom termitów, czyli termitiera. Termity budują swoje domy wysokie na kilka metrów.
To dopiero architektura, a jak wyposażone wnętrze! Klimatyzacja, stała temperatura, metry krętych korytarzy. Są twarde jak skala, ale można je odłupać kamieniem. Termity żywią się przeważnie roślinami. Jak włożysz kij w ich gniazdo, powoli wyciągając zobaczysz termity, które uczepiły się kija i zaczynają go zjadać. Latające termity często zrywają się do lotu w czasie burzy. Pomimo mustikier w oknach do domu wlatują setki termitów, aby się ratować więc wtedy najlepiej wyłączyć światło. Jak jeść termity? Usuń skrzydełka, ugotuj lub usmaż. Najwięcej wartości mają gdy zjesz je na surowo. Ich jaja są również bardzo wartościowe.

Zawierają bardzo dużo białka i najlepiej smakują /tak mówią/ zaraz po wyciągnięciu z kopca, w którym bardzo licznie żyją - kilka milionów. Smakosze nie polecają jeść tzw. żołnierzy termitów obdarzonych przez naturę bardzo mocnymi szczękami... gdy taki ugryzie w język... może zaboleć!
W termitierze znajdziesz na pewno królową i króla. Królowa może dożyc 50 lat. Na drugim planie są robotnice i prawdę mówiąc dzięki nim larwy mają co jeść, budują i dobudowują termitierę, zajmują się budową kanałów. Ktoś musi bronić całego tego towarzystwa, więc są żołnierze.

To nie borowik!
Termity maja pomysły na budowę domów!
Takich "grzybków" przy drodze można spotkać kilkanaście i wyglądają jak okazałe grzyby.

U nas gąsienice wszelkiego rodzaju i termity są smażone i sprzedawane przy drodze, jako przekąska. W Kamerunie głodnym nie będziesz! Zapewniam!

Mrowki szybko gromadza sie dookola najmniejszego skrawka jedzenia, przez co latwiej je zebrac, ewentualnie mozna wlamac sie do mrowiska. Z reguly mrowki potrafia piekaco ukasic, a niektore dzunglowe kasaja tak, ze ofiara jest na 24 godziny unieszkodliwiona...wiec zbieramy te mniejsze.../smiech/ Mrowki miodowe sa smaczna przyprawa do posilkow. Zaznaczam, ze nie jadlam, ale mowia, ze mrowki maja posmak cytryny a ich larwy w smaku przypominaja arbuza...hmm?

Czerwone mrowki od wiekow stanowily przysmak roznych plemion. Wystarczy zanurzyc patyczek posmarowany miodem w mrowisko i po wyciagnieciu po prostu degustowac! Smak? Kwaskowaty!

  Mrówki znane są prawie pod każdą szerokością geograficzna i  doczytałam, że jest ich około 10 tysięcy gatunków... jest w czym wybierać! W tropikach występują gatunki mrówek, które żyją na powierzchni ziemi i przemieszczają się w wielkich grupach, zabijając i pożerając po drodze wszystko. Niesamowity to widok! Są bardzo niebezpieczne szczególnie dla małych dzieci. Jeden z misjonarzy, ks. Emil, ratowal dziecko z takiej właśnie opresji.
  Jechał samochodem w buszu i miał skręcić w jedną z dróg, ale zauważył stojące na ścieżce płaczące dziecko. Wysiadł z auta i zobaczył, że dziecko stoi na drodze przemarszu mrówek, a te potraktowały dziecko, jako "coś", co można zjeść.
Mamy także tzw. "mrówki prządki", które budują swoje gniazda "zszywając" liście jedwabnymi nićmi. Nici są produkowane przez ich larwy, a sam sposób łączenia liści jest iście oryginalny! Stare mrówki posługują się larwami jak igłą, trzymając je w narządach gębowych.

Mówi się o mrówkach, że tworzą idealne królestwo, każdy ma swoje obowiązki i je solidnie wypełnia... ale niektóre są tak cwane, że wykradają z innych mrowisk poczwarki mrówek i te zostają w innym królestwie mrówek niewolnicami.
 
Na koniec przepis kulinarny!


100 żywych czarnych mrówek,
3 tabliczki gorzkiej czekolady,
laska wanilii,
2 żółtka,
1 łyżka cukru,
1 łyżeczka stopionego masła.


Rozpuścić czekoladę. Utrzeć żółtka z nasionami laski wanilii, dodać cukier i masło, ostrożnie wrzucić mrówki, mieszając tak, by ich nie rozgnieść. Do płynnej czekolady dodać masę, układając na papierze i formując pralinki. Zaleca się całe to dzieło włożyć do lodówki, aby stwardniało.

 Misjonarze często mówią:


CZASEM LEPIEJ NIE PYTAĆ Z CZEGO TO


" COŚ" JEST!  WAŻNE, ŻE SMACZNE!

Widac, ze i slonie lubia termity, bo ten na zdjeciu zabiera sie do "rozbrajania" termitiery





sobota, 12 marca 2011

Siostra Orencja i...

W tym dziwnym świecie, jakiego sami nie wymyśliliśmy, są wielkie tajemnice. Jedną z nich jest cierpienie.
Mamy od tygodnia Wielki Post, kolejny w naszym życiu, dla jednych nie znaczy i nie mówi nic, dla innych jest okazją do zatrzymania się, popatrzenia na siebie... dla Wszystkich Nas: warto każdego dnia zrobić coś, co da innym radość:
przytulic dziecko,
zjeść coś, co nie smakuje,
napisać wesołego esemesa z samego rana, aby rozweselić czyjeś serce,
napisać list do rodziców,
pochwalić kazanie,
przeczytać jedną encyklikę lub dobrą książkę,
ucałować krzyż,
wybrać jednego człowieka z nieprzychylnej partii i pomodlić się za niego,
powiedzieć jej, że jest Księżniczką,
pójść na spacer z... a wcale nie planowałeś tego,
wysłuchać tej samej historii, którą znasz na pamięć,
powiedzieć Kocham Cię...
Dlaczego ?
Bo żaden dzień się nie powtórzy,
nie będzie dwóch podobnych dni i nocy,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.

Więc nasza siostra Orencja to dusza człowiek, pielęgniarka jakich mało... a wszystko zaczęło się we wrześniu 1979 roku, gdy z biletem w ręku, w drugiej ekipie Sióstr, poleciała do Rwandy i zaczęła swoją misyjną przygodę. Pracowała przez wiele lat jako pielęgniarka.

Jest uważana za jedną z najlepszych misyjnych pielęgniarek.
Uratowała nie jedno życie, była podczas wojny w Rwandzie, która rozpoczęła się w 1990 roku. W kwietniu 1994 roku gdy rozpoczęło się"piekło na ziemi" w Rwandzie została ewakuowana z dziećmi z misyjnego sierocińca prowadzonego przez s. Edytę do Francji. We wrześniu tego samego roku była już na afrykańskiej ziemi w Goma
/miasto w Kongo na granicy z Rwanda/, gdzie pracowała w obozie dla uchodźców. W Ruthuru zakładała i pracowała w obozie dla dzieci, które zostały po wojnie bez rodziców, środków do życia... W 2002 roku wróciła do Polski na zasłużony odpoczynek i pracowała przez 2 lata w naszym pięknym Zakopanem. Ale prawdziwa misjonarka nie zagrzeje miejsca w Polsce i gdy powiał wiatr znad Zatoki Gwinejskiej to przyleciała, jak bocian, tym razem do Kamerunu i zaczęła pracę w kameruńskim tropikalnym lesie w naszej nowo zakładanej placówce w Nkol-Avolo jako pielęgniarka. Zapisane ma w niebie wędrowanie, tego jestem pewna, bo w 2009 roku osiadła /nie wiem czy na długo/ w Bafoussam, na kolejnej nowej placówce, gdzie pracuje w ... więzieniu!
Więc po małym historycznym wstępie, a wydaje mi się, że trzeba było, zaczynamy opowieść o nowym zadaniu... "cokolwiek uczyniliście jednemu z moich najmniejszych, mnieście uczynili..."

Przyjeżdżając do Bafoussam s. Orencja usłyszała od S. Marii Negetto, Włoszki, prowadzącej dyspanser (przychodnię): "chcesz mi pomóc?" Jeśli tak, to proszę, zaopiekuj się więźniami, bo ja jestem juz na to za stara i brak mi sił" /80 lat/. I tak się zaczęło. Więzienie jest państwowe, ma swojego Szefa, 70 strażników, lekarza... i jeden poważny problem: korupcja! Pieniądze, gdzieś zawsze znikają, ciągle czegoś brak, a brak prawie wszystkiego. Więźniowie dostają jeden posiłek dziennie, tzw. rację więzienną, na którą składa się kukurydza pod różnymi postaciami... i gdyby nie pomoc innych, pisanie, prośby s. Orencji i dobry przykład, np: Siostra często robi zakupy w sklepiku spożywczym prowadzonym przez Wietnamkę. Na pytanie właścicielki: "Siostro, co  robisz w Bafoussam?" Po usłyszeniu odpowiedzi, Wietnamka przygotowała worek ryżu, sól, ryby i mówi: "bierz, ja tam nie pójdę, ale jak ty pomagasz, to ja także mogę, jak będziesz miała potrzebę, to zawsze przyjdź!" Siostra 2 razy w tygodniu wsiada na motocykl, kaptur na głowę, aby nie zgubić welonu, na plecy plecak wypchany po brzegi i torbę w rękę a w jednej z kieszeni NOTES! To bardzo ważny dokument, bo zapisane są tam wszystkie prośby: o mydło, pastę do zębów, lekarstwo itp., przepisane z karteluszek otrzymanych od więźniów. Kartek jest dużo, a jeszcze więcej na każdej z tych kartek próśb. Trzy, cztery i więcej! Nie możliwe jest zrealizowanie wszystkich próśb, ale zawsze coś dla proszącego się znajdzie. Na początku Siostra bardzo  bała się. A jest czego! W więzieniu są trzy sektory: dla mężczyzn /około 1000 osób/, kobiet /około 35/ i ... dzieci różnie to bywa, ostatnio było 70 a najmłodsze miało 9 lat!
Personel więzienny bardzo ceni  i szanuje s. Orencję. Plecak nie jest  kontrolowany... chyba, że na stażu są nowi strażnicy, bardzo gorliwi, ale szybko są przywoływani "do porządku". "Co ty robisz? To nasza Siostra!" Dwóch więźniów, to stała obstawa Orencji, czyli Aniołowie Stróżowie: Juil i Moris. Obaj mają dożywocie za morderstwo.
Czyż ta NASZA SIOSTRA nie jest odważna!
 Moris jest bardzo oddany tym najbiedniejszym, chorym. Robi opatrunki, wydziela lekarstwa. "Byłby dobrym pielęgniarzem"- mówi Orencja. Od 8 lat jest chrześcijaninem. "Zabić człowieka, to tak jak muchę, taki byłem" - zwierza się Moris.
Co robią więźniowie, aby móc w miarę możliwości godnie żyć? Zarabiają na siebie. Plotą koszyki z wikliny, wyszywają torby /bardzo ładne, mam jedną/. Co potrzeba do zrobienia takiej torby? Worek po ryżu i nici do wyszywania, a w te rzeczy zaopatruje pracujących Orencja. I proszę na załączonym zdjęciu: gotowe koszyki i... samochodowy sklepik!
Kobiety wyszywają obrusy, robią soki. Trafiają w to miejse za pobicie, kradzież. Jedna z kobiet jest z małym dzieciem, które uwielbiane jest przez wszystkich. Z małych pieniążków, które w specjalny sposób się rozbija, prostuje powstaje... biżuteria! Więźniowie, którym zostało "mało co" do odsiedzenia swojej kary wychodzą i sprzedają wyprodukowane rzeczy. Więźniowie sami sprzątają i gotują. Jedzą na dworze. Cele więzienne są tylko do spania, a śpią w nich, jak przysłowiowe sardynki. Codzienne życie toczy się na świeżym powietrzu, które w Afryce bywa upalne lub deszczowe... i stoją lub siedzą pod okapami budynków, zbierają wodę gdy pada.

Z inicjatywy Siostry powstała więzienna szkoła podstwowa dla dzieci, która prowadzona jest przez więźniów. Starsze dzieci uczą się stolarki, murarki, a także elektroniki. Nauczyciele przychodzą za przysłowiowe"dziękuję".
Jak w każdej społeczności, a szczególnie zamkniętej, nie brakuje problemów. Kwitną gry hazardowe, nie brak narkotyków, alkoholu.
A obok tego gra w piłkę nożną..., ale jak Orencja przechodzi przez boisko gra jest zatrzymana, bo nasza Siostra musi przejść. Rodziny często wyrzekają się swoich bliskich, którzy są tutaj zamknięci, więc Siostra stara się o przywrócenie kontaktów rodzinnych. Opowiadając, śmieje się mówiąc, że w tym miejscu kwitnie ekumenizm, bo wszystkie religie można tutaj znaleźć a tylko Jednego Pana Boga. Ojcowie Sercanie prowadzą katechezę i wszyscy, na ile to możliwe, starają się po prostu BYĆ z tymi ludźmi.


A na koniec... przyjechał dentysta sprowadzony po wielkich prośbach i targach... pracował bez wytchnienia przez trzy dni... powiedział, że przez całe swoje życie tyle się nie napracował! Nie dziwi nic!




Tak więc Orencja starała się zbudować wspólnotę na całym więziennym terytorium i, słowo daję, nie wiedziała, za co sie chwycić... ale zrobiła to z pomocą Dobrych Ludzi i Boga samego
po prostu - świetnie!






sobota, 5 marca 2011

Kobiety afrykańskie i ... orchidea

Orchidea... wyjątkowa, nieskazitelnie piękna, tajemnicza, oryginalna, o kolorach, których pozazdrościć mogą inne kwiaty. Mówią o niej: wyjątkowo ozdobna, mająca styl, elegancję, nadaje się do każdego wnętrza... a ja myślę, że najpiękniej w pełni naturalnie wygląda w naszym buszu, pośrodku dzikiej przyrody. Ze względu na tajemniczość, różnorodność i oryginalną urodę ma niegasnące zainteresowanie. Spotkać ją można prawie we wszystkich strefach klimatycznych, nie ma jej tylko na pustyni i w miejscach wiecznego zimna i mrozu. Odkryto 30 tysięcy gatunków orchidei. Rośnie w warunkach leśnych, na konarach, pniach drzew. Na jednym drzewie znaleziono 47 gatunków tej piękności. Do końca nie wiadomo, czemu zawdzięcza swą cudowną moc... zapachowi? Niektóre w dzień są bezwonne, a w nocy wydają tak przenikliwą i intensywną woń, że przyprawia o zawrót głowy! Egzotycznej formie? Kolorom? Dla mnie jest pełna wdzięku i tajemniczości, i rośnie sobie jak chce i gdzie chce!

KOBIETA... wyjątkowo piękna, ma coś w sobie z orchidei.
Ta historia musiała wydarzyć się bardzo dawno temu, a rzecz działa się oczywiście w Afryce. Mężczyźni zaczęli chorować i aby się wyleczyć z owej choroby stosowali przeróżne lekarstwa, ale wszystko na nic, bez żadnej poprawy zdrowia. Zebrała się grupa plemiennych Mędrców i po naradzie udała się do
uzdrowiciela, pośrednika między Bogiem a ludźmi. Po zapoznaniu się z tą dziwną chorobą również i on rozłożył ręce, nie mogąc zaradzić tej dziwnej chorobie.
"Trzeba wyruszyć w drogę i udać się do samego Boga", powiedział uzdrowiciel.

Mędrcy, każdy z laską w ręku i kalabastrą pełną wody udali się do Boga. Po wielu trudach stanęli przed obliczem Boga i przedstawili swój problem. Bóg słuchał uważnie i nakazał zgromadzić na polanie po jednym z każdego rodzaju wszystkich zwierząt. Uderzono w tam-tamy! Mędrcy udali się na poszukiwanie zwierząt. Polana zaczęła zapełniać się gromadą licznych zwierząt. W samo południe po niebie przeleciał piorun, niebo rozbłysło przedziwnym światłem... Pan Bóg oddalił się razem ze zwierzętami... Wziął wykrzywiony grzbiet bawołu, wydłużone ręce małpy, błyszczące oczy czarnej pantery, mądrość sowy, sokoli wzrok, pamięć lwa, wytrwałość wielbłąda, język papugi i elastyczną skórę pytona... Co Bóg z tym wszystkim zrobił? Nikt nie
wie, dlatego że zrobił wszystko sam, nie prosząc nikogo o pomoc i radę.

Po pewnym czasie wezwał mężczyzn  i pokazał im lekarstwo, które nazwał: kobieta. Mężczyźni byli zaskoczeni, przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił. Nikt nie spodziewał się czegoś tak pięknego. Po chwili zaczęli jeden przez drugiego wykrzykiwać: "chcę się rozchorować, daj mi tego lekarstwa". I tak mężczyźni chorują do dnia dzisiejszego i będą chorować, jak długo świat istnieć będzie, a najlepszym lekarstwem dla nich jest KOBIETA.
Ile jest kobiet na świecie? Żyją w różnych kulturach, w których obowiązują odmienne kanony piękna. Najlepszą porą do podziwiania orchidei jest zarówno początek pory deszczowej jak i suchej, a największą ich różnorodność można odkryć w lasach deszczowych.
Kobietę można podziwiać przez wszystkie dni w roku. O kobietach żyjących w Afryce można napisać krótko: gdyby nie praca kobiet, Afryka po prostu nie miałaby z czego żyć. Przyjdzie i czas na napisanie o życiu codziennym kobiety na naszym Wschodzie.
Ile ludzi, tyle ideałów piękna. W niektórych afrykańskich plemionach wyznaczniki kobiecego piękna są dość zaskakujące.
Kobieta z plemienia Mursi, wkraczając w dorosłe życie zostaje poddana upiększeniu.Rozcina się jej dolna wargę tak, aby umieścić w niej gliniany krążek. Z czasem zmienia się krążki na coraz większe. Mogą osiągnąć średnicę około 35 cm. Im większy krążek w wargach kobiety, tym bardziej jest atrakcyjna w oczach plemienia i tym więcej krów otrzyma jej rodzina od chłopaka, który wybiera sobie ją za żonę. Nie wiem, jak można zyć z taką ozdobą? Jak się uśmiechać, a o pocałunku, to już mowy nie ma! Co ciekawe, dochodzi do walki o wybrankę, prowadzonych na kije, które toczą się na śmierć i życie.
U nas w plemieniu Baka, czyli u Pigmejów, kobieta szczególnie urodziwa powinna mieć spiłowane ząbki w spiczaste trójkąty i nacięcia w górnej wardze, tak duże, aby można było dostrzec dziąsła. Ponadto brzuch powinien być bogato zdobiony nacięciami i tatuażami widocznymi z daleka. Dzisiaj kobiety Baka chodzą bardziej odziane, więc oznak piękności poza spiłowanymi ząbkami nie widać. Kobiety z plemienia Nuer także mają upodobanie ozdabiania swoich brzuchów licznymi bliznami, które układają się w systematyczny wzór. Nuerki nie noszą praktyczenie żadnej odzieży, ale bogato przyozdabiają się naszyjnikami, kolczykami, bransoletami.


 Najbardziej podoba mi się ten sposób upiększania. Kobiety nakładają sobie na szyję specjalne pierścienie, by te rosły i rosły... szyje oczywiście.
Przy czym im dłuższa szyja, tym kobieta atrakcyjniejsza i piękniejsza. Jak żyje się z ta ozdobą w praktyce dnia codziennego? Bez dwóch zdań, jak dla mnie: ona jest piękna!
Inne panie z Afryki wbijają sobie w uszy olbrzymie i ciężkie kolczyki w kształcie pierścienia. Im większy kolczyk w uchu, tym piękniejsza jego właścicielka! Cóż mogę napisać o naszych Kobietach z Kamerunu... po prostu są śliczne. U nas, na każdą okazję jest sukienka, buty, buty i jeszcze raz buty! Obowiązkowo fryzura zmieniana kilka razy w miesiącu i dużo biżuterii oczywiście sztucznej, bo mówią, że szkoda pieniędzy na prawdziwe złoto, choć tego bogactwa u nas dużo. W codziennym życiu dominuje prostota stroju.
"Uroda kobiety to tylko jeden z uroków świata. Świat jest niezwykły!
Uroda bez duszy, bez myślenia o niej, nie byłaby urodą" ks. J. Twardowski
Nie zapominajcie, że wszystkie jesteście piękne i jak mawiał mój Tato: "córko, jesteś Księżniczką."

















Księżniczki trzymajcie się nieba!

 O pięknościach afrykańskich wyczytałam z Wiadomości 24p
Muzą do napisania legendy był ks. K. Kopacz z Czadu










środa, 2 marca 2011

Uniwersytet w Doume

Dzisiaj będzie "samochwała w kącie stała", tak będę się chwalić! A czym? Naszym przedszkolem. Myślę, że takiego nie ma w całym Kamerunie.Tak jest dzisiaj, a jak było 12 lat temu... Po pierwszym roku pobytu w Doume Ks. Biskup poprosił nas, a jedną z nas była s. Edyta, o poprowadzenie przedszkola. Przedszkole mieściło się w starym budynku, który był kiedyś szkołą dla kobiet, a potem został przystosowany na potrzeby nauki dzieci przedszkolnych. Cóż, dzieci było "jak kot napłakał", brakowało po prostu wszystkiego. S. Edyta rozpoczęła swoją przedszkolną przygodę od remontu dwóch sal, szukania ławek, stolików, krzesełek... i zaczęła edukacje dzieci z pomocą dwóch nauczycielek. W roku 2004 s. Edyta pojechała do Nkola-Nvolo zakładać nową placówkę i nowe... przedszkole, a godnie  zastąpiła  ją w Doume s. Fabiana.
W wielu krajach na kontynencie afrykańskim nie ma obowiązku szkolnego, dotyczy to także Kamerunu, a 30% dzieci nie uczęszcza do szkoły. Brakuje pieniędzy na ich wybudowanie i utrzymanie. Brak wykształcenia jest jedną z głównych bolączek w rozwoju państw afrykańskich, dlatego bardzo potrzebne są dzieła ułatwiające dzieciom dostęp do nauki. Szkolnictwo państwowe oficjalnie istnieje, niestety prawie tylko teoretycznie. Nauczyciele pracują bardzo niesystematycznie, niezadowoleni  z opóźnień w wypłatach pensji przez państwo. Jak pracować, gdy książki, zeszyty prawie nie istnieją. Często na całą klasę przypada jeden podręcznik. Dzieci używają do pisania tabliczek, a zamiast ołówka, w ręku trzymają kawałek kredy. Jak pracować w domu, jak powtarzać lekcje? Klasy są bardzo liczne, a niewielu nauczycieli, którym brak kwalifikacji, a przede wszystkim motywacji, zachęty. Jak pracować, gdy nie ma tablicy, kredy, podręcznika, a na głowę leje się deszcz. Pisząc to myślę szczególnie o naszych szkołach na Wschodzie. Muszę jednak przyznać, że przez 10 lat, które spędziłam na wschodzie Kamerunu wiele się zmieniło i wierzę, że będzie jeszcze lepiej. Wiele wkładu w organizację szkolnictwa na Wschodzie mają misje katolickie. Misjonarze z Polski i innych krajów zakładają i utrzymują różne ośrodki edukacyjne, w których mali mieszkańcy Kamerunu znajdują opiekę, zdobywają wiedzę. Nasze przedszkole rozpoczyna swoje zajęcia w dniu, który podany jest przez Ministerstwo Edukacji, czego nie można powiedzieć o przedszkolach państwowych. Ministerstwo ma prawo interweniować, kontrolować nasze placówki. Tradycją jest, że pierwszego dnia roku szkolnego mamy kontrolę... jesteśmy czy nie! W tym celu zaglądają do naszych szkół. Na pytanie:"byliście w szkołach publicznych, rozpoczęli swoją pracę, bo widziałam, że mijane przez mnie szkoły były zamknięte na cztery zamki". W odpowiedzi słyszę: "siostro, jesteśmy w trakcie "affectation", czyli przydzielania nauczycieli do szkół. To dlaczego nas sprawdzacie? Nie ma odpowiedzi, bo cóż ma ten biedny urzędnik odpowiedzieć! I tak szkoły publiczne rozpoczynają rok szkolny z miesięcznym i większym opóźnieniem, jest i tak , że nauczyciel wcale się nie pojawi! W Afryce jesteśmy! Nie rozumie się wielu spraw, ale nie dla zrozumienia tutaj jesteśmy, ale po to, aby dzielić się tym, co się umie i robić to, co się da. Dzieci do naszego przedszkola,
co roku przybywało, a sal lekcyjnych nie.
Po wielu rozważaniach przede wszystkim finansowych, podjęłyśmy decyzje o budowie nowego przedszkola. 6 stycznia 2008 roku został poświęcony teren pod budowę, a s. Fabiana została głównym inżynierem budowy i dobrze się spisała. Zapraszam do galerii zdjęć.
25 marca 2009 roku przedszkole zostało oddane do użytku. Na uroczyste otwarcie przyjechali przedstawiciele organizacji, które przyczyniły się do powstania tej placówki. Pomagali nam: Komisja Episkopatu Włoskiego, Caritas Włoska, Caritas Polska, Fundacja Raoula Follereau i wiele innych osób, których nie znamy nawet z imienia. Przedszkole jest placówką katolicką, ale drzwi naszego przedszkola otwarte są dla każdego dziecka. Przedszkole posiada trzy klasy lekcyjne, kuchnię, stołówkę, sale zabaw i plac zabaw, zaplecze sanitarne. Mamy więc dzieci z rodzin muzułmańskich, protestanckich i religii plemiennych czyli pogan. Jest to znak, ze jesteśmy dobrym przedszkolem.
Do przedszkola trzeba się zapisać, jest regulamin, zresztą gdzie go nie ma. Dzieciaki przychodzą pieszo, same lub z rodzicami, w grupkach, albo przyjeżdżają  w troje i więcej na naszym pospolitym środku lokomocji: motocyklu. Zajęcia  rozpoczynają się o godzinie 7. 30 apelem i wciągnięciem flagi kameruńskiej na maszt, odśpiewaniem hymnu narodowego, po angielsku lub francusku. Modlitwa i odmaszerowanie gęsiego ze śpiewem na ustach i z płaczem u niektórych do swoich klas. Dzieciaki maja dwie godzinne przerwy podczas, których hasają i bawią się na placu zabaw, który jest zielony, kwiecisty, naokoło ananasy, papaje, jak na Afrykę przystało. Trzy razy w tygodniu dzieci dostają posiłek, dzięki pomocy Maitri.




Dzieci mają jednakowe ubranka. Codzienne, to zielone fartuszki z dużą kieszenia, w której można znaleźć "benie" czyli paczka albo garść orzeszków lub garść słodkich mrówek przyrządzonych przez babcie lub mamę, a to wszystko na drugie śniadanie. W kieszeni są jeszcze inne skarby, jak zdechła jaszczurka, kawał sznurka, dziwne patyki, karaluchy... i trzeba nie lada wyczynu, aby te kieszenie opróżnić! Czego uczą się nasze dzieci? Maluchy zaczynają uczyć się wszystkiego: języka francuskiego, mycia rąk, jedzenia przy stoliku z łyżką w ręku, ubierania butów, korzystania z toalety itp. Dzieci mają swoją kartę zdrowia. Cała frajda jest w mierzeniu i ważeniu, i braniu tabletek na robaki. Realizujemy program ministerstwa. Gdzie się da zbieramy pieniążki na książki, zabawki, pomoce dydaktyczne. Nasze przedszkole jest na dobrym poziomie, ale ciągle borykamy się z kadrą nauczycielską, która ma ogromne trudności z kreatywnym myśleniem. Jak brak im wyobraźni, a cierpią na tym dzieci. Mamy bardzo wiele dydaktycznych pomocy, które... leżą w szafie. Pracujemy wytrwale nad... nauczycielkami i są tego efekty, z których cieszą się także i one! Dzieci są bardzo zdolne. Trzeba tylko stworzyć odpowiednie warunki do nauki, okazać serce.

"Mądrością dziecka jest ufność, że jest się w dobrych opiekuńczych rękach"
Ks. J.Twardowski

 Fabiana kładzie mocny akcent na współpracę z rodzicami. Przez dzieci docieramy do rodziców i odwrotnie. Uczymy dzieci, ale przez nie uczymy i służymy ich rodzicom i rodzinom. Już nie słyszy się z ust rodziców "ja nie chodziłem do szkoły i jakoś sobie radzę, więc nie jest to konieczne do życia". Fabiana bardzo pragnie, aby każde dziecko powierzone jej i nauczycielkom dobrze zostało przygotowane do wkroczenia w progi szkoły podstawowej, która znajduje się za miedzą, czyli po drugiej stronie drogi. A rodziców przekonać do tego, że najważniejszą rzeczą, oprócz miłości, która mogą dać swoim pociechom jest możliwość NAUKI.
Dziękujemy wszystkich , którzy przez Adopcję Serca pomagają naszym pallotyńskim przedszkolom i szkołom w Kamerunie, wspomagając nas finansowo, a przede wszystkim pamiętając o nas i o naszych podopiecznych w modlitwie.