Dwie rzeczy w
życiu człowieka są bardzo istotne:
dobre łóżko i wygodne buty!
Jesteśmy bowiem
albo w butach albo w łóżku /śmiech/!
Ja, jeszcze bardziej i częściej jestem w butach...
choć łóżko po piątej chemii rzucało na mnie uroki i wciągało, i w końcu wciągnęło
mnie na trzy dni... i dziękowałam Opatrzności Bożej, że je mam, że ktoś
wymyślił łóżko...
I jestem pewna, że w
każdym domu łóżko, to jeden z najważniejszych mebli, na którym śpimy, czytamy,
odpoczywamy, leniuchujemy... i w tym łóżku leżymy przez prawie jedną trzecią
życia.
Od zarania dziejów łóżko jako takie nie towarzyszyło człowiekowi,
ale
towarzyszyło mu od zawsze miejsce do spania. I
tak pod drzewem, w jaskini, szałasie, jurcie czy w wigwamie musiał być
kąt do spania. Niezależnie od tego czy była to jaskinia, chata z gliny
sypialnia była najważniejszym pomieszczeniem i tak zostało do dzisiaj...
Pierwsze łóżko do spania zapewne było zrobione z gałęzi, wysuszonej trawy, może
ze skór zwierzęcych, które układano bezpośredni na podłożu. Potem była deska, a
na końcu materac, który do dzisiaj przechodzi swoją ewolucję, bo chcemy jak
najwygodniej spać i nie tylko..., bo sen jest rzeczą niezwykle ważną.
Każdy z
nas wie, jak się czuje i funkcjonuje po niewyspaniu...
Powodów niewyspania może
być mnóstwo, ale najgorszy powód,
to zły materac /śmiech/!
Egipcjanie spali na liściach palmowych,
oczywiście nie wszyscy. Faraon Tutenchamon miał łoże z drzewa hebanowego i złota...
Ciekawe czy jego syny były bardziej bajeczne od snów tych, którzy spali tylko na liściach
palmowych.
Najważniejszy w łóżku jest materac i tenże materac, jako pierwsi, wymyślili
Rzymianie. Wypchany był trzciną, słomą, wełną lub pierzem...
Co by nie
powiedzieć o łóżku, sypialni, to przede wszystkim sfera naszej prywatności.
Często jedyne miejsce w domu, które jest wyłącznie nasze... I jak smakuje
śniadanie w łóżku... wiecie?
Mówią, że w łóżku spędzamy większą część życia
dodając,
Nie wiem czy do tej lepszej części życia w łóżku można zaliczyć chorowanie... Nie
narzucam się za bardzo /jeszcze/ mojemu łóżku ani ono mnie... Choć muszę się
Wam przyznać, że kusi mnie, rzuca się na moje oczy...
Nie
gardzę odsypianiem mojej uświęconej sjesty, bo to dla zdrowotności /śmiech/!
Zwalił mnie z nóg
zastrzyk, który zrobiono mi dobę po kolejnej chemii. Pierwszy otrzymałam po
czwartej chemii, ale skutków odczuwalnych nie było i jakie było moje zdziwienie,
że tym razem są...
Spadają w moim organizmie białe krwinki krwi i tenże
specyfik miał pobudzić szpik kostny do szukania odpowiednich minerałów i temu
podobnych w kościach... Nie wiedziałam, że mam tak dużo różnych większych i
mniejszych kosteczek... bolały mnie wszystkie, jakby ktoś z nich coś wyciągał...
I w ten sposób moje osobiste łóżko było
okupowane przez trzy noce i dni... aż w końcu się zbuntowałam i wstałam.
Każde
wejście na moje Aleje Jerozolimskie /mój pokój/ było poddawane próbie... Łóżko
w tym dniu nie zostało zasłane więc moje oczy, chciały czy też nie, wpatrywały
się w to miejsce odpoczynku...
Moje "ja" z lustra mówiło za każdym razem:
połóż
się, taka słaba jesteś, masz prawo, zamkniesz oczęta, kołdra cię otuli, w końcu
zaśniesz, zapomnisz o Bożym świecie
i wszystkich smutkach i takie tam inne
dyrdymały....
Walczyłam dzielnie... do południa i w końcu poddałam się temu
wciąganiu... i odpoczęło moje ciało i głowa także... I żałowałam tylko jednego:
moich codziennych spacerów, ale za to było śniadanie do łóżka...
P.S
Cóż, dni,
tygodnie i miesiące mijają... leczę się, a to leczenie jest destruktywne. Może
i pomaga, ale i przyczynia się np. ostatnio do tego, że brązowieją mi paznokcie,
odkłada się limfa na przedramieniu, przez którą jestem zmuszona do noszenia
specjalnego rękawa, nie przez miesiąc lub dwa... tylko do końca... ,trzeba poddać się
drenażowi przedramienia, nie raz... i inne rzeczy, które stały się czymś normalnym, bo czas robi swoje, a z drugiej
strony nie...
Co tam ciało, które widać, a jednak ma ono wpływ na moje „ja”. Moje „ja” ma wiele wspólnego z
ciałem, bez niego nie istnieję między żywymi. Gdybym zaczęła odrywać sobie po
kolei palce, żaden z nich nie byłby moją dłonią, a sama dłoń szybko przestałaby
nią być... Po operacji obudziłam się z brakiem pewnych widocznych kawałków,
które stanowiły mnie... Jestem złożona z wielu kawałków, z których żaden nie
jest naprawdę mną więc dlaczego tak mi szkoda tych paznokci...?
Spoglądasz w
lustro i nie wiesz kto na ciebie czasami patrzy...
A co się dzieje w ciele,
którego nie widzę? Muszę jeszcze trochę poczekać, aby zobaczyć co dzieje się w środku...
Jeszcze trzy chemie z pierwszego rozdziału mojego leczenia i przypatrywanie się
sobie z tej innej strony, której nie znałam...
” Żeby przeżywać życie, trzeba
widzieć w nim sens.
Żeby chcieć rano wstać
z łóżka, trzeba widzieć w tym jakiś cel”.
Póki co, jeszcze widzę i częściej
chodzę w butach niż leżę w łóżku...