Nie na darmo mówi się, że podróże kształcą.
Moja Siostra Hania upiekła chleb wg. własnej receptury w piecu chlebowym,
który nie był używany od wielu lat. Chleb prosto z pieca chlebowego jadłam ostatni raz w Essengu czyli w Kamerunie.
U
Sióstr, które mieszkają w przepastnym buszu,
zauważyłam chleb, który nie przypominał tego kupowanego
w Yaounde czy w Bertoua, gdzie znajdują się piekarnie.
W Kamerunie zakupiony chleb
wkładamy do zamrażarki, jeśli się ja ma,i wyjmujemy, kiedy jest nam potrzebny. Inni, bardziej pracowici i z talentem piekarskim - pieką chleb sami. Okazało się, że w Essengu w środku tropikalnego lasu jest PIEKARNIA... i kolejny raz uśmiechnęło się do mnie szczęście, bo trafiłam na dzień wypieku chleba.
Trzeba
dodać, że nie jest on pieczony regularnie, więc
naprawdę miałam szczęście!
naprawdę miałam szczęście!
Każdy ma swoją historię... Piekarnia i piekarz prosto z afrykańskiego buszu także. Pan Assigna Bonaventura właściciel piekarni był
świadkiem nowo-powstającej misji, którą założyli w roku 1958 Księża Spirytyni.
Swoją pracę rozpoczęli od budowy szkoły. Młody Bonaventura był budowniczym,
ministrantem, zakrystianinem, i kucharzem.
Brat zakonny Rabot /Holender/ zbudował pierwszy piec chlebowy, w którym piekł chleb na potrzeby misji. Bonaventura był pojętnym chłopakiem, więc szybko opanował fach piekarza.
W międzyczasie został pielęgniarzem,
ożenił się, doczekał się 8 dzieci, zaciągnął kredyt w wysokości 5 milionów /to bardzo dużo pieniędzy/ i otworzył sklep w Nguelemenduka.
Brat zakonny Rabot /Holender/ zbudował pierwszy piec chlebowy, w którym piekł chleb na potrzeby misji. Bonaventura był pojętnym chłopakiem, więc szybko opanował fach piekarza.
W międzyczasie został pielęgniarzem,
ożenił się, doczekał się 8 dzieci, zaciągnął kredyt w wysokości 5 milionów /to bardzo dużo pieniędzy/ i otworzył sklep w Nguelemenduka.
W
sklepie można było kupić wszystko, co było potrzebne do konstrukcji domu,
uprawy plantacji...
Posłuchaj
- powiedział dziadek Bonavetura, a mogę go tak nazywać,
bo dzisiaj ma 68 lat...
bo dzisiaj ma 68 lat...
- Z
każdej sytuacji jest wyjście, trzeba zawsze patrzeć przed siebie, żyć dzisiaj,
być dobrej myśli, szukać wyjścia z trudnych życiowych sytuacji i pamiętać o
jednym: być dobrym dla innych, pomagać, a nade wszystko kochać swoją żonę i
dzieci...
Dziadek
Bonaventura od kilkunastu lat pracuje, jako piekarz
i mówi:
- Pracuje, aby utrzymać rodzinę.
- Pracuje, aby utrzymać rodzinę.
- Jaką rodzinę? Ma pan dorosłych synów, którzy mają swoje zawody...
-
Dobrze im się powodzi, odpowiada dziadek, ale trzeba pomagać, są wnuki, dzieci
mojego syna, którego żona umarła i teraz on mieszka ze mną, muszę pomóc tej rodzinie.
Czyli
dziadkowie na całym świecie są tacy sami: pomagają!
-
Wypiek chleba daje pieniądze na utrzymanie rodziny i na opłacenie pracowników
pracujących na mojej plantacji kawy i kakao..., dodaje dziadek.
Po usłyszeniu, że dziadek zajmuje się jeszcze plantacją, mój podziw dla niego wzrósł jeszcze bardziej.
Po usłyszeniu, że dziadek zajmuje się jeszcze plantacją, mój podziw dla niego wzrósł jeszcze bardziej.
Wcześnie
rano wyrabia się ciasto, które rośnie, potem formuje się małe chlebki i układa
się je na blachach zrobionych z kawałków starej blachy. Blachy są bardzo czarne, twarde i zahartowane.
Piec
jest napełniony drewnem, które pali się w zamkniętym piecu przez trzy godziny.
Po
trzech godzinach czyści się piec tzn. wyjmuje się niedopalone kawałki
drewna, żarzący się pył wymiata specjalną miotłą, którą zanurza się w
wodzie i piec jest gotowy do wypieku chleba.
Piec
zrobiony jest z glinianej cegły.
Chlebki
są wyniesione z domu i poukładane na półce zrobionej z bambusa. Chciałam
koniecznie dziadkowi pomóc w noszeniu chleba i układaniu na półce, ale nie
zgodził się, bo czasami się potknę i chleb się zmarnuje.
Najlepiej będzie, jak zrobi to sam, a ja popatrzę!
Udało się /pomimo zakazu/, jedną blachę wynieść z domu i dobrze ustawić na bambusowej półce.
Najlepiej będzie, jak zrobi to sam, a ja popatrzę!
Udało się /pomimo zakazu/, jedną blachę wynieść z domu i dobrze ustawić na bambusowej półce.
Każdą blachę z wyrośniętym chlebem dziadek Bonaventura
kładł na wielką łopatę z długim trzonkiem i wkładał do pieca, i jakie było moje
zdziwienie, że po trzech minutach chleb był wyciągany z pieca, bo już się
upiekł! Następnie w ruch poszedł olej i wnuczek małym pędzelkiem
"malował" każdy chlebek olejem. Nie omieszkałam i tej pracy
spróbować... całkiem przyjemne zajęcie! Jadłam gorący jeszcze chleb...
pychota! Chleb jest dostarczany do miejscowych sklepików i wiosek położonych
blisko Essengu.
Piekarnia
w afrykańskim buszu ma stałych klientów, ale nie ma następcy, który pracowałby w piekarni dziadka Bonaventure!
Ciężka
to praca i nie ma chętnych do kontynuowania dzieła pana Bonaventury. Synowie
pomagają, ale nie mają zacięcia piekarskiego, jak ich ojciec.
Muszę
napisać jeszcze słówko o żonie... ponoć była piękną kobietą. Bonaventura wydal
majątek, aby ratować Marin z choroby...
P.S
Nie będę nikogo oszukiwać... Chleb, który jadłam u
mojej siostry Hani był po prostu pyszny i nie będę porównywać tego chleba do
bułek pieczonych w afrykańskim buszu. Jednak chleb Hani nie miał zapachu
Afryki i nigdy go mieć nie będzie... Co by o chlebie nie napisać, jedno
jest pewne, jak człowiek jest naprawdę głodny to zje każdy chleb!
Przypomniałaś mi Judytko moją Babcię i pieczenie chleba. Znam całą procedurę! Ponieważ smaki pozostają w mózgu, nikt nigdy nie upiekł lepszego chleba niż babcia...
OdpowiedzUsuńDobrze, że napisałaś o chlebie, bo dzisiejszy świat nie umie" podnosić go z ziemi przez uszanowanie dla darów nieba"...
Najważniejsze abyśmy wszyscy mieli chleb w domu
OdpowiedzUsuńFajne wspomnienia, ciekawa relacja, dziękuję:)
Pozdrowienia zawsze ciepłe ślę ,w taki piękny słoneczny dzień, mimo października ślę
wiesz Ty co? Ty tak tęsknisz za tą Afryką, że czuć to w każdym słowie. Zostawiłaś tam serce, to pewne. Ach:))
OdpowiedzUsuńto samo sobie pomyślałam!!
UsuńPachnący post, zawsze jak jadę do mamy czeka na mnie, lub jest pieczony przez nią chleb. I oczywiście wszędzie gdzie bywam próbuję chlebów, bułek i pewne jest, że najbardziej smakuje nam z miejsc, za którymi tęsknimy.
OdpowiedzUsuńRozumim Twoje rozdarcie, buziak Judytko
Chleb to pokarm życia. Aż ze zdjęć zapachniało. Przypuszczam, że niewiele może się równać z tym chlebkiem wypiekanym w afrykańskim buszu. Coś wspaniałego. Zobaczyłaś wiele ciekawych miejsc i poznałaś mnóstwo interesujących ludzi. Czego chcieć więcej...
OdpowiedzUsuńMój Ojciec czasem wspomina chleb pieczony w piecu... Ten pieczony w piecyku gazowym już ma inny smak, choć też jest bardzo dobry.
OdpowiedzUsuńJak widać Bardzo Pracowici i Oddani Wnukom Dziadkowie są na całym świecie. Natura ludzka jest taka sama...
Niech żyją DZIADKOWIE O WIELKICH SERCACH!
OdpowiedzUsuńTak, taki swój chleb... do tego prosto z pieca. Nie ma nic 'lepsiejszego'...
OdpowiedzUsuńPiękna historia.
Dodadam tylko tyle, czym byłoby życie bez chleba...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://wieczkodagmara.blog.pl/
ale taki chleb, tak jak mówisz ma smak Afryki, ciężkiej pracy i poświęcenia :) aż tutaj pachnie :)
OdpowiedzUsuńszkoda,że dziadek Bonawentura nie ma następców...bo chleb to podstawa...
OdpowiedzUsuńciekawy opis pieczenia Judytko,a Ty miałaś w nim swój niebagatelny udział,ozdobiony chleb jest...jakby od razu smaczniejszy:)
pozdrawiam serdecznie:)
narobiłaś mi smaku... Aż chyba może dzisiaj sobie upiekę ;-)) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAch, jak lubię zapach i smak takiego chleba z pieca. I powiem szczerze, że poczułem go po przeczytaniu Twoich słów. Tęsknisz, tęsknisz... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJuż Ci kiedyś mówiłam, - Kochasz Afrykę miłością niespełnioną i tęsknisz za nią.
OdpowiedzUsuńNa ten czas moja milosc do Afryki jest spelniona i nie tesknie tylko wspominam i dziele sie jej bogactwem z Wami...
UsuńJ.
Co tu dużo mówić, chlebek to podstawa. Sama też piekę taki na zakwasie, a z dzieciństwa pamiętam piekarnię w stareńkiej chałupie. Zawsze mi się kojarzyła z piekłem było tam ciemno, gorąco a piekarz, okrąglutki dziadzio wkładał bochenki do gorącego pieca. Z tej piekarni jadłam też najpyszniejsze "szneki" i kokosanki. Piekarni dawno już nie ma, tego domu też już nie ma. Pozostało tylko wspomnienie.
OdpowiedzUsuńPamietam zapach pieczonego chleba z prawdziwego pieca chlebowego z dziecinstwa... Ten chleb mogl lezec tydzien i byl nadal pyszny...
UsuńJ.
myślę to samo co przedmówcy.. żaden chleb nie będzie taki jak ten w Afryce... bo tam zostawiłaś całe swoje serce!
OdpowiedzUsuńSerdeczności :****
Moje Serce zawsze jest ze mna, nigdzie go nie zostawiam, bo jak mozna zyc bez serca tam gdzie sie jest aktualnie??????
UsuńJ.
uwielbiam domowy chleb, a jak człowiek głodny to zje wszystko
OdpowiedzUsuńPiekarnie oferują nam świeży chleb prosto z pieca... elektrycznego. A ja mam wielką ochotę na taki, o którym piszesz. Pachnący, chrupiący i taki szorstki pod palcami! Ale zapachu Afryki nie jestem w stanie sobie wyobrazić... za to Ty, tak, to Twój zapach Judytko:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło*
Czasem piekę chleb w domu. Mam maszynę, którą mogę tak nastawić, że na 7 rano mam świeżutki, ciepły chleb. Bajka!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, to musi być piękny poranek :)
UsuńPiękne zdjęcia, aż mi zapachniało :) mądry ten dziadek...
OdpowiedzUsuńChleb ma w sobie coś wzniosłego. Pamiętam z dzieciństwa zamiesznie w kuchni u dziadków, kiedy był dzień pieczenia chleba. Babcia, w późniejszym czasie ciocia, rozpalały piec i piekły chleb na cały tydzień. Przy okazji pieczone były takie malutkie, dla nas, dzieciaków. Pochłanialiśmy je jeszcze ciepłe, pachnące, chrupiące z masłem lub całkiem bez niczego. Na każdym bochenku przed rozkrojeniem, nożem czyniony był znak krzyża. Jeśli komuś niechcąco upadł kawałek chleba, należało go pocałować.
OdpowiedzUsuńOlá, bom dia.
OdpowiedzUsuńMeus desejos de alegria, antes de tudo. Que o fim de semana seja um Templo de Sabedoria. De Paz. Que as energias concentrem-se todas, e que possamos na Segunda Feira, brindarmos com um sorriso, o Dom da Vida.
Um abraço abraçado.
Chleb z dzieciństwa... jego smak jest tym, co pozostaje w pamięci emocjonalnej na zawsze. Każdy późniejszy smak chleba jest porównywany z tym najpierwszym tak, jak zapach kobiety podświadomie porównujemy (mężczyźni) do zapachu matki. Wiem, wiem, że to atawizm, ale nie wyrzekam się tego, bo życie i to, czego w nim doświadczamy, jest jak kromka chleba.
OdpowiedzUsuńPiękny fotoreportaż o pieczeniu chleba. Gratulacje! Mnie najbardziej chleb smakował jak jeździliśmy na wakacje w dzieciństwie na wieś świętokrzyską. Jeździliśmy do piekarni kilka kilometrów. Kupowało się jeszcze gorący chleb i w drodze powrotnej na wieś NADGRYZALIŚMY :)
OdpowiedzUsuńA zapach takiego wielkiego bochna chleba pamiętam do dziś.
Smacznego!
Vojtek
Judyto. Dla mnie wskazany i konieczny. Nałykałem się jodu, odpocząłem od warszawskiego zgiełku. Z dala od polityki spokojniej się żyje.
OdpowiedzUsuńA jest też powiedzenie Z CHLEBEM! To znaczy, żeby coś robić z większą siłą. Jeszcze raz dzięki za fotoreportaż z piekarni kameruńskiej
Witaj :)
OdpowiedzUsuńJa piekę chlebek na zakwasie, ale i tak, choć mój jest smaczny, nie przypomina tego smaku z dzieciństwa. Pieczony był przez Babunię w chlebowym piecu :)
Pozdrawiam mile :)
Jaka pouczajaca, optymistyczna historia. Jest w niej duzo milosci i pasji. Jak mowisz, podroze ksztalca i kazdy chleb inaczej smakuje :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Twoje reportaże. Ten mi się szczególnie podoba, fajnie, kiedy z tak prosta czynnością jka peiczenie chleba wiaże sie cała historia, ktos wklada w to częśc swojego życia - nie ma porównania do bułek z mrożonego ciasta pieczonych na poczekaniu w supermarketach
OdpowiedzUsuń