piątek, 14 stycznia 2011

Czarownicy, Uzdrowiciele i Marabu...

Chłop jak drąg, patrząc na niego pomyślisz: taki to cię przed wszystkim obroni! Pozory mylą... Dzisiaj w naszym Ośrodku Zdrowia prowadzonym przez siostrę Mariettę od samego rana wielkie poruszenie, powiedziałabym - koniec świata! A to z jakiego powodu? Pielęgniarz, jak już wspomniałam, pokaźny, nic mu nie brak, a trzęsie się jak osika. Blady, oczy pełne łez... pewnie ktoś umarł z rodziny, żona uciekła... Nic z tych rzeczy. "Widziała Siostra?" - pyta ów mąż.  "Ale co miałam widzieć"? "No, przed przychodnią... wysypany popiół, pióra koguta, krew... przeszła Siostra? I nic Siostrze nie jest?  Ktoś był tutaj w nocy, rzucił na mnie czar, nie mogę przejść obok tego miejsca. umrę, ratuj mnie, przyprowadź Ks. Biskupa, niech pomodli się nade mną! "Paul, ks. Biskup jest w Garoua na Konferencji Episkopatu, nie martw się, ja to wszystko posprzątam, pomodlimy się i wierz mi wszystko będzie dobrze."
Kameruńczyk bez wzgledu na to czy jest wierzącym czy nie, wierzy w czarną magię!
 Rano idzie do kościoła, a wieczorem wybiera się do marabu. Afryka fascynuje pięknem krajobrazu,
egzotyką roślin i zwierząt, ale zaskakuje przede wszystkim różnicami kulturowymi. Mamy dostęp do telefonu, internetu..., ale tak jak przed wiekami Afrykańczyk wierzy w czary, uroki. Jest przesiąknięty strachem przed urokami i czarami! Ktoś powie - na waszym Wschodzie, w buszu biedota wierzy w takie bajki... Wykształcenie, pozycja społeczna nic nie znaczą! W kwestii czarów prawie wszyscy Kameruńczycy są równi. 80% zdeklarowało, że w razie choroby będzie szukać pomocy u znachora, czarownika czy marabu. Codziennie mamy przykłady z przynoszeniem ludzi do przychodni, którzy leczyli się w buszu i gdy jest już za późno, rodzina przynosi chorego  do Ośrodka z ranami ciętymi na ciele; w nosie, uszach liście, spalona skóra... a wystarczyło podać antybiotyk. W lesie znajduje się wiele roślin, które leczą, ale i takie, które mogą przyczynić się do choroby czy wręcz przyprawić o śmierć. Czarownicy mogą sprowadzić poważne kłopoty, z chorobą i śmiercią włącznie. Zawładnąć osobą, rzeczą, sprowadzić na kogoś nieszczęście, lęk, strach. To ludzie, którzy stanowią jakby oddzielny klan, są nietykalni i cieszą się ogromnym autorytetem. Czarownik jest w każdej wiosce, mieście. Zrobiłam wywiad odnośnie marabu w Doume. Powiedziano mi, że  "prawdziwego" nie ma, ale przyjezdnych nie brakuje. W Bertoua oddalonym od naszej wsi 55 km praktykuje kilkuset szamanów! Krew z kury, zmielone skorupki jajek, sproszkowane zioła, do tego zaklęcie, przywołanie złych mocy... i lekarstwo gotowe, i strach podany na tacy! Czarownicy sprowadzają nieszczęście. "Czarownictwo" przenika wszystkie sfery życia, łącznie z takimi jak zazdrość, nierówność społeczna czy bezwzględne dążenie do władzy.
Czarownikiem może stać się każdy. W Kamerunie działa szkoła czarowników, gdzie ojcowie poświęcają swych synów złu. Czarownik działa za pomocą złych duchów "mukuyu" /duchów zmarłych/ i "kundu", który uważany jest za główne źródło zła, które samo w sobie nie istnieje, lecz zawsze związane jest z jakaś osobą. Najbardziej niezrozumiałe dla mnie jest to, że Kameruńczyk zawsze szuka winnego swojej choroby, nieszczęścia, śmierci. Trzeba wykryć sprawcę, a sprawcą zostaje często stara babcia, sąsiad, znienawidzona żona, mąż, sąsiad, któremu dobrze się wiedzie. Wynajmuje się czarownika, który szuka winnego... i zawsze znajduje! Przypomina mi się relacja Kapuścińskiego, który z pomocą swojego muzułmańskiego przyjaciela odstraszył złodzieja. Przyjaciel kupił na rynku koguta /musiał to być specjalny kogut/ i jego pióra zawieszone na framudze w specjalny sposób odstraszyły złodzieja. Drzwi domu były otwarte, a nikt nie śmiał wejść do mieszkania. Myślę, że nie śmiał nawet spojrzeć w tę stronę. Ile razy mam ochotę zawiesić jakieś kogucie pióra, posypać trochę soli i pieprzu... może przestaliby kraść - to deski, to blachę, włamywać się do szkoły, wycinać posadzone drzewka. Poskutkowaloby zapewne, ale wiary by nie przymnożyło. Pomimo tych wszelkich dziwnych wierzeń i uzależnień widzą w nas, misjonarzach, ludzi, którzy posiadają coś, co jest bezpośrednim połączeniem z Bogiem - jedynym w swoim rodzaju, połączeniem czynnym przez 24 godziny na dobę. I co najważniejsze mówią, że nas te czary nie dosięgają. Zdjęcia, które widzicie zostały zrobione w Bertoua przez s. Nazariuszę. Szokujące, ale prawdziwe.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz