Bororo to plemię nomadów. Bogactwem Bororo są krowy.
I nie wiem czy krowy
chodzą za Bororo czy Bororo za krowami... Zdecydowanie stawiam na drugą opcję!
Więc Bororo chodzą za stadami bydła, które się przemieszczają, szukając pokarmu
i wody.
Ludzie z tego plemienia są szczupli i bardzo silni, i mają jaśniejszą
skórę od pozostałych mieszkańców Kamerunu.
Chodzą wyprostowani jak struny,
przemieżają dziesiątki kilometrów za swoim i ze swoim stadem, które ich
karmi...
Kobiety noszą na głowach duże naczynia z mlekiem, które po drodze się
zsiada, i nim handlują. Czasem robią na sprzedaż masło, takie malutkie kawałki.
Można kupic mleko w porze deszczowej i zrobić z niego biały ser, ale nie jest
tak pyszny, jak ten z mojej Łobżenicy... Dzieci Bororo mają pod dostatkiem
mleka czego nie można powiedzieć o innych dzieciach mieszkających na wschodzie
czy zachodzie Kamerunu.
Pora deszczowa to czas opuszczania swoich siedzib
przez Bororo i wędrowanie na północ, gdzie są lepsze warunki do wypasu krów. Gdy pora deszczowa się kończy Bororo powracają do swoich siedzib i zajmują się bardziej sobą niż krowami np.leczą się... oczywiście ci, co zdążyli wrócić, bo wielu jest takich którzy nie przeżyli kolejnego ataku malarii albo zmarli z powodu innej tropikalnej choroby, a tam gdzie byli ze swoimi krowami nie było nic oprócz przepastnej sawanny i buszu - raju dla krów.
przez Bororo i wędrowanie na północ, gdzie są lepsze warunki do wypasu krów. Gdy pora deszczowa się kończy Bororo powracają do swoich siedzib i zajmują się bardziej sobą niż krowami np.leczą się... oczywiście ci, co zdążyli wrócić, bo wielu jest takich którzy nie przeżyli kolejnego ataku malarii albo zmarli z powodu innej tropikalnej choroby, a tam gdzie byli ze swoimi krowami nie było nic oprócz przepastnej sawanny i buszu - raju dla krów.
Krowa jest miarą
wszystkiego: bogactwa, prestiżu i władzy. Masz więcej krów tym jesteś bogatszy.
Im jesteś bogatszy masz więcej władzy...
Prawda stara jak świat z tym bogactwem i
władzą!
Świat się zmienia i dzisiaj Bororo coraz częściej osiedlają się na
stałe i wypasają swoje krowy na pobliskich terenach.
Pierwsze moje spotkanie z
Bororo było dla mnie zaskoczeniem, że można w obejściu i w licznych domkach
mieć po prostu bardzo czysto. Okrągłe budynki, których dachy pokrywają strzechy
a ściany zrobione są z gliny.
Wnętrze domu bardzo skromne, ale wszystkie
rzeczy, sprzęty poukładane... czego nie można powiedzieć o naszych Maka ze Wschodu
Kamerunu. Jest także podłoga, która zrobiona jest z wymieszanego końskiego
łajna zmieszanego z piaskiem.
Po wyschnięciu jest polerowana i nie ma żadnego
niemiłego zapachu. Osobny domek to sypialnia, kuchnia i pomieszczenie dla
dzieci. Wszędzie panuje ład i porządek.
Patrząc na kobiety Bororo nie ma się
wątpliwości dlaczego wszędzie tak schludnie...
Kobiety Bororo rodzą dzieci
zawsze w samotności
i same odcinają pępowinę.
Towarzystwa dotrzymuje im jednie
krowa, którą plemię przywiązuje do drzewa, bo kobieta będzie potrzebowała sił
żeby wykarmić swoje dziecko i dogonić swoje plemię, a krowa dostarczy mleka...
Smutna rzecz: gdy kobieta umrze, ci co ją znajdą pochowają ją,
a w zamian
zostawią sobie krowę.
Krowa w Kamerunie nie ma tak wyjątkowego statusu jak w Indiach,
ale zdarzają się przypadki zatrzymania ruchu gdy stado krów postanowi odpocząć
na drodze...
I może zdarzyć się taka historia... Siostry miały pole kukurydzy,
a sąsiad miał krowy, które zaczęły wchodzić na to pole
i objadać się kukurydzą.
Za pierwszym i drugim razem siostry nie zareagowały, ale gdy poraz trzeci krowy
sąsiada weszły w kukurydzę ksiądz proboszcz /Kameruńczyk/ stwierdził, że krowy
należy wydoić i mleko zostawić siostrom, aby jakoś zrekompensować straty.
Właściciel przyszedł wydoił krowy i mleko oddał siostrom. Następnego dnia krowy
przyszły na swoje pierwsze śniadanie do sąsiadek czyli do sióstr na pole kukurydzy.
Tym razem krowy zostały zamknięte i jedna z sióstr poszła na
policję. Na posterunku policjant powiedział, że trzeba przyjść z krowami,
inaczej policja nie jest w stanie nić zrobić!
Siostra zdziwiona i to bardzo
stwierdziła, że nie będzie ciągnąć tych krów przez całą wioskę...
Kolejnego
pięknego ranka krowy, chyba już z przyzwyczajenia, zaczynały swój kolejny dzień na polu sióstr.
Tym razem pogoniono krowy na posterunek policyjny...
W
obecności stróża prawa spisana została umowa między siostrami a właścicielem
krów.
Jeśli krowy sąsiada wejdą na pole sióstr jedna z krów będzie własnością poszkodowanych...
Nie wiem...
może na dzisiaj siostry stały się właścicielkami
może na dzisiaj siostry stały się właścicielkami
stada krów /śmiech/,
bo w Afryce wszystko jest możliwe...
bo w Afryce wszystko jest możliwe...
P.S
„Jestem pewny... donikąt nie ma
drogi na skróty: ani do zdrowia, ani do szczęścia, ani do mądrości. Żadna z
tych rzeczy nie może być natychmiastowa. Każdy musi ich szukać na swój sposób,
przejść własną drogę, gdyż to samo miejsce może znaczyć coś innego, zależnie od
tego, kto tam przebywa...” T. Terzani
Pięknie opisałaś Bororo... :-)
OdpowiedzUsuńCo kraj to inne obyczaje...
Czekam na kolejne, ciekawie opisane historie z życia.
OdpowiedzUsuńŻycze zdrowia.
U moich dziadków, gdzie spędziłem czas w latach 1969-1973 była krowa... bardzo mleczna. Pani Józia, pomoc w ich gospodarstwie, postanowiła nauczyć mnie dojenia. Nie zapomnę nigdy, gdy strzyki mleka, które udało mi się wycisną z wymiona zamiast do skobla trafiały na moje spodnie, bluzkę i twarz. A smak tego niepowtarzalny:-)))
OdpowiedzUsuńJudyto... wszystko o czym piszesz jest ciekawe, piekne, wartościowe.
OdpowiedzUsuńKażda moja wizyta u Ciebie jest dla mnie wielką ucztą intelektualną.
Zapraszam do siebie, bo napisałam coś na temat ołtarza Wita Stwosza w Kościele Mariackim.
Serdeczności Judyto.
Jasna;prawda:co kraj to obyczaj...
OdpowiedzUsuńZofijanna; dzienkuje...
Krzys;uczylam sie kiedys w dziecinstwie dojenia krow... marnie to wyszlo, bo nie moglam powstrzymac sie od smiechu po kazdym dotknieciu wymion...Stwierdzono, ze nic z tej nauki nie wyjdzie!
Stokrotka; wchodze do Ciebie Stokrotko, ale nie moge napisac zadnego kometarza... zawsze cos zle wpisuje
Serdecznosci
Judith
Co kraj to obyczaj. Szczególnie zaskoczył mnie wygląd wnętrza domów. Kobiety Bororo są piękne!
OdpowiedzUsuńMiłego dnia życzę!
Poród w samotności to ciężka sprawa... Niemniej, muszę dodać, że kobiety jak i ich domy, są piękne.
OdpowiedzUsuńYyyy... tak, jestem przekonana, że siostry mają już wielkie bogactwo ^__^
P.S. Definicja drogi na skróty: "Łatwiejszy, prostszy sposób osiągnięcia jakiegoś celu, zdobycia czegoś; droga nie główna, ale poboczna, krótsza".
Ale czy właściwa?
Zauroczeni wypowiedziami niektórych filozofów odnośnie życiowej drogi na skróty, możemy ulec złudzeniu, iż oni, przygotowując swe myśli na papierze, poruszają się w obszarze Prawdziwej Sztuki jakiejś tam Wiedzy, jakiejś tam Prawdy...
Ja, myślę że sami sobie powinniśmy wykładać własne prawdy. Czy jest coś takiego jak los? Droga którą idziemy, jakieś przeznaczenie? Jest Bóg. To nie jest droga, bo drodze się nie ufa, stąpa ostrożnie, rozważnie, mierzy jej długość, czas przebyty...
(...)bo drodze się nie ufa(...) a Bogu tak.
Wcale jak u nas w Pastorczyku... Krowa najważniejsza ;-).
OdpowiedzUsuńPiękna opowieść Judyto. Jednak przerażający ten poród w samotności i... gonienie potem za resztą...
A kobiety - szykowne! Nie widzę zaś żadnego dorosłego mężczyzny ;).
Witaj Judyto! Piękna, wzruszająca ale i momentami przerażająca opowieść. Chociażby ten poród.... Jak fajnie mają w środku w tych domkach swoich.Ciekawe z ta podłogą.Pozdrawiam Judytko bardzo serdecznie.
OdpowiedzUsuńRodzenie w samotności... nie wiem, ale chyba byłabym przerażona. A od tego plemienia z pewnością mogłabym nauczyć się uporządkowania - wsyztsko tak ładnie i równiutko ułożone!
OdpowiedzUsuńIleż tu mądrości Siostro moja.
OdpowiedzUsuńIleż jeszcze zdarzeń czeka na swoją opowieść?
Serdeczne usciski posyłam :)))***
Dodam jeszcze, że czytając tego posta, pomyślałam o Andrzeju, naszym wspólnym znajomym blogerze, który swojego bloga zatytułował "Z życia Nomada". Ciekawa jestem dlaczego wybrał taki pseudonim?
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego Judyto :))*
Mężczyzna był w okolicy jeden - pilnował, żeby nikt kobietom nie zrobił krzywdy. Zabawne, że kobiety w jego towarzystwie się nie odzywały - on odpowiadał na pytania. Pozostali pilnowali, żeby nikt nie zrobił krzywdy krowom :)
OdpowiedzUsuńSą "dzicy" i... jeszcze bardziej dzicy:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=CqJzKr9EmA4
Wklejam ten drobiażdżek dla urozmaicenia (choć jednak "troszku" na temat :) :) :) )
Pozdrawiam serdecznie i życzę zdrowia!
kobiety na Bororo są bardzo dzielne,że same rodzą w samotności,może kiedyś te kobiety złamią obyczaj,zaczną sobie pomagac przy porodzie?a jak będą jakieś powikłania?...ja zawsze panikuję,to inna sprawa*śmiech),ale namawiałabym je do wzajemnej pomocy...:)
OdpowiedzUsuńkobiety na Bororo sa tez bardzo ładne,a Ty Judyto,jak zwykle otoczona dziećmi,widać,że nie tylko Ty je kochasz,ale one Ciebie...
krowy to dla ludzi z Bororo życie,to przetrwanie...to brak głodu, dbaja więc o to chodzące jadło..haha
ale się rozpisałam,ale i temat taki...rozległy:)
pozdrówki:)
Bardzo lubię czytać Twoje opisy dotyczące obycajó plemion, wśród których byłaś. am wielki żal do "białych ludzi", że nazywali "dzikusami i barbarzyńcami" wszystkie ludy zamieszkujące Afrykę.Nikt nie starał się poznać dogłębnie ich zwyczajów, zastanowić się dlaczego robią tak od wieków, nikt nie spisywał ich legend, nie słuchał historii, ale każdy starał się im narzucić europejski punkt widzenia na świat. Gdy już niemal wszystko zostało zaprzepaszczone znalezli się pojedynczy badacze, którzy starali się poznać rodzimą afrykańską kulturę. Jak na razie to niemal każdy kontakt "białych"
OdpowiedzUsuńz tubylcami (niezależnie w którym miejscu świata) niszczył miejscową kulturę i przynosił tubylcom cierpienia.
Co do drogi na skróty - zawsze jest ryzykowna, w każdym aspekcie życia.
Buziaki;)
Proste życie, proste prawo - naturalność, normalność...
OdpowiedzUsuńPoczytałam o Bororo (Wodaabe) i innych ludach Afryki. To pocieszające, że takie właśnie normalne kultury trwają przez wieki czy nawet tysiąclecia, nie ulegając tzw. postępowi i jego wynalazkom, wymysłom. Ci ludzie są naprawdę piękni.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Judith.
Oj, jak cudownie, że piszesz o Twoim Kamerunie.
OdpowiedzUsuńKobiety Bororo są wyjątkowe.Potrafią znaleźć się w wyjątkowo trudnych warunkach. Są takie twarde, może dlatego, że żyją tak od wieków.
Serdecznie pozdrawiam
Baaardzo dużo postów Twoich dzisiaj przeczytałam ... nie byłam tu dawno a to miejsce warte odwiedzania regularnego, poprawię się ;)
OdpowiedzUsuńserdeczne pozdrowienia, dużo siły i zdrowia !
Rodzenie w samotności bez pomocy to wyzwanie niesamowite, wiem rodziłam trzy razy... ale szczęśliwie miałam pomoc... jednak nie miałam krowy ;-)
OdpowiedzUsuńMaciejka
Uwielbiam czytać Twoje opisy z życia w Kamerunie. Jest to dla mnie źródło wiedzy o ludziach z tego kraju. Ten post jest bardzo, bardzo ciekawy :))). Każdy musi przejść własną drogę życia, to prawda. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńTaaak, bo w Afryce wszystko jest mozliwe....
OdpowiedzUsuńChyba za to powiedzenie zostalam wyrozniona na Twoim blogu Judytko:)
Piekny jest ten Twoj Kamerun, i z kazdego tekstu jaki piszesz o tej afrykanskiej ziemi i jej mieszkancach plynie milosc i szacunek.
Dziekuje Ci za piekne teksty i zdjecia.
Czy maszyne do pisania uruchomilas?!
Moc usciskow przesylam:)
Judytko tak pięknie opisujesz swoje przeżycia w Afryce , że z przyjemnością czytam i oglądam zdjęcia. Jak w przyszłym roku przejdę na emeryturę będę mięć więcej czasu by odwiedzać nie tylko Twój blog ale i inne zaprzyjaźnione. Obudziłaś wspomnienia z krowami cioci. Pierwszy raz jak pojechałam na wieś bałam się krów, a ciocia mi kazał je wypędzać na pastwisko i pilnować. W drodze powrotnej za gziły się a ja uciekłam ze strachu. Pozdrawiam serdecznie Z Bogiem
OdpowiedzUsuńKto drogi swe skraca, z nich już nie wraca. Cieszę sie, że trafiłam na Twój blog. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńsądzę że dobrze bym się tam czuł...:)
OdpowiedzUsuńzapraszam po odbiór wyróżnienia i do zabawy: http://za-oceanem.blogspot.com/2012/11/kilka-sow-o-mnie-liebster-award.html
OdpowiedzUsuń:)
Taki inny świat... ale przez to niezwykle ciekawy i tak pięknie opowiedziany :)
OdpowiedzUsuńA wujek Zygmunt kupił drewnianą deskę na której mieszkańcy Bororo uczyli się pisać... i przemycił ją potem do Polski.
OdpowiedzUsuń