12 września w naszej domowej kaplicy dwie dziewczyny
rozpoczęły formację zakonną w postulacie Sióstr Pallotynek.
Historyczny to
moment dla nasze polskiej Prowincji.
Myślę, że wiecie: jestem siostrą
Pallotynką pracującą w Kamerunie. Pisałam o historii przyjazdu i rozpoczęciu
pracy misyjnej
Pallotynów i Pallotynek w jednym z postów
pt. Pallotynki w
Kamerunie 7 stycznia 2011.
Więc dzisiaj nie będę Was raczyła tą samą historią
tylko wspomnę,
że Siostry Pallotynki z Polski są w Kamerunie od 14 lat.
Aktualnie mamy w tym kraju 4 placówki.
Zaczynałyśmy w Doume i tutaj
wybudowałyśmy dom, w którym miała rozpocząć się formacja przyszłych Pallotynek
z Kamerunu,
bo komuś trzeba przekazać to wszystko co zrobiłyśmy do tej pory,
kto dalej będzie kontynuować nasze pallotyńskie dzieło.
Z pewną obawą
czekałyśmy na reakcję tutejszych mieszkańców, co do budowy domu i to dużego.
Zostałyśmy mile zaskoczone. W wiosce mówiono: jeśli zaczynają budowę swojego
domu, no to teraz na pewno nie wyjadą, zostaną na stałe!
Rok temu
zamieszkałyśmy w tym domu. Zgłosiły się 4 dziewczyny i tak rozpoczęła się kandydatura.
Po kilku
miesiącach odeszła Melisa. Pozostałe trzy: Sandra, Christelle i Ghislaine
wytrwały do końca kandydatury i pojechały w swoje rodzinne strony z zamiarem
powrotu i rozpoczęcia postulatu.
Lubię często powtarzać, że jestem na wojnie,
bo bojowaniem jest ludzkie życie: o dobro, o wierność zasadom, słowu,
powołaniu...
I nasze dziewczyny stoczyły „wojnę” ze swymi rodzinami.
I tylko
jedna, Ghislaine powróciła z urlopu ze zgodą rodziny na zostanie w przyszłości siostrą Pallotynką.
Przyjechała także Stephanie.
Obie są z zachodu a konkretnie z Bafoussam. A Bafoussam to plemię Bamileke
trudniące się handlem, uprawą ziemi.
Te strony to spichlerz Kamerunu,
a
Bamileke nazywani są kameruńskimi Żydami.
Ghislaine uraczyła nas taką oto
opowieścią: jedna z jej koleżanek postanowiła wstąpić do klasztoru. Rodzina
zgodziła się, ale jak owa panna przyjechała na urlop i oświadczyła, że chce
swoje życie poświęcić Bogu powiedziano jej, że jak urodzi rodzinie dziecko, to
może sobie pójść gdzie tylko zechce.
Trwała przy swoim postanowieniu więc
rodzina uradziła i powzięła decyzję przywiązanie jej do jakiegoś drzewa i kto
tylko chciał pluł na nią, rzucał oszczerstwa, przekleństwa itp...
Jak i to nie
pomogło, chciano ją na siłę wydać za mąż z dnia na dzień.
I co zrobiła? Po prostu
powiedziała: dobrze, ale nie spodziewajcie się, że urodzę wam dziecko, zadnego dziecka nie będzie!
Poszła do swojego klasztoru, została siostrą i ma się dobrze.
A zostać
siostrą to nie tak łatwo, jakby się komuś wydawało.
Pierwszym etapem formacji
jest postulat.
Jest to czas przygotowania do rozpoczęcia życia zakonnego. Żyje się we wspólnocie danego zgromadzenia.
Zgromadzenie przygląda
się postulantce, a ta przygląda się siostrom...
Jest to czas pogłębiania swojej
więzi z Bogiem, poznaje się duchowość, charyzmat i styl zgromadzenia, wzrasta w
poznawaniu i akceptacji siebie i innych.
Codzienność obejmuje czas nauki,
studium, modlitwy oraz pracy.
Jest to czas rozeznania, okazji do bliższego
poznania postulantki przez wspólnotę zakonną i oceny możliwości podjęcia prze
nią życia zakonnego.
I jest także tak, że dziewczęta same
rezygnują, bo stwierdzają, że to życie nie dla nich... Co będzie za rok?
Nie
omieszkam Wam napisać, a póki co otaczam nasze pierwsze kameruńskie powołania
swoją modlitwą, uśmiechem i wiarą, że ten czas dobrze wykorzystają, czegoś się
nauczą i może wstąpią w progi nowicjatu, a jeśli nie, to nie będzie to czas
stracony.
Przez całe życie czegoś się uczymy i w dużej mierze od nas zależy
czy ten czas będzie stracony czy też będzie wzrostem w naszym człowieczeństwie.
„Jest życie spokojne jak kropka, inne – głośne jak wykrzyknik,
a jeszcze inne –
takie, nad którym, jak cień, stoi znak zapytania:
Dlaczego? Dlaczego tak,
dlaczego właśnie ja?”
Ja do dzisiaj sobie
zadaję pytanie, co też Pan Bóg we mnie widział i widzi... było wiele
mądrzejszych, piękniejszych, a wybrał mnie...
Cóż, zwyczajnie po prostu: tajemnica!
Wytrwałości w powołaniu:))
OdpowiedzUsuńTajemnica...Mysle,ze pan Bog, wie co z nami robi i co ciekawe, to wszystko wychodzi nam na dobre, ale ja zawsze walczylam,ze wiem lepiej.
OdpowiedzUsuńAz nauczylam sie, co znaczy: z cichym poddaniem sie woli bozej. Niby latwe...
Pozdrawiam Cie serdecznie, nie wiem, czy sie juz urlopujesz czy jeszcze w Kamerunie?
A postulantkom zycze Swiatla, by rozpoznaly, co jest dla nich najlepsze.
Jutro wyjezdzam do stolicy a w niedziele poznym wieczorem przez Belgie do Polski...
OdpowiedzUsuńWalizki jakoby spakowane, ale jeszcze ktos cos doniesie, jak znam zycie... A mialam w tym roku leciec jak paniusia: podreczna walizka, torebeczka na ramie i aparacik na drugim ramienu... a tutaj dwie walizki i kazda ma prawie 20 kg....
Serdecznosci
Judith
Zycze Ci milego urlopowania w Polsce!
OdpowiedzUsuńPostulantkom zycze aby wytrwaly w wierze i swoich postanowieniach, napisz o nich od czasu do czasu.
Pozdrawiam serdecznie:)
Powołania w takim otoczeniu to znak, że praca przynosi efekty, a zwłaszcza osobisty przykład wspólnoty, w której jesteś. Powołanie to taka premia od Najwyższego:-)))
OdpowiedzUsuńw każdym powołaniu to praca nad soba i jeszcze raz praca.Zrozumieć nie jesteśmy w stanie tego co przewidział dla nas bóg ale byc jego woli posłusznym to jesteśmy w stanie zrobić.
OdpowiedzUsuńŻyczę ci Judyto miłego i dobrego urlopu:)
Życzę, abyś miło spędziła czas na urlopie :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam taką misję. Szczególnie trudne jest to dla miejscowych. Dziewczyny są tam po to, by przekazać geny kolejnym pokoleniom.
OdpowiedzUsuńjesteśmy tylko narzędziem, ale narzędziem myślącym i uzbrojonym we własną wolę, podziwiam i Ciebie i dziewczyny, które wytrwały :)
OdpowiedzUsuńTeż kiedyś byłem w klasztorze- ale wolę być dobrym lekarzem niż złym księdzem:)
OdpowiedzUsuńUdanego urlopu Judyto, niech słońce będzie z Tobą. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak się cieszę, że mogę śledzić, co się u Was dzieje, Judith.
OdpowiedzUsuńDziękuję Bogu za ten Twój blog.
Dobrego urlopu!
Nie wiemy dlaczego Pan Bóg wybiera tą lub tamtą. Tak ma być.
OdpowiedzUsuńPostulat to bardzo dobra sprawa, bo dziewczyna ma czas by stwierdzić czy ma powołanie czy nie ...
Dla mnie to niezrozumiałe, jak można komuś zabraniać takich decyzji. Nawet w niby tak bardzo katolickim kraju jak Polska powiedzenie rodzinie o chęci zostania zakonnicą rodzi wstrząs i gadanie typu: szkoda życia, rodzinę lepiej załóż itp. Ale jeśli ktoś chce służyć Bogu przez pomóc ludziom tak jak Wy, trzeba być niemądrym, żeby tego zabraniać. Albo mieć bardzo małe i złe wyobrażenie o takiej pracy i służeniu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Ja myślę, że piękno i ta książkowa mądrość ma tu niewielkie znaczenie: liczy się serce, Ty, jak myślę, je masz. I rozczuliło mnie to, że ludzie chcą, byście tam zostały: to nagroda za wszystko, co kiedykolwiek mogło męczyć.
OdpowiedzUsuńPisz Nam jak idzie Waszym postulantkom :)Będę trzymać kciuki za nie, za wytrwałość w wierze i za to, by ich rodziny również w pełni zaakceptowały ich wybór. A Tobie droga Judith udanego wypoczynku w Polsce :)
OdpowiedzUsuńNo cóż, w mojej bajce, to my odpowiadamy za nasze postępowanie. I ode mnie zależy czy będę górnikiem lekarzem czy zakonnikiem. Coś co by można nazwać powołaniem, mogło by wystąpić wtedy, kiedy swój zawód będę wykonywał solidnie i będzie mi sprawiał radość.
OdpowiedzUsuńWitaj Judyto!Mówi się, że ktoś ma powołanie.Myślę, że dotyczy to każdego zawodu też.Dobrze, że Pan Bóg nie kieruje się urodą, majętnością ......, to powołania wielu się spełniają.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń„Jest życie spokojne jak kropka, inne – głośne jak wykrzyknik,
OdpowiedzUsuńa jeszcze inne – takie, nad którym, jak cień, stoi znak zapytania:
Dlaczego? Dlaczego tak, dlaczego właśnie ja?”
Piękne zakończenie, a może jakiś początek dla kogoś kto szuka swojej ścieżki...
Życzę wspaniałego urlopu wśród rodaków...
Uściski :)
Przepiękny wpis i fotki.
OdpowiedzUsuńGratuluję działalności misyjnej i zapału. A także dokumentowania tego na blogu.
Jest co czytać i oglądać.
Poza tym to jest świadectwo Waszego działania.
Mało kto o tym wie.
Zawadziłem o Barcelonę. Bardzo chciałbym tam być.
To może jeśli Ty bedisz tam jechała to daj znać. A jak ja będę jechał to też znać dam:)
Byłem 200 km od Barcelony. We francuskim Carcassonne.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na trzecią część Amsterdamu:)
Najgorsze jest Judyto to,że nieraz rodzina nie rozumie tego,co nazywa sie powołaniem...ta historia z dziewczyną,którą chciano na siłę za mąż wydac,mnie zasmuciła,bo wiele jest takich rodzin...Nie rozumieją...że jak ktoś ma powołanie,to nie idzie na siłę,ale że czuje TO i chce...
OdpowiedzUsuńRodzina,dzieci,to nie jest powołanie dla każdej kobiety,to schematyzm myslenia ,szkoda,że pod tym względem jesteśmy tak do tyłu...
Pozdrawiam serdecznie:)
Judytko, Bóg wybrał Ciebie, bo Twoje serce tego chciało. A ON to wie.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam uściski i życzę wspaniałych przeżyć podczas urlopu
Judith, wyobrażam sobie Waszą radość z postulatek!:)
OdpowiedzUsuńPięknie zakończyłaś swój wpis - życie spokojne jak kropka zupełnie mnie ominęło, hehe:) myślę, że to wciąż znak zapytania, ale słówka: dlaczego ja? kiedyś tam zamieniłam na: po co? czego mnie miało nauczyć? a kiedy to nie pomaga, marzę, by spędzić tak ze trzy dni w odosobnieniu - tylko ora et labora...:)tyle, ze to chyba niemożliwe :)
Serdeczności, Boży Promyczku i wspaniałego urlopu!