czwartek, 28 kwietnia 2011

O deszczu, błocie i ... żabie

Deszcz -  kto nie słyszał, nie widział, nie doświadczył deszczu … ale wiesz, co to jest deszcz? To wielkie pranie w niebie. Wszystkie brudne, czarne chmurzyska kąpią się aż woda na ziemię pryska /z pewnego wiersza/

 Deszcz, to najstarsza kołysanka świata … oj, jak dobrze się śpi, gdy pada sobie tak, jakby od niechcenia. Deszcz to wróg policjantów… zmywa wszelkie ślady niczym sprzymierzeniec przestępcy… i należałoby, bez dwóch zdań, oddać deszcz pod sąd. Ulewa owszem robi porządki, ale niekiedy z tymi porządkami przesadza!
 Deszcz w Kamerunie różne ma imię. Wiosna w Afryce to pora deszczowa i... bywa "kapuśniaczek" zwykle nad ranem, gdy mgła opada, bywa oczekiwany, gdy zaczyna się pora sadzenia kukurydzy, orzeszków arachidowych, kiedy kawa zaczyna kwitnąć tysiącami małych białych kwiatków, kiedy nie ma źdźbła zielonej trawy, kiedy w powietrzu unosi się pył i niebo ma kolor różowy… wyglądamy deszczu… i zaczyna padać, czyli następna pora deszczowa nadeszła. Jest czym oddychać, parasole idą w ruch, kalosze na nogi. I uwielbiam ten czas… pada, a właściwie LEJE, jakby ktoś wylewał wiadra wody z nieba, wszystko i wszyscy zwalniają swoje obroty, albo wcale ich nie włączają, zaczyna się deszczowe afrykańskie leniuchowanie… Nie ma szkoły, poczta zamknięta, biura zamknięte, ośrodki zdrowia puste, personel jeśli przyszedł to śpi na biurkach. Jakie było moje zdziwienie, że poczta, sklepy w naszej stolicy z powodu deszczu  ZAMKNIĘTE, będą otwarte gdy przestanie padać! Ulice puste… możesz zwiedzić miasto, wszystkie zakamarki, robić zdjęcia, ile tylko zapragniesz, bo nie "uwidzisz" ani pół policjanta, możesz przejechać na czerwonym świetle, żółte taksówki mają wolne, czas się zatrzymał!
 Nasze kameruńskie ulewy chodzą w parze z burzami. Niebo rozświetlają pioruny, których tyle nie widziałam, jak długo żyję. Nie jeden raz piorun uderzył w nasze palmy, w dom, nie jeden raz spalił nam urządzenia elektryczne, choć wszystko było powyłączane. Gdy usłyszymy choćby mały pomruk burzy, choć nie widać ciemnej chmurki, biegiem wyłączamy wszelkie urządzenia, bo na porządku dziennym mamy tzw. suche burze. Piękny to widok: niebo robi się ciemne, przyglądasz się ciężkim deszczowym chmurom na horyzoncie, deszczu  jeszcze u nas nie ma, ale go słyszysz, bo już pada 500 metrów od nas… Ktoś kiedyś powiedział, że każdy mężczyzna, który przeżył generalne porządki w swym domu, wie i rozumie dlaczego burza jest rodzaju żeńskiego /śmiech/. Koniec końcem zawsze po burzy wychodzi słońce i u nas nie jest inaczej… Po wielkiej ulewie przychodzi słońce, robi się parno... następnego dnia to samo… i po pewnym czasie mam dosyć pory deszczowej… i wyglądam pory suchej… Nie pomyślcie czasem, że podczas pory deszczowej nic nie robimy tylko leniuchujemy… między nami mówiąc leniuchować także trzeba umieć! Takie deszczowe dni kiedy leje cały dzień należą do rzadkości. Leje przez dwie, trzy i więcej godzin i potem nagle robi się jasno, i jest prawie tak, jakby nie padało, gdyby nie błoto, kałuże i wszelkie doły pełne wody! Po kilku godzinach prażenia naszego słońca po kałużach, błocie nie ma prawie śladu!
Błoto – z kameruńskim deszczem  nierozłączne jest błoto koloru cegły, które lepi się do wszystkiego! Po każdym wyjściu z domu zabierasz się do szorowania butów i nóg. Biada tobie jeśli zostawisz obłocone buty… błoto zaschnie na kość i masz podwójną robotę!  Najlepiej na bosaka… nie jeden raz siedziałam w pralni w dużym zlewie i szorowałam swoje stopy… ostatnim razem  trzeba było, pomimo zdrowego rozsądku, którego siostry Pallotynki maja sporo /śmiech/, wyjechać w deszcz… i nie dało się podjechać autem pod małą górkę! Maczeta poszła w ruch, podkładamy liście z palm, jakieś gałęzie pod koła, pchamy, ciągniemy, jesteśmy  mokre od deszczu, śmiechu, buty w samochodzie, a my na bosaka, po kostki w błocie… jak za dawnych dziecięcych lat, rój owadów radośnie bzyka i wchodzi do oczu i kąsa… co niektórzy zawsze mają kawę pod ręką, wiec popijamy, bo podobno podnosi ciśnienie i koi nadszarpnięte nerwy… i gdyby nie Opatrzność Boża, która przysłała nam rosłych mężczyzn siedziałybyśmy pod tą górką i w rowie do dzisiaj! Wiecie, deszcz deszczem, błoto błotem, a takich rozsądnych jak my jest więcej… i nie jedna droga jest zablokowana przez auto większe czy mniejsze i wtedy sprawdza się powiedzenie, że najdalej zajdziesz na swoich nogach, albo kup sobie motocykl, co nie oznacza, że dotrzesz do celu, bo gliniasty trakt w porze deszczowej zmienia się w błotniste trzęsawisko.
Żaby - a ich deszczowe koncerty, burczenie, kumkanie, donośne trele, przeciągłe rechotanie… to jedno z najbardziej nastrojowych głosów w naszej naturze… Uchowaj Boże!!! W Afryce nie ma spokojnej nocy… Pora sucha - usłyszysz wszelkie żyjące tutaj cykady, świerszcze  i tak śpiewaj, że się w końcu przyzwyczaisz i wychodzisz wieczorkiem posłuchać, popatrzeć na miliony gwiazd i porozmyślać o życiu i śmierci i zapytać raz jeszcze i nie ostatni : co mnie tutaj do Afryki przywiodło?
 W porze deszczowej prym wiodą żaby wszelkiego rodzaju z ich rechotaniem. To jest koncert na tysiące głosów! Jedne kończą, drugie zaczynają! Już masz cichą nadzieję, że będzie cisza… i jest minutę, dwie i na nowo zaczyna się koncert… Na żabie łowy zapraszamy! A miłośnicy żab biją na alarm, bo co trzeci gatunek z prawie 6500 tysięcy żab zagrożony jest wyginięciem. No cóż, żabie udka mają swoich smakoszy i jak mi wiadomo, co roku ludzie zjadają 11 ton tego przysmaku, który nazywa się żabka! Przyjeżdżajcie do Doume i łapcie, zbierajcie, polujcie, zastawiajcie sidła… Ale od jednej żabci proszę z daleka! Ta żabcia to Goliat Płochliwy. Jest największą żyjącą żabą na świecie i żyje w rzekach o szybkim prądzie, często w pobliżu wodospadów tylko w Kamerunu i Gwinei. Może osiągnąć 40 cm długości i waży ponad 3 kg, i jej mięsko jest bardzo smaczne. A jak skacze… skok naszego Goliata dochodzi do 6 metrów i trudno go złowić, bo naprawdę jest płochliwy i bardzo ostrożny. Prowadzi, jak na żabę przystało wodny tryb życia. Jada ryby, inne żaby, małe ptaki. Goliat jest objęty międzynarodową ochroną, bo grozi mu wytępienie ze względu na smaczne udka i pozostałe części zabietego ciała. Na zdjęciu to chyba malutki Goliacik Płochliwy. Chłopcy, którzy go przynieśli myśleli, że jestem miłośniczką żabich udek i chcieli zrobić interes… nie zrobili! Może jednak mogłam ją kupić i... hodować?
I może zrobiłabym  interes z... Goliatem Płochliwym!
Nie było jeszcze Pallotynki
 zajmującej się hodowlą żab! Gazety pisałyby, nie jeden reportaż zostałby napisany, nie jedno zdjęcie by zrobiono... i może uzbierałabym trochę środków finansowych na budowę budynku szkolnego, w którym byłby pokój nauczycielski i magazyn... może jeszcze na płot by coś zostało!

1 komentarz:

  1. Witam, czytając ten post tak sobie pomyślałem, że codzienne życie w Kamerunie musi być trudne prawda?
    Ciekawe, że wg rejestrów statystycznych przynależnych do mojego bloga za każdym razem drukuje mi nie Kamerun, ale Angola... czyżby to w Angoli był najbliższy serwer identyfikowany z odbiorem Internetu?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń