W dniu wyjazdu na pielgrzymkę obudziłyśmy słońce i ptaki: dzieci z wrażenia, że jadą na spotkanie z innymi dziećmi aż 75 km, a ja myśląc o tym, co jeszcze trzeba zabrać. Nasz środek lokomocji nie został naprawiony! Zostalismy z jedną kamionetką (pickup) załadowaną banami, fasolą, garnkami, naszymi kolorowymi ubraniami, matami do spania. W środku samochodu jest miejsce dla 6 osób + kierowca, więc postanowiłam przeznaczyć te miejsca dla najmłodszych dzieci. Ale co z resztą naszych dzieciaków? Z pomocą przyszedł Ks. Biskup pożyczając nam swoją kamionetkę. 25 osób już mogło jechać, ale wciąż brakowało miejsca dla pozostałych 60 "księżniczek i książąt! Udalo się w końcu z pomocą ks. Oliviego wypożyczyć mały autokar. I do niego "upchałam" 60 dzieci. Nawet nie było tak ciasno. Uciechy było co niemiara! Nic nie znaczył kurz, upał, droga z dziurami. Przez cale trzy godziny w kazdym samochodzie trwal koncert!
Nie obyło się jednak bez przygód. O 7. 15 Toto /kierowca/ i ja wyjechaliśmy z Doume. O 8. OO byliśmy w Nkoum. Dzieci z plecakami, matami, wiaderkami już na nas czekały. Mija jedna, druga godzina...a autokaru nie ma. Dzwonimy, a oni na to, ze wyjechał. Odmówiłam jeden różaniec, zaczynam się denerwować....dzwonię do Oliviego, do s.Fabiany prosząc o pomoc. Oni dzwonią do szefa wynajmu autokarów pytając co się stało? Toto z 25 chłopcami i kucharkami jadą do Nguelemendouki, aby przygotować miejsce w kuchni polowej i miejsce do spania. A my czekamy! Nie mogę zapomnieć, że jestem w Afryce i mam uczyć się cierpliwości! W końcu przyjeżdża nasze autko z 4 godzinnym opóźnieniem i dowiaduję się, że tylko ja martwiłam się, bo cała moja ekipa mówi: "Siostro, czekaliśmy tylko 4 godz., a mogliśmy czekać dłużej! Co Wy na to? Kto ma rację?
Nasza droga do Nguelemendouka. Przez 75 km droga pod górkę i z górki .Modliłam się całą drogę -
"Strzeż nas, Panie jak źrenicy oka i ukryj nas w cieniu Twych skrzydeł", aby nie spotkać dużego samochodu na tej wąskiej drodze.
Czekamy . Jesteśmy gotowi, a naszego pojazdu nie widać! Humory, pomimo czekania dopisują!
Za chwilę będą tańce i śpiewy. Nagrałam filmy,
ale mam trudności z wysłaniem ich.
Toto z Gasparem przygotowują moją kamionetkę do wyjazdu.
Zakładają folię,aby zabezpieczyć nasze bogactwo przed kurzem i
zgubieniem czegokolwiek (wiaderka, torby. Oj, byłby płacz!
Jedna z księżniczek ma już dosyć czekania tak jak i ja!
Do NKA dojechaliśmy na czas. O 15. 00 rozpoczęła się prezentacja poszczególnych grup, powitanie. Z każdego zakątka naszej diecezji przybyła gromada dzieci z opiekunami. Przedstawiali się śpiewając piosenkę związaną tematycznie z hasłem tegorocznej pielgrzymki. Hymnem tegorocznej pielgrzymki stała się
piosenka przygotowana i pięknie zaśpiewana przez dzieci z parafii
Doumentang, której proboszczem jest ks. Mirek Bujak.
Nareszcie kolacja! Dzieci były głodne. Nasza grupa zajadała się plantenami z sosem arachidowym. Mówią, że pychota! Osobiście nie przepadam za tą pychotą!
Po kolacji zebraliśmy się w kościele na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem i tam zastała nas ciemna noc i czas, aby odpocząć, bo jutro bogaty dzień.
W Kamerunie mamy już 2011 rok!
Życzę Wam odwagi i wszystkiego, co piękne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz