Jeżeli ciekawość jest pierwszym krokiem do piekła, to mam spore szanse się tam dostać.
Odkrywanie różnic międzykulturowych, to najprzyjemniejsza nauka, jakiej doświadczyłam w życiu, a jednocześnie najbardziej nieprzewidywalna. Odnalezienie się Europejki (z urodzenia i charakteru) na misji w Kamerunie to skomplikowane zadanie. Zanim zdecydowałam się na spędzenie kilku miesięcy na wolontariacie, Kamerun był dla mnie nie mniej odległy niż Vanatu, czy Tuwalu i nie wiedziałam o nim prawie nic. Wyszukiwałam wszędzie informacji na temat tej „Afryki w miniaturze”. Zrobiłam co w mojej mocy, bo poznać Kamerun jeszcze przed przyjazdem. Oczywiście, realia okazały się odbiegać od moich wyobrażeń.
Spodziewałam się biedy i nędzy na każdym kroku, a tymczasem… Tu jest zupełnie inaczej. I bynajmniej nie mam na myśli majętności mieszkańców, a raczej bogactwo ich mentalności. Być może Doume nie przypomina 5th Avenue w Nowym Jorku, ale nie jest także slumsem Rio de Janeiro. Fakt, ludzie mieszkają w bardzo skromnych warunkach, ale często jest to ich wybór. Od pokoleń mieszkali w „skleconych” chatkach i cywilizacja, w europejskim znaczeniu, nie wmówi im, że bierząca woda w domu powinna być standardem. Budynki misyjne, zdecydowanie odróżniają się od pozostałych. Są jakby bardziej „nasze”, niż tutejsze. Kameruńczycy widzą, że można żyć wygodniej, ale im odpowiada aktualny stan ich domów. Żyją w tych chatkach, dopóki te się nie rozpadną, bo jakoś nie mają czasu myśleć o remontach. Najwięcej uwagi poświęcają relacjom z innymi. Wolne chwile (czyli prawie całe dnie) przeznaczają na rozmowy z sąsiadami, rozmowy o sąsiadach, odwiedzanie sąsiadów albo przyjmowanie sąsiadów. Monotonne? Nie bardzo, bo sąsiadów jest bardzo wielu!
Są też sytuacje, z którymi wciąż czuję się dziwnie. Na przykład, gdy idę do szkoły, przechodzę obok pewnej budowy, gdzie pracuję dwudziestu, może trzydziestu budowniczych, cieśli itd. Gdy tamtędy przechodzę, wszyscy przestają pracować i po kolei krzyczą: „Oliwia!” Rozumiem, że zwracają na mnie uwagę, w końcu białych nie spotyka się tu na każdym kroku, ale dlaczego mówią na mnie Oliwia? Jest to dla mnie niepojęte.
Przywykłam już do tego, że dzieci na mój widok mówią „blanche”. Zdziwiło mnie jednak, kiedy niedawno pewna dziewczynka z przedszkola, z którą znam się z imienia, na mój widok spokojnie powiedziała „tu es trop blanche!”, co znaczy „jesteś zbyt biała!” Zbyt biała?! Miałam ochotę jej odpowiedzieć, że jej karnacja też rzuca się w oczy. Ale tutaj to nie byłaby prawda… Fakt, jestem zbyt biała i teraz nawet mnie to cieszy. Nie mam pamięci do twarzy, a tutaj każdy się ze mną wita, więc nie boję się, że przejdę obok jakiegoś znajomego i go nie zauważę. On zauważy nie na pewno.
Na szczęście, jestem przekonana, że to nie koniec niespodzianek, jakie kryje przede mną Kamerun. Kolejne dni z pewnością przyniosą wiele nowości. Niestety, obawiam się, że lista moich faux pas, także nie jest zamknięta...