sobota, 26 lutego 2011

Komary i ... malaria

Komary, któż ich nie zna! Dają się we znaki wszystkim ludziom pod wszystkimi możliwymi szerokościami geograficznymi, oczywiście wykluczamy Antarktydę i wszelkie inne mroźne rejony naszego świata. Myślę sobie, że przy dzisiejszych zmianach klimatycznych wszystko jest możliwe, że komary zawitają i tam, gdzie najmniej się ich spodziewamy!
Z komarami nierozłączna jest MALARIA. Postrach dla większości ludzi.  Jest czego się bać, ale idzie z malaria żyć. Malaria to problem niemal całej Afryki. Największe ryzyko zachorowań jest w pobliżu płytkich zbiorników wody stojącej jak bagna, których na naszym Wschodzie mamy pod dostatkiem. Gdyby była taka możliwość, można byłoby podzielić się tym bogactwem /śmiech/. Dużo moskitów pojawia się zwłaszcza pod koniec pory deszczowej. Najmniej ich jest na pustyniach i w górach, choć w sprzyjających warunkach może występować aż do 3000 m. Więc Kamerun jest także bogaty w... komary!
Malaria jest obecnie jedną z trzech najważniejszych chorób zakaźnych na świecie obok AIDS i gruźlicy. Ocenia się, że obecnie 40-45% ludności kuli ziemskiej żyje na terenach zakażonych malarią, 85% przypada na rejony Afryki, na południe od Sahary. W ponad 100 krajach strefy tropikalnej i subtropikalnej, narażonych na malarię jest około 1 miliarda ludzi. Co roku umiera na malarię okolo 2,5 miliona ludzi, głównie dzieci poniżej 5 roku życia.

Malaria, paludyzm, zimnica, febra jak kto woli nazywać tę chorobę, wywoływana jest przez 4 rodzaje pierwotniaków - zarodka malarycznego tzw. plasmodium: vivax, ovale, malariae i falciparum. Ten ostatni, to najgroźniejsza odmiana malarii - malaria mózgowa, najbardziej rozpowszechniony rodzaj malarii na południe od Sahary.
Zarodzce /w medycynie naprawdę wymyślają przedziwne nazwy/ malarii wymagają dwóch nosicieli: komara i człowieka.
Komara?
Komary, to on i ona. On żywi się tylko nektarem kwiatów, a ona - komarzyca, kąsa i żywi się krwią człowieka, który jest jej niezbędny do złożenia jaj.
Samice komara Anopheles można rozpoznać:
siada w specjalny sposób, trzyma odwłok pod kątem 45 stopni do powierzchni, podczas gdy pozostałe nie roznoszące malarii, trzymają dół swego ciała równolegle.
No cóż, chyba będzie trzeba zacząć nosić przy sobie kątomierz i mierzyć te komary... ale, czy zdążę zmierzyć przed ukąszeniem? Komarzyce rozpoznają człowieka nawet z odległości kilkudziesięciu metrów, jako obiekt o temperaturze wyższej od otoczenia, a także po wydychaniu przez nas dwutlenku węgla /dobrze, że kąsa jednakowo kobiety i mężczyzn... co byłoby, gdyby "gryzła" tylko mężczyzn?/

Po 30 minutach od ukąszenia przez samice wraz ze ślina komara zarodźce malarii przedostają się wraz z krwią do wątroby, gdzie zaczynają się reprodukować. Zanim pojawią się pierwsze symptomy choroby mija co najmniej 7 dni, po tym czasie zarodźce zostają uwolnione do krwobiegu i rozpoczynają zmasowany atak na krwinki czerwone... i malaria ujawnia się w sposób widoczny, a jej przebieg może być gwałtowny. Malaria może się ujawnić do trzech miesięcy po ukąszeniu przez komara. Idę spać  zdrowa, jak przysłowiowa ryba, w nocy budzę się, jest mi zimno, idę po koc jeden, potem drugi, ale dalej mi zimno, zaczynam mieć dreszcze, czuję, że temparatura wzrasta, jest mi gorąco, potem znów zimno... budzę s. Mariettę, bo do rana nie wytrzymam. Mamy w domu zapas lekarstw; dla mnie zawsze chinina i kroplówka, nic innego na moją malarię nie działa. Wiadomość z ostatniej chwili. Marietta ma malarię. Jeszcze w południe była "w skowronkach" i nagle temperatura, dreszcze... i także kroplóweczka z chininą poszła w ruch... i zdjęcie jeszcze ciepłe, proszę bardzo!

Kilka dni przymusowego leżenia, tracisz czasami kontakt ze światem, ból głowy, nudności, prześcieradła mokre... Zawroty głowy, zaczyna szumieć w głowie, jakby było się nad oceanem, słabo słyszysz - tak działa chinina i do tego ten zapach... brrr, ale dobrze, że jest! Niejednej osobie uratowała życie i jeszcze uratuje. Chce się bardzo pić, o jedzeniu nie ma mowy. Specjaliści od picia kawy, którzy nie wyobrażają sobie początku dnia bez "małej czarnej" na kawę patrzeć nie mogą! W moim przypadku - na malarię choruję raz lub dwa razy do roku, ale "hucznie". Mamy takich misjonarzy, którzy chorują bardzo często i byli tacy, którzy musieli wyjechać z Afryki, bo organizm nie był w stanie walczyć z tą chorobą pomimo brania leków. Wszyscy, którzy mieli malarię są jej nosicielami do końca życia. W Europie nikt nie chce naszej krwi... cóż, dobrze, że nie wszyscy żyją w Afryce! Nie ma szczepionki przeciw malarii. To choroba, która nęka tzw. Trzeci świat, więc nikt specjalnie się nie spieszy albo nie urodził się jeszcze ktoś, komu w udziale przypadnie wynalezienie tej oczekiwanej przez nas szczepionki. Powiem jedno: jak ukąsi komar - nie panikuj, bo statystycznie jeden na 300 komarów roznosi malarię, ale i to się różni w zależności od regionu świata. A co do przyjeżdżających do dzikiej Afryki - po pierwsze - można w ogóle nie brać lekarstw i nie zachorować. 
Po prostu mieliście szczęście i po drugie - można brać leki i... zachorować, po prostu nie mieliście szczęścia! A poważnie pisząc: gdy jesteś lub byłeś w Afryce to ból głowy, kości, gorączka, biegunka... wzywają Cię, byś koniecznie zbadał się czy przypadkiem nie masz np. malarii. To podstępna i bardzo groźna choroba. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz