czwartek, 17 lutego 2011

Święto Młodości czyli ... defilada.

To nie takie proste (jakby się komuś wydawało) iść w zwartej grupie, równym krokiem, śpiewać, salutować i patrzeć w jedną stronę! 11 lutego, jak co roku, w Kamerunie obchodzi się hucznie święto młodości. Po raz 45 w tym roku pod hasłem "Jeunesse - vous etes le fer de lance de la nation" czyli: młodzi jesteście siłą narodu! Miesiąc luty tradycyjnie poświęcony jest dzieciom i młodzieży kameruńskiej. We wszystkich szkołach przez tydzień trwa tzw. tydzień kulturalny.
W oficjalnych pismach podanych przez ministerstwo, temat tegorocznego święta miał być okazją do dyskusji, spotkań, na których omawiane miały być problemy edukacji dzieci. Cóż, kończy się na dyskusjach, a problemy edukacji zostają! Bardzo wiele dzieci nie uczęszcza do szkoły, brak nauczycieli, budynki szkolne w opłakanym stanie! Pomimo trudności trzeba robić, co się da i mieć nadzieję, że będzie lepiej, a właściwie mamy nadzieję i widzimy, że jest lepiej! Tydzień kulturalny sprowadza się do tego, że dzieci ćwiczą! Ćwiczą? Zapyta ktoś: co? Odpowiem bardzo chętnie: krok defiladowy! I dodam, że robią to z radością! Wszystkie szkoły po pierwsze szykują stroje, a po drugie program artystyczny, po trzecie - przez tydzień nie ma lekcji! Cóż więcej do szczęścia potrzeba naszym dzieciom!
 Skoro świt 11 lutego w każdej wsi, miasteczku i mieście na głównym placu, gdzie znajdują się trybuny dla władz i zaproszonych gości panuje świąteczna atmosfera. Ruch uliczny zostaje zatrzymany tam, gdzie uczniowskie"wojsko" ma przejść przez główną ulicę. Okoliczne szkoły, czyli dzieci od przedszkola do szkół średnich z nauczycielami oraz ci, którzy uważają się za młodych, zdążają na plac defiladowy. Oczywiście jest wyznaczona godzina rozpoczęcia uroczystości. W Doume o godz.10, ale tutaj czasu prawie nikt nie liczy, a tym bardziej wielcy tego świata. Do dobrego tonu zalicza się spóźnienie godzinne i większe. Nikogo nie obchodzi, że dzieci stoją dwie, trzy godziny w słońcu czy w deszczu oczekując przybycia jakiegoś pana.
Jak zwykle, co niektórzy misjonarze mają problemy, bo dzieci, nauczyciele nie widzą w tym czekaniu żadnego problemu! Przecież mamy czas! "Takie tutaj zwyczaje proszę siostry misjonarki!" Mamy święto i mamy czas - zgoda! Jak to w życiu bywa, jest czas na wszystko... więc i defilada wreszcie się rozpoczyna. Mówiąc szczerze - zdolne mamy dzieci! Tańce, śpiewy, teatr... wszystko można znaleźć na kameruńskiej defiladzie młodych... i to jest właśnie TO!  Wszystkie dzieci i nie tylko lubią pokazać to, co potrafią, a jeśli wiedzą, że najlepsi dostaną nagrody! W strojach biało-czarnych przedszkolaki z Doume, a pomarańczowe - to dzieci z naszej podstawówki z Doume. Moja szkoła defilowała w Bonando wraz z dwiema innymi szkołami publicznymi, z którymi jesteśmy w jednym okręgu szkolnym. Uczniowie z Bonando byli najlepsi, potem Nkoum, a na końcu, czyli na trzecim miejscu uczniowie z Djaglassi. U nas nie było problemu, bo tylko trzy szkoły i trzy miejsca, więc wszyscy coś otrzymali. Dyrektorka naszej szkoły powiedziała: "naprawdę Bonando przygotowało wspaniały program artystyczny i po królewsku ugościło dwie przybyłe szkoły, które musiały pokonać na pieszo 10 km w jedna stronę! Cieszy mnie bardzo nasza współpraca i podciąganie się wzajemne dla
wspólnego dobra, którym są dzieci. Nie byłam obecna "przy kroku defiladowym" dzieci z Nkoum, bo z rana pojechałam z s. Mariettą i dwiema s. Katechistakami do Bosquet (z noclegiem w Lomie) na coroczne spotkanie księży i sióstr zakonnych pracujących w naszej diecezji z racji święta osób konsekrowanych. W Bosquet pracują siostry Spirytynki.  A tam jest prawdziwy busz z mieszkającymi tu Pigmejami.  Droga fatalna, ale różnymi drogami już podróżowało się... ja byłam szczęśliwa, że nie muszę brać udziału w defiladzie... ale

"Bóg musi jeszcze nad nami popracować"/Benedykt XVI/ i pracuje! I trzeba było zatrzymać się w Abong-Mbangu i oto proszę - dzieci z przedszkola z tegoż miasta, a potem krętymi drogami po "kocich łbach" trzeba było trafić na drogę do Lomie /drogi główne zamknięte, bo defilada/. Szczęśliwe wszystkie cztery, że dojedziemy bez przeszkód do samego Lomie i pogawędzimy z siostrami Katarzynkami..., ale pomyliły mi się strony: lewa z prawą i chcąc nie chcąc znalazłyśmy się w centrum defiladowego szaleństwa w Mindourou. Stwierdziłam, że może i dobrze, że tak się stało... napiszę posta o defiladzie! Siostry Katechistki Estera i Epifania /Togijki/ miały okazję popatrzeć i stwierdziły: "dobrze, że u nas w Togo nie ma takiej tradycji!" W Mindourou znajduje się nasza parafia, która ma także szkołę.
 Swoją siedzibę ma tutaj jedna z największych fabryk przerobu drzewa w Kamerunie. Prowadzona jest przez Francuzów. Można zobaczyć tysiące ściętych drzew, które czekają na przeróbkę a potem wywózkę do wszystkich części świata.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz