W Kamerunie nie brakuje mi laku, ale paru innych rzeczy to i owszem. Na przykład zwykłego mleka. Trudno tu uświadczyć krowy (ponoć są na północy, czego dowodzi wołowina w zamrażarce), więc to, że w sklepie za rogiem nie można kupić mleka do picia nie bardzo mnie dziwi.
Co najwyżej mnie to smuci i napełnia tęsknotą za "krajem mlekiem i miodem płynącym". Miód jest, ale razem ze szkalnką mleka z proszku to nie to samo, co ze zwykłym. Przyzwyczaiłam się już do specyficznego smaku i zaakceptowałam za sprawą mojej przyjaciółki, z którą kiedyś pasjonowałyśmy się podkradaniem tego wynalazku, uważając go za odmianę mleka do jedzenia dostępną jedynie dla dorosłych.
Co najwyżej mnie to smuci i napełnia tęsknotą za "krajem mlekiem i miodem płynącym". Miód jest, ale razem ze szkalnką mleka z proszku to nie to samo, co ze zwykłym. Przyzwyczaiłam się już do specyficznego smaku i zaakceptowałam za sprawą mojej przyjaciółki, z którą kiedyś pasjonowałyśmy się podkradaniem tego wynalazku, uważając go za odmianę mleka do jedzenia dostępną jedynie dla dorosłych.
Poza nostalgią jaką odczuwam względem Łaciatego 2%, muszę przyznać, że jeszcze nigdzie, poza Kamerunem, nie próbowałam tak znakomitej polskiej kuchni. Pierwszy obiad, który jadłam na misji w Atoku u księży Marianów składał się z pomidorowej z ryżem, w której łyżka stawała i bigosu, tak pysznego, że gdyby nie ścisk żółądka po podróży, to skorzystałabym z dokładki. Ciężko w Doume o mięso, jak już wspomniałam, krowy są znane ze zdjęć, więc na stole często pojawia się to co lubię najbardziej, czyli dania bezmięsne. Daleko mi do karcenia mięsożerców, jednak bardzo przypadła mi do gustu nasza domowa kuchnia. Zdolna Agnes uczy się prędko smażenia placków ziemniaczanych, naleśników czy doprawiania pomidorowej, jednak równie chętnie przekonuje nas do tradycyjnych kameruńskich potraw. Za małpę, czy węża z rusztu grzecznie podziękuję, jednak pataty z patelni urzekły mnie już samym zapachem.
Niestety, albo i na szczęście, jedzenie to nie wszystko. Względem poprzednich miesięcy brakuje mi ciągłego zastanawiania się:”‘Wyrobię się do jutra, czy się nie wyrobię?” Tutaj wszyscy jakoś się wyrabiają. To że nie zawsze na czas, to nie szkodzi. Zresztą kto decyduje o tym, kiedy jest na coś czas? Od dawna wiadomo, że my mamy zegarki, a oni mają czas. Podział na „my” i „oni” w kwestii postrzegania czwartego wymiaru jest widoczny pomimo wielu lat, które misjonarki i misjonarze spędzili poza ojczyzną. Nie ulega wątpliwości, że skłonność do ponaglania jest naszą domeną, ich zaś – skłonność do wynajdywania sobie okazji do odpoczynku. Miejscowi starają się uczyć Europejczyków warunków tutejszego życia poprzez czarowanie nas zaklęciem: „powolutku, powolutku.”
Podejrzewam, że mamy odmienne definicje wielu określeń czasu, jak na przykład „zaraz”, czy „rano”. „Zaraz” może oznaczać „w przeciągu mgnienia oka”, jednak równie dobrze może też znaczyć „za kilka godzin”. „Rano”, to niebywale niesprecyzowane słowo, chociaż zarówno w naszym, jak i ich mniemaniu, jest to pora, która ma miejsce przed wieczorem. Według nich nieco później, niż według nas, ale wciąż przed wieczorem. A konkretna godzina? Szkoła zaczyna się o 7, ale dzieci schodzą się jeszcze o 9. Rozumiem je w 100 procentach! Chodzenie do szkoły na 7, jest wbrew ludzkiej naturze. Zaś gdy mowa o umówionym spotkaniu, to spóźnienie się o 15 minut to jak przyjście przed czasem.
Karen Blixen na swojej farmie u podnóża gór Ngong tęskniła za teatrem i muzyką. Mi nie brakuje ani jednego, ani drugiego i bynajmniej nie dlatego, że nie odczuwam potrzeby kontaktu ze sztuką. Cywilizacja się rozwija, dzięki czemu komputery są dostępne wszędzie, także w Kamerunie, no a od nich do słuchania zaspołu Mazowsze, tudzież podziwiania ruchomego obrazu jest już całkiem blisko. Szczególnie, że kilka rezolutnych spółek odkryło tutaj żyłę złota w postaci internautów. Miejsc, w których sprzedaje się doładowania do Internetu jest bez liku. Na pewno można ich zliczyć więcej niż sklepów spożywczych. Być może jest to spowodowane tym, iż banany w przeciwieństwie do doładowań rosną na drzewach. Jednak skłaniam się ku innej wersji. Mianowicie, podejrzewam, że sprzedaż bananów nie gwarantuje tak obfitych zysków, jak handel plastikowymi kartami z wyjątkowo długimi ciągami cyfr (prawdopodobnie jeden z nich stanowi liczba pi...)
Przed przyjazdem zastanawiałam się, jak całe moje dotychczasowe życie zgrabnie upchnąć do walizki. Jak nie uronić niczego, co pozwalało mi swobodnie oddychać. Tymczasem, nie na wszystko można się przygotować i tydzień bez moich drobiazgów nauczył mnie, że nie po to pojechałam na drugi koniec świata, żeby tworzyć dookoła siebie ułudę poprzednich miesięcy, czy lat. W Kamerunie żyje się po kameruńsku i przecież między innymi dlatego chciałam tu przyjechać. Wierzę, że zawsze należy iść do przodu, a unikać porównywania teraźniejszości do przeszłości. Jestem przekonana, że po powrocie do Polski będę z nostalgią wspominać kameruńskie mleko w proszku.
Julka pisala, a ja Judyta dalam zdjecia... dlaczego kwiatki a nie Julkowe mleko?... Sezon na kwiaty, bo pora suszy i wszystko kwitnie! Julia wrocila z tygodniowego pobytu w miejscu, gdzie miala dnia kazdego tylko jedno wiaderko wody... i tak przez tydzien, aby umyc sie... I co? Wrocila w skowronkach i powiedziala: Tata moze zamknac wszystkie wezly wodne... corka da rade! Tatusiowie wysylajcie corki do Afryki... zuzycie wody i okupowanie lazienki .... zmniejszy sie! /smiech/
Julka pisala, a ja Judyta dalam zdjecia... dlaczego kwiatki a nie Julkowe mleko?... Sezon na kwiaty, bo pora suszy i wszystko kwitnie! Julia wrocila z tygodniowego pobytu w miejscu, gdzie miala dnia kazdego tylko jedno wiaderko wody... i tak przez tydzien, aby umyc sie... I co? Wrocila w skowronkach i powiedziala: Tata moze zamknac wszystkie wezly wodne... corka da rade! Tatusiowie wysylajcie corki do Afryki... zuzycie wody i okupowanie lazienki .... zmniejszy sie! /smiech/
Jak zwykle piękny post :).
OdpowiedzUsuńCo do mleka łaciatego - miło mi! Pracuję w firmie, która je produkuje :). A moi rodzice mają krowy, które dostarczają mleka do kartoników.
Mój mąż nie je mięsa, więc u nas jarska kuchnia (głównie z nuta indyjską) - jest na porządku dziennym. Ja mięso jem, ale teraz niewiele i raczej nie tykam wołowiny.
Myślę Julito, że kiedy wrócisz do Pl, Kamerun będzie dłuuuugo w Tobie żył :). Póki co - pisz nam o nim, bo robisz to REWELACYJNIE.
Pisze Julia: od 2 miesiecy nie wyobrazam sobie kawy bez NIDO, czyli kamerunskiego mleka w proszku. To dowod na to, jak czlowiek potrafi sie szybko przyzwyczaic do takich prozaicznych schodow. Niemniej, do wielu aspektow kamerunskiego podejscia do zycia raczej bym sie nie przyzwyczaila. Istnieja jednak pewne granice ;)
OdpowiedzUsuńSiostra Judyta w Kamerunie jest juz od 11 lat, ja zaledwie od kilku m-cy, ale Afryka juz umoscila sobie wygodne legowisko w moim serce, wiec na pewno tu wroce.
Hmmm, czy ja coś przeoczyłam??? Julia a Judyta to 2 inne osoby?
OdpowiedzUsuńSiostry-dziewczyny - no kurcze mol... ??? Zatroskałam się o swój umysł...
Teraz to ja Judith... sa dwie: jedna siostra zakonna Judyta, a druga to Julia wolontariuszka, ktora przyjechala do nas kilka miesiecy i swoje spostrzezenia przelewa na papier..., na blogu Judyty... wiec Amisho raz pisze Julcia, a wiecej niz dwa, pisze Judytka...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Odpisuje ja, bo Julka pojechala na kolejna "sluzbe", tym razem do parafii w buszu prowadzonej przez jednego z misjonarzy...
Piekne te kwiatki. Mam tez zoltego hibiskusa za oknem, odkad porzadnie zaczelam dbac o goscia-kwitnie rewelacyjnie, calym soba chyba:)
OdpowiedzUsuńKawa...nie brakuje mi tutaj mleka, ale juz dawno wylaczylam z jadospisu. Glownie czarna nesca, czasem robie wyjatek dla moccka caffee.
Ale mialo byc o czyms innym. Mianowicie- mam wrazenie, ze My, mieszkancy Starej, poczciwej Europy niesiemy w sobie brzenie naprawiacza. Chcemy,zeby wszystko bylo po naszemu. Normy, etyka, pomysl na zycie. A inne kultury byly sobie, sa i pewnie dluga bede, o ile wlasnie w ramach "naprawiania swiata po naszemu" ich nie zniszczymy.
Pozdrawiam cieplutko!
Hej!
OdpowiedzUsuńPięknie jak zwykle to opisujesz. Trochę jestem stremowany bo ja tak nie potrafię. Jest sztuką wiedzieć i dobrze to napisać. A to nie zawsze idzie w parze.
Ja miło wspominam dania bezmięsne z naszego dawnego baru mlecznego:)
A po basenie to sobie to fundowałem:
Chłodnik z dwoma jajkami na pierwsze danie. Na drugie danie podwójna porcja pierogów ruskich+surówka z porów ze śmietaną+kefir.
No i byłem najedzony:)!
U nas na razie wcale nie zimowo. Silne wiatry wieją.
Pozdrawiam serdecznie Vojtek
Zdjęcia sliczne! Chyba wam podeśle swoją 18-letnia córkę .Zamyka się w łazience na godzinę i niemiłosiernie leje wodę.
OdpowiedzUsuńJudyto ciekawa jestem jak u ciebie wyglądają święta?Pozdrawiam serdecznie!
Judyto...jesteś tu już 11 lat?..mammamija...toż to dowód,że MOŻNA...
OdpowiedzUsuńJa pije kawę bez mleka,więc problemu nie ma...ale...bez naszych 4 pór roku,nie wiem,czy bym wytrzymała długo...
Judytko...a Ty nie tęsknisz za różnymi porami roku?
Podziwiam Cie za to,że tak pięknie piszesz,a na pewno nie masz tylu udogodnień co my...
Pozdrawiam ciepło:-)
Pisze Julia:
OdpowiedzUsuńDo Moja Ameryka, czyli dwa lata wakacji: Tak samo jak Ty odbieralalam misje zanim sama tu nie przyjechalalam, a moj poglad na, jak to zgrabnie okreslilas 'brzemie naprawiacza' ulegl zmianie o 180° po tym weekendzie. Bylam na misji w buszu i spalam w kamerunskiej chacie, jadlam z domownikami i mialam szanse sie przypatrzec jak wyglada ich codziennosc. Wniosek najwazniejszy: nie ma tam nic do pozazdroszczenia. Ich zycie to ciagle droga pod gorke, a teren misji to miejsce, gdzie moga odsapnac i zdjac ze swoich barkow choc odrobine trosk. Ich kultura nie zaniknie, o ile wszyscy nie umra na aids, bo poki co to ta choroba zagraza im i ich tradycjom w znacznie wiekszym stopniu niz dzialalnosc misjonarzy...
Do AgaB: Nie jestem pewna, czy po moim wyjezdzie siostry nie beda roztropniej rozpatrywac podan o przyjecie na wolontariat nadsylanych przez nastolatki, ktorym zamarzyla sie Afryka ;D
Krakowianko; nie tesknie...i tesknie... roznie to bywa! Coz Polska, Europa to moje strony, moje pory roku i jak zapomniec, nie teskinic...? Dom staje sie domem,gdzie sa ludzie, ktorzy dziela z Toba dole i niedole dnia codziennego... Mowie czesto, ze dom jest tam gdzie mam swoje lozeko do spania /smiech/ ale... serce to nie rozum i nie oszukasz serca...ono zawsze jest tam gdzie ktos cie kocha ....
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
J.
Judyto...masz rację.Tesknota zawsze jakas jest w nas,ale tam nasz dom,gdzie gdzielimy z kims jego troski,gdzie jesteśmy potrzebni...piękna prawda.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam refleksyjnie...:)
a Julka...dzielna dziewczyna jest...:)
Pogoń za czasem to nie cecha Europejczyków w ogóle, tylko mieszkańców wielkich miast. Wystarczy z nich wyjechać na tzw. prowincję i już czas biegnie inaczej i pojęcie odległości też nabiera innego wymiaru. Widać to choćby po reakcjach kierowców i prędkościach ich przemieszczania się z miejsca na miejsce. A z oceną odległości to sam wiele razy miałem do czynienia, kiedy dużo jeździłem po kraju i dopytywałem się celu u miejscowych. Wtedy jeszcze nie miałem nawigacji. "Panie to będzie ze dwa kilometry stąd". Wchodzę więc do sklepu kupić wodę, bo jak 2 kilometry to mam jeszcze czas, wsiadam w samochód, jadę te dwa kilometry, trzy, pięć i wreszcie po szóstym docieram do celu. Mała różnica - ledwie 4 kilometry, ale tam czas płynie inaczej i kto by się takimi bzdetami przejmował :D.
OdpowiedzUsuńWitaj Judyto,
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim bardzo Ci dziekuję że do mnie zaglądasz i komentujesz.
A to że Twoje posty są piękne - to ja tylko potwierdzę, bo poprzednicy już o tym pisali. Z tego co piszesz, a przede wszystkim z tego co robisz wynika, że jesteś osobą wyjątkową pod każdym względem. Mój młodszy syn Grzegorz /wspominałam Ci w poprzednim komentarzu że był w Etiopii/ pisał pracę magisterską o polskich misjach katolickich w Afryce. A potem jak był w Etiopii to odwiedził taką misję, tylko nie polską, chyba francuską. Był zauroczony ludżmi tam pracującymi.
Zajrzyj do mnie jeszcze przed Świętami, dobrze? Bo ja będę u Ciebie na pewno. Wszystkiego dobrego Judyto.
Stokrotka
Pisze Julia do krakowianki: odnosnie Twojej wstawki na moj temat, musze zaznaczyc, ze nigdy nie postrzegalam siebie w sensie dzielna, czy niedzielna. Po prostu mialam czas, zeby podzielic sie nim z innymi. Przy okazji umocnilam wiare w sama siebie i pewnie dzieki temu mozna powiedziec, ze stalam sie dzielniejsza.
OdpowiedzUsuńhahaha, a ja od lat piję mleko instant, choć w okolicy wiele sklepów z pełnym asortymentem mlecznym:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się,że ranne wstawanie jest wbrew ludzkiej naturze;)
Człowiek, który nie jest poganiany, nie spieszy się, żyje swoim własnym tempem bez wątpienia w pełni czuje smak życia. Znam to z doświadczenia. Teraz i ja żyję swoim tempem i to jest absolutnie komfortowa sytuacja, biorąc pod uwagę moje potrzeby:) Każdy z nas ma inne:)
Pozdrawiam:)
jak bylam piekna i mloda to slowo zaraz bylo odpowiednikiem ruskie poczekaj ;) jak wychodzilam z domu i mowilam mamie ze zaraz wracam mialo to wyznacznij mniej wiecej godziny:) czlowiek zawsze na cos sie uskarza zeby z czasem miec co wspominac :) cudowne kwiaty
OdpowiedzUsuń