środa, 7 stycznia 2015

Do zobaczenia w niebie



Kochana Siostro Judyto,
Kiedy w ubiegłym roku rozpoczynałyśmy  świętowanie jubileuszu 25-lecia życia zakonnego, wiedziałyśmy, że  masz przed sobą najtrudniejsze odcinek życia konsekracją zakonną : zaślubienie z cierpieniem, a w konsekwencji ze śmiercią.
Jakże to trudne: młoda energiczna siostra, bezgranicznie oddana pracy na misjach w Kamerunie, gdzie tak bardzo jej potrzebowali, musi wszystko opuścić, ponieważ Bóg, Dawca i Pan życia uznał, że nawet w tak krótkim czasie przeżyła czasów wiele i jest już gotowa na spotkanie ze swym Oblubieńcem.
Wiemy, jak wiele miała planów animacji misyjnej, jak cierpliwie zapisywała kalendarz swego życia służbą zwyczajną, ubogaconą radosnym uśmiechem i życzliwością. Dotykała cierpienia w Kamerunie, śpieszyła się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą , jak pisał ksiądz poeta Jan Twardowski.
 Z miłością pomagała cierpiącym, sama niosła swoje cierpienie z godnością, nie użalała się nad sobą, chciała by na temat jej choroby i cierpienia rozmawiać normalnie, nie traktować tego jako tabu. Wiosną minionego roku była już świadoma, że będzie to jej ostatnia, ta najpiękniejsza wiosna, dlatego o jedno prosiła Boga, aby do końca była w miarę sprawna, aby nie zabrakło jej radości życia i szczypty humoru.
Ale też pisała na swoim blogu, że „człowiek bardzo często widzi wokół siebie pracę i jeszcze raz pracę…, i myśli, że to wszystko jest źródłem jego szczęścia. A wszystko to jest czymś wtórnym, co prędzej czy później przemija”. I już w pełni świadomie dodała: „Moja meta jest bliżej niż myślałam. Prawdopodobnie jest więcej niż jedna meta. Ta, która przybliża nieuchronnie dojście do ostatniej mojej mety, to przerzut do kości w kilku miejscach. I znów Pan Bóg mnie zaskoczył i wszystkich, którym jestem bliska (…)”.
Nie tylko Ciebie Pan Bóg zaskoczył, kochana Judyto. Także nas, wszystkie siostry. Ale my, siostry rocznikowe, zapamiętamy Ciebie jako tę, która zawsze śpieszyła się, by kochać innych. W czasie bolesnego oczekiwania na odejście do Pana, cieszyłaś się wszystkimi, którzy Cię wspierali modlitwą i odwiedzali.
Nasza siostro Judyto, jesteśmy ci wdzięczne za Twoją modlitwę i pracę, za Twoją serdeczność i wrażliwość, przyjaźń i spotkania, zwłaszcza te ostatnie, a przede wszystkim za Twoją piękną lekcję życia i umierania.
A właściwie nie umierania, ale odchodzenia „z klasą”, do Domu Ojca, jak sama pisałaś,  czyli z godnością i pogodą ducha, tak, jak umiałaś żyć z klasą dla innych, a przede wszystkim dla Boga. Kto nie boi się żyć pełnią życia, nie boi się też umierać, bo wie że życie się nie kończy, ale się zmienia i po drugiej stronie czeka Nieskończona, Trójjedyna Miłość.
 Śmierć naszej s. Judyty jest jak prolog, jest początkiem, nie końcem... Nie wątpimy, że w domu Ojca, gdzie mieszkań jest wiele, nasza kochana Judyta znajdzie pokój i miłość bez granic, nieskończone szczęście. Wierzymy, że choć odeszła i nie ma Jej wśród nas, będzie obecna w naszych myślach i modlitwach. Wierzymy, że stanie się naszą i swojej Siostry Ani,  orędowniczką u Boga, któremu całe życia służyła.

Do zobaczenia w niebie.

niedziela, 4 stycznia 2015

O drodze do nieba...

 

Wszystko ma swój czas




 i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem:



 Jest czas rodzenia i czas umierania,

 … czas płaczu i czas śmiechu… milczenia i czas mówienia...
nie pojmie człowiek dzieł, jakich Bóg dokonuje od początku aż do końca.

Dnia 2 stycznia o godz. 3.25 odeszła do Pana nasza Kochana s. M. Judyta Bilicka.
W dniu 5 stycznia o godz. 13.30 w kościele św. Józefa w Ursusie odbędą się uroczystości pogrzebowe.

SOLO DIOS BASATA - AMEN 

 Gwiazdeczka